środa, 28 grudnia 2022

"Psy Stalina". Autor: Nikita Pietrow

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę Szczęśliwego Nowego 2023 Roku – oby był dla Was lepszy niż aktualnie mijający. Pozwólcie, że życzenia te w pierwszej kolejności skieruję pod adresem małej grupy z Ukrainy, o istnieniu której wiem ze statystyki czytelniczej bloga (jako autor mam tam dostęp). Nie orientuję się, czy są to stali mieszkańcy Ukrainy, czy Polacy tam czasowo przebywający (być może i tacy, i tacy), ale ich tegoroczna sytuacja życiowa na pewno była nie do pozazdroszczenia i wymaga szczerego współczucia. A przede wszystkim życzeń, aby ten wojenny koszmar wreszcie się skończył w 2023 roku.

Nikita Pietrow „Psy Stalina”

Wydawca: Demart SA, Warszawa 2022; wydanie II, rozszerzone

Dr Nikita Pietrow, rosyjski historyk, członek Stowarzyszenia „Memoriał” (zdelegalizowanego w Rosji w 2021 r., a w 2022 r. uhonorowanego Pokojową Nagrodą Nobla), dotarł do odtajnionej radzieckiej dokumentacji źródłowej i napisał w 2011 r. książkę zawierającą zwięzłe biografie zbrodniarzy stalinowskich – tytułowych psów Stalina. Zamieścił podstawowe informacje dotyczące ich życia osobistego, głównie jednak skupiając się na złowieszczych dokonaniach zawodowych. W znacznej mierze bazował na dokumentacji procesów z lat 50., tych już po śmierci Stalina. Czytając książkę miewa się niekiedy tzw. Schadenfreude – tytułowe psy bowiem także gryzły się nawzajem i zagryzały na własnym podwórku. Często niegdysiejszy kat stawał się ofiarą, a oprawcami nierzadko bywali jego byli podwładni, stosujący znane mu metody śledcze. Dotyczyło to jednak tylko tych podkomendnych, którzy zdołali się wkupić w łaski następnego szefa. Pozostali bowiem na ogół dzielili smutny los przełożonego, tylko w najlepszym wypadku zamieniając mundur NKWD na łagrowy pasiak. Autor przyrównuje to do porachunków mafijnych i … chyba niezupełnie ma rację. Jestem dość oczytany w powieściach m.in. Mario Puzo i stwierdzam, że rozgrywki wewnątrzmafijne cechowała na ogół większa logika i swoista racjonalność, a przede wszystkim ich zakres nie był aż tak bezmyślnie szeroki. Zanim jednak najwięksi stalinowscy kaci sami trafili pod stienku (a wcześniej do pokoju tortur), zdążyli wymordować setki tysięcy, a miliony wysłać do łagrów. Ich następcy nie zmienili metod, a jedynie ograniczyli skalę represji. Pierwsi i drudzy działali oczywiście na rozkaz „najwyższej instancji”, czytaj: polecenia wydanego przez Stalina. Niektórzy, ci najbardziej zaufani i „zdolni” w dziedzinie mokrej roboty, zostawali „specjalistami” - wykonywali w ZSRR i za granicą wyroki śmierci w drodze zamachów na wyznaczone, konkretne osoby. Dopuszczali się indywidualnych zabójstw, m.in. w drodze skrytobójczego zastrzelenia, otrucia, śmiertelnej bójki w więzieniu lub sfingowanego wypadku komunikacyjnego. Stalin sam nie uczestniczył w krwawych jatkach, ale się nimi bardzo interesował – motywował i instruował wykonawców, żądał też od nich szczegółowych relacji. Tytułowi oprawcy wywodzili się głównie z nizin społecznych, byli słabo wyedukowani, choć autor wymienia również nielicznych pochodzenia inteligenckiego i z wyższym wykształceniem. Snuje słuszne refleksje, że w innych, normalnych warunkach ludzie ci byliby dobrymi robotnikami i rzemieślnikami. Jeden rozdział autor w całości poświęca kobietom („zdolnym uczennicom Berii”), wykazującym się sukcesami w służbie dochodzeniowo-śledczej, nierozerwalnie związanej ze stosowaniem „fizycznych środków przymusu” w celu wydobycia odpowiednich zeznań. W książce odnajdujemy również smutne polonica – autor przedstawia kulisy i mechanizm zbrodni na Polakach, głównie tych popełnionych w 1940 i 1945 roku. Imiennie wymienia wszystkich wykonawców, także zaangażowanych jedynie logistycznie. Nikt z nich nie poniósł za to kary. Uwagę przykuwa również opis modus operandi zabójstwa w 1939 r. Karola Radka, czołowego bolszewika z polsko-żydowskim rodowodem. Wykształconego i bardzo inteligentnego Żyda, asymilowanego w kulturze polskiej - nazwisko przyjął od jednego z bohaterów „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego. W okresie międzywojennym legalnie odwiedzał w Polsce matkę, mieszkankę Tarnowa. W Kraju Rad miał jednak pecha – swego czasu sympatyzował z Trockim, a ponadto nie potrafił utrzymać języka za zębami, pozwalając sobie na kąśliwe uwagi polityczne. Oba te „przewinienia” zasługiwały w oczach Stalina na najwyższy wymiar kary (w przypadku Radka wykonanej skrytobójczo).

