piątek, 29 grudnia 2023

„Szlak umrzyka”. Autor: Larry McMurtry

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę Szczęśliwego Nowego 2024 Roku. Oby przyniósł Wam spełnienie marzeń, nawet tych najskrytszych. W trwającym okresie świąteczno-noworocznym nie zamierzam Państwa męczyć lekturami o okrutnej Europie i pełnym horroru poprzednim stuleciu. Dla odmiany i rozrywki dziś proponuję kontynent północnoamerykański w wieku XIX. Przeczytajmy literacki western.

Larry McMurtry „Szlak umrzyka”

Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2023

Przenosimy się za Atlantyk i cofamy w czasie do lat 1841 i 1842. Stany Zjednoczone Ameryki dopiero się rozwijają terytorialnie. Jest jeszcze przed wojną USA z Meksykiem (1846-1848), która uszczupli to drugie państwo o 1/3 terytorium (a uwzględniając powierzchnię Teksasu, o czym poniżej, to nawet o ponad połowę). Ale starcia zbrojne pomiędzy nimi już trwają. Na wcześniej zagarniętym przez amerykańskich kolonistów obszarze powstaje w 1836 r. po walkach z Meksykanami duża niepodległa Republika Teksasu, która w 1845 r. zostanie przyłączona do USA jako kolejny stan (co właśnie stanie się casus belli). W ciągu 9 lat swego istnienia, mając ciche wsparcie rządu i kongresu Stanów Zjednoczonych, śmiało sobie poczyna, sięgając dalej na zachód po tereny autonomicznego podówczas Nowego Meksyku, wchodzącego w skład Republiki Meksyku. Latem 1841 r. Teksańczycy organizują wyprawę „wojenno-osadniczą” w celu aneksji miasta Santa Fe (ważnej miejscowości na przecięciu szlaków handlowych) i terenów wokół położonych. Kilkusetosobowa ekspedycja ponosi jednak fiasko. Ci jej uczestnicy, którzy po drodze nie polegli w zmaganiach z Indianami, Meksykanami oraz siłami natury, trafili do meksykańskiej niewoli, gdzie część z nich rozstrzelano. Tyle w telegraficznym skrócie po przeczytaniu posłowia pt. „Western jako szkoła przetrwania” (str. 383-396) autorstwa p. Michała Stanka, potwierdzonego zajrzeniem do atlasu historycznego i podręcznika historii powszechnej XIX wieku.

„Szlak umrzyka” to fabularnie pierwsza część tetralogii amerykańskiego pisarza Larry’ego McMurtry’ego (1936-2021), napisana w 1995 r. Drugą z kolei jest jego powieść pod angielskim tytułem „Comanche Moon”, powstała w 1997 r., w dacie edycji niniejszego tekstu jeszcze niewydana po polsku. Trzecia i czwarta zaś to „Na południe od Brazos” (1985) i „Ulice Laredo” (1993), napisane wcześniej. Jak więc z powyższego wynika, powstałe później „Szlak umrzyka” i „Comanche Moon” stanowią tzw. prequele.

Autor, dość ogólnie zachowując zgodność z przedstawionymi na wstępie faktami historycznymi, wprowadza nas w świat Dzikiego Zachodu, w jego realia społeczne, geograficzne i przyrodnicze. Głównymi bohaterami literackiego westernu są dwaj nastolatkowie, których życiowy los rzucił na głęboką wodę. O ich pochodzeniu i przeszłości wiemy niewiele. Niewykluczone, iż autor opisał je we wcześniej powstałych utworach, ale fabularnie późniejszych, i nie chciał się tu powtarzać. Są to sympatyczne chłopaki, w zasadzie bez żadnego wykształcenia. Popełniają błędy młodości, na których dopiero się uczą, życiową wiedzę czerpią też obserwując i słuchając starszych westmanów. Oprócz nich w powieści występuje cała galeria typów ludzkich, zarówno pozytywnych, jak i spod ciemnej gwiazdy. Niektóre osoby są postaciami historycznymi (choć ich faktyczne życiorysy biegły nieco inaczej niż w powieści), niektóre pod fikcyjnymi nazwiskami mają rzeczywiste pierwowzory (choć też o losach odbiegających od przedstawionych w książce), pozostałe natomiast to już zupełny wytwór wyobraźni autora. Szczegóły w tym zakresie zawiera ww. posłowie.

