czwartek, 29 września 2022

„Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”. Autor: Adam Leszczyński

 

Dziś już ostatnia z wrześniowych propozycji lektur pod wspólnym hasłem „Na ludowo”.

Adam Leszczyński „Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”

Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o., Warszawa 2020

Zacznę nietypowo. Przytoczę fragment z końcowych stron (nr 569 i 570) tej książki:

„Powiedzmy zatem: Ludowa historia Polski powinna być więc historią dolnych 90% społeczeństwa, ludzi rządzonych, a nie rządzących; biednych, a nie bogatych; zwykle niewykształconych i zawsze podporządkowanych władzy. Władzę zaś należy rozumieć nie tylko jako uleganie rozkazom okupanta czy zaborcy, ale także – a może nawet przede wszystkim – jako władzę w rozumieniu społecznych mechanizmów dominacji i panowania. Książka ta musi więc być poświęcona przede wszystkim wewnętrznym relacjom władzy w społeczeństwie polskim – relacjom pomiędzy chłopem a właścicielem folwarku; pomiędzy robotnikiem a partyjnym dyrektorem fabryki w PRL; pomiędzy pracownikiem najemnym a właścicielem w krótkich, ale ważnych okresach polskiego kapitalizmu. Lud należy więc rozumieć możliwie szeroko – jako tych, którzy są podporządkowani: chłopów, miejską biedotę, kobiety, Żydów i różne inne kategorie ludzi, od których elity oczekiwały posłuszeństwa i które często nie miały pełni politycznych praw (różnych w różnych okresach historycznych).”.

I pan dr hab. Adam Leszczyński opisał dzieje tak zdefiniowanego ludu, zamieszkującego tereny Rzeczypospolitej w jej zmieniających się na przestrzeni wieków granicach. Czyli populacji stanowiącej ok. 90% ludności państwa. Na chłopów (głównie polskich i ruskich) przypadało nie mniej niż 70%, a na mieszczan, Żydów i przeróżnych „ludzi luźnych” ok. 20%. Rządząca natomiast przez całe wieki Rzecząpospolitą szlachta stanowiła tylko jedną dziesiątą ludności. Stosownie do przyjętej konwencji autor nie podzielił historii Polski tradycyjnie na epoki Piastów, Jagiellonów, królów elekcyjnych, zaborów, II RP, okupacji, PRL, III RP. W ich miejsce cezurę czasową każdego z siedmiu rozdziałów książki wyznaczają lata nastania, narastania, wreszcie znoszenia różnych form zniewolenia większości społeczeństwa. A zatem:

1)     w pierwszym rozdziale autor przedstawia m.in. bzdurny, ale pokutujący przez całe stulecia mit o dwóch narodach przybyłych we wczesnym średniowieczu na ziemie późniejszej Polski, z których jeden (zdobywca tych ziem) podporządkował sobie drugi; mieli to być rycerze (późniejsza szlachta) i kmiecie (późniejsi chłopi); wg tej tezy przedstawiciele szlachty i chłopstwa różnili się także genetycznie;

2)     w rozdziale drugim, obejmującym okres od początków naszej państwowości do końca tzw. rozbicia dzielnicowego, autor opisuje kształtowanie się społeczeństwa, w tym rzeczywiste przyczyny i sposób jego podziału na różne stany;

3)     w rozdziale trzecim, datowanym od wieku XIV do roku 1520, autor ukazuje systematyczne kształtowanie się szlacheckiego feudalizmu; data końcowa posiada historyczne znaczenie, albowiem w roku 1520 król Zygmunt Stary zatwierdził statuty wprowadzające obowiązek pańszczyzny w całym państwie w wymiarze co najmniej jednego dnia w tygodniu; wcześniej umowna praca pańszczyźniana mogła być wykonywana rzadziej albo zastępowana oczynszowaniem;

