piątek, 20 grudnia 2019

„Beria. Oprawca bez skazy”. Autorka: Francoise Thom


Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, udanego Sylwestra oraz Szczęśliwego Nowego 2020 Roku. I znalezienia po choinką prezentu – najlepiej jakiejś dobrej książki historycznej.
Podczas świąt i następującego po nich dłuższego weekendu proponuję też wygospodarować czas na ciekawą lekturę oraz sport i turystykę, oczywiście tę pieszą. Jeśli ktoś już się natomiast uprze siedzieć przy komputerze, to zachęcam do poczytania tego, co już od ponad trzech lat tu wypisuję (w wyborze niech będą pomocne katalogi czytelni - alfabetyczny i tematyczne).
Dziś zachęcam do lektury o Laurentym Berii, postaci złowrogiej lecz niejednoznacznej.
A następnego wpisu na blogu proszę się spodziewać zaraz na początku przyszłego roku.

Francoise Thom „Beria. Oprawca bez skazy”
Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2016

Książka naprawdę bardzo ciekawa, dość przystępnie napisana (oraz przetłumaczona), ale przesadziłbym polecając ją szerokiemu gronu czytelników. Jest to bowiem opracowanie stricte naukowe o formacie i grubości (999 stron) encyklopedii. Zatem do sięgnięcia po nią zachęcam przede wszystkim entuzjastów historii, niekoniecznie z formalnym wykształceniem historycznym (sam zresztą takiego nie mam).

Francuska pani profesor napisała polityczną biografię Ławrientija Berii (1899-1953) z historią Rosji i Związku Radzieckiego w tle. Tytułowy bohater-oprawca żył w niezwykle burzliwych czasach (dwie wojny światowe, dwie rewolucje rosyjskie) i miał pewien wpływ na bieg historii. Na zachodzie w politycznych kuluarach zwano go Himmlerem Stalina. Było to określenie jak najbardziej słuszne.
Wśród wszystkich najbliższych „przybocznych” Stalina, Beria wyróżniał się inteligencją, sprytem, ambicją i samodzielnością działania, niekiedy nawet nie zgadzając się z Wodzem, ale skrzętnie to skrywając i robiąc swoje. Wódz rozpracował go dopiero w ostatnich kilkunastu miesiącach swojego życia. Powziął zamiar politycznego (i fizycznego, w stalinowskim ZSRR było to normą) zniszczenia Berii, ale cóż – był już na to za stary i zbyt „schematyczny”. Zaczął działać wg scenariusza pozbycia się Jeżowa w roku 1938, co Beria szybko rozszyfrował. Ostatecznie więc to nie Stalin pozbył się Berii, ale Beria – Stalina. I na sto kilkanaście dni przejął, wraz z Malenkowem i Chruszczowem, stery rządu ZSRR.

Autorka bardzo ciekawie opisuje kilkudziesięcioletnie kremlowskie zapasy, w których uczestniczył Beria, zadając politycznym rywalom śmierć zarówno z polecenia Stalina, jak i z własnej inicjatywy. Stalinowski Kreml można by nazwać gniazdem żmij, gdyby to nie uwłaczało żmijom. Kłębowisko żmij jest bowiem bardzo niebezpieczne tylko dla nieostrożnego turysty. Kremlowskie żmije zaś kąsały się śmiertelnie w swoim gnieździe nawzajem. I był to żywioł Berii. Najpierw sam uniknął likwidacji przez Jeżowa, a następnie przez prawie 15 lat, poprzez misterne intrygi, współdecydował z Wodzem (albo wręcz decydował osobiście), który ze stalinowskich „wydwiżeńców” posiada prawo do dalszego życia.
Jak już nadmieniłem, w tle toczyła się wielka historia. Francoise Thom przedstawia dzieje republik kaukaskich, w tym rodzinnej dla Berii (i Stalina) Gruzji. O ile jednak Wódz okazał się Gruzinem całkowicie w Rosji zasymilowanym, to tego o Berii już powiedzieć nie można. Był bowiem skrytym patriotą gruzińskim, utrzymującym niejawne kontakty z gruzińskimi emigrantami politycznymi, nieraz ich po cichu wspierając.

Autorka bardzo obszernie, jak na dysertację naukową przystało, przedstawia też działalność Berii podczas II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych. Opisuje, jak Beria – wykonując i twórczo rozwijając rozkazy Stalina – walnie przyczynił się do zwycięstwa nad Niemcami, podporządkowania państw środkowoeuropejskich oraz wejścia ZSRR w posiadanie broni atomowej.

I o tym wszystkim, co powyżej, przeciętni miłośnicy historii już raczej wiedzą, oczywiście nie w takich detalach jak jest to w książce prof. Thom. Dla historyków najbardziej jednak pasjonujące okazuje się owe sto kilkanaście dni Ławrientija Berii po śmierci Stalina – od marca do czerwca 1953 r. Autorka opisuje (i dokumentuje w przypisach) działalność Berii w tym okresie.
W najbardziej telegraficznym skrócie: Beria to w tamtym czasie prekursor Gorbaczowa, zamierzający wprowadzić kilkadziesiąt lat wcześniej pieriestrojkę i głasnost (autorka nawet kilkakrotnie używa tych terminów w odniesieniu do działań jej „bohatera”). Szedł nawet dalej. Zamierzał rozmontować centralistycznie zarządzany Związek Radziecki, czyniąc z niego dobrowolną federację niezależnych republik, i w ogóle … wyeliminować komunizm. Poszedł jednak za daleko, a przede wszystkim za szybko. Nie docenił też sprytu, odwagi i determinacji innych kremlowskich sierot po Stalinie, głównie Chruszczowa. Pierwsze sygnały o ich spisku dotarły do Berii zbyt późno. Został przez swoich partyjnych kompanów fizycznie zlikwidowany. Autorka, bazując na odtajnionej dokumentacji oraz wspomnieniach (w tym syna Berii), przedstawia trzy najbardziej prawdopodobne wersje śmierci Ławrientija Berii.

Poloniców jest w książce co niemiara. Niektóre całe jej rozdziały i podrozdziały są poświęcone sprawom Polski i Polaków w ZSRR. Trudno zresztą, aby było inaczej. Już od wojny w latach 1919 i 1920 oba państwa miały fragmenty wspólnej historii, a po dniu 17 września 1939 r. ich historia splotła się już nierozerwalnie. Zaciekawionych odsyłam do lektury.


poniedziałek, 9 grudnia 2019

„Sowiety. Historia ZSRS”. Autor: Paweł Piotr Wieczorkiewicz


Paweł Piotr Wieczorkiewicz „Sowiety. Historia ZSRS”
Wydawnictwo LTW, Łomianki 2017

O Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich absolutnie wszystko. Oczywiście wszystko to, co najważniejsze, oraz tyle, ile da się opisać na 354 stronach książki. Za to opisać w sposób bardzo interesujący, przyciągający uwagę czytelnika. W formie ciekawego wykładu monograficznego dla studentów, niekoniecznie tych najzdolniejszych. Książka naprawdę stanowi swoiste kompendium wiedzy historycznej o byłym ZSRR i proponuję ją uwzględnić podczas planowania tegorocznych zakupów prezentów pod choinkę. Jak również inne publikacje śp. Autora. W tym celu proszę zerknąć do katalogu alfabetycznego naszej czytelni.