Od lektury trudno jest się oderwać! Wędrujemy z Gusem McCrae i Woodrawem Callem dzikimi szlakami dziewiętnastowiecznego Teksasu i Nowego Meksyku, walcząc z Indianami (głównie), Meksykanami (prawie wcale), polując, marznąc, moknąc, głodując, omal nie ginąc w pożarze prerii. Owi Indianie to przede wszystkim Komancze pod wodzą okrutnego Garbu Bizona, i Apacze dowodzeni przez bliżej niescharakteryzowanego Gomeza. Ci drudzy są mniej straszni tylko o tyle, że swoich ofiar nie skalpują. Jedni i drudzy nie mają nic wspólnego ze szlachetnymi postaciami czerwonoskórych przedstawianych w powieściach Karola Maya, m.in. na których się wychowałem. Na dowód ich okrucieństwa przytoczę radę starszych westmanów dawaną nowicjuszom. W razie otoczenia przez Indian należy koniecznie i skutecznie popełnić samobójstwo, gdyż alternatywą będzie śmierć w bardzo długich męczarniach, a w zadawaniu tortur mogą uczestniczyć również indiańskie squaw, wyspecjalizowane w odgryzaniu elementów ciała jeńców, w tym także tych intymnych męskich. Oczywiście nie tylko czerwonoskórzy są w książce postaciami negatywnymi. Larry McMurtry wprowadził też do niej patologiczne typy białych łowców skalpów (to nie pomyłka) oraz białych handlarzy niewolników (głównie pojmanych meksykańskich kobiet i dzieci), kupowanych od Indian i nieraz odsprzedawanych innym Indianom. Płeć piękna również się w powieści na pierwszym planie pojawia. Przez wszystkie karty książki śledzimy losy rosłej, silnej i odważnej Matyldy Roberts, początkowo zajmującej się najstarszą profesją świata, później się ustatkowującą. Gdy już o tym napisałem, to dla zachowania międzypłciowej symetrii muszę dodać, iż Gus McCrae jest młodzieńcem nadmiernie pobudliwym (nawet zważywszy jego wiek) i wszystkie zarobione pieniądze wydaje przeważnie w burdelu kategorii ostatniej. W książce napotykamy opis takiego przybytku w realiach Dzikiego Zachodu pierwszej połowy XIX wieku. A skoro mówimy o pieniądzach, to czytelnika zapewne rozczuli duża wartość ówczesnej waluty amerykańskiej. Żołd szeregowego Strażnika Teksasu wynosi 3 dolary miesięcznie, awans na kaprala daje mu podwyżkę 1 dol./mies. Jak wcześniej wspomniałem, amerykański autor, mimo wzbogacenia rzeczywistych wydarzeń i osób fikcją literacką, utrzymuje się w realiach epoki. Posiada w tym zakresie wiedzę eksperta historycznego, co m.in. potwierdzają przyznane mu w USA nagrody i wyróżnienia. Rażący wyjątek dostrzegamy dopiero w zakończeniu powieści – absolutnie nierealistycznym, fantastycznym sposobie uratowania się niedobitków pechowej ekspedycji. Ale ów lipny (moim zdaniem) happy end to tylko kilka ostatnich stron (375-380) książki, proszę się więc z góry nie uprzedzać. Nadmienię także, iż tytułowy szlak umrzyka odpowiada odcinkowi trasy od Santa Fe do El Paso, przebytemu przez bohaterów powieści już w charakterze jeńców pod meksykańską eskortą. Jego określenie pozostaje bardzo adekwatne do warunków geograficznych i przyrodniczych tam występujących, co zresztą potwierdza sama nazwa geograficzna krainy w języku hiszpańskim: Jornada del Muerto. Oprócz ekstremalnie trudnych warunków terenowych życie podróżnych „urozmaicają” Indianie. Zarówno ów szlak, jak i całą trasę Austin – Santa Fe – El Paso – Galveston możemy prześledzić na mapie znajdującej się na początku i na końcu książki, jest na niej zaznaczona cienkimi, jasnymi paskami.

