poniedziałek, 29 kwietnia 2024

„Soldat: refleksje niemieckiego żołnierza”. Autor: Siegfried Knappe

 

Dziś, podobnie jak w poprzednim tu artykule, będzie o oficerze w niewoli. Tym razem o wyższym oficerze niemieckim w niewoli radzieckiej.

Siegfried Knappe „Soldat: refleksje niemieckiego żołnierza”

Wydawca: Fundacja historia.pl , Gdańsk 2021

Tłumaczenie z jęz. angielskiego: Piotr Tymiński

Lektura autobiograficzna, pamiętnikarska, chwilami mocno skażona subiektywizmem, choć autor-narrator sili się na obiektywizm. Tym niemniej jest to książka bardzo interesująca. Siegfried Knappe (1917-2008) spędził całą II wojnę światową w szeregach Wehrmachtu, w stopniach wojskowych awansując od podporucznika artylerii konnej do majora Sztabu Generalnego. Zmobilizowano go w 1939 r., ale w wojnie z Polską nie uczestniczył. Bezpośredni udział w walkach brał od 1940 r., za wyjątkiem okresów, gdy się wylizywał z ran odniesionych na froncie, albo na kursach i szkoleniach podwyższał kwalifikacje wojskowe. Jak sam kilkakrotnie przyznaje, nie opuszczało go tzw. żołnierskie szczęście. Otrzymane rany nie były ciężkie, powracał po nich do zdrowia w kraju, przy okazji żeniąc się i zakładając rodzinę. W grudniu 1941 r. rannego pod Moskwą odtransportowano go na tyły w przeddzień ruszenia radzieckiej kontrofensywy. Dnia następnego byłoby to już niewykonalne. Rok później otrzymał skierowanie do amii generała Paulusa, walczącej w Stalingradzie. Nie udało mu się tam dotrzeć drogą lądową ze względu na okrążenie armii, a gdy usiłował się do niej przedostać samolotem, akurat już odgórnie zakazano lotniczego przerzutu żołnierzy do Stalingradu. Ostatnie dni wojny mjr Siegfried Knappe spędził jako oficer sztabowy armii broniącej Berlina, cyklicznie udając się z meldunkami operacyjnymi do bunkra Hitlera pod kancelarią Rzeszy. Paradoksalnie uratowało mu to życie. Po dostaniu się do radzieckiej niewoli nie trafił, jak większość niemieckich żołnierzy i oficerów, do syberyjskich łagrów (skąd już wielu nie powróciło), lecz do jenieckiego obozu oficerskiego pod Moskwą, gdzie zgromadzono ważniejszych wojskowych, a także pewne „znakomitości” cywilne (w tym polskiego księcia Radziwiłła z rodziną). NKWD miało wobec nich swoje plany. Od autora oczekiwano głównie informacji o sytuacji panującej w bunkrze Hitlera w ostatnich tygodniach oblężenia Berlina. Później jeszcze dwukrotnie zmieniał obóz jeniecki. W niewoli przebywał do 1949 r. Po uwolnieniu skierowano go do części Niemiec pozostającej pod radziecką okupacją, skąd udało mu się wraz z rodziną przedostać na zachód. W 1954 r. wyemigrowali na stałe do USA. I właśnie tam Siegfried Knappe spisał swoje wspomnienia.

Książka składa się z czterech części, przedstawionych z naruszeniem chronologii (co w tym przypadku podkręca ciekawość czytelniczą). Część I traktuje o ostatnich tygodniach wojny oraz o pierwszym okresie przebywania w radzieckiej niewoli, ale jeszcze przed odtransportowaniem autora drogą lotniczą do ZSRR. W części II Knappe opisuje swoje młodzieńcze lata od matury do wybuchu wojny. Część III jest poświęcona udziałowi w wojnie do 11 kwietnia 1945 r. (późniejsze, ostatnie dni walk autor przedstawił już na początku książki, w części I). Część IV to natomiast opis ponadczteroletniego pobytu w ZSRR w niewoli oraz pierwszych tygodni na wolności. Przedstawia sytuację w radzieckich obozach jenieckich – panujące w nich warunki egzystencji, relacje wzajemne między jeńcami oraz pomiędzy nimi a komendanturą i śledczymi z NKWD. Jak na wstępie nadmieniłem, całą książkę uważam za niezwykle interesującą. Poznajemy realia życia towarzyszące autorowi w latach 1936-1949 (przed wojną, podczas wojny na froncie i na tyłach, po wojnie w niewoli), a także jego tytułowe żołnierskie refleksje i rozterki w tamtym czasie. Wszystko to przedstawia dość szczegółowo – czytelnik otrzymuje w miarę dokładny opis wydarzeń, czasów i miejsc przebywania autora. Jednakże w owej tytułowej „sferze refleksyjnej” opis uznaję za nieprawdziwy – Siegfried Knappe najwyraźniej tu bezczelnie łże! Kilkakrotnie stwierdza, iż nie miał pojęcia ani o Holokauście, ani o zbrodniach wojennych SS i Wehrmachtu na wschodzie. Rzekomo dowiedział się o tym dopiero będąc w niewoli, początkowo nawet temu nie wierząc i uznając za radziecką propagandę.