4)     tytuł czwartego rozdziału „Przykręcanie śruby 1520-1768” mówi sam za siebie - w okresie rozwoju szlacheckiej gospodarki folwarcznej sukcesywnie powiększano wymiar pańszczyzny i innych chłopskich powinności; dopiero w upadającym państwie rozpoczęto obejmować opieką prawną również stan chłopski – uchwalone przez sejm w 1768 r. prawa kardynalne m.in. jednoznacznie zabroniły szlachcie karania poddanych chłopów śmiercią;

5)     nie trzeba też wyjaśniać tytułu rozdziału piątego „Koniec niewoli 1768-1864”; paradoksalnie, zniesienie osobistego poddaństwa chłopów, a następnie obowiązku pracy pańszczyźnianej oraz uwłaszczenie chłopów na ich gospodarstwach, zostały dokonane na naszych ziemiach przez zaborców, na ogół bez akceptacji polskiej szlachty; podkreślić też należy, iż zniesienie osobistego poddaństwa na terenie Księstwa Warszawskiego (później: kongresowego Królestwa Polskiego), nasi chłopi zawdzięczali Napoleonowi;

6)     w rozdziale szóstym autor opisuje rozwój kapitalizmu na ziemiach polskich w latach 1864-1944 i związane z tym bardzo trudne relacje społeczne, także konflikty bratobójcze – w tym te krwawe z lat 1905 i 1906, tylko półgębkiem wspominane w naszej historiografii (wydarzenia te na ogół sprowadzane są wyłącznie do walki z caratem);

7)     rozdział siódmy to już ludowa historia Polski Ludowej; autor charakteryzuje rolę partii (PPR i PZPR) i jej społeczną politykę w różnych okresach rządzenia państwem, omawia genezę i przebieg konfliktów społecznych tamtych lat, akcentuje demagogiczny charakter argumentacji partyjnych elit rządzących, ale też podkreśla niezwykle emancypacyjny (dla polskich robotników i chłopów) skutek polityki wewnętrznej PRL; uważam, że ich faktyczne wtedy społeczne równouprawnienie utorowało drogę powstaniu ogólnonarodowej Solidarności; opozycja w czasach PRL skruszyła sojusz partii „robotniczej” z jej bazą, którą z inicjatywy tejże partii stanowiły klasy społeczne uznane konstytucyjnie za hegemona (lud pracujący miast i wsi).

Tyle w wielkim skrócie, gwoli wskazania, o czym traktuje ta książka. Zgodnie z jej tytułem autor obszernie omawia także historię ludowego oporu, nieraz bardzo okrutnego i krwawego. M.in. opisuje horror – koliszczyznę, tj. powstanie kozackie Gonty i Żeleźniaka (1768), obecnie mniej znane niż powstanie Chmielnickiego (1648) chyba tylko dlatego, że nie doczekało się swojego „Ogniem i mieczem”. Trwało dużo krócej niż tamto, a zostało stłumione głównie z pomocą wojsk rosyjskich. Dodam, iż książka została napisana niezwykle interesująco, z mnóstwem udokumentowanych przykładów oraz z polemiczną werwą (zwłaszcza gdy autor odnosi się do poglądów prezentowanych przez licznych obrońców „starego porządku”). Powinni po nią sięgnąć wszyscy choć trochę pasjonujący się historią Polski. A także ustawić ją na półce własnej biblioteczki domowej.

PS. Na koniec drobna errata – choćby na dowód, że wnikliwie przeczytałem tę książkę. Na str. 471 w wierszu 3 od dołu wyrazy „III RP” proszę poprawić na „II RP”. Jest to edytorskie „przejęzyczenie się”, albowiem autor pisze tam o okresie międzywojennym.

 

poniedziałek, 19 września 2022

„Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa”. Autor: Kamil Janicki

 

Jak zapowiedziałem w poprzednim tu wpisie, we wrześniu dalej czytamy „na ludowo”.