No i jak się to Państwu podoba? Proszę nie mantykować, tylko przygotować odpowiedni ekwipunek i … siadamy na koń, czas ruszać w drogę! Wild West has been waiting for You.

wtorek, 19 grudnia 2023

„Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina”. Autorka: Maria Riva

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia! Z tej też okazji nie śmiem Państwa męczyć ciężką lekturą o wojnach, rewolucjach, represyjnych dyktaturach itp. Dla odmiany i świątecznej rozrywki proponuję skandalizującą biografię sławnej kobiety z historii filmu i estrady, która o politykę (i polityków) też się otarła. Równocześnie zastrzegam, iż zarówno polecaną dziś książkę, jak i poniższy tekst, powinny czytać tylko osoby pełnoletnie.

Maria Riva „Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina”

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2021

Nie zaliczam siebie do elitarnego grona kulturoznawców, wiedzę o gwiazdach kina, teatru czy estrady posiadam raczej fragmentaryczną. Gdybym w tytule ujrzał inne znane nazwisko, choćby i równie słynne, zapewne po książkę bym nie sięgnął. Ale cóż, dopadły mnie wspomnienia osobiste z lat 60. ub. wieku, z nastoletniej młodości. Pisałem tu o nich przy okazji omawiania książki p. Elwiry Watały, poświęconej paniom nieheteronormatywnym (wgląd poprzez katalog autorski alfabetyczny lub katalog tematyczny 9). Ci, co tamten tekst przeczytali, domyślili się już, że książkę o Marlenie Dietrich kupić musiałem! Długo w mojej bibliotecznej „zamrażarce” nie pozostawała, kusząc zdjęciem uroczej kobiety na okładce. Autorką jest jej córka, jedyne dziecko tytułowej gwiazdy filmu i estrady. Z czasem również dość znana aktorka, osoba ze świata dużego i małego ekranu, aczkolwiek sławy swej rodzicielki już nie osiągnęła. Maria Riva z d. Sieber (ur. 1924) preferowała ustabilizowane życie rodzinne, macierzyństwo (czterech synów), ale niestety nie odziedziczyła po matce idealnie zgrabnych nóg. Napisała jej fascynującą, skandalizującą biografię, przy okazji wplatając wiele elementów autobiograficznych, uznanych za niezbędne ze względu na konieczność ukazania również i „rodzinnego” oblicza swej mamusi. Gdzieś w Internecie przeczytałem, że córka zachowała się podle, pisząc źle o nieżyjącej matce, w tym wywlekając na światło dzienne jej najbardziej intymne sprawy, które na zawsze powinny pozostać tajemnicą. Autorka, zapewne przewidując podobne zarzuty, stwierdza, że jej matka za życia rozpowszechniała za pośrednictwem mediów wiele informacji nieprawdziwych, przekłamanych albo wręcz całkowicie zmyślonych, które trafiały do obiegu publicznego i przynosiły krzywdę niektórym jej znajomym, osobom sławnym, a z czasem też zniekształciły pamięć o nich. Postanowiła więc je znacząco, zgodnie z prawdą skorygować. Poza tym powszechnie znany życiorys matki obrósł w wiele legend, z których jedynie część znajdowała potwierdzenie w faktach. To również wymagało korekt i wyjaśnień. Względy marketingowe – wzbudzenie czytelniczego zainteresowania pikantnymi szczegółami prywatnego życia sławnej aktorki i piosenkarki, też zapewne zostały wzięte pod uwagę. I tak powstała tytułowa, jedyna „prawdziwa legenda” – Copyright © 2017 by Maria Riva.

