niedziela, 7 sierpnia 2016

"Komuniści w międzywojennej Warszawie". Praca zbiorowa

Elżbieta Kowalczyk (red.) „Komuniści w międzywojennej Warszawie”. 
Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2014

Książka zawiera zbiór 17 referatów naukowych, z których każdy dotyczy innego zagadnienia, ale lektura wszystkich daje całościowy ogląd genezy i funkcjonowania komunizmu w II Rzeczypospolitej, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy.
Komunistyczna Partia Polski nie była partią suwerenną, gdyż wykonywała polecenia Kominternu, będącego z kolei marionetką Lenina i Stalina. Jako taka stała się naturalnym wrogiem polskiej państwowości. Partia nie skrywała dążenia do utworzenia (w ramach ZSRR) Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad, okrojonej w dodatku terytorialnie na rzecz nie tylko radzieckich republik ukraińskiej i białoruskiej, ale również Niemiec - jako że polski krwiożerczy imperializm ciemiężył niemiecki proletariat Górnego Śląska i Pomorza. Gdybyśmy zatem w 1920 r. przegrali wojnę, to owa radziecka Polska pozostawałaby, mniej więcej, w granicach b. Księstwa Warszawskiego.

Działalność KPP była dowodem, że ZSRR nie pogodził się z militarną przegraną. W ramach partii istniał Wydział Wojskowy, nastawiony na destrukcję Polskich Sił Zbrojnych - poprzez agitację, szpiegostwo, sabotaż i (po wybuchu wojny) zbrojną dywersję. Jeden z referatów - rozdziałów książki poświęcony jest eksplozji magazynów amunicji w Warszawie dn. 13.10.1923 r. Był to ogromny wybuch (nawet w skali późniejszego zniszczenia Stolicy podczas II wojny światowej) - słyszalny w dużej odległości od Warszawy, mieszkańcy Mińska Mazowieckiego byli w pierwszej chwili przekonani, iż doszło do trzęsienia ziemi.

Ciekawy jest również referat poświęcony życiorysowi jednego z partyjnych działaczy, szczebla jeszcze nie najwyższego, ale już centralnego. Mirosław Zdziarski (1892-1937) bywał delegatem na zjazdy i konferencje partyjne, a ukoronowaniem jego komunistycznej kariery stał się wybór na zastępcę członka KC KPP podczas IV Zjazdu KPP w 1927 r. W przeciwieństwie do wielu innych towarzyszy Mirosław Zdziarski nie tylko legitymował się „metryką chrześcijańską”, ale również czysto polskim, w dodatku szlacheckim pochodzeniem. Jego dziadek walczył w Powstaniu Styczniowym, a ojciec Bolesław Zdziarski - uczestnik wojny w 1920 r. - był uznanym płockim społecznikiem i dziś jest patronem jednej z ulic Płocka.
Syn Mirosław bywał w przedwojennej Polsce aresztowany, ale udawało mu się skutecznie uciekać - na swoje nieszczęście. Podczas jednej z ucieczek nabawił się trwałego kalectwa, co go wyłączyło z konspiracyjnej roboty w Polsce i skazało na dożywotnią emigrację do ZSRR. A w Kraju Rad zajął się nim w 1937 r. (oraz prawie wszystkimi innymi polskimi komunistami, którzy akurat mieli pecha tam wtedy przebywać) towarzysz Mikołaj Jeżow. Polegało to (gdyby ktoś jeszcze nie wiedział) na brutalnym śledztwie, parodii procesu i strzale enkawudzisty w potylicę.
Zastanawiam się, jakie refleksje mógł snuć w ostatnich godzinach życia ten 45-letni człowiek, dynamiczny, inteligentny i wykształcony - dwa prawie ukończone kierunki studiów: historia we Lwowie i ekonomia w Warszawie; konieczność przejścia do konspiracji uniemożliwiła mu w 1923 r. złożenie i obronę już napisanej pracy dyplomowej z ekonomii.
Całkowicie zmarnowałem, k...a, swoje życie. Poświęciłem je absolutnie niewłaściwej sprawie. Zaraz mnie tu rozwalą i pochowają zbiorowo gdzieś w nieoznaczonym dole, a żonę i córkę tzw. wroga ludu ześlą na zatracenie do łagru - bardzo prawdopodobne, że tak wtedy myślał. I dobrze myślał, bo dokładnie tak było i tak właśnie się stało. Tylko żonie udało się jakoś przeżyć piekło łagru, a nawet powrócić po wojnie do Polski, gdzie doczekała w 1956 r. rehabilitacji męża.

Przedwojenna Polska walczyła z komunizmem również i satyrą. Jeden z rozdziałów książki omawia teksty zamieszczane w dwóch ówczesnych tygodnikach satyrycznych („Mucha” i „Cyrulik Warszawski”). Oto próbka - wypis z radzieckiej książki kucharskiej w 1931 r.: „Kotlet de Lenin - stary but trzymać w suchym miejscu przez rok, aż skruszeje. Następnie gotować przez miesiąc w wodzie, z dodaniem nieco soli. Podaje się na stół przybrany starym sznurowadłem. Uwaga! Obcas należy gotować trochę dłużej.”.

To oczywiście nawet nie skrót książki, powyżej tylko zasygnalizowałem treść 4 z jej 17 rozdziałów. Do sięgnięcia po nią zachęcam osoby zainteresowane historią oraz niemające trudności z czytaniem tekstów naukowych - bo to jednak nie są lekkie w odbiorze eseje historyczne, ale profesorskie referaty zaprezentowane na konferencji - sesji naukowej IPN w 2012 r.