Odnosząc się do lat już po upadku Związku Radzieckiego, autor podkreśla odejście rosyjskiej polityki historycznej od potępienia stalinizmu, a nawet podejmowanie prób częściowej rehabilitacji czołowych zbrodniarzy, wcześniej w ZSRR osądzonych. Koronnym tego przykładem była przeprowadzona w 1994 r. rewizja procesu Wiktora Abakumowa, skazanego w 1954 r. na karę śmierci przez rozstrzelanie (karę niezwłocznie wykonano). 40 lat po egzekucji ów wyrok zmniejszono (!) do 25 lat pozbawienia wolności. Chyba tylko w Rosji takie sądowe qui pro quo bywa możliwe. Reasumując, bardzo polecam tę lekturę czytelnikom zainteresowanym iście frapującą historią „miłującego pokój” Kraju Rad, z odniesieniem też do jego następcy prawnego – patologicznie rządzonej Federacji Rosyjskiej.

Na zakończenie dygresja – wspomnienie humorystyczne, w sam raz w okresie świąteczno-noworocznym. A propos użytego przez mnie powyżej terminu Kraj Rad. W czasach „słusznie minionych” ZSRR – Związek Radziecki tak właśnie półoficjalnie nazywano. W PRL ukazywał się nawet periodyk prasowy (chyba tygodnik) o tytule Kraj Rad. Był bogato ilustrowany, wydawano go na wysokiego gatunku, grubym, błyszczącym papierze, odpowiednim dla wydawnictw encyklopedycznych i albumowych, niedostępnym dla innych czasopism. Mimo niskiej ceny zalegał w kioskach. Merytorycznie mało kto był nim zainteresowany, a na substytut deficytowego papieru toaletowego się przecież „z przyczyn technicznych” nie nadawał (w przeciwieństwie do innych gazet). Owe „walory techniczne” Kraju Rad doceniali za to nabywający go nieuczciwi, prywatni sprzedawcy używanych samochodów. Jego grubymi, sztywnymi kartkami oklejali bowiem dziury w skorodowanych na wylot karoseriach, potem je szpachlowali, wygładzali, całość lakierowali i tak „wyremontowane” rzęchy eksponowali na warszawskiej giełdzie samochodowej na Okęciu. Wykonane fachowo, na pierwszy rzut oka bywało to nie do zauważenia. Lekkomyślny nabywca samochodu orientował się dopiero po jakimś czasie, przeważnie po opadach deszczu.

sobota, 17 grudnia 2022

„Ukraińcy. Opowieści niepoprawne politycznie VI”. Autor: Piotr Zychowicz

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia. I znalezienia pod choinką prezentu – najlepiej jakiejś dobrej książki o tematyce historycznej. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli w jej wyborze pomocny okaże się ten blog. A może od razu wybierzecie Państwo tytuł, o którym poniżej? Jeśli tak, to już w najbliższych dniach wypada odwiedzić księgarnię. I dołączyć tę książkę do na pewno już nabytych „Dam Władysława Jagiełły”, o których pisałem w poprzednim tu artykule.

Piotr Zychowicz „Ukraińcy. Opowieści niepoprawne politycznie VI”

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2022

Za tydzień, akurat w Wigilię, upłynie już dziesięć miesięcy wojny rosyjsko-ukraińskiej. Walka z rosyjskim agresorem na pewno przyciąga zainteresowanie naszym wschodnim sąsiadem i jego historią. Od niedawna na rynku księgarskim dostępna jest kolejna „niepoprawna politycznie” książka p. Piotra Zychowicza, mojego ulubionego publicysty historycznego. Ulubionego, choć z małymi wyjątkami - o czym nadmieniałem omawiając tu jego poprzednie książki. Miewałem bowiem także nieco zastrzeżeń - można je poznać odnajdując wcześniejsze recenzje w katalogach czytelni. Ale jeśli chodzi o tę jego ostatnią książkę, to uwag krytycznych nie mam żadnych – ani do autora, ani wobec wydawcy. Mimo że, jak wiedzą moi stali czytelnicy, bywam czepliwy – czy to w przypadku dostrzeżenia błędów historycznych (faktograficznych), czy pisarskich edytorskich. Jak również w przypadku stwierdzenia naciąganych komentarzy historycznych, z którymi się nie zgadzam. Ale tym razem - chapeau bas!