Marlene Dietrich (1901-1992) została przez naturę obdarzona dużymi zdolnościami intelektualnymi, zmysłową urodą, zgrabną figurą (w tym boskimi nogami), scenicznym talentem, odwagą, olbrzymią pracowitością, ambicją i uporem w dążeniu do osiągania sukcesów. To oraz trochę tzw. życiowego szczęścia umożliwiło jej zdobycie wielkiej sławy. Podczas lektury najpierw podążamy drogą Marleny ku sławie, a potem długo jesteśmy na jej szczycie – poznajemy wtedy awers i rewers kariery wielkiej gwiazdy filmu i estrady. Później, w latach 70. ub. wieku z zażenowaniem obserwujemy jej postępujący alkoholizm, stopniowo powodujący zawodowy collapse. Upadek zarówno w przenośni, jak i dosłownie – podczas koncertu pijanej artystce zdarzyło się spaść ze sceny do orkiestronu. A w latach 80. spostrzegamy już degrengoladę, rozpad osobowości spowodowany nadużywaniem środków pobudzających, przeciwbólowych, nasennych, a przede wszystkim alkoholu. Te, najbardziej obszerne fragmenty książki obrazujące rozwój, rozkwit i zmierzch kariery sławnej artystki, na pewno zainteresują wspomnianych na wstępie kulturoznawców. Dokładnie poznają cały życiorys słynnej Marleny Dietrich oraz dowiedzą się, jak bogaty był jej repertuar filmowy i estradowy. Poznają też związane z tym liczne i ciekawe informacje dotyczące m.in. działalności europejskich i amerykańskich (głównie) producentów filmowych, wyboru scenariuszy i reżyserów kolejnych filmów, metod reżyserii oraz obsady i gry aktorskiej, charakteryzacji, scenografii, pracy operatorów etc. Autorka, sama będąc osobą sceny i ekranu, owe zagadnienia przedstawiła w sposób profesjonalny, ale jednocześnie zrozumiały dla laika w tej dziedzinie (np. mnie). Dołączyła wiele fotografii, w tym zdjęcia matki i jej filmowych (oraz prywatnych) sławnych partnerów. W takim aspekcie książkę można też uznać za cenną pozycję bibliograficzną przyszłych prac dyplomowych i publikacji naukowych z dziedziny filmoznawstwa, kulturoznawstwa itp.