A przecież w wielu publikacjach popularnonaukowych, w tym także niemieckojęzycznych (opisanych na blogu, vide katalog tematyczny 7), można przeczytać, że wieści te już podczas wojny nie były obce społeczeństwu Trzeciej Rzeszy. Fragmentarycznie, opowiadane półgębkiem, docierały od krewnych, powinowatych i znajomych, będących świadkami, pomocnikami lub nawet sprawcami licznych zbrodni ludobójstwa i wojennych. Wspominano też o nich w niemieckojęzycznych audycjach radiowych nadawanych z Anglii. Ponadto od 1944 r. władze hitlerowskie, celem zmotywowania społeczeństwa do maksymalnego wysiłku wojennego i związanych z tym wyrzeczeń, organizowały specjalne przecieki informacyjne mające uświadomić ludności Niemiec, że pewne wojenne sprawy zaszły za daleko, są już nieodwracalne, a zatem należy za wszelką cenę obronić kraj, aby uniknąć krwawej zemsty. Niemożliwe więc, żeby takich informacji nie posiadał już podczas wojny oficer Wehrmachtu, mający za sobą kampanię na froncie wschodnim! O nazistowskim patologicznym antysemityzmie autor też tylko co nieco bąka. Twierdzi, że sam oczywiście antysemitą nigdy nie był, no bo gdzieżby, skąd?! Dobrze wspomina gimnazjalnego kolegę pochodzenia żydowskiego, z którym utrzymywał kontakty towarzyskie jeszcze w roku 1938. W 1941 r. w pierwszych tygodniach wojny z ZSRR zrugał podwładnego podoficera za to, że ten ośmielił się uderzyć Żyda w twarz. A przecież miało to miejsce w czasie, gdy niemieckie Einsatzgruppen SS już tysiącami mordowały ludność żydowską na zajmowanych terenach Związku Radzieckiego (bywało, że z organizacyjną pomocą Wehrmachtu). Relację Knappe’go należy więc w tym zakresie uznać za całkowicie niewiarygodną, nieprawdaż? Taki rzekomo był z niego szlachetny rycerzyk! Bzdura i wciskanie kitu nieuświadomionemu czytelnikowi amerykańskiemu.

Z drugiej strony należy jednak mieć na względzie, iż Siegfried Knappe być może rzeczywiście tylko wykonywał żołnierskie rzemiosło. On oraz inni niemieccy jeńcy wojenni, przetrzymywani w obozach radzieckich, byli poddawani filtracji m.in. pod kątem zbadania możliwości uczestnictwa w zbrodniach. Dokładnie analizowano szlak bojowy (trasę, daty) ich macierzystych jednostek wojskowych. Gdy na podstawie innych źródeł stwierdzano, że dochodziło tam do masowych egzekucji, podpaleń, dewastacji, rabunków etc., wyjaśnieniom Niemców nie dawano wiary i skazywano ich na śmierć lub wieloletni pobyt w łagrze (co zazwyczaj na jedno wychodziło). Siegfried Knappe też był wielokrotnie pod tym kątem przesłuchiwany, a jednak nic mu nie udowodniono i w 1949 r. zwolniono z niewoli.

