Marszałek
Józef Piłsudski zmarł śmiercią naturalną dn. 12 maja 1935 r. w wieku 67 lat, 5
miesięcy i 7 dni. Oficjalnie na raka wątroby, którą to nieuleczalną (także i
dziś) chorobę historycy podają jako przyczynę jego zgonu. Niektórzy z nich
dodają jeszcze sklerozę - czym starają się wyjaśnić zmiany osobowościowe
marszałka w ostatnich latach jego życia.
Dr
Marek Kamiński, polski lekarz zamieszkały i pracujący w USA, bezlitośnie
rozprawia się z powyższą diagnozą. Odważnie przedstawia hipotezę, dowodząc jej następnie
na stronach swojej książki, że marszałek Józef Piłsudski umarł na syfilis
(konkretnie: późną kiłę, tzw. kiłę trzeciorzędową).
Autor
nie jawi się bynajmniej jako przeciwnik politycznych planów i posunięć
marszałka. Do ujawnienia prawdy (w swoim rozumieniu) skłoniła go zasłyszana w
młodości informacja z ust wybitnego profesora, który w zamkniętym gronie
pozwolił sobie na niedyskrecję. A następnie przeprowadzone własne medyczne
„śledztwo”. Autora cechuje oczywiście także pozazawodowe wielkie zainteresowanie
historią Polski, bez którego temat ten pozostawałby mu zapewne obojętny.
Książkę
przeczytałem z zainteresowaniem, a medyczne wywody dr. Kamińskiego wydały mi
się przekonywujące. Co nie znaczy, że od razu stałem się ich orędownikiem –
proszę tak niniejszego tekstu absolutnie nie odbierać. Uważam, że książka aż
prosi się o jakąś polemiczną recenzję ze strony świata profesorsko-lekarskiego.
Zły stan umysłowy marszałka Piłsudskiego w ostatnich dwóch, trzech latach jego życia pozostaje stwierdzonym faktem - pisali i piszą o tym nawet jego apologeci. Czy było to następstwem sklerozy, czy późnej kiły czyniącej spustoszenie również w mózgu, jest to dziś obojętne. Nie ma chorób wstydliwych.
Ale
jest również faktem, iż w 1933 r. do władzy w Niemczech doszedł Adolf Hitler. W
tym samym czasie w ZSRR Józef Stalin z powodzeniem umacniał swoją dyktatorską
władzę. A Polską rządził wówczas człowiek chory. Mentalnie nie mogący już
sprostać tamtym łotrom. I nie potrafiący już skutecznie wykreować godnych
następców do rządzenia krajem w półdyktatorskim systemie stworzonym przez
siebie po 1926 r.
Książkę
przeczytać warto. Poznamy z tej lektury również sporo mniej znanych szczegółów
z życia osobistego marszałka, jego rodziny, wczesnej młodości, itp. Dr Marek
Kamiński nawet umiejscawia w czasie fakt zarażenia się kiłą przez późniejszego
marszałka. Miałoby to nastąpić kilka lat przed wybuchem I wojny światowej,
podczas jakiegoś absolutnie przelotnego romansu. Na zdrowie rodziny nie miało
to jednak wpływu – kiła jest zaraźliwa tylko w pierwszej fazie rozwoju tej
choroby.
A
na koniec mój osobisty pogląd: bynajmniej nie zostałem przez dr. Kamińskiego
zniechęcony do tytułowej postaci historycznej. Józef Piłsudski nadal jawi mi
się jako wielki mąż stanu, z wielką sympatią czytam o jego federacyjnych
koncepcjach wskrzeszenia wielonarodowej Rzeczypospolitej. Uważam, że dopiero
wtedy można by mówić o odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Zaś
niepowodzenie w realizacji owych koncepcji świadczy, iż Polska wówczas bardziej
tę niepodległość „uzyskała” niż ją „odzyskała”. Bo to już całkiem inna
Rzeczpospolita (niż przed rozbiorami) była.
Nie
potępiam również zamachu majowego w 1926 r., choć zginęło wtedy dużo więcej
osób niż około pół wieku później w stanie wojennym. W międzywojennej Polsce nie
było bowiem klimatu dla pełnej demokracji parlamentarnej – należało wziąć naród
za łeb, intensywnie się zbroić, a w polityce międzynarodowej realnie oceniać
układy sił i kierować się wyłącznie cynicznym wyrachowaniem. Józef Piłsudski,
dopóki był zdrowy, potrafił to. Później, w ostatnich latach życia – już nie. (I coś ty, wredna dziwko, uczyniła !).