Kamil Janicki „Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa”

Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., Poznań 2021

I znów „chłopski” temat na warsztacie. Na wstępie pozwolę sobie powtórzyć fragment poprzedniego artykułu, w którym opisałem książkę pt. „Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich” Michała Rauszera:

(…) jeszcze u zarania odzyskania niepodległości w 1918 r. chłopi stanowili nie mniej niż 70% ludności naszego państwa. Warto, aby zdawało sobie z tego sprawę wielu współczesnych „nowobogackich” rodaków, usiłujących doczepić swoim przodkom herbowe lub przynajmniej mieszczańskie życiorysy. Żaden nie przyzna się do „chamskiego” pochodzenia! Tymczasem wg demograficznej oczywistości ich prapradziadkowie chadzali jeszcze za potrzebą za stodołę, a prapra…pradziadkowie analfabeci odrabiali tytułową pańszczyznę i całowali pana w rękę. Po cóż zresztą tak dalece sięgać w przeszłość?! Zdarzało się, że w powojennej, odbudowywanej Warszawie ich ojcowie lub dziadkowie - w pierwszym pokoleniu przedstawiciele nowej klasy robotniczej Polski Ludowej - uprawiali chów kur w wannach, a świń i kóz na dachach. A i oni sami (albo ich ojcowie) otrzymali w PRL możliwość zdobycia wyższego wykształcenia nieraz jedynie dzięki tzw. punktom za pochodzenie społeczne: chłopskie lub robotnicze.

Osobiście z tytułu pochodzenia żadnych kompleksów nie posiadam. Obaj moi dziadkowie, Włodzimierz Rygiel i Bazyli Kozakow, urodzeni jeszcze pod koniec wieku XIX, byli przedwojennymi inżynierami budownictwa (obaj do wygooglowania - w Internecie można natrafić na skany przedwojennych dokumentów z ich nazwiskami). „Niestety” obaj byli pochodzenia raczej „tylko” mieszczańskiego. Za to ożenili się ze szlachciankami: Eugenią Niewęgłowską (żona dziadka po mieczu) i Janiną Tymińską (żona dziadka po kądzieli). Ta druga w dodatku okazała się być owocem mezaliansu. Jej matka bowiem (moja prababcia), będąc z domu „aż” Koźmińska, samowolnie wyszła za mąż z wielkiej miłości za „szaraczka” Tymińskiego, czym na długie lata zraziła sobie rodziców i krewnych. I gwoli koniecznego uzupełnienia dodam, że owi dwaj inżynierowie budownictwa, koledzy jeszcze sprzed wojny, spotkali się po wojnie w Trójmieście i postanowili wzmocnić przyjaźń małżeństwem swoich dzieci, tj. moich rodziców, którzy zresztą po kilku latach, wkrótce po moim przyjściu na świat, się rozeszli. Rodzice pracowali w charakterze niższych raczej urzędników - z wykształceniem niepełnym średnim (matka) i niepełnym wyższym (ojciec). Matka: tajna edukacja ogólnokształcąca podczas okupacji, po wojnie nieuznana za pełną maturalną - zbyt późno matka zgłosiła wniosek w tej sprawie. Ojciec: studia politologiczne i politechniczne, czyli dwa całkowicie różne fakultety, jednakże żaden nieukończony napisaniem i obroną pracy dyplomowej. Karier więc nie porobili – ani matka w budownictwie, ani ojciec w kolejnictwie, gdzie pracowali aż do emerytur. Po co o tym wszystkim piszę, jakby odżegnując się od posądzenia o posiadanie chłopskiego rodowodu? Chyba tylko dlatego, że – w przeciwieństwie do panów Michała Rauszera i Kamila Janickiego – moje równie jak ich emocjonalne podejście do tytułowego tematu nie wynika z przeświadczenia o wielowiekowej krzywdzie własnych przodków. Sięgając natomiast pamięcią wstecz i ucząc się historii zawsze byłem i nadal jestem gorącym zwolennikiem absolutnej równości wszystkich ludzi, niezależnie od ich pochodzenia społecznego, narodowościowego, rasowego czy wyznawanej religii (lub jej braku).