Osobną ciekawostką, mogącą szczególnie zainteresować polskiego czytelnika, jest los innego jeńca - młodego żołnierza Wehrmachtu, którego NKWD w śledztwie urobiło do roli szeregowego wykonawcy zbrodni i świadka w głównym procesie norymberskim (1945, 1946). Podtrzymując i uwiarygodniając swoją osobą radzieckie kłamstwo katyńskie, ów żołnierz miał zeznawać w Norymberdze jako jeden z rzekomych niemieckich egzekutorów polskich oficerów w Katyniu latem 1941 roku (ponad rok po faktycznym ich tam zamordowaniu przez NKWD). Innych poloniców (poza ww. faktem oraz już wspomnianym księciem Radziwiłłem) w książce prawie nie ma. Napaść na Polskę w 1939 r. Knappe usprawiedliwia niemiecką krzywdą Traktatu Wersalskiego, czyli odebraniem Niemcom Gdańska i utworzeniem polskiego „korytarza” pomorskiego. Sam w 1939 r., choć już był zmobilizowany, jeszcze nie walczył, jego oddział skierowano wówczas do osłony niemieckiej granicy zachodniej.

Książkę wzbogaca kilkadziesiąt fotografii z życia autora, głównie z lat 1936-1943. Z informacji na okładce dowiadujemy się też, iż Siegfried Knappe (cyt.) „Z racji swoich wizyt w bunkrze Hitlera w ostatnich dniach obrony Berlina, stał się głównym konsultantem w słynnym filmie Upadek.”. Reasumując, po tę książkę sięgnąć naprawdę warto. Szkoda tylko, że wydawnictwo nie uzupełniło jej koniecznym (moim zdaniem) komentarzem historycznym, przede wszystkim zawierającym objaśnienie faktycznego stanu świadomości społeczeństwa niemieckiego (nie mówiąc już o kręgach oficerskich) podczas wojny. Czytelnik niemający o tym wiedzy może zacząć wierzyć autorowi na słowo, zapewne jak czytelnik amerykański, do którego w pierwszej kolejności zostały skierowane wspomnienia Knappe’go.

PS.1. W posiadanym egzemplarzu książki stwierdziłem nieliczne usterki interpunkcyjne. Poza tym w podpisie pod 12-tą fotografią imię Franz należy poprawić na Fritz (widać na niej młodszego brata autora w powozie konnym).

PS.2. Bezczelnie przemilczane we wspomnieniach Knappe’go Einsatzgruppen SS i ich ludobójcze wyczyny podczas wojny niemiecko-radzieckiej szczegółowo opisuje amerykański autor Richard Rhodes w opracowaniu pt. Mistrzowie śmierci. Einsatzgruppen (omówionym już wcześniej na tym blogu; opis do odszukania za pośrednictwem katalogu alfabetycznego autorskiego albo katalogów tematycznych 5 i 7).

PS.3. W niniejszym artykule dwukrotnie wspomniałem o możliwym braku ogólnej wiedzy historycznej u czytelnika amerykańskiego i jego podatności na publikowane przekłamania. Podobny dyletantyzm bywa zresztą obserwowany po obu stronach Atlantyku – różnice społeczno-ekonomiczne, kulturowe i obyczajowe, oraz oceaniczna odległość czynią swoje. Z zażenowaniem przyznaję, że dawno temu, ale już będąc oczytanym starszym nastolatkiem, swoją wiedzę nt. wojny secesyjnej i niewolnictwa w USA opierałem głównie na pasjonującej powieści pt. „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell.

piątek, 19 kwietnia 2024

„W niewoli”. Autor: Borys Nikołajewicz Sokołow

 

Borys Nikołajewicz Sokołow „W niewoli”