Poznajemy (przypominamy sobie) historię Związku Radzieckiego – od przełomowej daty 7 listopada 1917 r. (bolszewickiego zamachu stanu, nazwanego później Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową) aż do 26 grudnia 1991 r., w którym to dniu Michaił Gorbaczow złożył dymisję z funkcji prezydenta ZSRR.
Tak gwoli formalności dodać należy, iż ZSRR formalnie powstał dopiero 30 grudnia 1922 r., przedtem istniała rosyjska i inne republiki radzieckie (czy „sowieckie”, jak wolał to określać śp. Profesor). Termin „rewolucja” wydaje się być zaś właściwy ze względu na olbrzymie przemiany społeczno-ekonomiczne, jakie przyniósł już w najbliższej przyszłości ów dzień 7 listopada (25 października wg kalendarza juliańskiego) 1917 roku.

Okres lat 1917-1991 mamy w książce opisany chronologicznie. Czytamy więc:
-    o przyczynach i sposobie dojścia bolszewików do władzy,
-    o wojnie domowej oraz z sąsiadami (w tym z Polską),
-    o praktyce komunizmu wojennego,
-    o tzw. nowej polityce ekonomicznej (NEP) Lenina, jako o chwilowym „jednym kroku w tył”, koniecznym, aby później zrobić „dwa kroki do przodu”,
-    o masowej kolektywizacji rolnictwa i wywołanym nią wielkim głodzie, jak też o wielkiej industrializacji państwa radzieckiego,
-    o wielkim terrorze i wielkiej czystce lat 1937 i 1938,
-    o zmiennej polityce zagranicznej Stalina w latach 1939-1945,
-    o przebiegu wojny niemiecko-radzieckiej w latach 1941-1945,
-    o powojennych represjach wobec własnych obywateli oraz o przygotowaniach do kolejnej wojny z „imperialistycznym Zachodem”,
-    o niewyjaśnionych do końca okolicznościach śmierci Stalina i walce o sukcesję po nim, zakończonej zwycięsko przez Chruszczowa,
-    o woluntarystycznej polityce zagranicznej i wewnętrznej Chruszczowa, co nie spodobało się jego współpracownikom a zarazem konkurentom do władzy (więc go niej pozbawili),
-    o tzw. latach zastoju za rządów Breżniewa, w których jednak doszło do interwencji w Czechosłowacji i Afganistanie, oraz o mało co nie doszło do interwencji w Polsce,
-    o krótkotrwałych epizodach rządów Andropowa i Czernienki,
-    o procesach „przebudowy” i „jawności” systemu radzieckiego, zainicjowanych przez Gorbaczowa, co skończyło się tak, jak się skończyć musiało, gdyż każdy system dyktatorski upada po pozbawieniu go narzędzi terroru i cenzury,
-    o nieudanej próbie restytucji ancien regime (pucz Janajewa), kompromitacji Gorbaczowa i triumfie Jelcyna.

Autor nie poprzestawał na opisach wydarzeń społecznych, dyplomatycznych i militarnych. Odrębnie dla każdego z wymienionych okresów istnienia ZSRR przedstawiał trudną sytuację gospodarczą tego państwa, codzienne życie ludności oraz rozwój (albo zastój, czasem wręcz regres) w dziedzinie nauki, kultury i sztuki. Autor niekiedy nie stronił przy tym od ironii i humoru, co też dodatkowo absorbuje uwagę czytelnika.
A w zakończeniu książki mamy zwięzłe biogramy wszystkich przywódców ZSRR, od Lenina do Gorbaczowa, z uwypukleniem ich podejścia do naszego kraju. Największym z nich polonofilem był, wg Autora, Leonid Breżniew, zaś największym polonofobem bynajmniej nie Stalin, lecz Nikita Chruszczow.

Czego mi w tej książce zabrakło? Chyba już tylko opisu (choćby i najbardziej zwięzłego) radzieckiego eksperymentu z dwoma polskimi autonomicznymi rejonami narodowościowymi w przedwojennym ZSRR. Cóż, śp. Pan Profesor nie zdążył o tym napisać – stanowczo za wcześnie od nas odszedł. A zresztą - może i zdążył, lecz pośmiertni zbieracze Jego tekstów do takich opracowań nie dotarli.
Zainteresowanych tą tematyką odsyłam do lektury książki Nikołaja Iwanowa pt. „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina. Operacja polska 1937-1938” (proszę odszukać w katalogu tej czytelni).

No i jeszcze jeden drobiażdżek natury edytorskiej. Na str. 214, w wierszu 2 od dołu, wyraz „utratą” należy zamienić na „utartą” (mowa tam bowiem „o utartej już tradycji”).


sobota, 30 listopada 2019

„Krwawiące sąsiedztwo. Polacy, Moskale i Kozacy. Płonący wschód Rzeczypospolitej szlacheckiej”. Autor: Jerzy Besala


Ten i kilka następnych artykułów będzie poświęconych lekturom o naszych wschodnich sąsiadach, z którymi przez całe stulecia żyliśmy jak pies z kotem. Proszę mi wybaczyć to pospolite porównanie, ale ono jednak lapidarnie i właściwie określa relacje polsko-rosyjskie.

Jerzy Besala „Krwawiące sąsiedztwo. Polacy, Moskale i Kozacy. Płonący wschód Rzeczypospolitej szlacheckiej”
Wydawnictwo Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2015

Jerzy Besala łączy dużą wiedzę z umiejętnością ciekawego jej przekazania. Powoduje to, iż jego książki czyta się z ogromnym zainteresowaniem. Potwierdzi to Państwu także lektura dziś proponowanego „Krwawiącego sąsiedztwa (…)”, popularnonaukowego studium polskiej Ostpolitik – od zarania naszej i ruskiej państwowości, aż po kres państwowości naszej (mam na myśli upadek I Rzeczypospolitej).
Autor nie ogranicza się do przedstawienia historii tylko z polskiego punktu widzenia. W bardzo szerokim zakresie prezentuje ogląd Polski, oraz Polaków i Litwinów, oczami wschodnich sąsiadów. Przybliża nam także sytuację wewnętrzną państwa moskiewskiego (późniejszej Rosji) oraz naszej (do czasu) lewobrzeżnej Ukrainy. Dokumentuje to zarówno przekazami archiwalnymi, jak też powołuje się na współczesne opracowania historyków rosyjskich i ukraińskich.
Pisze ciekawie i o ciekawych czasach. Oprócz wielkiej polityki i dyplomacji przedstawia sytuację społeczno-ekonomiczną. Kreśli też obraz zmagań wojennych, podczas których trup ściele się gęsto, a tortury, egzekucje i rzezie są na porządku dziennym oraz dotykają masowo także (a często przede wszystkim) ludność cywilną. Żeby nie było niedomówień: Polacy oraz spolonizowani Litwini i Rusini to nie rycerze bez zmazy i skazy, a w okrucieństwie dorównują Moskalom i Kozakom. Autor daje liczne przykłady takiego zachowania przez wszystkie strony konfliktu. 