Czas przejść do meritum. Książka p. Kamila Janickiego to wspaniałe, popularnonaukowe opracowanie, łatwe w odbiorze, napisane z dużym polotem redakcyjnym (jak zresztą wszystkie jego publikacje). Wprowadza nas w szczegóły chłopskiej niedoli na przestrzeni wieków. Dowiemy się i poznamy:

·       skąd się wzięła pańszczyzna, na czym polegała i jak jej wymiar systematycznie powiększano w miarę upływu stuleci,

·       inne formy przymusowego obciążenia chłopa na rzecz pana, niezależnie od formalnego obowiązku wykonywania pracy pańszczyźnianej,

·       przepaść społeczną dzielącą szlachtę i chłopów; chłopi nie byli obywatelami tzw. drugiej kategorii – ich w ogóle nie uznawano za obywateli przedrozbiorowej Rzeczypospolitej,

·       jak w praktyce funkcjonowało zwierzchnictwo pana nad chłopem, oraz na co pan względem chłopa mógł sobie całkowicie bezkarnie pozwolić,

·       inne formy, oprócz bata i dyb, utrzymywania chłopskiej niewoli, którymi m.in. było celowe rozpijanie chłopów oraz ich ciemnota, analfabetyzm,

·       stale pogarszające się warunki socjalne chłopskiego życia – przeczytamy jak chłopi mieszkali, ubierali się; poznamy także, pożal się Boże, ich jadłospis,

·       liczne pozytywne opinie wychwalające system pańszczyźniany i wydawane drukiem szlacheckie poradniki w tym zakresie (takie ówczesne podręczniki do ekonomiki rolnictwa),

·       pogarszanie się warunków chłopskiego życia także wskutek politycznych kłopotów Rzeczypospolitej, przede wszystkim tych w wieku XVII,

·       krytyczne opinie o polskim systemie pańszczyźnianym, pochodzące od naszej szlachty (niestety głosy bardzo nieliczne) oraz od goszczących na naszych ziemiach przybyszów z zachodniej Europy.

Książka posiada też walor podręcznika historii gospodarczej. Autor przedstawia sposób funkcjonowania gospodarki folwarcznej, źródła jej dochodów i przyczyny strat. Poznane ze starych dokumentów kwoty pieniężne szacunkowo denominuje na dzisiejsze złotówki, co – przyznaję – niezwykle wzbogaca realizm opisów. Czego mi tylko w tym opracowaniu zabrakło? Autor niezwykle pobieżnie przemknął się po opisie chłopskiego oporu społecznego, chłopskich powstań w szczególności. Czytelników tą tematyką zainteresowanych pozwolę sobie odesłać do lektury wspomnianej na wstępie książki p. Michała Rauszera. Zgodnie z jej tytułem dużo przeczytamy o chłopskich buntach. Ale jeszcze więcej dowiemy się o nich z opracowania pt. „Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”, autorstwa dr. hab. Adama Leszczyńskiego, które opiszę tu już następnym razem. Pan Kamil Janicki natomiast skupił się, skądinąd słusznie, na przedstawieniu całokształtu chłopskiej krzywdy i jej zaakcentowaniu. Nic jednak nie wspomniał, że niekiedy dochodziło do uszlachcenia chłopów, głównie na skutek ich zasług na polu bitewnym (tu wspomnę epizod opisany w „Potopie” Henryka Sienkiewicza). Nobilitacja mieszczan zdarzała się częściej. Również bogatsi żydzi uzyskiwali szlachectwo za cenę konwersji na katolicyzm. A zatem stan szlachecki przedrozbiorowej Rzeczypospolitej nie był tak całkowicie hermetyczny, jak można by wywnioskować z kart tej interesującej książki.