Wydawca: Fundacja historia.pl, Gdańsk 2022, wydanie II

Borysa Nikołajewicza Sokołowa proszę nie pomylić ze znanym rosyjskim historykiem i literaturoznawcą, profesorem Borysem Sokołowem, autorem dwu tu wcześniej omówionych książek: Straszliwe zwycięstwo. Prawda i mity o sowieckiej wygranej w drugiej wojnie światowej oraz Polowanie na Stalina. Polowanie na Hitlera. Mity i rzeczywistość. Tajne zmagania służb specjalnych w latach II wojny światowej (zob. wpis poprzedni). Zapewne mając na względzie tę zbieżność imienia i nazwiska wydawca uzupełnił je o otczestwo osoby autora. Borys Nikołajewicz Sokołow (1911-2001) to przeciętny radziecki inteligent techniczny, oficer rezerwy zmobilizowany na Wielką Wojnę Ojczyźnianą. Już w 1941 r. został ranny i trafił do niemieckiej niewoli, w której przebywał aż do wyzwolenia przez armię amerykańską wiosną 1945 r. Książka zawiera jego wojenne i powojenne wspomnienia, poczynając od zgłoszenia się w 1941 r. do Armii Czerwonej, kończąc zaś na demobilizacji w 1946 r. i odesłaniu do cywila. Okres ten obfitował w multum przeżyć i wydarzeń: udział w walkach aż do otrzymania rany i dostania się do niewoli, niepełne tam wyleczenie, pobyt w niemieckich obozach jenieckich na Łotwie i w zachodnich Niemczech, wyzwolenie pod sam koniec wojny i związana z tym euforia, wreszcie dobrowolny powrót do ZSRR, połączony z przejściem przez dwa tzw. obozy filtracyjne. Opisom prawie sześcioletniej epopei (1941-1946) towarzyszy realizm i przyjemnie zadziwiający brak wpływu komunistycznej indoktrynacji (obserwowany w podobnej literaturze). Pozytywnie zaskakuje też duża szczerość autora, której m.in. daje wyraz pisząc o kryminalnych ekscesach radzieckich żołnierzy w powojennych Niemczech, swego czynnego udziału w nich nie pomijając.

Lektura książki pozwala poznać indywidualny los młodszego komandira artylerii na tle wydarzeń historycznych. Najpierw, walcząc na froncie i nie będąc zawodowym wojskowym, a jedynie oficerem rezerwy, dostrzega rażące błędy w organizacji działań militarnych i brak fachowych umiejętności u wielu armijnych przełożonych. Skutkuje to porażkami i niepotrzebnymi stratami w pierwszym okresie wojny. Później, podczas trzyipółletniego pobytu w niewoli Sokołow kilka razy ociera się o śmierć. Przeczytamy o ekstremalnych warunkach panujących w obozach dla jeńców radzieckich. Od głodowej tam śmierci autora najpierw uratowało oddelegowanie do pracy w gospodarstwach rolnych łotewskich bauerów, następnie zaś, już w ostatnim okresie wojny, skierowanie do roboty w niemieckiej kopalni węgla. Trzeba przyznać, iż pracowity i fizycznie silny Sokołow sobie z tym wszystkim poradził, nie będąc z zawodu ani rolnikiem, ani górnikiem, nie mając też przedwojennego doświadczenia w żadnej z tych profesji. Po prostu szybko się uczył. Po wyzwoleniu przez zachodnich aliantów nastąpiło wśród byłych jeńców radzieckich odreagowanie, całkowite poobozowe rozprzężenie i rozpasanie: napady na cywilną ludność niemiecką, rozboje, kradzieże, bezrozumna dewastacja i gwałty na Niemkach. Borys Sokołow szczerze przyznaje, że tylko w tych ostatnich nie uczestniczył, i to bynajmniej nie z powodu wyznawanych zasad moralnych. Narzekał na brak męskiej potencji, spowodowany kilkuletnim, wyniszczającym organizm pobytem w niewoli i ciężką tam katorżniczą pracą. Oswobodzeni jeńcy z Armii Czerwonej, w przeciwieństwie do pojmanych własowców i in. rosyjskich sojuszników III Rzeszy, nie byli po wojnie bezwzględnie zmuszani do powrotu do ZSRR, wielu jednak, w tym autor wspomnień, się na to zdecydowało. Sokołow przyznaje, iż postąpił tak jakby siłą inercji, nie kierując się ani motywami patriotycznymi, ani przesłankami rodzinnymi (był bezdzietnym kawalerem). Decyzja okazała się ryzykowna – wszystkich powracających jeńców poddawano filtracji, wyszukując wśród nich rzeczywistych lub tylko domniemanych zdrajców. Autorowi „się udało”, ale niektórych jego znajomych wyekspediowano na długie lata do syberyjskich łagrów.