Po raz kolejny z rzędu poznajemy więc realia epoki „Ogniem i mieczem”, czasów ją poprzedzających oraz po niej następujących. Gościmy nie tylko w Warszawie, ale też na Siczy, w Kijowie i w Moskwie.
A propos czasów wcześniejszych od tych z powieści pana Henryka Sienkiewicza. Jerzy Besala wspaniale opisuje sytuację w państwie carów, m.in. za panowania Iwana IV Groźnego, oraz następującą po tym rosyjską smutę, okres dymitriad i polsko-litewskiej zbrojnej interwencji. Daje do zrozumienia, że to polski król Zygmunt III Waza zaprzepaścił szansę innego, dużo korzystniejszego dla Rzeczypospolitej, docelowego uregulowania relacji polsko-moskiewskich.

Autor ukazuje również ogromny wpływ kwestii wyznaniowych na bieg wydarzeń politycznych. Duchowni prawosławni często nienawidzą papieża i katolicyzmu, a katolicy z kolei dążą do unii, co urzeczywistnia się w 1596 r. Ówczesne oderwanie części prawosławia i przekształcenie w Kościół unicki (greckokatolicki) wywołuje w Moskwie furię, a patriarchat moskiewski staje się odtąd zdeklarowanym wrogiem Polski i polskości w ogóle.
Ale dąsy religijne i morze przelanej krwi w XVII wieku (podczas dymitriad i później w wojnie o Ukrainę) nie przeszkodziły dużemu uznaniu w Moskwie (w drugiej połowie tamtego stulecia) dla polskiej kultury, obyczajowości, a nawet polskiego języka, który przez pewien czas był nawet w powszechnym użyciu przez dworzan na Kremlu.

Zamykając opis wydarzeń historycznych na upadku I Rzeczypospolitej, autor kilkakrotnie wybiega w przyszłość, nawet do czasów teraźniejszych. Podkreśla wpływ wydarzeń historycznych na późniejsze dzieje, a także na dzisiejsze postrzeganie Polski na Ukrainie i w Rosji. Oraz vice versa.
Potwierdzam. Wielka polityka to bowiem nic innego jak tylko historia stosowana.

Na zakończenie, jak zwykle, mam drobną uwagę edytorską, nie wiem tylko, czy wobec autora, czy wydawcy (ech, ta Bellona). Na str. 65 w wierszu 9 od dołu wyraz „fauną” należy zastąpić wyrazem „florą”. Czytamy tam bowiem coś zupełnie niedorzecznego, cyt.: „(…) ogromne puste tereny porośnięte dziko rosnącą fauną (…)”.

środa, 20 listopada 2019

„Lech. Leszek. Wygrać wolność. Lech Wałęsa i Leszek Balcerowicz w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską”


Maciej Gablankowski [red.] „Lech. Leszek. Wygrać wolność. Lech Wałęsa i Leszek Balcerowicz w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską”
Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2019

Tytułowi panowie rozmawiają ze sobą (głównie) oraz z panią Katarzyną, inicjującą i pogłębiającą niektóre wątki ich rozmowy, a także przypominającą im konsekwencje przemian zachodzących w naszym kraju w latach 1988-1992, widziane oczami zwykłych, szarych ludzi.
Lech Wałęsa i Leszek Balcerowicz cierpliwie dowodzą słuszności swoich poczynań. I mają po stokroć rację. Czytelnik, nawet ten niebędący ich politycznym sympatykiem, powinien to sobie uzmysłowić na podstawie realiów tamtego okresu, dziś już historycznych. Bo na decyzje z przełomu lat 80. i 90. ub. wieku należy spojrzeć przez pryzmat ówczesnych realnych możliwości polityczno-społeczno-ekonomicznych.

Metody przyjęte wówczas przez nowe siły rządzące Polską były odmienne w polityce i gospodarce.

W polityce postępowano bardzo ostrożnie i ewolucyjnie. Istniał bowiem jeszcze upadający Związek Radziecki mający bazy wojskowe w Polsce i NRD. Ten jego upadek też nie był zresztą w 100% przesądzony. Jaką przyjęto by tam strategię polityczną w razie powodzenia tzw. puczu Janajewa (lipiec 1991)? Pytanie dość retoryczne. Poza tym, siłom jeszcze rządzącym w 1989 r. w NRD i Czechosłowacji bardzo, ale to bardzo nie podobały się polskie reformy demokratyczne. W celu ich wspólnego stłumienia czekano tylko na gwizdek z Moskwy. Krwawe chińskie rozwiązanie (czerwiec 1989) dawało tu odpowiedni przykład.
Sytuacja wewnętrzna też nie była klarowna. Około dwumilionowa PZPR uszanowała przecież wynik wyborów i oddawała władzę dobrowolnie !!! Członkowie tej partii, liczni jej etatowi działacze, żołnierze zawodowi, milicjanci, esbecy, pracownicy administracji i wymiaru sprawiedliwości nie zgodziliby się zostać z dnia na dzień obywatelami drugiej czy trzeciej kategorii. Swego czasu Jaruzelski i Kiszczak sporo się „nagimnastykowali” przekonując podległy aparat partyjno-państwowy do Okrągłego Stołu i jego ustaleń. Akcentując konieczność ewolucyjnego i pokojowego charakteru polskiej transformacji Prezydent USA George Bush senior w 1989 r. poparł kandydaturę gen. Wojciecha Jaruzelskiego na Prezydenta RP.
Na szczęście więc nie popełniliśmy błędów z listopada 1830 r. i stycznia 1863 r. Bo w tamtych, bardziej odległych już historycznie czasach, idąc na całość, wyraźnie przeszarżowaliśmy. Wykreowaliśmy kolejnych bohaterów narodowych, ale daliśmy równie wielki co niepotrzebny upust krwi i utraciliśmy posiadane choć ograniczone swobody polityczne.
Czy w 1989 roku miało w Polsce dojść do wojny domowej, w którą „ochoczo” włączyłyby się (a nawet ją zainspirowały) państwa ościenne, tylko przy medialnym lamencie i sankcjach gospodarczych ze strony Zachodu?

Powyższe absolutnie nie oznacza, iż obóz Lecha Wałęsy potulnie przystawał na propozycje generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Po wygranych przez Solidarność czerwcowych wyborach uniemożliwiono Kiszczakowi sformowanie rządu, a następnie rozbito peerelowską koalicję PZPR+ZSL+SD, tworząc we wrześniu 1989 r. pierwszy niekomunistyczny rząd z premierem Tadeuszem Mazowieckim na czele. O realizacji przedsięwzięcia „Wasz prezydent, nasz premier” opowiada główny tego kreator– Lech Wałęsa.

W gospodarce natomiast – terapia szokowa. Leszek Balcerowicz opowiada, jak jeszcze w latach 80. wraz z zespołem współpracowników przygotował teoretyczne podwaliny pod transformację społeczno-ekonomiczną, nie wierząc wtedy, iż powstaną warunki do jej przeprowadzenia. Potem więc już tylko przekuwał tę teorię w pionierską praktykę, do czego potrzebował trzech ważnych czynników:
1)     politycznego, rządowego wsparcia ze strony premierów Mazowieckiego i Bieleckiego,
2)     poparcia, a przynajmniej nie przeszkadzania przez Lecha Wałęsę, mającego wówczas posłuch u większości społeczeństwa,
3)     własnego zdecydowania i odporności na stres, umiejętności pokonywania trudności piętrzonych przed nim przez dyletanckich i (lub) demagogicznych przeciwników politycznych.
O powyższej „triadzie” panowie Lech i Leszek szczegółowo rozprawiają, teraz zapewne już z nostalgią. Obszernie nawiązują również do działań na arenie międzynarodowej. Lech Wałęsa wspomina swoje historyczne wystąpienie przed Kongresem USA, a także jak potrafił przeprowadzić „przez bufet” sporną sprawę z Prezydentem Rosji Borysem Jelcynem. Leszek Balcerowicz opowiada o skutecznych staraniach mających na celu nie tylko redukcję polskiego długu zagranicznego, ale też pozyskanie funduszu zabezpieczającego wymienialność złotówki na zachodnie waluty.