Książka pt. „Ukraińcy (…)” to zbiór tekstów dotyczących historii Ukrainy oraz trudnych relacji polsko-ukraińskich na przestrzeni wieków, oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem wieku XX. Część I to 13 wywiadów autora z uznanymi znawcami tematyki, głównie z profesorami historii. W częściach II-VI odnajdujemy już autorskie eseje Pana Piotra, podparte literaturą historyczną oraz jego własnymi badaniami źródeł (dokumentacji urzędowej, pamiętników, rozmów ze świadkami epoki). Książka napisana jest emocjonalnie, teksty zawierają nieco kolokwializmów, a odnosząc się do czasów przedrozbiorowych autor chwilami pisze Sienkiewiczem. Czytelnika wychowanego na Trylogii to na pewno przyciągnie! Lekturę wzbogaca interesująca dokumentacja fotograficzna. Autor nie skrywa własnych opinii, z nostalgią odnosi się do niewykorzystanej szansy, jaką obu narodom stwarzała unia hadziacka (1658). https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_hadziacka O psujących wspólną historię politykach polskich i ukraińskich wyraża się bardzo krytycznie, słusznie wieszając na nich psy. Pozytywne postacie historyczne również wymienia. Przeprowadza analizę ważnych wydarzeń dziejowych, ale odnosi się też do indywidualnych losów ludzi owymi wydarzeniami dotkniętych. Zauważa płynność tożsamości narodowościowej na obszarach mieszanych etnicznie. W zależności od chwilowej na danym terenie przewagi polityczno-militarnej, podawano się bądź za Ukraińców, bądź za Polaków. Bariera językowa nie stanowiła przeszkody, na ogół biegle posługiwano się obydwoma językami. We wsiach było to skutkiem więzi sąsiedzkich, a nawet rodzinnych. Po wkroczeniu w 1944 r. Armii Czerwonej na Wołyń i do Galicji Wschodniej niektórzy dotąd aktywni tam banderowcy, chcąc uciec od odpowiedzialności, przyjmowali polskie nazwiska i ochotniczo wstępowali do wojska gen. Zygmunta Berlinga. Nieliczni bywali rozpoznani, aresztowani i skazani (otrzymywali wyroki śmierci lub zsyłki do łagru). A ilu się „udało” i po wojnie, jeśli ją przeżyli, urządzili się jako Polacy na naszych tzw. ziemiach odzyskanych? Autor dowodzi też, iż historii nie można podzielić na czarną i białą, gdyż pomiędzy tymi skrajnymi kolorami występuje cała gama odcieni szarości. Przykładem niech tu będzie rozdział o istriebitielnych batalionach (str. 391-401). Kto wie, co to zacz, ręka do góry! Lasu podniesionych rąk nie widzę. Ja wiedziałem, chociaż pewne szczegóły (i konkretne przypadki) poznałem dopiero dzięki tej książce. Za to nie miałem pojęcia o idiotycznej postawie politycznej naszego rządu w latach 1932 i 1933 odnośnie Wielkiego Głodu na Ukrainie. Polscy przywódcy państwowi, zamiast owe wydarzenia nagłaśniać w kraju oraz informować o nich cały świat, zachowywali się niczym użyteczni idioci (ściśle wg terminologii Włodzimierza Lenina). Alarmujący warszawską centralę akredytowani w ZSRR nasi dyplomaci oraz działający tam oficerowie polskiego wywiadu bywali karceni za podawanie wyolbrzymionych, niesprawdzonych i tylko jakichś jednostkowych informacji! Prasie nałożono kaganiec cenzury, nie pozwalając rzetelnie i obszernie pisać o szalejącym tuż za granicą Hołodomorze, ogarniającym przecież także mniejszość polską na radzieckiej Ukrainie. A wszystko to w imię dobrej polityki sąsiedzkiej z ZSRR, opartej na właśnie zawartym dn. 25 lipca 1932 r. Pakcie Nieagresji między Rzecząpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Rad (Dz.U. z 1932 r. Nr 115, poz. 951; pełny tekst tego paktu można odnaleźć w ISAP na internetowej stronie sejmu).

Jak już nadmieniłem, książka traktuje o bardzo trudnych relacjach polsko-ukraińskich. Z uwagi na trwającą wojnę i towarzyszące jej społeczne emocje wolałbym się tu do nich szczegółowo nie odnosić. W naszym kraju nie brak osób nadal spoglądających na naród ukraiński głównie przez pryzmat Wołynia 1943. Jest to m.in. efektem przemilczeń lub relatywizacji tych wydarzeń w historiografii ukraińskiej. Nie chcę tu przypominać szeregu konkretnych działań przynoszących wstyd i hańbę niestety również i polskiej stronie konfliktu. W Internecie nie brak wszak trolli gotowych tendencyjnie wyrywać całe zdania z kontekstu – jedne (trolle) czynią to z niewiedzy i przyrodzonej głupoty, inne na polityczne zamówienie; często zresztą jedno nie wyklucza drugiego. Od razu więc odsyłam Państwa do lektury książki p. Piotra Zychowicza, który – starając się przedstawić całokształt naszej wspólnej z Rusinami-Ukraińcami historii – nie pominął wydarzeń najbardziej nawet tragicznych. Opisał i skomentował je neutralnie, tj. nie sytuując się w pozycji ani ukrainofoba, ani ukrainofila. Przez jego teksty przebija natomiast sympatia wobec koncepcji federalistycznej i do poglądów politycznych międzywojennego obozu konserwatywnego, z odwołaniem do publicystyki Adolfa Bocheńskiego. Podzielam to spojrzenie. Napisałem o tym omawiając książkę Adolfa Bocheńskiego pt. „Imperializm państwowy. Wybór pism” (Ośrodek Myśli Politycznej i Muzeum Historii Polski, Kraków-Warszawa 2015). Dostęp poprzez odpowiedni katalog (autorski lub tematyczny 1).

