niedziela, 9 września 2018

„Zabić księdza. Sowiecki ślad w sprawie śmierci Jerzego Popiełuszki”. Autor: Tadeusz A. Kisielewski


Zacznę od refleksji osobistej (w końcu to mój blog). Na 99% jestem przekonany, że Szanowny Autor poniżej omawianej książki to mój uniwersytecki kolega. Wg informacji z Wikipedii (m.in.) rocznik 1950, a więc tylko o rok starszy ode mnie, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, Instytutu Nauk Politycznych. Studiowaliśmy chyba zatem w tym samym czasie na jednej uczelni (ja w latach 1970/1971-1974/1975, magisterium w 1976 r.), choć On – politologię, a ja – ekonomię.
To może byłoby zbyt mało i zbyt śmiało, aby nazwać Autora moim kolegą, gdyby nie jeszcze jedna dodatkowa okoliczność. Najprawdopodobniej (właśnie na owe 99%) węzłem koleżeńskim połączyły nas obu (i kilkudziesięciu innych wówczas dwudziestolatków, studentów ekonomii, nauk politycznych i socjologii) … militaria. W roku akademickim 1971/1972 każdy wtorek miałem wypełniony zajęciami w Studium Wojskowym Uniwersytetu Warszawskiego (d-ca kompanii: mjr Bortkiewicz), a w mojej kompanii (a być może nawet w plutonie, tego już nie pamiętam) „służył” m.in. szer. pchor. Kisielewski, student nauk politycznych. Razem składaliśmy przysięgę wojskową wiosną 1972  r. na stadionie AWF-u w Warszawie. Pamięć ludzka bywa jednak zawodna, a poza tym zdarza się zbieżność nazwisk, dlatego też zaasekurowałem się owym 1% braku pewności.

Do rzeczy.
Tadeusz A. Kisielewski „Zabić księdza. Sowiecki ślad w sprawie śmierci Jerzego Popiełuszki”
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2015

Każdy zainteresowany historią i (lub tylko) polityką wie, co wstrząsnęło Polską Rzecząpospolitą Ludową w październiku 1984 r. Ukazało się też już na ten temat kilka publikacji książkowych, a dwie z nich:
-    „Szukając sprawców ZŁA” Andrzeja Witkowskiego, oraz:
-    mocno zbeletryzowaną „Spisek założycielski. Historia jednego morderstwa” Piotra Wrońskiego,
omówiłem wcześniej na tym blogu (proszę odnaleźć w katalogu). Dziś pragnę zachęcić Państwa do kolejnej lektury nt. morderstwa księdza Jerzego Popiełuszko, zdecydowanie najbardziej wiarygodnej (moim zdaniem).

Autor najpierw wprowadza czytelnika w polityczny klimat epoki PRL, w tym ostatniej dekady ancien regime, przedstawiając wewnętrzne i zewnętrzne uwarunkowania wprowadzenia stanu wojennego. Czyni to z powołaniem się na źródła także bardzo nieprzychylne ówczesnej ekipie rządzącej PRL, a mimo to potwierdzające realność rozwiązania alternatywnego – interwencji armii radzieckiej, „internacjonalistycznie” wspomaganej dywizjami czeskimi i wschodnioniemieckimi.

Stan wojenny temu zapobiegł, ale towarzysze radzieccy nie zostali w pełni usatysfakcjonowani. Generałowie Jaruzelski, Kiszczak i Siwicki wprawdzie poradzili sobie tymczasowo z NSZZ Solidarność, ale co dalej?