Osobiście nie neguję, iż wdrożona w latach 90. ub. wieku transformacja gospodarcza spowodowała, że wielu osobom nagle świat się na głowę zawalił. Stanęły przed widmem bezrobocia, niewypłacalności własnych zobowiązań, nawet wobec braku środków na życie. Pojawiły się w Polsce rzesze bezdomnych, zjawisko w PRL w zasadzie nieznane. W nocy strach się jest po mieście poruszać. Sam zostałem napadnięty na tle rabunkowym przez dwóch zbirów na warszawskiej ul. Grójeckiej w okolicach Placu Zawiszy (w 2002 r.). W latach 90-tych dwie osoby znane mi z widzenia (sąsiedzi z budynku) popełniły samobójstwo z powodu utraty pracy, niemożności płacenia za mieszkanie spółdzielcze, groźby eksmisji i nachodzenia ich przez komornika. Podobnych sytuacji zapewne było więcej. Opisywanie negatywnego (ale i pozytywnego !) wpływu reformy ekonomicznej, zainicjowanej i zrealizowanej przez Leszka Balcerowicza, na indywidualne życiorysy, to problem zbyt złożony, aby się tu dziś nim zajmować.

Należy natomiast przyznać, iż owa „końska kuracja” uzdrowiła ciężko chorego pacjenta, jakim była polska gospodarka odziedziczona po peerelowskich ekonomicznych dyletantach i doktrynerach (nie mam tu na myśli ostatniego premiera PRL Mieczysława Rakowskiego i jego ministra Mieczysława Wilczka). Nasi wschodni sąsiedzi również odrzucili nieefektywny ustrój społeczno-ekonomiczny, ale drogą wytyczoną wówczas przez Balcerowicza nie poszli. I co? Ich gospodarki drepczą w miejscu, a oni sami są u nas gastarbeiterami. Od spotykanych Ukraińców nieraz słyszę, że „Wam się udało, a nam nie.”.

Reasumując – osoby dziś już starsze, a w tamtych latach interesujące się polityką i ją rozumiejące, z tej książki już raczej niczego nowego się nie dowiedzą (poza drobnymi szczegółami biograficznymi LW i LB oraz z tzw. kuchni politycznej). Natomiast przeżyją to wszystko (w myślach) jeszcze raz, przy okazji oceniając własne ówczesne poglądy i zachowania, oraz wspominając (dobrze lub źle) losy swoje i rodziny w latach 90-tych, czyli przebieg takiej osobistej, indywidualnej transformacji ustrojowej (w skali mikro).
Za to osoby młodsze naprawdę mają szansę znacznie poszerzyć i uporządkować wiedzę historyczną. Lektura książki da im okazję poznania historii polskiej transformacji – przystępnie, ciekawie i bezpośrednio opowiedzianej przez jej czołowych kreatorów i uczestników.


niedziela, 10 listopada 2019

„W królestwie Hansa Franka. Sensacje z Generalnego Gubernatorstwa”. Autor: Leszek Adamczewski


Leszek Adamczewski „W królestwie Hansa Franka. Sensacje z Generalnego Gubernatorstwa”
Wydawnictwo Replika, Poznań 2018

Zainteresowani historią okupacji niemieckiej otrzymują zbiór bardzo interesujących - trochę esejów, trochę reportaży historycznych. Dzięki ich lekturze poznajemy zarówno arkana wielkiej polityki uprawianej przez okupanta i nasze państwo podziemne, jak też realia codziennego życia okupacyjnego zwykłych ludzi – głównie mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa, choć autor wspomina również o sytuacji zaistniałej na ziemiach włączonych do Rzeszy (m.in. w Poznańskiem). A zatem sporo dowiemy się lub przypomnimy sobie (raczej z nauki historii, gdyż świadków tamtej epoki już prawie nie ma), ew. poszerzymy naszą wiedzę, w zakresie następujących tematów:
-    powstanie i funkcjonowanie dziwnego tworu organizacyjnego pn. Generalne Gubernatorstwo, oficjalnie mającego wyraz Polska jedynie w zapisie na emitowanych banknotach,
-    działalność i charakter tytułowego generalnego gubernatora, jego rządy sprawowane na Wawelu oraz dalsze losy, aż do zasłużonej śmierci na stryczku,
-    niedoszły do skutku zamach na Hitlera w Warszawie dn. 5.10.1939 r. (jego fiasko autor tłumaczy nieco inaczej niż czyni to Dariusz Baliszewski) oraz późniejsze udane i nieudane zamachy na hitlerowskich dygnitarzy - zbrodniarzy okupacyjnych w Warszawie i Krakowie,
-    grabież dzieł sztuki przez Niemców i polskie powojenne starania o ich odzyskanie; ciekawym tu wątkiem jest historia nieskutecznego (na szczęście) poszukiwania przez hitlerowców „Bitwy pod Grunwaldem” Jana Matejki, zapewne w celu sprofanowania i zniszczenia obrazu,
-    gospodarka Generalnego Gubernatorstwa, w tym usuwanie skutków zniszczeń wojennych 1939 r., podejmowanie inwestycji budowlanych,
-    tragiczny los ludności żydowskiej podczas okupacji, starania o przekazanie potomności szczegółowych informacji o tym (ukrycie tzw. Archiwum Ringelbluma),
-    budzący grozę eksperyment tworzenia zamojskiego „Himmlerlandu”, oraz zwalczanie go przez działających na Lubelszczyźnie partyzantów polskich i radzieckich; odbieranie na Zamojszczyźnie polskim rodzicom małych dzieci, uznanych przez okupanta za nadające się do zniemczenia,
-    powstanie warszawskie jako realizowana opcja polityczna, oraz jako wydarzenie oglądane oczami inteligentnej, młodej warszawianki,
-    obalenie mitu, jakoby to genialny manewr marszałka Koniewa uratował Kraków przed zniszczeniem w styczniu 1945 r. (autor przy tym bynajmniej nie odejmuje zasług Koniewowi jako wyzwolicielowi Krakowa),
-    i in. ciekawe zagadnienia (wszystkie są opisane w 27 rozdziałach książki).