PS. W rozdziale pt. „Esesman na Ukrainie” (str. 265-275) autor nawiązuje do wspomnień Ericha Stahla, nie podając jednakże tytułu publikacji. Wyjaśniam, iż chodzi o książkę Ericha Stahla pt. „Przeszedłem piekło z Waffen-SS na froncie wschodnim” (Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2019). Była już omówiona na blogu, do recenzji można dotrzeć poprzez odpowiedni katalog (autorski lub tematyczny 7).

piątek, 9 grudnia 2022

„Damy Władysława Jagiełły”. Autor: Kamil Janicki

 

Po minionych dwumiesięcznych męczarniach lekturami o Hitlerze, hitlerowcach i hitleryzmie dziś proponuję Państwu książkę tematycznie dużo przyjemniejszą, ponadto napisaną z inteligentnym dystansem wobec budzących niegdyś wielkie emocje wydarzeń historycznych. Oraz z domieszką humoru. Czyli w sam raz nadającą się na świąteczny prezent gwiazdkowy.

Kamil Janicki „Damy Władysława Jagiełły”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2021

Władysław II Jagiełło (ur. ok. 1351, zm. 1434), sławny Król Polski i Wielki Książę Litewski, żenił się cztery razy. Kolejno:

1)     w 1386 r. z Jadwigą Andegaweńską (1374-1399), mającą w żyłach krew Piastów (wnuczką siostry Kazimierza Wielkiego, czyli prawnuczką Władysława Łokietka),

2)     w 1402 r. z Anną Cylejską (1381-1416), również spokrewnioną z rodem Piastów (wnuczką Kazimierza Wielkiego, czyli też prawnuczką Władysława Łokietka),

3)     w 1417 r. z Elżbietą z Pilczy (1370-1420), kobietą z przeszłością - trzykrotną wdową, córką jego matki chrzestnej,

4)     w 1422 r. z Zofią (Sonką) Holszańską (1405-1461), litewsko-ruską wnuczką przyrodniego brata; porównanie wieku pana młodego (71) i panny młodej (17) wkrótce wzbudziło nieuniknione w tej sytuacji podejrzenia i wątpliwości, o czym dalej.

Tak naprawdę Władysław Jagiełło kochał i był szczęśliwy tylko z trzecią żoną. Małżeństwo z nią (oraz jej koronację) przeforsował wbrew opinii królewskich doradców. Za tym ślubem nie przemawiały przecież żadne względy polityczne, nie umożliwiał on też odświeżenia istniejących ani powstania nowych koligacji dynastycznych.

Zgodnie z tytułem książki autor skoncentrował się na przybliżeniu postaci owych czterech żon Jagiełły, przedstawieniu okoliczności mariaży oraz reperkusji wewnętrznych i zagranicznych, jakie wywoływały. Opisał uroczystości zaślubin oraz koronacji żon na królowe. Wszystko to oczywiście na tle wydarzeń epoki, z bitwą pod Grunwaldem włącznie. Dużo dowiadujemy się też o ówczesnych mechanizmach polityki i dyplomacji, w tym o wielkim znaczeniu małżeństw dynastycznych. Utwór p. Kamila Janickiego można określić jako pośredni pomiędzy opracowaniem popularnonaukowym a esejem historycznym. Autor dotarł do nowych, zagranicznych publikacji historycznych (m.in. litewskich, słoweńskich), które pozwalają na inny niż prezentowany dotychczas w polskiej historiografii wizerunek tytułowych dam. W szczególności „rozprawił się” z nieprawdziwym opisem losów i osobowości Anny Cylejskiej, przedstawionym w XIX wieku przez sławnego Karola Szajnochę i później przez wielu kolejnych historyków bezkrytycznie powielanym. Autor wspaniale scharakteryzował też epokę, w tym mentalność oraz zwyczaje polskich, litewskich, ruskich i zagranicznych możnowładców mających wpływ na rządy ówczesnych państw, dziś byśmy powiedzieli: przedstawicieli elit. A wszystko to uczynił z polotem redakcyjnym, ogromną wiedzą, ciętym językiem, pozwalając sobie na sporo krytyczno-ironicznych uwag i dygresji – bardzo przykuwających uwagę i wzmacniających zainteresowanie. Książkę czyta się więc jednym tchem, trudno było mi się od takiej uczty intelektualnej odrywać. Ale po lekturze odczułem również malutki niedosyt. Korzystając z tego, iż autor na końcowej stronie 436 zachęcił do dzielenia się uwagami lub sugestiami, podając swój kontaktowy adres e-mail, pozwoliłem sobie napisać list, w którym zapytałem, dlaczego - kończąc książkę - urwał narrację na roku 1424, w którym doszło do koronacji Zofii (Sonki), jak również poczęcia i narodzin pierwszego jej i Jagiełły syna, późniejszego króla Władysława III Warneńczyka. Przecież Zofia (czwarta z tytułowych dam) żyła jeszcze dość długo i przechodziła swoiste małżeńskie perypetie, a małżonkowie byli też rodzicami kolejnego króla Kazimierza IV Jagiellończyka, o którego narodzinach w 1427 r. autor już nie wspomniał. Królewscy małżonkowie byli wówczas w wieku odpowiednio 76 i 22 lat. Pan Kamil Janicki odpisał mi, że przygotowuje kontynuację – książkę pt. „Matki Jagiellonów”, którą poświęci m.in. Zofii (Sonce) jako protoplastce dynastii.