Z formalnoprawnego puntu widzenia życiu małżeńskiemu Marleny Dietrich nic nie można zarzucić! Nie rozwodziła się wielokrotnie, jak to czyniły inne znane gwiazdy filmowe. W ogóle ani razu się nie rozeszła! Jej pierwszym i jedynym mężem był Rudolph Sieber (1897-1976), z którym pozostawała w związku małżeńskim zanim została wdową. Wyszła za niego w roku 1923 i to on był ojcem Marii. Czy także biologicznym, tego autorka już stuprocentowo nie jest pewna. W każdym razie, jako mąż i ojciec rodziny, sprawdzał się. Kochał córkę, żonę na pewno też, ale już tylko … platonicznie, pozostając jej przyjacielem, doradcą organizacyjnym i finansowym, a niekiedy także powiernikiem jej relacji intymnych z innymi osobami. Dawała mu do przeczytania otrzymaną korespondencję miłosną, pokazywała seksowną garderobę, w której wybierała się na randki. Powyżej napisałem „innymi osobami”, nie zawężając ich do grona mężczyzn. Marlena Dietrich miała bowiem duży temperament seksualny, wyładowania którego nie ograniczała do płci brzydkiej. Autorka wymienia jej kochanków i kochanki, którymi byli/były głównie (ale nie jedynie) osoby bardzo sławne: reżyserzy, aktorzy i aktorki, pisarze i pisarki, znane postacie ze świata filmu, estrady, literatury i polityki. Większość tych nazwisk do dziś funkcjonuje w pamięci publicznej, bez potrzeby zaglądania do encyklopedii. Nie będę ich tu wymieniał, zresztą podczas lektury straciłem rachubę. Tylko niektóre z tych osób autorka ukryła pod nadanymi przez siebie przezwiskami, będącymi zapewne do odszyfrowania przez amerykańskich filmoznawców. Czytelnicy zainteresowani wygenerowaniem zbioru kochanków i kochanek Marleny powinni w trakcie lektury robić notatki. Natomiast za autorką wskażę „wyjątek” – gwiazdora filmowego, który nie zareagował na zachęcające sygnały wysyłane mu przez Marlenę Dietrich i nie nawiązał z nią romansu, co długo miała mu za złe. Był to sławny aktor John Wayne, odtwórca postaci bohaterów westernów, ówczesne bożyszcze kobiet. Chyba tylko on jeden tak się „nieelegancko” zachował i bardzo mu się dziwię. Podczas wojny słynna zmysłowa artystka „uszczęśliwiała” także amerykańskich żołnierzy, przy czym nie zawsze byli nimi wyżsi oficerowie. Choć Marlena w życiu zawodowym i prywatnym jawiła się jako osobą władcza, nieznosząca sprzeciwu i bardzo dominująca, to w sferze Erosa lubiła bywać niewiastą również uległą. Autorka wspomina, że matka nieraz wracała z całonocnej randki z opuchniętymi kolanami, co mogłoby sugerować, iż długo klęczała przed swoim partnerem lub partnerką. Na tę jej „uległość” pośrednio wskazuje również dokonywany przez nią wybór mężczyzn i kobiet - osób energicznych, z reguły rosłych i silnych fizycznie (w książce znajdujemy ich fotografie). Dalej owego aspektu autorka już nie rozwija, ewentualne elementy tego, co dziś się określa skrótem bdsm, pozostawia nam w domyśle. Swoje liczne romanse Marlena ciągnęła po kolei albo równolegle. W tym drugim przypadku dochodziło do wściekłej zazdrości niektórych jej kochanków, mających pecha darzyć ją nieszczęśliwą miłością romantyczną. Ale nie do zazdrości ze strony męża, który na boku miał konkubinę, terroryzowaną przez niego psychicznie, marzącą o jego rozwodzie z Marleną i swoim małżeństwie z nim (skończyła w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym). Zaręczam, że przeczytawszy o toksycznym związku pana Siebera i nieszczęśliwej Tamary (Tami) odrzucimy precz wszelkie współczucie wobec tego regularnie i seryjnie zdradzanego męża wielkiej gwiazdy filmowej.

Jedyną prawdziwą miłością Marleny Dietrich, jak sama to przyznawała, była jej córka Maria (autorka książki), którą kochała wielką, zaborczą miłością matczyną, ingerując w najdrobniejsze jej sprawy osobiste. Równocześnie wykorzystywała córkę we własnej karierze zawodowej – Maria pomagała w sprawach garderobianych, scenograficznych, od małej dziewczynki była na liczne posyłki, odbierała prywatną korespondencję, telefony itp. Marlena postępowała tak, nie przejmując się koniecznością edukacji dziecka. Córkę posłała do szkoły ze sporym opóźnieniem, a i później na długie tygodnie odrywała ją od nauki, jeśli akurat rzekomo okazywała się niezbędna do pomocy w pracy nad jakimś filmem. Wtedy ojciec starał się, aby Maria mogła nadrobić zaległości biorąc prywatne korepetycje. Gdy matka uznała córkę za kobietę dojrzałą, dzieliła się z nią zwierzeniami także o swoim życiu intymnym. Córka również szczerze wspomina, jak – mając niespełna 16 lat – została poddana wymuszonej (!) inicjacji seksualnej lesbijskiej, którą skrycie zaaranżowała matka, angażując do tego swoją byłą kochankę, kobietę silną, zdolną pokonać opór fizyczny młodziutkiej dziewczyny. Maria przez jakiś czas pozostawała pod jej dominacją (w książce nadała jej przezwisko Nosorożec). Autorka przypuszcza, iż miało to na celu odsunięcie nastolatki od świata mężczyzn, potencjalnego macierzyństwa i przypisanie na zawsze do funkcji najbliższej przyjaciółki, powiernicy i pomocnicy matki, całkowicie od niej zależnej. Marii udało się jednak wyzwolić z chorobliwej matczynej kurateli. Dwa razy wychodziła za mąż, a jej drugie małżeństwo okazało się bardzo udane, owocujące czterema synami. Przez karty książki przebija żal i pretensja autorki wobec matki, że nie zapewniła jej normalnego dzieciństwa i nastoletniej młodości. Mimo to bardzo matkę kochała, a w ostatnich latach jej życia nadzorowała oraz osobiście sprawowała trudną opiekę nad starą i już bardzo niedołężną kobietą, ciągle jednak kapryśną i nieznośną dla otoczenia.