Jak już powyżej nadmieniłem, Borys Sokołow jest bardzo szczery. Nie kryje swoich uczynków, w innych niż obozowo-wojenne realia uznawanych za wyraźnie przestępcze. Oprócz tego ma dar obserwacji, krytycznie odnosi się do zachowania w niewoli (i zaraz po wyzwoleniu) wielu swoich rodaków, przeciwstawiając je wzorowemu (wg niego) postępowaniu jeńców francuskich. Snuje wiele osobistych refleksji, przytacza dialogi prowadzone z towarzyszami niedoli. Mając, jak przyznaje, inteligencką i wyrazistą fizjonomię, stale obawiał się o posądzenie go o żydowskie pochodzenie, w obozie hitlerowskim równoznaczne z wyrokiem śmierci. Poloniców w książce prawie nie ma, w zasadzie spostrzegamy tylko dwa. Najpierw, jeszcze w obozie jenieckim na Łotwie, podczas męskiej dyskusji o kobietach, kolega przekonuje Sokołowa, iż Polki bynajmniej nie są takie ładne i zgrabne, jak by to wynikało z wiersza Adama Mickiewicza pt. „Trzech budrysów” (autor cytuje go z pamięci z tłumaczenia dokonanego przez Aleksandra Puszkina). A wręcz przeciwnie, są one, wg owego radzieckiego znawcy kobiet (cyt. str. 86) „nisko zawieszone, grube w kości, dziobate i jakieś koślawe.”. Drugi raz czytamy o naszych rodakach, gdy Sokołow opisuje swój powrót latem 1945 r. do ZSRR przez Poznań. Podczas dłuższego tam postoju żołnierze radzieccy byli wyszydzani, pogardzani i wyraźnie sekowani przez miejscowych Polaków. Od siebie dodam, iż bardzo słusznie – właśnie za tę niepochlebną opinię o naszych paniach. Poza tym autor parę razy nadmienia, iż nosi były polski mundur wyfasowany w niemieckim obozie. Reasumując, zachęcam do sięgnięcia po tę książkę. Miłośnicy literatury faktu i szczerych autobiograficznych wspomnień na pewno się nie rozczarują.

PS. W posiadanym egzemplarzu książki, oprócz sporadycznie występujących drobnych usterek edytorskich (polegających na braku w niektórych wyrazach polskiej czcionki, jest np. „a” zamiast „ą”) zauważyłem jeden błąd ortograficzny. Na str. 268 w wierszu 10 od dołu powinno być: „niekiedy jednak zdarza się wrócić z niczym.”. W oryginalne jest tam „zdaża się”.

wtorek, 9 kwietnia 2024

„Polowanie na Stalina. Polowanie na Hitlera. Mity i rzeczywistość. Tajne zmagania służb specjalnych w latach II wojny światowej”. Autor: Boris Sokołow

 

Boris Sokołow „Polowanie na Stalina. Polowanie na Hitlera. Mity i rzeczywistość. Tajne zmagania służb specjalnych w latach II wojny światowej”

Wydawca: Inicjał Andrzej Palacz. Warszawa 2020

Prof. Boris Sokołow (ur. 1957) to rosyjski historyk i kontrowersyjny publicysta. Za przedstawianie wydarzeń II wojny światowej w sposób odbiegający od kanonu oficjalnej rosyjskiej polityki historycznej został poddany środowiskowemu ostracyzmowi. Wspominam o tym na wstępie choćby i z tego powodu, że pod nazwiskiem Sokołow występują też inni autorzy książek o tematyce historycznej. Czyli nie należy ich pomylić z TYM Profesorem. Jego samego zaś trzeba utożsamić z Borysem Sokołowem (spolszczone brzmienie imienia Boris), autorem już tu wcześniej omówionej książki pt. „Straszliwe zwycięstwo. Prawda i mity o sowieckiej wygranej w drugiej wojnie światowej”, wydanej w 2021 r. przez krakowskie Wydawnictwo Literackie (vide katalog autorski alfabetyczny lub tematyczny 7). O ile jednak tytuł tamtej książki prawidłowo anonsuje jej treść, to nie mogę tego stwierdzić w odniesieniu do tej dziś omawianej. Jakie polowanie na Stalina i jakie na Hitlera???!!!  Autor opisuje tylko jeden rzeczywiście zaplanowany i przeprowadzony zamach: ten na Hitlera z dnia 20 lipca 1944 r. O wybranych kilku innych, zaniechanych zaraz po etapie wstępnych przygotowań, tylko raczej marginalnie nadmienia, słusznie zauważając, iż były bez szans, a nawet bez sensu. Obaj dyktatorzy otoczyli się tak hermetycznym kręgiem ochrony osobistej, że udanego zamachu na ich życie mógłby dokonać jedynie ktoś z tej obstawy albo jakiś najbliższy, bardzo wysoki rangą współpracownik Stalina czy Hitlera. Z nikim takim obce służby specjalne nie nawiązały kontaktu. A zatem czytelnik sugerujący się tytułem książki, głównie spodziewający się opisów wszystkich zamachów (tych faktycznie przeprowadzonych i tych tylko zaplanowanych) na obydwu satrapów, zawiedzie się. Ale się nie rozczaruje!!! Książką zachwycą się miłośnicy historii służb specjalnych. Autor bowiem uszczegóławia wiele faktów z działalności tychże służb oraz życiorysów ich funkcjonariuszy. A zatem po kolei, gwoli zachęty do lektury.