Osobiście jestem więc bardzo ciekaw, jak autor odniesie się do „teorii spiskowej” w naszej historiografii, wskazującej młodego rycerza Jana Hińczę z Rogowa jako podobno mającego romans z królową i mogącego być biologicznym ojcem króla Kazimierza IV Jagiellończyka. Sprawa ta genetycznie jest niezwykle poważna. Kazimierz Jagiellończyk spłodził bowiem 13 (słownie: trzynaście) dzieci, w tym 4 królów: Władysława - króla Czech i Węgier, oraz naszych trzech kolejnych władców - Jana I Olbrachta, Aleksandra i Zygmunta I Starego. Czyżby cała trzynastka nie była biologicznymi Jagiellonami, tj. wnukami króla Władysława Jagiełły, tylko „jakiegoś” Hińczy z Rogowa? Podważałoby to samo istnienie dynastii Jagiellonów, której przedstawiciele i przedstawicielki zasiadali na europejskich tronach. Niektórzy historycy powątpiewają zresztą w Jagiellońskie pochodzenie nie tylko Kazimierza, ale i jego starszego brata, króla Władysława III Warneńczyka (ten akurat zszedł bezpotomnie; zginął w bitwie, a i wcześniej ponad płeć piękną przedkładał ponoć płeć brzydką). Władysław Jagiełło często i długo podróżował po wielkim państwie polsko-litewskim, przy czym Zofia mu nie towarzyszyła. Pan Kamil Janicki przeanalizował datę urodzin Władysława Warneńczyka oraz okresy wspólnego przebywania małżonków, dochodząc do wniosku, iż Władysław junior albo był wcześniakiem, albo ciąża matki została przenoszona. No to może jedynymi prawdziwymi (genetycznymi) Jagiellonami byli tylko sam Władysław Jagiełło i jego litewscy krewni? Z formalnoprawnego punktu widzenia powyższe wątpliwości dziś należy oczywiście uznać już za bezprzedmiotowe, godne co najwyżej rozważań miłośników historii, tak pół żartem, pół serio. Choć swego czasu na pewno budziły zrozumiałe emocje wśród elit Polski i Litwy. Mam nadzieję, iż autor i wydawnictwo nie każą nam długo czekać na ukazanie się drugiego tomu historii losów żon i matek władców z najbardziej udanej dynastii rządzącej Polską i Litwą.

Jako w pewnym sensie analogiczną ciekawostkę przypominam „aferę” sprzed kilkunastu lat. Nasza opinia publiczna dociekała ojcostwa dziecka lokalnej polityczki Anety K. z Radomska. Brani byli pod uwagę dwaj ówcześni chłopscy politycy z pierwszych stron gazet, a w odwodzie pozostawał, chyba niebezpodstawnie - jak się okazało, jej mąż. Pani K. oskarżała publicznie pana Ł. o żądanie od niej usług seksualnych, oraz występowała wobec tegoż pana Ł. i pana L. (kolejno) z powództwem o ustalenie ojcostwa jej dziecka. Ostatecznie wyniki badań DNA kolejno wykluczyły ich ojcostwo. Inny również bardzo znany chłopski polityk (z innej partii) przytoczył wtedy starą mądrość ludową stwierdzając, iż (cyt.) „cielę jest tego, czyja krowa”. Bohaterka tamtych wydarzeń weszła do historii politycznej III RP i została uwieczniona m.in. w Wikipedii. Cóż, znajdując się w trudnej sytuacji życiowej sama wówczas zainicjowała publiczne roztrząsanie jej najbardziej intymnych spraw.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Seksafera_w_Samoobronie

Natomiast w XV wieku, gdy nauka jeszcze nawet nie śniła o DNA, ustalenia ojcostwa dokonywano w „tradycyjny” sposób. Kobietę podejrzewaną o małżeńską niewierność poddawano śledztwu z torturami, a w razie nieprzyznania się wymagano od niej złożenia tzw. przysięgi oczyszczającej. Takoż postąpiono i z naszą królową Zofią – o czym p. Kamil Janicki zapewne szerzej napisze w zapowiadanym drugim tomie. Do tego czasu możemy pozostać np. przy Wikipedii.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zofia_Holsza%C5%84ska

PS. Następnego wpisu na blogu proszę spodziewać się już dn. 17 grudnia. Dzień później, 18 bm., przypada bowiem przedświąteczna niedziela handlowa dająca okazję odwiedzenia księgarni i nabycia książki, o której napiszę. Hitu wydawniczego ostatnich tygodni. Razem z dziś tu omówionymi „Damami (…)” może stanowić doskonały prezent gwiazdkowy.