Na zakończenie dwie drobne uwagi redakcyjne. Na str. 58 w wierszach 4 i 3 od dołu, znajduje się zdanie, cyt.: „Kmiecie żyli w rodzinach nuklearnych, składających się z rodziców i dzieci”. Sensu przymiotnika umieszczonego w tym zdaniu nie zrozumiałem, słownik wyrazów obcych też mi nie pomógł. Chyba autor miał na myśli „rodziny molekularne”? Z kolei na str. 271, mniej więcej w środku strony, mowa jest o cenie niewolnika w Stanach Zjednoczonych, cyt.: „u schyłku stulecia XIX”. Pragnę zauważyć, iż to okres już po wojnie secesyjnej i zniesieniu niewolnictwa w południowych stanach USA.

PS. Przypomniał mi się stary dowcip z epoki Rzeczypospolitej jeszcze przedrozbiorowej. Kiedyś wspaniale go przedstawił w TV w charakterze skeczu kabaretowego znany satyryk Janusz Rewiński. Dwóch popijających wódkę szlachciców jedzie powoli odkrytym powozem. Stangret trzyma lejce i pilnuje wolnego tempa jazdy, aby panom gorzałka się nie rozlewała. Z przeciwka wędruje jakiś miejscowy chłop, widząc pański powóz ściąga czapkę i kłania się uniżenie. Panowie każą stangretowi zatrzymać się.

¾    Stój! Czyj jesteś, chamie?

¾    Jaśnie pana Starowolskiego.

¾    Taaa… Znamy twojego pana, chamie. A skąd i dokąd idziesz, chamie?

¾    Wielmożni panowie, ja tylko idę ze wsi do karczmy.

Jeden z podpitych szlachciców chce jakoś chłopu dokuczyć, przynajmniej pożartować z niego.

¾    Mówisz chamie, że idziesz ze Starej Woli. A powiadają, że tam za wsią, na rozstaju dróg, rozkraczona goła baba stoi, gołą dupę wypina i całować się w nią każe. Całowałeś i ty? Mów chamie prawdę, a ino szybko, bo stangretowi batem oćwiczyć cię każę!

¾    Jaśnie panie, wszystko powiem, całą prawdę! Ta baba faktycznie tam jest, widziałem ją z bliska. Ale nie całowałem, bo mnie biedaka wygonili! Tylu herbowych, wielmożnych panów się tam naszło i najechało, wszyscy w długiej kolejce się ustawili. Jaśnie panowie, jedźcie tam prędko, to i wy zdążycie!

 

piątek, 9 września 2022

„Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich”. Autor: Michał Rauszer

 

We wrześniu będzie „na ludowo”. Trzy polecane w tym miesiącu książki dedykuję bardzo licznym rodakom, których antenaci nie tworzyli historii politycznej naszego państwa. Nie zasługiwali na to – byli bowiem potomkami Chama. Jako tacy pozostawali, zgodnie z przekazem biblijnym, pod butem i batem potomków Jafeta, tj. wszechwładnej szlachty. Musieli też usługiwać potomkom Sema, czyli duchowieństwu. Tak przez całe wieki naprawdę uważano – przypomnijmy choćby filozoficzne dywagacje skądinąd niezwykle sympatycznego Sienkiewiczowskiego pana Zagłoby, polskiego szlachcica XVII wieku o poglądach bardzo reprezentatywnych w tamtych czasach.

Michał Rauszer „Bękarty pańszczyzny. Historia buntów chłopskich”

