czwartek, 11 sierpnia 2016

„Pakt Piłsudski-Lenin, czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium”. Autor: Piotr Zychowicz

Piotr Zychowicz „Pakt Piłsudski-Lenin, czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium”. Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2015.

Osoby znające choć trochę historię, już z samego tytułu książki wiedzą, że traktuje ona o wojnie polsko-bolszewickiej lat 1919-1920 i jej następstwach. Jest to ze swadą napisany esej historyczny, łatwy w odbiorze, przybliżający nam wydarzenia sprzed prawie 100 lat, czyli z epoki naszych dziadków i pradziadków. Poznajemy istotę i tło polityczne strategicznych decyzji militarnych marszałka Piłsudskiego, kulisy rokowań w Rydze - prowadzących do zawarcia zawieszenia broni w październiku 1920 r. i podpisania traktatu pokojowego w marcu 1921 r.  Dowiadujemy się też o losach ok. 1,5 mln ludności polskiej pozostawionej po radzieckiej stronie granicy wytyczonej traktatem ryskim. Wszystko to autor opisuje emocjonalnie i dość szczegółowo, przywołując prace wybranych i uznanych historyków, jak również wspomnienia osób żyjących w tamtych czasach. Choćby dlatego tej książki nie przeczytać – nie można. Ja sam, choć uważam się za obeznanego z historią Polski, zostałem dopiero przez p. Zychowicza „oświecony” w zakresie zachowania się marszałka Piłsudskiego podczas negocjacji ryskich, w których osobiście nie uczestniczył, ale o których przebiegu był na bieżąco informowany i – gdyby bardzo chciał – zdołałby wpłynąć na ich finalny rezultat.

Pan Piotr (bardzo słusznie) narzeka na niski poziom wiedzy historycznej przeciętnego współczesnego Polaka - a więc jedno ze swoich ustaleń powinien ciut bardziej objaśnić, choćby przypisem. Wspomniał mianowicie, że wskaźnik kolektywizacji chłopskich gospodarstw na Marchlewszczyźnie był bardzo niski w porównaniu z innymi rejonami ZSRR. Kto dziś ma pojęcie, co to była owa Marchlewszczyzna (istniejąca w ZSRR w latach 1925-1935), czy Dzierżyńszczyzna (istniejąca w ZSRR w latach 1932-1937), niech teraz podniesie rękę. Lasu podniesionych rąk nie widzę. Nawet program Word nie wie i te wyrazy podkreśla mi teraz na czerwono. Zainteresowanych odsyłam do lektury „Zapomnianego ludobójstwa (…)” Nikołaja Iwanowa, już tu wcześniej omówionego.

Piotr Zychowicz przyrównuje traktat ryski do IV rozbioru Polski – motywując to tym, iż pokój w Rydze stworzył Polskę dla Polaków rozumianych w znaczeniu „plemiennym”, grzebiąc wielonarodową Rzeczpospolitą, która upadła w drugiej połowie XVIII w., ale o której odrodzenie – w granicach sprzed I rozbioru - bili się powstańcy listopadowi i styczniowi w wieku XIX. Aby przyznać panu Piotrowi oczywistą rację wystarczy porównać mapy Polski z 1772 r. i 1921 r. Ale tu zdobędę się też na małą uszczypliwość – jeśliby uznać, że w 1921 r. doszło do rozbioru Polski, to jednak nie do czwartego, lecz już piątego. Gdyż czwarty miał miejsce na Kongresie Wiedeńskim w 1815 r.