 

wtorek, 29 listopada 2022

„Hitler. Narodziny zła.1889-1939. Upadek zła.1939-1945”. Autor: Volker Ullrich

 

Dziś proponuję lekturę najnowszej naukowej biografii Adolfa Hitlera. Aż dwutomowej!

1.      Volker Ullrich „Hitler. Narodziny zła. 1889-1939”. Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2015

2.      Volker Ullrich „Hitler. Upadek zła. 1939-1945”. Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2021

Niemiecki znany historyk napisał bardzo obszerną biografię Adolfa Hitlera. Dwa tomy, każdy o formacie i objętości encyklopedii. Dzieło rzetelne, zawierające mnóstwo przypisów odsyłających do źródeł uwiarygodniających zamieszczone informacje. Nietrudne jednak w czytelniczym odbiorze, napisane (i przetłumaczone) z dużym polotem redakcyjnym.

Najpierw o tomie 1.

Autor ukazał Adolfa Hitlera jako przeciętnego obywatela Austro-Węgier, pochodzącego z austriackiej, drobnomieszczańskiej rodziny. Hipotezy o istnieniu nieformalnego (tj. tylko biologicznego) żydowskiego przodka nie potwierdził. Przedstawił Hitlera z ludzkimi wadami, ale też i zaletami, wskazując zarazem determinanty patologii jego poglądów i czynów politycznych. Zacznijmy od owej patologii. Przyszły Führer bynajmniej sam nie wymyślił ani antysemityzmu, ani mitu o wyższości rasy germańskiej nad innymi europejskimi. Przekonania takie wyrażali niektórzy filozofowie i publicyści niemieccy już w wieku XIX, a znajdowały one przychylny oddźwięk w społeczeństwach obydwu cesarstw. Dodatkowo w listopadzie 1918 r. w kołach narodowo-konserwatywnych uczyniono niemieckich Żydów winnymi za przegranie Wielkiej Wojny, ponieważ rzekomo sabotowali wysiłek wojenny, a wzniecając rewolucję społeczną wbili nóż w plecy armii dzielnie walczącej na froncie zachodnim, przebiegającym przecież poza granicami Niemiec. Adolf Hitler w pełni podzielił owe zapatrywania o niższej wartości rasowej ludności żydowskiej, o jej destrukcyjnym wpływie na narody europejskie, oraz o konieczności zemsty na „zdrajcach”. W dalszej karierze politycznej „twórczo” je rozwinął w działalności praktycznej, z czasem stając się niekwestionowanym, kierowniczym sprawcą masowych zbrodni ludobójstwa.

Poza tym zapowiadał się jednak na człowieka wrażliwego. Był melomanem, artystą malarzem, bardzo kochał matkę, był koleżeński, lubił zwierzęta. Formalnie posiadł wykształcenie jedynie średnie (bez matury). Pogłębiał je lekturą z różnych dziedzin nauki, także technicznych. Dysponował bardzo dobrą pamięcią do szczegółów, czym zaskakiwał i zaskarbiał sobie uznanie otoczenia. Pasjonował się architekturą. Na froncie I wojny światowej spisywał się mężnie, odznaczono go Krzyżem Żelaznym. Ale w 1919 r., rozpoczynając od zera w wieku 30 lat karierę polityczną, był praktycznie nikim. Bez zawodu, bez udokumentowanego konkretnego wykształcenia i bez pieniędzy. Nie zaznał też dotąd inicjacji seksualnej (autor także i ten intymny aspekt analizuje). Jako jeszcze niezdemobilizowany żołnierz na polecenie wojskowych przełożonych zajął się polityką, co nosiło znamiona inwigilacji i inspiracji środowiska, do którego został skierowany. Wtedy właśnie odkrył w sobie wielki talent oratorski i (niezależnie) aktorski. Polityczne środowisko też te zdolności doceniło i postanowiło Hitlera wykorzystać. Ale bardzo się przeliczyło – to Hitler je sobie całkowicie podporządkował, wykazując się dodatkowo olbrzymią siłą woli oraz dużymi umiejętnościami organizatorskimi.