Wydawnictwo RM, Warszawa 2020

Doskonały esej historyczny, pozwalający dzieje naszego kraju ujrzeć z innej, mało znanej strony. Historia polityczna Polski od mniej więcej XVI wieku jest tu tylko tłem dla przedstawienia losów najniżej usytuowanej klasy społecznej: chłopstwa. Liczebnie jednakże dominującej – jeszcze u zarania odzyskania niepodległości w 1918 r. chłopi stanowili nie mniej niż 70% ludności naszego państwa. Warto, aby zdawało sobie z tego sprawę wielu współczesnych „nowobogackich” rodaków, usiłujących doczepić swoim przodkom herbowe lub przynajmniej mieszczańskie życiorysy. Żaden nie przyzna się do „chamskiego” pochodzenia! Tymczasem wg demograficznej oczywistości ich prapradziadkowie chadzali jeszcze za potrzebą za stodołę, a prapra…pradziadkowie analfabeci odrabiali tytułową pańszczyznę i całowali pana w rękę. Po cóż zresztą tak dalece sięgać w przeszłość?! Zdarzało się, że w powojennej, odbudowywanej Warszawie ich ojcowie lub dziadkowie - w pierwszym pokoleniu przedstawiciele nowej klasy robotniczej Polski Ludowej - uprawiali chów kur w wannach, a świń i kóz na dachach. A i oni sami (albo ich ojcowie) otrzymali w PRL możliwość zdobycia wyższego wykształcenia nieraz jedynie dzięki tzw. punktom za pochodzenie społeczne: chłopskie lub robotnicze.

Osobiście nie posiadam chłopskich korzeni, ale tę książkę przeczytałem z wielkim współczuciem, chwilami nawet ze zgrozą. Oczywiście, na czym mniej więcej polegały poddaństwo chłopów i ich praca pańszczyźniana, jak ciężka była chłopska dola, jak krwawe bywały bunty społeczne, to już kiedyś nauczono mnie na lekcjach historii i języka polskiego (literatura piękna!). Pan Michał Rauszer to wszystko chronologicznie i tematycznie usystematyzował oraz szczegółowo opisał. Przedstawił instytucje poddaństwa osobistego i pańszczyzny chłopów, funkcjonujące od pierwszej połowy XVI wieku (występujące już wcześniej, jednakże poczynając od XVI wieku darmowa praca chłopów stała się podstawą folwarcznej gospodarki szlacheckiej). Instytucje te istniały aż do drugiej połowy XIX wieku, kiedy to pańszczyznę ostatecznie zniesiono, a chłopów uwłaszczono. Owo znoszenie poddaństwa osobistego chłopów, obowiązku pracy pańszczyźnianej oraz uwłaszczenie chłopów odmiennie wyglądało na ziemiach polskich pod zaborami – autor to odrębnie dla każdego z zaborów opisuje i przedstawia w jakich „bólach porodowych” następowało. W zaborze austriackim rolę „akuszerki” skutecznie spełniła tzw. rabacja galicyjska. Autor obala mit o jej wznieceniu z inspiracji administracji austriackiej, choć oczywiście wskazuje polityczną korzyść, jaką austriackiemu zaborcy przyniosła: stłumienie w zarodku powstania krakowskiego 1846 r.

Poddaństwo osobiste chłopów i pańszczyzna, obojętnie jak by tego nie skodyfikować, są już z samej natury rzeczy bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące. I za takie były też uważane przez chłopów, w swojej masie nigdy niemogących się pogodzić z narzuconą im podrzędną rolą w społeczeństwie. Znajdowało to wyraz w twórczości ludowej – opowieściach, bajkach, przyśpiewkach. W sprzyjających zaś okolicznościach chłopi brali na swoich panach (i ich pomocnikach) krwawy, okrutny odwet. Powyżej napisałem: „obojętnie jak by tego nie skodyfikować”. Polscy szlachcice nie przejmowali się unormowaniami prawnymi dot. traktowania chłopów, a takowe przecież zawsze jakieś istniały, formalnie nie pozwalając sprowadzać pańszczyźnianego chłopa do roli antycznego niewolnika. Panowie jednak w d… mieli owe przepisy i ze swoimi poddanymi postępowali, jak im się żywnie podobało, nieraz bardzo okrutnie. To oczywiście utwardzało przeświadczenie chłopów o głębokiej niesprawiedliwości systemu feudalnego, oraz wzmagało  – dojrzewającą latami – chęć odwetu. I odwet ten następował w formie cyklicznych buntów i powstań chłopskich (przez autora interesująco opisanych). Szlachta w ogóle nie uznawała chłopów za obywateli-Polaków (nawet, jeśli polski był ich językiem ojczystym), a więc i oni w polskości widzieli zagrożenie dla siebie. Czemu dawali wyraz, nierzadko współpracując z zaborcami podczas tłumienia powstań narodowych.