Autor celnie odwzorowuje sposób postrzegania sprawy polskiej w Moskwie epoki przedpieriestrojkowej. Myślano i kombinowano tam mniej więcej tak.
Budowa komunizmu utknęła, Kościół nadal się w Polsce szarogęsi, a PZPR została praktycznie ubezwłasnowolniona. Faktycznie rządzi Polską nie partia leninowska, lecz jakaś junta, a prawdziwi komuniści z Komitetu Centralnego PZPR są stopniowo odsuwani od realnej władzy.
Nie, tego dalej tolerować nie można. Trzeba czymś wstrząsnąć Polakami, aby zdezorientowani wyszli masowo protestować na ulicach miast. Będą demonstracje i zamieszki, poleje się trochę krwi, dojdzie w Polsce do przesilenia ustrojowego, analogicznie jak w roku 1970. I podobnie jak wtedy, prawdziwi komuniści zwołają w trybie nadzwyczajnym posiedzenie plenarne KC PZPR, obalą na plenum ekipę Wojciecha Jaruzelskiego i radykalnie zmienią skład osobowy Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR. Nowy I Sekretarz KC PZPR wygłosi w RTV do narodu uspokajające przemówienie i … będzie już po wszystkim. Podległy trzem generałom aparat MON i MSW nie wyprowadzi, w obronie swoich szefów, wojska i milicji na ulice miast, gdyż po pierwsze – nie będzie już miał do tego partyjnej legitymacji, po drugie – oznaczałoby to wojnę domową, a po trzecie – od czegóż są w tymże aparacie radzieccy agenci i zwolennicy polskiego partyjnego betonu, wprawdzie nieliczni, ale wystarczająco wysoko uplasowani.
No to teraz od pomysłu do przemysłu (przepraszam za kolokwializm). Potrzebna jest jeszcze tylko odpowiednia iskra mogąca spowodować ów pożar polityczny i wybuch gniewu społecznego. Coś się jednak zawsze znajdzie, musi się znaleźć, od czegóż są ulokowani w Polsce (jawnie i niejawnie) oficerowie KGB i GRU, za co (i na co) biorą oni w końcu spore pieniądze.

Ksiądz Jerzy Popiełuszko stał się więc, w pewnym sensie, przypadkową ofiarą tej uknutej w Moskwie prowokacji. Gdyby nie jego wolnościowo-patriotyczne kazania, na cel wzięto by inny „obiekt”. Może inną znaną i szanowaną osobę, a może budynek sakralny, coś by tam wymyślono.
Faktycznie, ksiądz Popiełuszko politycznie „zawadzał” generałom Jaruzelskiemu i Kiszczakowi, ale nie na tyle, aby zlecili jego morderstwo. Zlecili „załatwienie sprawy”, a nie „załatwienie osoby”. Nie wiedzieli natomiast (jeszcze wtedy), że ich „zleceniobiorcą” jest wprawdzie podległy oficer z Departamentu IV MSW, ale podległy… nie tylko im. Zwerbowany przez obcą służbę specjalną, wykonujący priorytetowe (dla niego) zadanie obcego wywiadu. Wywiadu ZSRR - aby nie było wątpliwości.
Nie oszukujmy się. Przecież gdyby generałowie Jaruzelski i Kiszczak mieli wobec księdza rzeczywiście mordercze zamiary, potrafiliby je inaczej zrealizować. Przede wszystkim bez świadków (napadu i porwania) i późniejszego rozgłosu. Wszak podlegały im absolutnie wszystkie służby specjalne PRL, z „fachowcami” od … każdej roboty. Nie sięgaliby po (faktycznych) biuralistów z Departamentu IV MSW.

Szatański plan powiódł się tylko na pierwszym etapie realizacji. Natomiast w swoim docelowym efekcie w ogóle się nie udał. Generałowie Wojciech i Czesław, wściekli (na nielojalnych podwładnych) i przerażeni (tym, co ich może czekać w razie odsunięcia od władzy), wybrali … ucieczkę do przodu. Ustalili i zatrzymali sprawców oraz doprowadzili do ich szybkiego (częściowo jawnego!) śledztwa, procesu i skazania na wieloletnie kary więzienia.