No i na zakończenie parę słów na temat edycji tej książki. Bezbłędna – jak to u poznaniaków! Ale jako zazdrosny warszawiak jeden jedyny znaleziony błąd im jednak wytknę. Na str. 378, w wierszu 6 od góry, należy imię „Józef” koniecznie zamienić na „Edward”, tj. imię premiera Osóbki-Morawskiego. Szanowny autor, pisząc o Osóbce-Morawskim, zapewne myślami był już przy Cyrankiewiczu.


wtorek, 29 października 2019

„Polska – niespełniony sojusznik Hitlera”. Autor: Krzysztof Rak


Krzysztof Rak „Polska – niespełniony sojusznik Hitlera”
Wydawcy: Wydawnictwo Bellona oraz Fundacja Historia i Kultura, Warszawa 2019

Pan dr Krzysztof Rak postawił kropkę nad „i” - naukowo i b. obszernie (na ok. 500 stronach) potwierdzając to, o czym inni publicyści historyczni niekiedy tylko z pewnym zażenowaniem napomykali. Za wyjątkiem panów Radosława Golca, Roberta Michulca i Piotra Zychowicza, którzy tę tytułową tematykę wyłożyli wg zasady „kawa na ławę”. Autor dobitnie wykazał, iż dość utarty w polskiej i zagranicznej historiografii pogląd o chronicznym antypolonizmie Adolfa Hitlera jest mitem. Ów antypolonizm narodził się bowiem nagle i dopiero wiosną 1939 r., gdy Polska z państwa darzonego przez Hitlera niemalże przyjaźnią stała się państwem potencjalnie wrogim, z którym postanowił się rozprawić w pierwszej kolejności.

Adolf Hitler żywił dwie nieodwzajemnione sympatie polityczne: do Wielkiej Brytanii i właśnie do Polski.

Brytyjczyków szanował, obiecywał nie tknąć ich wielkiego (wówczas) imperium, pragnął jedynie, aby oni pozostawili mu wolną rękę w Europie środkowej i wschodniej. Stało to jednak w sprzeczności z brytyjską racją stanu, od stuleci zapobiegającą wyłonieniu się jednego hegemona w Europie kontynentalnej. Nieco ponad wiek wcześniej potknął się o to Napoleon.

Polaków Hitler lubił za ich konsekwentny antybolszewizm, przede wszystkim za wygraną wojnę 1920 r. Marszałka Piłsudskiego szanował i cenił. Po jego śmierci ogłosił w Berlinie żałobę, w której uroczystościach osobiście uczestniczył. Doprowadził nawet do tego, że nazistowscy specjaliści rasowi już zaczynali uznawać „narodowych Polaków” za równorzędnych rasowo Niemcom (usuwając w ten sposób potencjalną przeszkodę na drodze politycznego zbliżenia obu narodów). Autor dotarł do niemieckich archiwów, przeanalizował zarówno oficjalne, jak i nieformalne wypowiedzi Hitlera, dochodząc do wniosku, że niemiecki Führer nie kierował się koniunkturalizmem, nie pragnął uśpić czujności Polaków, ale rzeczywiście widział w Polsce potencjalnego sojusznika. Liczne i bitne polskie dywizje były potrzebne Hitlerowi biernie i czynnie. Biernie – aby w razie wojny Niemiec z Francją zaszachowały ZSRR, uniemożliwiając temu państwu przyjście z pomocą Francji. Czynnie – aby wspólnie z niemieckimi podjęły zwycięską krucjatę przeciwko ZSRR. Adolf Hitler posiadał dalekosiężne plany niemieckiej kolonizacji zdobytych terenów ZSRR, ale i dla Polski przewidywał udział w podziale przyszłych łupów (tereny ukraińskie, dostęp do Morza Czarnego).
Sprawy sporne z Polską Hitler ograniczył właściwie do jednej kwestii: Wolnego Miasta Gdańska. Zrezygnował z innych roszczeń terytorialnych, uporczywie wcześniej zgłaszanych pod adresem Polski przez Republikę Weimarską. Wysunął postulaty powrotu Gdańska do Rzeszy oraz organizacji eksterytorialnego połączenia komunikacyjnego Niemiec z ich wschodniopruską prowincją. I to już wszystko (jeśli chodzi o kwestie terytorialne).

Bezspornym jest, iż dokonany dnia 23 sierpnia 1939 r. przez Hitlera zwrot o 180 stopni w niemieckiej polityce zagranicznej miał swoją główną przyczynę w równie radykalnym zwrocie polityki polskiej w marcu i kwietniu 1939 r. Polska nie tylko przyjęła wtedy tzw. gwarancje brytyjskie, oczywiście skierowane przeciwko Niemcom, ale je także kilka dni później oficjalnie odwzajemniła, co Hitler uznał (skądinąd słusznie) za nawiązanie przez oba państwa antyniemieckiego aliansu, bardzo wzmacniającego już istniejący sojusz brytyjsko–francuski i niewykluczony francusko–radziecki. Poczuł się okrążony i zaszachowany. Postanowił zatem namieszać w europejskiej polityce zagranicznej – wypowiedział pakty zawarte z Wielką Brytanią i Polską, a podjął działanie w kierunku porozumienia z dotychczas największym i najbardziej znienawidzonym wrogiem. Wypichcił w ten sposób iście diabelską (wg własnego określenia) miksturę. Czym i jak to się skończyło, dobrze wiemy z nauki historii (a najstarsi czytelnicy z autopsji). Z powyżej wymienionych państw europejskich z wojny wyszedł zwycięsko właściwie tylko Związek Radziecki. Niemcy i Polska legły w gruzach (dosłownie i w przenośni), Francja została pobita i upokorzona, Wielka Brytania utraciła imperium. Warto było?

Polska A.D. 1939 mocarstwem nie była, ale jej decyzja mogła wówczas przeważyć na szali wielkiej polityki mocarstw. I przeważyła.
Opowiedzenie się Polski po którejś ze stron (angielsko-francuskiej lub niemieckiej) kierowało dalsze losy Europy (i Świata) na określone tory. Gdyby nasi sternicy polityki zagranicznej wybrali wtedy opcję niemiecką, historia powszechna potoczyłaby się na pewno inaczej. Czy dla nas bardziej korzystnie? Śp. prof. Paweł Wieczorkiewicz twierdził, że tak. Pogląd ten następnie rozwinął p. Piotr Zychowicz w bardzo poczytnej publikacji pt. „Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki”. Jednak większość polskich historyków jest diametralnie innego zdania. Ostatecznie i autor dziś tu omawianej książki uznaje korzyści Polski z ewentualnego aliansu z hitlerowskimi Niemcami za mało prawdopodobne. Pozwolę sobie wyrazić odmienną opinię, bardziej zbliżoną do poglądów Pawła Wieczorkiewicza i Piotra Zychowicza (współcześnie) a Władysława Studnickiego (ówcześnie).

Nie wchodźmy jednak w arkana historii alternatywnej (choć to niezmiernie lubię). Czytamy bardzo interesujące opracowanie naukowe (także przystępnie napisane) nt. niemieckiej polityki zagranicznej w okresie międzywojennym, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii Polski. Autor przywołuje liczne dokumenty archiwalne, do których dotarł (czasem jako pierwszy z polskich historyków), a także porównuje ich wersję niemiecką i polską, stwierdzając i wyjaśniając niekiedy różnice ich treści, niewynikające bynajmniej li tylko z przetłumaczenia.

PS
Osoby zainteresowane genezą II wojny światowej mogą zajrzeć do katalogu tematycznego 7, zawierającego wykaz dotychczas tu omówionych książek traktujących m.in. o tym zagadnieniu.