Cóż by tu jeszcze dodać? W tle biografii Marleny Dietrich mamy wzmianki o równolegle zachodzących ważnych wydarzeniach historycznych: pierwszej wojnie światowej, dojściu Hitlera do władzy w Niemczech, zajęciu przez niego Austrii i następnie Czech, drugiej wojnie światowej, zimnej wojnie itd. Autorka przeplata nimi życiorys matki, przy okazji wskazując jej liberalne poglądy i postawę polityczną, m.in. nienawiść do reżimu hitlerowskiego i uwieńczone sukcesem staranie o nabycie obywatelstwa USA. Z zainteresowaniem czytamy też o międzykontynentalnych morskich podróżach olbrzymimi, luksusowymi transatlantykami. Wielkimi pasażerskimi boeingami jeszcze się wtedy z Europy do Ameryki nie latało. Poloniców w książce w zasadzie brak. Raz, gdzieś w dalekim tle, mignęło nazwisko Paderewskiego. Nasz kraj jest też ogólnie wspomniany jako jeden z etapów artystycznego tournée Dietrich. Na str. 673 autorka „wylicza” straty ludnościowe poniesione przez poszczególne państwa uczestniczące w drugiej wojnie światowej, Polski przy tym w ogóle nie wymieniając!

Książką, być może bardziej niż czytelnicy, zainteresują się czytelniczki. Została bowiem napisana przez kobietę, a w jej treści odnajdujemy sporo damskich intymności z zakresu wyboru kreacji wyjściowych i bielizny (często również „wyjściowej”), higieny osobistej, używania irygatorów, podpasek, tamponów, krążków i czopków, comiesięcznych przypadłości i paniki w razie ich braku, „poprawiania” urody i figury, zapobiegania ciąży i chorobom wenerycznym, flirtów, pożądań oraz wielkich, ale przemijających uczuć. Natomiast moją „męską korzyścią” okazało się to, iż na stare lata dokładnie i ze szczegółami poznałem dzieje i charakter kobiety, o której, mimo że była ode mnie o pół wieku starsza, jako napalony małolat śniłem w okresie dojrzewania. Myślę, że wtedy nie ja jeden. Ale też się nieco teraz rozczarowałem. I to bynajmniej nie z powodu poznania rozwiązłego trybu życia Marleny – to można seksownej, sławnej gwieździe filmowej wybaczyć. Rozczarowanie odczułem z powodu jej stałej i silnej awersji do zwierząt domowych. Raz nawet, przy okazji kolejnej przeprowadzki, kazała służbie uśmiercić posiadane przez córkę psy. Na szczęście Maria temu zapobiegła i oddała zwierzaki do schroniska, o czym przeczytałem z sympatią do autorki. Osobiście bowiem niezmiernie lubię wszystko, co szczeka i miauczy.

sobota, 9 grudnia 2023

„I rozpętało się piekło. Świat na wojnie 1939-1945”. Autor: Max Hastings

 

Święta już za około dwa tygodnie. Najwyższy czas na składanie zamówień do Św. Mikołaja, który prezenty gwiazdkowe nabywa nie omijając księgarń. Za poradnik może posłużyć nasza czytelnia – dużo opisanych tu pozycji powinno być dostępnych na rynku. Osoby zainteresowane zachęcam zatem do skorzystania z dziewięciu katalogów tematycznych tego bloga. A może, niezależnie od poszukiwania tam, jako jeden z prezentów od razu wybrać książkę, o której poniżej?