Na kartach książki autor nawiązuje do osoby Kazimierza Deczyńskiego, którego pamiętnik stał się kanwą powieści Leona Kruczkowskiego pt. „Kordian i cham”, zaliczanej w czasach PRL do szkolnej lektury obowiązkowej i zapamiętanej przeze mnie z nauki w liceum. Zapytałem teraz też o to moją córkę, absolwentkę klasy humanistycznej jednego z najlepszych liceów warszawskich (matura 2006). Nic o tej książce nie słyszała – „Kordian” kojarzy się jej wyłącznie z Juliuszem Słowackim. Cóż, na fali dekomunizacji relegowano ze szkolnych lektur całą twórczość Leona Kruczkowskiego. Usunięcie „Kordiana i chama” uważam jednak za przysłowiowe wylanie dziecka z kąpielą – powieść wiernie bowiem oddawała społeczne realia pierwszych dekad XIX wieku, w tym okresu powstania listopadowego. A zatem książkę p. Michała Rauszera polecam przede wszystkim młodszym czytelnikom – tym, którym postać Kazimierza Deczyńskiego pozostaje nieznana. Zainteresowani mogą też odszukać w bibliotekach „Kordiana i chama” Leona Kruczkowskiego.

PS.1. Mam parę drobnych uwag redakcyjnych, wskażę te najbardziej istotne. W środku str. 137 rok 1846 proszę poprawić na rok 1844. W 1846 r. ksiądz Piotr Ściegienny przebywał już na katordze. Jego osoby dotyczą również dwie konieczne poprawki na stronach 138 i 139, gdzie napisano o pozbawieniu, a następnie przez niego odzyskaniu święceń kapłańskich. W istocie chodziło nie o święcenia, lecz o godności kapłańskie, a to przecież różnica. Na str. 229 (w środku strony) rok 1801 proszę poprawić na rok 1815, dopiero bowiem wtedy powstała Rzeczpospolita Krakowska (1815-1846). No i na str. 257 w pierwszych trzech wierszach „Zakończenia” warto dopisać lata życia Kazimierza Deczyńskiego (1800-1838), a jego lata nauki w szkole bernardyńskiej umiejscowić nie w Warcie, lecz w Warszawie (zob. „Słownik biograficzny historii Polski”, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2005, tom A-K, str. 306).

PS.2. Jakiś czas temu w audycji telewizyjnej (nie przypominam sobie kanału TV) powtórzono stary, przedwojenny skecz kabaretowy. W latach 20. i 30. ub. wieku żyli jeszcze powstańcy styczniowi – honorowano ich, przeprowadzano z nimi wywiady. Jeden z dziennikarzy, właśnie w celu przeprowadzenia wywiadu z kombatantem, udał się na wieś i odnalazł chłopskiego staruszka, o którym powiadano, iż brał udział w pamiętnych wydarzeniach roku 1863. Ów przedwojenny, gorzki skecz kabaretowy brzmiał mniej więcej tak:

- Dziadku, podobno bił się pan wtedy dzielnie. Proszę o tym opowiedzieć.

- A jakże, panie. Był mus, to i biłem. Mocno, chłopską ręką!

- Razem z powstańcami?

- A jakżeby inaczej! Gdzie tylko byli!

- I co pan z nimi robił, jak i gdzie walczyliście?

- A tu, w tej wiosce. I w sąsiedniej też. My ich naszą chłopską gromadą, jak się tylko pojawili, to ich od razu przez łeb, w postronki, na fury i do cyrkułu, do rządu!