I jeszcze konieczna errata (że też muszę wyręczać w tym wydawców).
Na str. 185 w wierszu 9 od dołu rok 1933 należy poprawić na rok 1934.
Na str. 309 w wierszu 12 od góry rok 1936 należy poprawić na rok 1937.
Na str. 314 w wierszu 10 od góry wyrazy „efekt rozmowy Rydz-Śmigły – Beck” należy zamienić na wyrazy „efekt rozmowy Rydz-Śmigły – Göring”.


niedziela, 20 października 2019

„Skrywane oblicza II Rzeczypospolitej”. Autor: Lech Wyszczelski


Lech Wyszczelski „Skrywane oblicza II Rzeczypospolitej”
Wydawnictwo Bellona SA, Warszawa 2015

Książka zawiera 16 zwięzłych biografii postaci politycznych, będących, z dwoma tylko wyjątkami, zawodowymi wojskowymi, oraz swego czasu osobami bardzo ważnymi i znaczącymi w dwudziestoleciu międzywojennym, choć dwie z nich sam szczyt kariery osiągnęły dopiero w strukturach polskich władz na wychodźstwie. Autor postarał się przedstawić ich najważniejsze dokonania oraz – dla zaciekawienia czytelnika – opisać cechy charakteru i podać niektóre szczegóły z życia osobistego. W 16-tu rozdziałach książki m.in. wykorzystywał teksty swoich wcześniejszych publikacji oraz prace innych autorów, wskazując to w przypisach.
Przy okazji pragnę odesłać Państwa do lektury wcześniejszych książek autora, dotyczących marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i wojny polsko-rosyjskiej w latach 1919-1920 (już opisanych na tym blogu). W moim przekonaniu prof. Lech Wyszczelski jest obecnie liderem wśród historyków, jeśli chodzi o znajomość tychże tematów.

Poniżej piszę po kilka zdań dotyczących życiorysu każdego z 16-tu bohaterów – tak zupełnie wyrywkowo, dla wzbudzenia zainteresowania tą książką (gdyby już sam jej tytuł tego nie spowodował).