·       Opisując zabójstwo Kirowa w grudniu 1934 r. autor, po dokładnym przedstawieniu przebiegu zamachu, osób ofiary i zamachowca, dochodzi do wniosku, iż przypisywanie Stalinowi kierowniczego sprawstwa pozostaje w sferze „spiskowej teorii dziejów”, a wykonawca - Nikołajew faktycznie był samotnym, niezrównoważonym psychicznie desperatem. Stalin jedynie „skorzystał z okazji”, czyniąc zabójstwo Kirowa katalizatorem intensyfikacji systemu krwawych represji politycznych.

·       Stalinowski Wielki Terror lat 30-tych ub. stulecia nie omijał i jego wykonawców, także i tych na najwyższych stanowiskach w NKWD. Czując pismo nosem jeden z takich zbirów, Henryk Luszkow, w czerwcu 1938 r. dał dyla do Japonii. W książce przeczytamy o jego działalności przed i po ucieczce. A w tle mamy mało znaną historię relacji radziecko-japońskich w tamtych latach.

·       Autor zastanawia się, czy podczas II wojny światowej w radzieckich sztabach wojskowych mogli być ulokowani niemieccy szpiedzy, aż do końca wojny nieuchwytni. Podając konkretne przykłady radzieckich operacji wojskowych, niestanowiących zaskoczenia dla dowództwa Wehrmachtu, dochodzi do wniosku potwierdzającego to podejrzenie. Na str. 91-93 przywołuje powstanie warszawskie (VIII, IX 1944) i tzw. „stop-rozkaz” Stalina, zakazujący Żukowowi i Rokossowskiemu wdrożenia już przez nich przygotowanego planu operacji wyzwolenia Warszawy (z dniem rozpoczęcia 25 sierpnia). Treść owego „stop-rozkazu” dotarła do dowództwa niemieckiego, które – bez obawy o radziecką odsiecz dla powstania – mogło spokojnie kontynuować destrukcję naszej stolicy, jej obrońców i mieszkańców. Autor ma zapewne rację, choć ja spostrzegam tu również możliwość innego operacyjnego działania. Przekazanie Niemcom treści ww. „stop-rozkazu” mogło nastąpić w sposób kontrolowany, aby swobodnie rozprawiali się z Armią Krajową, główną przeszkodą na drodze do podporządkowania Polski Stalinowi.

·       Uśmiejemy się czytając o operacji Berezino, klasycznym przykładzie wywiadowczej gry dezinformacyjnej. Latem 1944 r. po radzieckiej udanej ofensywie na Białorusi, która odepchnęła Wehrmacht daleko na zachód, na wschodzie pozostało okrążone zgrupowanie płk. Scherhorna, liczące 2,5 tys. żołnierzy. Niemcy długo je (prawie aż do końca wojny) zasilali z powietrza, dostarczając broń, amunicję, paliwo, żywność i medykamenty. Wszystko to trafiało w ręce radzieckie, jako że takiego okrążonego zgrupowania w ogóle nie było, a płk Scherhorn siedział w radzieckiej niewoli i w obawie o życie współpracował z NKWD. Nieświadomy tego Hitler nawet odznaczył go Krzyżem Rycerskim.

·       Poznajemy prawdziwy życiorys Nikołaja Kuzniecowa, który do historii przeszedł w roli niemieckiego oficera Paula Sieberta, faktycznie zaś radzieckiego szpiega i dywersanta w szeregach Wehrmachtu. W Rosji do dziś jest uznawany za bohatera narodowego, ale na zachodniej Ukrainie – gdzie zginął z rąk UPA w marcu 1944 r. – jego grób (symboliczny, pochowano go bowiem gdzie indziej) został zdewastowany. W rozdziale poświęconym Kuzniecowowi przeczytamy również o działalności Ericha Kocha, Komisarza III Rzeszy na okupowanej Ukrainie. Ciekawostką dla mnie było, że już wówczas (tzn. w maju 1943 r.) Koch znał język polski, „którym władał doskonale” (cyt., str. 170). Napisałem „już wówczas”, ponieważ później, długo, długo po wojnie, aż do 1986 r., Erich Koch przebywał w naszym kraju i żył na koszt polskiego podatnika. Wtedy znajomość języka polskiego na pewno była mu przydatna.