W książce znajdujemy też sporo opisów możliwych wydarzeń alternatywnych – co by było, gdyby Piłsudski dobił bolszewików w 1919 r. w przymierzu z Antonem Denikinem, albo uczynił to w 1920 r. w przymierzu z Piotrem Wranglem. Jak również, czego by nie było, gdyby na czele polskiej delegacji w Rydze nie stali uczniowie Dmowskiego i Witosa. Można się z taką historią alternatywną wg pana Piotra Zychowicza zgodzić lub nie.
Ja, generalnie, od historii alternatywnej nie odżegnuję się, ba – wręcz ją bardzo lubię. Buduje się w niej piętra, z których jednak każde następne może być już coraz mniej prawdopodobne. Przykładowo – autor twierdzi, że w kampaniach 1919 r. i 1920 r. mogliśmy pójść dalej na wschód, dobić czerwonych we współdziałaniu z białymi, a nawet zdobyć Moskwę. Tak, tu się z panem Piotrem zgadzam (zwłaszcza w odniesieniu do 1919 r.).
Natomiast nie wierzę, żeby tak odrodzona biała Rosja wpadła w długoletni porewolucyjny i powojenny chaos, oraz żeby zgodziła się na swoją zachodnią granicę sprzed 1772 r. Wręcz przeciwnie - uważam, że Wojsko Polskie niechcące powrócić za Bug i Zbrucz, tj. do wschodnich granic Królestwa Kongresowego i Galicji Wschodniej, rychło zostałoby uznane za armię najeźdźczą. W Rosji rozpętałaby się antypolska histeria. Przypomnijmy, że w 1920 r. nawet bolszewicy nieco zagrali na nacjonalistycznej, antypolskiej nucie, ściągając do swoich szeregów byłych carskich oficerów (pomimo ze wtedy na południu Rosji ciągle pozostawał niepokonany Piotr Wrangel). I paradoksalnie, owa antypolska nagonka pomogłaby nawet przyspieszyć zakończenie rosyjskiej smuty - skonsolidowałaby wszystkich Rosjan do walki z Polską. A Rosja była wówczas rezerwuarem milionów żołnierzy – wyćwiczonych i doświadczonych na frontach I wojny światowej. Odpowiednio zmotywowani (rosyjskim patriotyzmem i obietnicą amnestii za wcześniejsze dezercje, zbrodnie i walkę w szeregach Armii Czerwonej) licznie ruszyliby na Polskę pod dowództwem białych oficerów. Reszty dokonałyby zimowy klimat Rosji, jej przestrzenie oraz jednak słabość dopiero co odrodzonej Polski. A państwa Ententy nawet nie kiwnęłyby palcem, aby wspomóc Polskę w wojnie z Rosją białą, to chyba jasne.

Wygląda więc na to, że tajny pakt „Piłsudski-Lenin” wcale nie okazał się dla Polski takim najgorszym rozwiązaniem. Czego oczywiście nie można powiedzieć o traktacie ryskim z 1921 r. – wskazując jego konsekwencje oraz wieszając psy na jego polskich negocjatorach pan Piotr Zychowicz ma 100 % racji.

I jeszcze jedna refleksja odnośnie paktu „Piłsudski-Lenin”, słusznie uznanego przez autora za praprzyczynę wydarzeń 17 września 1939 r., a nawet powstania PRL. Ale ten wniosek p. Zychowicz wyciągnął już z historii rzeczywistej, choć sam w swoich książkach gorąco zachęca, aby starać się myśleć kategoriami opisywanych czasów. Owszem, pan Piotr wskazuje ówczesnych nielicznych Polaków i białych Rosjan, którzy przedstawili polityczne prognozy, jakie się później sprawdziły.
Ale przecież, na miły Bóg, tak wcale być nie musiało! Chyba pan Piotr Zychowicz nie jest wyznawcą ortodoksyjnego determinizmu historycznego! Rozwój (lub regres) bolszewizmu mógł pójść w zupełnie innym kierunku. Przecież historia potoczyłaby się na pewno inaczej, gdyby nie złowrogi fenomen Stalina. Gdyby np. do rzeczywistej władzy w ZSRR doszli tacy „prawicowi” bolszewicy, jak Rykow czy Bucharin. Albo gdyby marszałek Tuchaczewski zdecydował się zostać „rosyjskim Bonapartem”. Albo gdyby Stalin zmarł śmiercią naturalną (rak, zawał, wylew, etc.) jeszcze przed 1939 r.  W tych przypadkach doszłoby raczej do „rozwodnienia komunizmu”, ciągłej ewolucji tego systemu w kierunku gospodarki faktycznie wolnorynkowej, oczywiście przy zachowaniu fasady i haseł „Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej”. Czyli mniej więcej do tego, co dziś obserwujemy w kapitalistycznej Chińskiej Republice Ludowej, rządzonej przez partię komunistyczną.

Gdyby nie radziecki komunizm, to – zgodnie z poglądem p. Zychowicza wyrażonym w książce – taki np. Hitler nie miałby racji bytu, aby dojść w Niemczech do władzy. No, powiedzmy. Ale gdyby nie Stalin i jego oprawcy, to również w latach 30. ubiegłego wieku ZSRR stałby się państwem innym niż znane nam z historii.
Gdyby historia potoczyła się inaczej… Załóżmy, że pan Piotr Zychowicz w swoich książkach opisywałby wtedy „alternatywny” rozwój wydarzeń – wielki głód i wielki terror lat 30. w ZSRR, które pochłonęły miliony ofiar (nie oszczędzając przy tym i starych bolszewików), a po stronie niemieckiej Holocaust i hitlerowskie obozy śmierci, które spowodowały zagładę kolejnych milionów. Jak by wtedy reagowali czytelnicy takich tekstów? Pytanie retoryczne.


Naprawdę gorąco zachęcam do lektury. Oprócz znacznego poszerzenia wiedzy historycznej, książka Piotra Zychowicza sprowokuje do również takiego, jak tu powyżej, „pogdybania”. A to już jest ciekawe intelektualne wyzwanie.