W tomie 1 mamy przedstawiony życiorys (prywatny i zawodowy) Hitlera aż do wybuchu II wojny światowej. W tle oczywiście biegnie historia polityczna i gospodarcza tamtych lat. Szczegółowo poznamy drogę Hitlera do pełnej, dyktatorskiej władzy – ile przy tym zawdzięczał swojemu uporowi i charakterowi politycznego hazardzisty, a ile sprzyjającym zbiegom okoliczności. Autor ukazuje również przyczyny wielkiej popularności Führera w narodzie niemieckim, także w niższych klasach społecznych. Hitler był socjalistą, czemu dawał wyraz w polityce wewnętrznej, zdobywając popularność nawet wśród części tradycyjnych elektoratów partii socjaldemokratycznej i komunistycznej (partii bardzo silnych w Niemczech przed 1933 rokiem). Natomiast sympatię wpływowych kół konserwatywnych i militarnych uzyskał głównie dzięki sukcesom w polityce zagranicznej, tj. zaprzestaniu wypłat reparacji wojennych oraz aneksjom terytorialnym na drodze pokojowej. Niemiecka generalicja z wdzięcznością i uznaniem odniosła się też do likwidacji przez Hitlera niepokornej czołówki SA z Ernstem Röhmem na czele (tzw. noc długich noży, czerwiec 1934 r.). W kołach wojskowych przymknięto wtedy oczy na równoczesne, dokonane „przy okazji”, zabójstwa szeregu polityków narodowo-konserwatywnych, stojących jednakże w opozycji do nowego kanclerza, dopiero ugruntowującego swoją władzę.

Objętością książki proszę się nie przerażać. Jest napisana bardzo przystępnie, czyta się ją z rosnącym zainteresowaniem (uwaga ta odnosi się również do osób znających już biografię Adolfa Hitlera z innych publikacji; sam niedawno taką „zaliczyłem” – autorstwa Johna Tolanda). Choć oczywiście dobrych kilkanaście dni należy na tę lekturę zarezerwować. Poloniców znajdziemy w niej mało. Autor nadmienia o zawarciu w styczniu 1934 r. paktu o nieagresji, ale potem już mało co wspomina o dobrych relacjach polsko-niemieckich, trwających przecież prawie do końca I kwartału 1939 r.

A o czym przeczytamy w tomie 2?

Potwierdzam wszystkie pozytywne uwagi odnośnie tej biografii Adolfa Hitlera, które przedstawiłem podczas omawiania tomu 1. A w miarę postępu lektury zainteresowanie nią wzrasta – tom 2 to przecież historia II wojny światowej z zapisaną w niej główną rolą Hitlera. Autor kontynuuje szczegółową narrację jego życiorysu, skupiając się oczywiście na aspekcie zawodowym (polityczno-wojennym), ale i spraw osobistych (stanu zdrowia, relacji z Evą Braun) nie pomijając. Odnosi się również do najważniejszych członków kadry kierowniczej III Rzeszy, ze szczególnym uwzględnieniem Josepha Goebbelsa, Heinricha Himmlera, Martina Bormanna i Alberta Speera (Hermann Göring stopniowo wypada z łask Führera).

Omawiając przebieg wojny z Polską w 1939 r. autor wskazuje m.in. na niemieckie zbrodnie towarzyszące tej kampanii, będące następstwem celowego ukierunkowania Wehrmachtu i SS na taki właśnie, niekonwencjonalny i niszczycielski, nowy charakter działań zbrojnych. Dokładnie opisuje też wszystkie późniejsze kampanie, w tym śmiertelną wojnę na wyniszczenie toczoną ze Związkiem Radzieckim. Przedstawia sytuację w krajach okupowanych przez Niemcy oraz (bardzo dokładnie) genezę i przebieg Holokaustu. Analizuje sytuację ekonomiczną i politykę wewnętrzną III Rzeszy w latach wojny. Bezspornie dowodzi, iż społeczeństwo niemieckie na ogół zdawało sobie sprawę z niemieckich zbrodni, choć starało się je wypierać ze świadomości, by później móc udawać, że nic nie wiedziało. Jak już nadmieniłem, tom 2 to zarazem szczegółowa historia II wojny światowej, z uwzględnieniem logistyki oraz wszystkich ważnych bitew, także tych toczonych na morzach i w powietrzu. Również z podkreśleniem dyplomacji państw toczących wojnę. Jeśli ktoś dotąd poznał tę historię jedynie pobieżnie, ma teraz okazję znacznie pogłębić wiedzę.