Max Hastings „I rozpętało się piekło. Świat na wojnie 1939-1945”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2022

To już druga książka tego brytyjskiego historyka, którą omawiam. Pierwszą była monografia pt. „Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci”, wydana w 2017 r. też przez krakowskie Wydawnictwo Literackie (opis do odszukania poprzez katalog alfabetyczny autorski lub katalog tematyczny 5). Proponowane dziś opracowanie Maxa Hastingsa to również monografia (969 stron) – tym razem całej II wojny światowej. Autor postarał się przedstawić wszystkie jej kampanie, wszystkie fronty, walki na lądzie, na morzu i w powietrzu. Wszędzie tam, gdzie się one toczyły, Azji Południowowschodniej nie wyłączając – polski czytelnik otrzymuje m.in. sporo szczegółowych informacji o walkach Brytyjczyków i Amerykanów z wojskami japońskimi, wcześniej mu raczej nieznanymi. Nasz czytelnik zapewne też nie miał większej wiedzy o zażartych walkach o Budapeszt (30.12.1944 – 11.02.1945), rujnujących stolicę Węgier. Autor poświęca im jeden podrozdział: „Budapeszt w oku cyklonu” (str. 813-823). Max Hastings nie ogranicza się do samego opisania przebiegu bitew i kampanii, jakkolwiek czyni to bardzo interesująco. Wskazuje i komentuje przyczyny, którymi kierowały się kolejne kraje przystępujące do wojny. Przedstawia również charakterystykę sił zbrojnych państw Osi i Koalicji Aliantów – w wymiarze liczebności żołnierzy, stanu uzbrojenia, logistyki oraz szeroko rozumianej ekonomiki wojennej. M.in. określa tzw. wartość bojową materiału ludzkiego, najwyżej szacując żołnierzy niemieckich, japońskich i radzieckich, niezależnie od motywacji i bodźców, które wymuszały ich bojowe zaangażowanie. Najniżej natomiast szacuje przydatność militarną żołnierzy włoskich. Przytacza tu niemiecki dowcip (cyt., str. 154): Keitel melduje: „Mein Führer, Włochy przystąpiły do wojny!”. Hitler odpowiada: „Wyślijcie dwie dywizje. To powinno wystarczyć, żeby ich wykończyć.”. Keitel mówi: „Nie, mein Führer, oni nie walczą z nami, tylko po naszej stronie.”. A Hitler na to: „Aaa, to zmienia postać rzeczy. Wyślijcie dziesięć dywizji.”. Autor ocenia również działalność poszczególnych przywódców państw i dowódców wojskowych – od najwyższych decydentów, tj. Hitlera, Mussoliniego, cesarza Hirohito, Stalina, Churchilla i Roosevelta, do marszałków, admirałów i generałów wykonujących ich polecenia. Wskazuje najważniejsze błędy popełnione w dziedzinie strategii i taktyki walczących stron, jak również tego przyczyny. Epickie opisy autor wzbogaca o obraz wojny widziany oczami konkretnych żołnierzy. Zamieszcza fragmenty wydanych po wojnie ich wspomnień, jak również zachowanych licznych listów z frontu, pisanych do rodziców, żon i narzeczonych. Większość ich nadawców, często bardzo młodych, już z wojny nie powróciła (co m.in. tłumaczy przechowywanie owej korespondencji w charakterze osobistych pamiątek rodzinnych).

