czwartek, 11 sierpnia 2016

„Opcja niemiecka. Czyli jak polscy antykomuniści próbowali porozumieć się z III Rzeszą”. Autor: Piotr Zychowicz

Piotr Zychowicz „Opcja niemiecka. Czyli jak polscy antykomuniści próbowali porozumieć się z III Rzeszą”. Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2014.

Autor konsekwentnie przedstawia wykład, jak należało w pierwszej połowie XX wieku rozumieć polską rację stanu i wytyka błędy naszych politycznych przywódców. W tym kontekście książkę można potraktować jako kontynuację „Paktu Ribbentrop-Beck”. W tamtej publikacji Piotr Zychowicz ukazał zmarnowaną, realną okazję skierowania przez Polskę w 1939 r. losów Europy i Świata na inne tory niż to faktycznie nastąpiło. W niniejszej natomiast koncentruje się na możliwościach zminimalizowania polskich strat (ludnościowych i materialnych) w drodze różnych form kolaboracji z okupantem niemieckim. Odkrywa przy tym mnóstwo (dla przeciętnego czytelnika) białych plam w najnowszej historii Polski, opisuje fakty (powtarzam: fakty) dotychczas przez historyków z premedytacją przemilczane bądź przedstawiane tendencyjnie.

Autor bynajmniej nie relatywizuje zbrodniczych poczynań okupanta. Pisze o nich bez ogródek i potępia je jednoznacznie. Jako podstawową przyczynę wskazuje patologię charakterów Hitlera i Himmlera, odrzucających propozycje innej, bardziej rozumnej „Polenpolitik” - wysuwane przez wielu nazistowskich i wojskowych przywódców, generalnego gubernatora Hansa Franka nie wyłączając. Owe propozycje znajdą zrozumienie na szczytach władzy III Rzeszy dopiero pod koniec 1944 r., tj. w sytuacji gdy morze przelanej polskiej krwi oraz sytuacja militarna Niemiec uczynią je już całkowicie iluzorycznymi. Można powiedzieć, iż Piotr Zychowicz stawia tezę głupoty polityki niemieckiej podczas II wojny światowej, po czym przeprowadza tego niebudzący wątpliwości dowód.

Niestety, to samo odnosi się do rządu emigracyjnego w Londynie oraz dowództwa Armii Krajowej. Sternicy naszej polityki szafują polską krwią, niepotrzebnie wysyłają na śmierć najzdolniejszą polską młodzież - a wszystko to w imię przypodobania się zachodnim aliantom. Oddolne próby taktycznych porozumień dowódców AK i Wehrmachtu na terenach wschodnich traktują jako zdradę, nie chcą przyjąć do wiadomości, iż głównym celem partyzantki radzieckiej na tych terenach jest fizyczna likwidacja oddziałów polskich i w ogóle niedopuszczenie do odrodzenia się tam polskiej państwowości. W tej sytuacji nie może dziwić, że miejscowi polscy komendanci zawierają z Niemcami nieformalny rozejm, a nawet otrzymują od nich broń. I w końcu dochodzi do takiego paradoksu, że oddziały Armii Krajowej na Wileńszczyźnie - dozbrojone przez Niemców - na wyraźny rozkaz z Warszawy pomagają Armii Czerwonej zdobyć Wilno, czym wprawiają tychże Niemców w osłupienie. Niemiecki generał był przekonany, że wcześniejsza koncentracja AK pod Wilnem miała na celu wspólną obronę miasta przed bolszewikami.
Gdy akcja „Burza” przenosi się do centralnej Polski, doskonale poinformowani Niemcy usiłują jej zapobiec - również w drodze nieformalnych negocjacji z przywódcami państwa podziemnego (vide rozdział nr 44 pt. „Polacy, nie róbcie powstania!”). Wszystko to na próżno, politycy polscy (i cywilni, i umundurowani) cały czas bezrozumnie szafują biologiczną substancją narodu, odrzucając niemieckie propozycje rozejmu na terenach okupowanych.

To bynajmniej nie było streszczenie książki, lecz tylko wskazanie jej niektórych wątków. Przeczytamy w niej m.in. także o „Muszkieterach”, „Mieczu i Pługu”, Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ, o Władysławie Studnickim, o b. premierze II RP Leonie Kozłowskim, o marszałku Edwardzie Śmigłym-Rydzu i o Adamie hr. Ronikierze.

Na zakończenie jednak i szczypta dziegciu - imiennie pod adresem Szanownego Autora. Oczywiście wiem, jaką opcję polityczną reprezentuje p. Piotr Zychowicz - mógłby jednak zachować nieco więcej obiektywizmu. Nie stroniąc od podawania informacji o charakterze rodzinno-intymnym (na str. 137 pisze np., że pp. Roweccy żyli w separacji, a żona generała „Grota” była partnerką majora Abwehry), „zapomniał” napisać - przedstawiając tragiczny los pułkownika Józefa Spychalskiego (komendanta AK w Krakowie) - że to przecież brat Mariana Spychalskiego, późniejszego marszałka Polski w czasach PRL.

Pan Piotr Zychowicz mógłby również dostrzec pragmatyzm (tak bardzo przez siebie propagowany!) również i po drugiej stronie polskiej barykady politycznej. Widzi jednak tam tylko „czerwoną swołocz”, nie przyjmując do wiadomości, że „Polskę Ludową” stworzyli nie tylko zdrajcy i agenci ZSRR, ale również dość liczni pragmatycy - orientujący się (już po Teheranie, koniec 1943 r.), że alianci zachodni przehandlowali nasz kraj Stalinowi, a III wojna światowa jest mrzonką. Ostatecznie do owych pragmatyków dołączyli przecież także niektórzy politycy londyńscy, w tym sam Stanisław Mikołajczyk, b. premier rządu emigracyjnego. Z jakim skutkiem - dobrze wiemy. Ale przecież bez owego polskiego „prosowieckiego pragmatyzmu” mogło być wówczas inaczej. Bo to nieprawda, że nigdy nie może być jeszcze gorzej niż jest. Zawsze może być - dna piekła nie znamy. Towarzysz Stalin realizował swoje cele po trupach - w przenośni i bardzo dosłownie.