1.      Marszałek Józef Piłsudski (1867-1935) już na etapie planowania operacji kijowskiej w 1920 r. popełnił wielki błąd strategiczny. Zamiast obejść wojsko bolszewickie od północy, odcinając mu drogę odwrotu z Kijowa, uderzył frontalnie, pozwalając przeciwnikowi wycofać się praktycznie bez walki. Pomimo ostatecznego wygrania wojny cel polityczny Marszałka nie został zrealizowany. W relacjach z podwładnymi kierował się nie zawsze uzasadnionymi uprzedzeniami. Jeśli zaś chodzi o życie prywatne Józefa Piłsudskiego, autor dochodzi do słusznego wniosku, iż nie był on wzorem wierności małżeńskiej.
2.      Marszałek Edward Śmigły-Rydz (1886-1941), cyt., str. 54: „Stopniowo starał się wywierać coraz większą rolę na politykę zagraniczną Polski.”. Natomiast pochodzenie etniczne Marszałka było skrywane tajemnicą, podobnie zresztą jak i jego pożycie małżeńskie. Tego drugiego tematu autor, jako starej daty dżentelmen, nie drąży (a szkoda). Pisze tylko enigmatycznie o „coraz bardziej niekonwencjonalnym zachowaniu żony” oraz o tym, że pani Marta jeszcze przed poznaniem pana Edwarda prowadziła w Kijowie „dość swobodny tryb życia”.
3.      Generał Władysław Sikorski (1881-1943) na ogół dobrze się sprawował w wojnie polsko-rosyjskiej w latach 1919-1920, choć zdarzyło mu się popełnić kilka błędów w dowodzeniu, skutkujących (w drugiej fazie tej wojny) uniknięciem przez bolszewików okrążenia i zniszczenia. W okresie „pomajowym” był dla piłsudczyków potencjalnie groźnym przeciwnikiem, więc trzymali go w wojsku „bez przydziału” (dziś to się nazywa: w dyspozycji kadr) i stosowali wobec niego drobne szykany (upokorzenia i złośliwości), na jakieś większe się jednak nie decydując (chociaż mogli).
4.      Generał Kazimierz Sosnkowski (1885-1969) aż do 1925 r. był bliskim współpracownikiem marszałka Piłsudskiego, później jednak – dowiadując się o przygotowywanym zamachu stanu – odsunął się od niego, pozostając jednak osobiście lojalny. W czasie zamachu majowego w 1926 r. usiłował popełnić samobójstwo strzelając sobie (niecelnie) w serce. W życiu osobistym mu się nie powodziło – żenił się dwa razy, jedyna córka (z pierwszego małżeństwa) zmarła w młodości na grypę „hiszpankę”.
5.      Wincenty Witos (1874-1945) był trzykrotnym premierem Polski, w tym w newralgicznych dniach sierpnia 1920 r. i maja 1926 r. Odsunięty od władzy usiłował ją odzyskać na drodze demokratycznej, za co poddano go szykanom. Aresztowany, osadzony w wojskowym więzieniu w Brześciu, był tam fizycznie maltretowany i poniżany. W 1945 r. choroba i śmierć uniemożliwiły mu objęcie funkcji w Rządzie Tymczasowym RP w Warszawie.
6.      Pułkownik Walery Sławek (1879-1939) to główny wykonawca zadań specjalnych marszałka Piłsudskiego, przewidywany też przez niego na stanowisku Prezydenta Rzeczypospolitej. Osobiście wielki patriota, kryształowo uczciwy i bezinteresowny (wg opinii mu współczesnych). Po śmierci Piłsudskiego przegrał jednak rywalizację polityczną z prezydentem Mościckim i marszałkiem Śmigłym-Rydzem, a w kwietniu 1939 r. popełnił samobójstwo. Autor nie analizuje przyczyn samobójstwa Sławka, stawiając tu znak zapytania.
7.      Premier Władysław Grabski to w powszechnym odbiorze społecznym uzdrowiciel polskiej waluty, twórca złotego, którego kurs wymiany wobec marki polskiej wyniósł w 1924 r.: 1 zł = 1,8 mln marek (przyznacie Państwo, że w porównaniu z tym nasza denominacja złotego 1:10 tys. w 1995 r. to tylko „małe Miki”, nawet przyjmując ok. 10-krotnie niższą siłę nabywczą złotówki z 1995 r. w porównaniu z tą z roku 1924). Wcześniej, w lipcu 1920 r., w obliczu rysującej się klęski w wojnie polsko-rosyjskiej, premier Grabski podpisał w Spa układ zobowiązujący Polskę m.in. do rezygnacji z Wilna oraz uznania linii Curzona jako podstawy wschodniej granicy Polski.
8.      Generał Felicjan Sławoj Składkowski (1885-1962) to idealny wręcz wykonawca (na najwyższym szczeblu - jako premier i minister) poleceń marszałków, kolejno: Piłsudskiego i Śmigłego-Rydza. W powszechnym odbiorze jest wspominany jako autor niekonstytucyjnego rozporządzenia ws. formalnego uznania Edwarda Śmigłego-Rydza za drugą, po Prezydencie RP, osobę w państwie, oraz jako pomysłodawca i rozkazodawca budowania w wiejskich gospodarstwach suchych ustępów, tzw. sławojek (potocznie tak określanych od pierwszego członu jego nazwiska). Dziś się z tego śmiejemy. Polska wieś jest już od czasów Edwarda Gierka murowana, prawie każdy dom wiejski posiada water closet (WC), ale jeszcze 90 lat temu znakomita większość przodków dzisiejszych gospodarzy (a pewnie i połowy dzisiejszych mieszczuchów, będących przecież nimi dopiero w drugim czy trzecim pokoleniu) w ogóle nie uznawała żadnego kibla, chadzając za potrzebą za stodołę.
9.      Minister Józef Beck (1894-1944) to oczywiście fatalny minister spraw zagranicznych w newralgicznym dla losów Polski roku 1939. Autor przestawia też jego mniej znane obszary aktywności – promowanie emigracji polskich Żydów do Palestyny, koncepcję stworzenia (pod polską egidą) bloku państw Międzymorza. Internowany w Rumunii miał „szczęście”, że zmarł jeszcze przed „wyzwoleniem” tego kraju przez Armię Radziecką. Jako kawalerowi najwyższego rumuńskiego odznaczenia przysługiwało mu prawo do uroczystego państwowego pogrzebu, co wyegzekwowała od władz rumuńskich jego żona.
10.   Generał Lucjan Żeligowski (1865-1947) jest do dziś przeklinany przez Litwinów za odebranie im Wilna w 1920 r. To chyba jedyny żołnierz nie-legionista bardzo blisko związany z marszałkiem Piłsudskim. I nie tylko o ten wileński rzekomy bunt Żeligowskiego tu chodzi. Generał, sprawując w okresie przedmajowym funkcję ministra spraw wojskowych, ułatwił Piłsudskiemu organizację i przeprowadzenie zamachu stanu. W czasie II wojny światowej i po niej nieoczekiwanie stał się zwolennikiem zbliżenia z ZSRR. Jego pogrzeb w Warszawie w 1947 r. miał uroczysty charakter państwowy, z udziałem zagranicznych delegacji.
11.   Generał Tadeusz Kasprzycki (1891-1978) to ostatni przedwrześniowy (i wrześniowy) minister spraw wojskowych. Posłuszny wykonawca poleceń marszałka Śmigłego-Rydza i propagator jego kultu. Pozwalał sobie na drobne szykany wobec generała Sikorskiego. Aktywnie włączał wojsko do zadań politycznych. Cyt. (str. 219): „Za wiedzą i przyzwoleniem gen. Kasprzyckiego wojsko angażowało się także w siłowe nawracania prawosławnych na katolicyzm.”. W życiu prywatnym (cyt., str. 222) „znany był z licznych romansów”, co – zdaniem mu współczesnych – zbytnio absorbowało czas potrzebny na realizację spraw zawodowych.
12.   Generał Tadeusz Jordan-Rozwadowski (1866-1928) posiadał najwyższe kwalifikacje dowódcze w polskiej armii, co zaowocowało zwycięstwem w bitwie warszawskiej 1920 r. Profesor Wyszczelski, sam będąc doskonałym znawcą wojskowości, nie przesądza jednak o autorstwie gen. Rozwadowskiego planu tej bitwy. Na pewno opracował kilka jej wariantów wskazując marszałkowi Piłsudskiemu mocne i słabe strony każdego z nich. Ostatecznego wyboru dokonali jednak „kolegialnie”, a odpowiedzialność za realizację planu bitwy spadła na Marszałka. W maju 1926 r. gen. Rozwadowski stał na czele wojsk wiernych rządowi, za co był później więziony i niewykluczone, że otruty (profesor owych spekulacji i domysłów nie rozwija).
13.   Generał Gustaw Orlicz-Dreszer (1889-1936) dowodził zbuntowanymi oddziałami w maju 1926 r. Później był jednym z najwyższych i najlepszych polskich dowódców, skupiając się na realizacji zadań stricte wojskowych oraz kierowaniu Ligą Morską i Kolonialną, w wielką politykę się nie angażując. W pożyciu małżeńskim niestały, ale za to w drugiej żonie na zabój zakochany. Niewykluczone, że ta miłość okazała się pośrednią przyczyną śmierci generała w … katastrofie lotniczej (szczegóły na str. 252 i 253).
14.   Szeregowy Stefan Dąb-Biernacki (1890-1959) to jeden z najbliższych współpracowników marszałka Śmigłego-Rydza. W czasie kampanii wrześniowej miał być głównym realizatorem jego planów (wówczas będąc jeszcze w stopniu generała). Zawiódł jednak na całej linii. Wcześniej, w 1937 r., zainspirował podwładnych oficerów do najścia na lokal „Dziennika Wileńskiego” i ciężkiego pobicia redaktora tego pisma. W 1940 r. autor listu publicznego do generała Sikorskiego z krytyką jego działań podczas kampanii francuskiej. W odpowiedzi, oraz niejako „za całokształt”, Stefan Dąb-Biernacki został zdegradowany do stopnia szeregowego.
15.   Postać generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego (1881-1942) zna każdy miłośnik historii. Wiadomo – osobisty adiutant i oficer do zleceń marszałka Piłsudskiego, w Warszawie inteligentny birbant, ambasador RP w Rzymie. Następnie: niedoszły Prezydent RP, niedoszły poseł RP na Kubie. Zmarł śmiercią samobójczą w Nowym Jorku. Autor to wszystko dość zwięźle (ale ciekawie) opisuje, nie wspominając jednak o dość istotnym (jak na tamte czasy) biograficznym szczególe generała: jego żona była pochodzenia żydowskiego.
16.   Generał Włodzimierz Ostoja-Zagórski (1882-1927) nie kochał marszałka Piłsudskiego, a ponadto (a może: przede wszystkim) za dużo o nim wiedział. Marszałek, obawiając się późniejszej „lustracji”, przymknął oko na fizyczną likwidację generała, niewykluczone iż aprobując ją nie tylko ex post, ale być może też i ex ante. Wcześniej, gen. Zagórski, podobnie jak gen. Rozwadowski, był więziony w Wilnie za dowodzenie wojskami wiernymi rządowi w maju 1926 r. Ciała gen. Zagórskiego nigdy nie odnaleziono, formalnie był przez piłsudczyków poszukiwany z oskarżeniem o dezercję.

PS
Osoby zainteresowane historią II Rzeczypospolitej mogą zajrzeć do katalogu tematycznego 1, zawierającego wykaz dotychczas tu omówionych książek traktujących o tym zagadnieniu.