Max Hastings nie pomija wielkiej tragedii ludności cywilnej, znajdującej się pod okupacją. Opisuje metody i rozmiary Holokaustu, bardzo długo nie do uwierzenia przez społeczności brytyjską i amerykańską, odbierające pierwsze informacje o masowym, na skalę przemysłową, ludobójstwie Żydów wg schematu: „Jest tam coś na rzeczy, ale ci Polacy i Rosjanie grubo przesadzają, to musi być jakaś ich propaganda wojenna”. Odnosząc się do alianckich bombardowań niemieckich miast autor nie zgadza się z poglądami niektórych zachodnich historyków (podzielanymi też niestety przez naszego Piotra Zychowicza), jakoby te naloty bombowe tylko w niedużym stopniu osłabiły potencjał obronny III Rzeszy, a ponadto niepotrzebnie przyniosły cierpienie ludności cywilnej. Istnienie frontu powietrznego nad Niemcami odciągnęło z frontów wschodniego, włoskiego i zachodniego zdecydowaną większość myśliwców Luftwaffe, dzięki czemu lotnictwo Aliantów mogło tam bezpieczniej operować w swoich strefach walk. Ponadto brytyjskie i amerykańskie bombardowania ograniczyły jednak niemiecką produkcję sprzętu oraz materiałów wojennych, czego liczne przykłady autor też wskazuje. Zachowania radzieckich żołnierzy na zajętych w końcowej fazie wojny obszarach III Rzeszy, w tym mordów i licznych gwałtów, autor oczywiście nie usprawiedliwia, ale stara się je wytłumaczyć wcześniejszym, jeszcze większym okrucieństwem SS i Wehrmachtu na okupowanych terenach ZSRR i Polski. Absolutnie nie będąc sympatykiem ZSRR i Rosji, Max Hastings obiektywnie wskazuje największy wkład imperium Stalina w dzieło zwycięstwa Aliantów nad hitlerowskimi Niemcami. Dokumentuje to nie tylko największymi wojennymi stratami ZSRR, ale przede wszystkim liczbą 4,7 mln żołnierzy niemieckich poległych na froncie wschodnim, wielokrotnie przewyższającą analogiczną ich liczbę 0,5 mln poległych w walkach na frontach afrykańskim, włoskim i zachodnim łącznie (str. 906). Sympatyczne polonica w tej książce też napotkamy. Autor wytyka rządom Francji i Wielkiej Brytanii, że ich dyplomatyczne wsparcie Polski w 1939 r. miało charakter li tylko werbalny, gdyż od samego początku nie planowały przyjść naszemu państwu z wymierną pomocą militarną. Wspomina też o wkładzie polskich kryptologów w rozpracowanie niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Francuzów natomiast Max Hastings najwyraźniej nie lubi. Krytykuje ich za brak zdecydowanej woli walki i przedwczesną kapitulację w 1940 r., a także za późniejsze pomocnictwo w Holokauście i generalnie kolaboracyjną politykę rządu Vichy (w tym za walki z Aliantami w Azji i Afryce, które wymienia). Wyraża opinię, iż Francuzi politycznie ocknęli się dopiero w drugiej połowie 1943 r., gdy już stawało się jasne, że III Rzesza wojny nie wygra, a wręcz przeciwnie – czeka ją bezwarunkowa (tak a priori zadekretowana przez Aliantów) kapitulacja. Reasumując, polecam Państwu to swoiste vademecum II wojny światowej. Książkę czyta się z dużym zainteresowaniem, którego nie zmniejszą nieliczne i drobne stylistyczne niedostatki tłumaczenia. Warto też zwrócić uwagę na zamieszczone w niej fotografie, w tym na duże zdjęcie z 1945 r. leżącego w gruzach warszawskiego Placu Trzech Krzyży (str. 908, 909).

PS. Wspomniany powyżej p. Piotr Zychowicz niezwykle krytycznie odniósł się do alianckich bombardowań miast III Rzeszy w książce pt. „Alianci. Opowieści niepoprawne politycznie V”, wydanej w 2020 r. przez poznański Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. (opisanej na tym blogu).