Jak to wszystko w szczegółach wyglądało? Wiemy? Chyba tylko nam się tak wydaje. Autor książki, dr Tadeusz Antoni Kisielewski przedstawia przebieg wydarzeń porwania i morderstwa księdza Jerzego Popiełuszko na podstawie dokumentów, do których po latach dotarł, jak również innych informacji, które uznał za przynajmniej częściowo wiarygodne. Wyłania się z tego obraz całkowicie sprzeczny z obowiązującą dotychczas wersją wydarzeń, wg której księdza Jerzego Popiełuszko porwali i zamordowali w nocy 19/20 października 1984 r. kpt. Grzegorz P. (naczelnik wydziału w Departamencie IV MSW) i jego dwaj podwładni porucznicy. Oni go tylko porwali, obezwładnili i przekazali jakiejś innej ekipie. I dopiero tamci dokonali na księdzu okrutnego mordu … kilka dni później.
Od razu nasuwa się tu podstawowa wątpliwość, dlaczego oficerowie uznani za sprawców ów fakt zataili. Zdarzenie miało miejsce jesienią 1984 r., mogli więc liczyć na jakieś partyjno-rządowe „przesilenie polityczne”, nic jeszcze nie zapowiadało nadejścia epoki Gorbaczowa i Jesieni Ludów 1989 r. Ich „poświęcenie” i dyskrecja mogłyby zostać wynagrodzone, po cichu by ich zwolniono i wysłano na jakieś lukratywne zagraniczne posadki, płatne prawdziwymi pieniędzmi, mającymi w Polsce niewspółmiernie dużą siłę nabywczą (jeszcze w latach 80. ub. wieku duże mieszkanie w Warszawie można było kupić za kilka tysięcy dolarów, a podwarszawską willę za kilkanaście tysięcy).
A później, gdy już po kilku latach takie nadzieje okazały się płonne? Prawdy nie potrafiliby udowodnić i mało kto by uwierzył osobom, które się przyznały do winy i zostały skazane prawomocnym wyrokiem. I, co najważniejsze, bali się i dotąd się boją. Mniej o siebie, a bardziej o swoje rodziny.
Czy akurat tak właśnie było? Przyznaję, iż tę hipotezę uznaję za dość wiarygodną.

Wszystko to Autor dokładnie, a zarazem bardzo przystępnie opisuje, przedstawiając również polityczne okoliczności zabójstwa, śledztwa i procesu. Książkę tę, jak zresztą również inne Jego publikacje, czyta się z dużym zainteresowaniem i jednym tchem.
Poznańskiemu wydawnictwu REBIS należą się też, jak zwykle, wyrazy uznania za staranną oprawę książki (sztywne okładki, dobry papier, kolorowe fotografie) i przede wszystkim za bezbłędną edycję, choć myślę, iż to głównie zasługa Autora. Jestem bardzo wrażliwy na błędy tzw. edytorskie, w tym tzw. literówki, i muszę przyznać, że w tej książce znalazłem tylko jedną i naprawdę bardzo drobną. Gdzieś tam w tekście (nie odnotowałem strony) zauważyłem jednorazowe przestawienie liter w skrócie: KBG zamiast KGB.

Reasumując, omówioną dziś lekturę polecam wszystkim tym, którzy chcą posiąść (lub sobie uporządkować) wiedzę nt. okoliczności oraz przebiegu porwania i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszko. Wszystkiego się nie dowiemy, sam Autor przedstawia ww. hipotezę uwiarygodnioną po części tylko poszlakami.

Na wstępie wspomniałem o książce płka Piotra Wrońskiego, przedstawiającej bardzo zbeletryzowaną wersję morderstwa księdza. Zaznaczam, że omówione dziś opracowanie paradokumentalne dra Tadeusza A. Kisielewskiego tylko w jednej kwestii potwierdza tamtą wersję, nawet bardzo wyraźnie, a mianowicie w aspekcie samego wystąpienia tytułowego „sowieckiego śladu”. Ów wątek p. Piotr Wroński niezwykle twórczo, beletrystycznie rozwinął. W innych kwestiach natomiast panowie zdecydowanie różnią się w poglądach.

PS
Następnego wpisu na blogu proszę się spodziewać dopiero około 10 października. Za kilka dni zamierzam bowiem wyjechać na 3 tygodnie w Bieszczady, gdzie odgrodzę się od cywilizacji. Osoby zainteresowane tym, co i o czym piszę, mogą w międzyczasie „nadrobić zaległości” w lekturze, korzystając z katalogu czytelni. Znajdą tam już omówione 143 pozycje przeróżnego rodzaju i tematu „pisarstwa historycznego”.