No i na zakończenie, jak nieraz to czynię, trochę koniecznych grymasów. Ech, ta Bellona.
§  Na str. 17 w wierszu 4 od dołu, oraz na str. 18 w wierszu 4 od góry, występujące w mianowniku nazwisko „Jodki” należy poprawić na „Jodko”.
§  Na str. 29 czytamy, że Józef Piłsudski w latach 1926-1935 (cyt.) „Nie przyjął żadnej znaczącej funkcji państwowej, poza stanowiskiem ministra spraw wojskowych”. Owszem – przyjął. W okresie „pomajowym” był dwukrotnie premierem rządu, o czym zresztą czytamy wcześniej, na str. 13, w krótkiej notce biograficznej.
§  Na str. 71 w wierszu 12 od góry wyraz „kwakierstwa” należy zastąpić wyrazem „klakierstwa”; gen. Sikorski, wg autora, otaczał się klakierami, a kwakier to przecież wyznawca jednego z odłamów protestantyzmu.
§  Na str. 85 w wierszu 1 od góry rok 1919 należy poprawić na rok 1909.
§  Na str. 110 w wierszu 3 od góry po wyrazach „Dnia 24 lipca” proponuję dopisać „1920 r.”, z wcześniejszej treści bowiem nie wynika, iż chodzi właśnie o tamten ważny rok.
§  Na str. 259 w wierszu 6 od góry wyraz „ofiarom” należy zastąpić wyrazem „oficerom” (tekst dotyczy 16 oficerów).
§  Na str. 264 w wierszu 15 od dołu należy poprawić nazwę szkockiej wyspy z „Bate” na „Bute”.
§  Na str. 267 w pierwszym zdaniu notki biograficznej gen. Wieniawy-Długoszowskiego zamieszczona jest informacja, iż maturę uzyskał on w 1990 r.; to oczywisty błąd, zapewne chodzi o rok 1900, w którym przyszły generał ukończył 19 lat.
§  Na str. 269 czytamy, iż Bolesław Wieniawa-Długoszowski zbiegł z więzienia bolszewickiego. W istocie nie zbiegł, lecz został stamtąd wypuszczony i wydalony do Polski z rozkazu samego Feliksa Dzierżyńskiego (dziwne ale prawdziwe; krwawy Feliks miewał niekiedy takie kaprysy względem rodaków).
§  Na str. 291 w wierszu 16 od dołu wyrazy „4 sierpnia 1937 r.”  należy poprawić na „4 sierpnia 1927 r.”; w 1937 r.  gen. Zagórski zapewne już od 10 lat nie żył.


środa, 9 października 2019

„Polska 1939. Pierwsi przeciw Hitlerowi”. Autor: Roger Moorhouse


Roger Moorhouse „Polska 1939. Pierwsi przeciw Hitlerowi”
Wydawnictwo Znak HORYZONT, Kraków 2019

I znów o lekturze „okolicznościowej” – właśnie minęło 80 lat od ostatnich bitew kampanii polskiej 1939 r. Roger Moorhouse słusznie zauważył, że to tematyka na Zachodzie bardzo mało znana, poza oczywistym faktem, iż polski Wrzesień 1939 stanowił pierwszy rozdział II wojny światowej.

Brytyjski autor pisze o nas z sympatią, szczegółowo przedstawia przebieg walk z Niemcami i ZSRR, rozprawia się z mitami deprecjonującymi polskie wojsko. Opisuje też przygotowania Niemic i Polski do wojny, zdecydowanie Hitlera aby ją rozpocząć i podżeganie go do niej przez Stalina. Zwięźle charakteryzuje sytuację polityczną w przedwojennej Europie, w tym początkowe i jeszcze bezkrwawe podboje - sukcesy Niemiec (Austria, czeskie Sudety, Czechosłowacja, litewska Kłajpeda).

Jak nadmieniłem, przebieg walk wrześniowych i październikowych jest opisany dokładnie, w zasadzie dzień po dniu. Z zainteresowaniem dowiadujemy się, jak angielski autor postrzega kolejne bitwy oraz opiniuje zachowania dowódców i żołnierzy – najpierw dwóch, a poczynając od 17 września już trzech walczących stron. Pisze więc m.in. o znanych nam dobrze (a na Zachodzie chyba wcale) obronie Westerplatte, Helu, Warszawy, twierdzy Modlin, zbombardowaniu Wielunia, bitwach na Śląsku, pod Łodzią i Krakowem, nad Bzurą, pod Tomaszowem Lubelskim i pod Kockiem. Także o represjach wobec ludności cywilnej. Wreszcie o walkach z wkraczającą Armią Radziecką, obronie Wilna i Grodna.

Tymczasem na zachodzie – bez zmian. Alianci uznali, iż swój sojuszniczy obowiązek wypełnili - formalnie wypowiadając Niemcom wojnę. I wystarczy. Autor nie ukrywa krytyki a nawet złośliwej ironii wobec takiej postawy przywódców swojego kraju i Francji. Jest w tym naprawdę szczery, co polski czytelnik na pewno przyjmie z dużą sympatią. Ale i z goryczą, dowiadując się, jak polityczni i wojskowi przywódcy Anglii i Francji wzajemnie się przekonywali (jeszcze przed newralgiczną datą 17 września), aby działań zbrojnych na większą skalę nie podejmować. A najlepiej wcale. Autor takie wypowiedzi dokładnie cytuje i (w przypisach) dokumentuje, waląc tym brytyjskiego i francuskiego czytelnika po oczach (przepraszam za kolokwializm).

Reasumując, jest to naprawdę świetnie i przystępnie napisane (oraz przetłumaczone) opracowanie popularnonaukowe o kampanii polskiej 1939 r. Zarówno o jej militarnym przebiegu, jak i dyplomacji temu towarzyszącej. Ale tylko o samej kampanii i o kilku miesiącach ją poprzedzających.

W nieco dłuższej retrospekcji autor albo przemilcza niewygodne (dla zachodniego czytelnika) fakty, albo po prostu słabo zna niektóre okresy historii Polski.

Dowody? Proszę bardzo.

Na str. 27 drugi akapit od góry rozpoczyna się zdaniem (cyt.) „Relacje między Niemcami a Polską, które przez 20 ostatnich lat bywały w najlepszym razie lodowate, dodatkowo gwałtownie się pogorszyły w poprzednich kilku miesiącach.”.
Przecież pierwszy człon ww. zdania to wierutna bzdura. Stosunki polsko-niemieckie od 1933 aż do początku 1939 roku były więcej niż poprawne, chwilami wręcz przyjazne. I to za sprawą samego Adolfa Hitlera.
Wkrótce napiszę o kolejnej publikacji na ten temat. Aktualnie czytam doskonałą książkę dr. Krzysztofa Raka pt. „Polska – niespełniony sojusznik Hitlera”, wydaną w tym roku wspólnie przez warszawską Bellonę oraz Fundację Historia i Kultura w Warszawie.
Natomiast Roger Moorhouse ma rację, twierdząc (w drugiej części zacytowanego zdania), że relacje polsko-niemieckie gwałtownie pogorszyły się w kilku miesiącach poprzedzających wybuch wojny. Nie wyjaśnia już jednak, iż nastąpiło to wskutek przystąpienia Polski do aliansu z Anglią, gwałtownie montującą koalicję antyniemiecką po złamaniu w marcu 1939 r. przez Hitlera jeszcze świeżego paktu monachijskiego. Inicjatywa pod adresem Polski wyszła od strony brytyjskiej.

Dając na str. 82 – 88 krótki zarys dziejów Polski i Polaków pod zaborami, autor nic nie wspomniał ani o niepodległym Księstwie Warszawskim (1807-1815), ani o autonomicznym Królestwie Polskim, zlikwidowanym dopiero po powstaniu styczniowym, a w latach 1815-1830 posiadającym jeszcze dużą i rzeczywistą autonomię (bardzo ograniczoną dopiero po powstaniu listopadowym).

Tymi dwoma powyższymi krytycznymi uwagami proszę się jednak nie przejmować. Odnoszą się one do zupełnie marginalnych wątków tematycznych, stanowiących tylko drobną część wprowadzenia do głównego tematu. Powtarzam: książka jest świetna, obszernie i historycznie wiernie oddająca tytułową tematykę. Stanowi cenne uzupełnienie historiografii drugiej wojny światowej.