·       Za bzdurną teorię spiskową autor uważa planowanie przez wywiad niemiecki zamachu na Wielką Trójkę (Churchilla, Roosevelta i Stalina) podczas konferencji w Teheranie na przełomie listopada i grudnia 1943 r. Natomiast ciekawie przedstawia stronę organizacyjną owej konferencji, w tym kwestię zamieszkiwania prezydenta USA w ambasadzie radzieckiej, czego nie mogły nie wykorzystać służby podsłuchowe NKWD.

·       Analizując działalność rozpracowanej przez Gestapo radzieckiej wywiadowczej Czerwonej Orkiestry (Rote Kapelle) i jej pojmanego szefa, Leopolda Treppera, autor dochodzi do sprzecznych wniosków, co sam spostrzega i staje bezradny wobec nieodtajnienia odpowiednich radzieckich dokumentów. Czy Hitler rzeczywiście starał się o zawarcie pokoju separatystycznego z ZSRR, czy tylko grał na spowodowanie rozłamu w alianckiej koalicji? A może w ogóle nie był poinformowany o tej operacji Gestapo? Autor odwołuje się do wydanych po wojnie wspomnień Treppera, również i tu przeze mnie opisanych. Vide: Leopold Trepper „Wielka gra” – do odszukania na blogu w katalogu autorskim alfabetycznym lub tematycznym 5.

To nie wszystko, niektóre ważne historyczne postacie oraz ich wojenne, wywiadowcze i kontrwywiadowcze akcje pominąłem, nie chcąc się za bardzo rozpisywać. Co nie znaczy, że nie są równie frapujące. Autor wszystkie je interesująco przedstawia, sięgając do powojennych wspomnień m.in. takich tuzów wywiadu, jak Paweł Sudopłatow, Reinhard Gehlen, Walter Schellenberg i oczywiście wspomniany Leopold Trepper. Obszernie je cytuje i bierze na naukowy warsztat historyka, wytykając uboczne faktograficzne nieścisłości oraz polityczne przekłamania. Reasumując, życzę pasjonującej lektury. Choć, jak zauważyłem na wstępie, pierwsza, główna część tytułu książki niezbyt pasuje do jej treści.

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

„Niewinna Inka”. Autorka: Monika Sławecka

 

Monika Sławecka „Niewinna Inka”

Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2024

W inny dzień niż pierwszego kwietnia nie poważyłbym się zaproponować Państwu tej lektury. Absolutnie bowiem nie pasuje do ambitnego formatu blogu.

Autorka już na wstępie zastrzega (cyt.): „Wszelkie podobieństwo do prawdziwych zdarzeń i osób jest przypadkowe”. Trochę jednak przesadza z cywilnoprawną asekuracją. Tytułowa bohaterka była bowiem autentycznym, ważnym elementem modus operandi zamordowania w 2001 r. byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Ona oraz fikcyjna sławna dziennikarka telewizyjna są przemiennie narratorkami opowieści na poły paradokumentalnej, na poły zaś całkowicie wyssanej z palca, stanowiącej treść książki. Jej akcja toczy się w 2003 r. Inka w więzieniu oczekuje na apelacyjne rozpatrzenie swojej sprawy przez sąd drugiej instancji. Słynna Anna Poniatowska podpisała ze znanym wydawnictwem umowę na napisanie książki „wywiadu-rzeki”. Inka wyraziła zgodę na szereg spotkań i dłuższych rozmów (w więzieniu) z tą panią redaktor. Opowiada jej o sobie, o swoim życiu, szczegółów intymnych nie zatajając. O przeszłości, ale także i o teraźniejszości, m.in. opisując drastyczne realia egzystencji osadzonych w pudle kobiet. Anna też ma swoje osobiste problemy, związane z niewiernym mężem. W końcu obie panie się w sobie wzajemnie zakochują, i to bynajmniej nie platonicznie. Anna pomaga Ince uciec, we Włoszech przeżywają krótki i namiętny romans. Ale wkrótce się też w sensacyjnych okolicznościach rozstają. I o tym jest to proponowane w prima Aprilis czytadło. Przeczytać dla pikantnej rozrywki można. Choć niekoniecznie.