Na pierwszym planie pozostaje jednak postać tytułowa. Autor charakteryzuje Hitlera lat wojny, przedstawia zmiany dokonujące się w jego osobowości. Bez cienia wątpliwości pozostawia jego kierownicze sprawstwo zbrodni wojennych i ludobójstwa. Niemiecki Führer naprawdę uwierzył w swoje powołanie przez Opatrzność, przed wojną artykułowane raczej tylko propagandowo w celu zdobycia i utrwalenia władzy. Późniejsze polityczne i militarne sukcesy utwierdziły go jednak w przekonaniu o dziejowym posłannictwie i słuszności podejmowanych decyzji. Uczynił się głównodowodzącym Wehrmachtu, osobiście zajął się nie tylko kierowaniem strategią wojenną, ale i taktyką jednostek wojskowych od szczebla dywizji. Podporządkował sobie marszałków i generałów, a nieposłusznych, mających odmienne zdanie, bez wahania dymisjonował. Choć przyznać należy, że głównie dzięki Hitlerowi przegrana Wehrmachtu pod Moskwą na przełomie lat 1941 i 1942 nie przeistoczyła się w klęskę odwrotu na miarę kampanii napoleońskiej. Ale później Führer już na ogół nie miewał racji, a jego ingerencje w system dowodzenia tylko przyspieszały wojenne niepowodzenia. Mimo to utrzymywał posłuch u podległych dowódców, którzy – zapatrzeni w niego – prawie do samego końca wierzyli, że znajdzie jakieś polityczne rozwiązanie kryzysu, korzystne dla Niemiec. Wojskowi inspiratorzy i wykonawcy zamachu na Hitlera dnia 20 lipca 1944 r. okazali się wyjątkiem potwierdzającym tę regułę. Radość wyrażana z „cudownego ocalenia” Führera była w kołach wojskowych i niemieckim społeczeństwie na ogół niekłamana. Notabene ów zamach na życie Hitlera oraz sprzężona z nim operacja Walkiria są w książce opisane w sposób godny dobrej powieści sensacyjnej i czyta się o nich jednym tchem. Co do poloniców, to również je Państwo w tomie drugim znajdziecie. Oprócz wspomnianej już naszej wojny obronnej 1939 r. autor charakteryzuje eksploatacyjną, ludobójczą politykę władz okupacyjnych w Generalnym Gubernatorstwie, w tym stłumienie powstania w getcie warszawskim (1943) i powstania warszawskiego (1944). Pisze też o radzieckiej zbrodni katyńskiej, wykorzystywanej w niemieckiej propagandzie z myślą o rozbiciu sojuszu aliantów zachodnich ze Stalinem. Reasumując, życzę pasjonującej lektury. Powtarzam: liczbą stron proszę się nie przejmować. Obydwa tomy proponuję na stałe umieścić w bibliotece domowej.

 

sobota, 19 listopada 2022

„Hitler. Reportaż biograficzny”. Autor: John Toland

 

Kilka poprzednich tu artykulików poświęciłem omówieniu lektur o hitlerowcach – poczynając od „naczelnego” hitlerowca (Himmlera), ostatnio zaś pisząc o niskiej rangi hitlerówce z SS. Aby więc niejako ową tematykę „ukoronować”, wpis dzisiejszy i następny dotyczyć już będą samego twórcy hitleryzmu. Zaproponuję bowiem Państwu dwie popularnonaukowe biografie Adolfa Hitlera. Poniżej o pierwszej z nich.

John Toland „Hitler. Reportaż biograficzny”

Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c., Warszawa 2014

John Toland (1912-2004), amerykański historyk, w 1976 r. opublikował popularnonaukowe opracowanie pt. „Adolf Hitler. The Definitive Biography”, które przyniosło mu uznanie także na zachodzie Europy. 38 lat później ww. wydawnictwo udostępniło je polskim czytelnikom (w tłumaczeniu p. Zbigniewa Kościuka), przy okazji nieco zmieniając angielskojęzyczny tytuł. „Ostateczną biografię” zdegradowano do tylko „reportażu biograficznego”, co zapewne ma związek z późniejszymi ustaleniami historyków, nieraz w pewnych szczegółach odbiegającymi od „definitywnej” wersji zaprezentowanej przez Johna Tolanda. Ale są to doprawdy kwestie trzeciorzędne. Wspomniałem o nich recenzując tu książkę Wernera Masera pt. „Hitler i Stalin. Fałszerstwo, wymysł, prawda” (proszę odszukać w katalogu tematycznym 7). Proponowana dziś lektura oczywiście nie jest pierwszą (ani ostatnią) przeze mnie przeczytaną biografią Hitlera. Poprzednio „zaliczyłem” (na przestrzeni lat nawet dwukrotnie) poświęconą temu pionierską pracę Alana Bullocka, oraz szereg innych książek dotyczących niemieckiego Führera i wojnie przez niego rozpętanej (m.in. „Wojnę Hitlera” Davida Irvinga, tu dotąd nieomówioną). Bo to chyba normalne, że pasjonat historii z ciekawością sięga po kolejne, nowe opracowania tematów bardzo go interesujących, choć już wcześniej dość dobrze poznanych. Jakkolwiek książkę Johna Tolanda z 1976 r. trudno w 2022 r. nazwać nowym opracowaniem, jest faktem, iż dopiero w 2014 r. pojawiła się na polskim rynku wydawniczym (aktualnie jest do nabycia chyba we wszystkich księgarniach internetowych).

Ad rem. Autor prowadzi czytelnika od czasów dziadków i babć Adolfa Hitlera aż do jego samobójczej śmierci dn. 30 kwietnia 1945 r. w berlińskim bunkrze w wieku 56 lat i 10 dni. Nb. wysuwa przy tym ciekawą hipotezę, iż dziadek Hitlera po mieczu mógł być Żydem (interesujące szczegóły w książce). Dokumentację na ten temat podobno zgromadziła administracja austriacka (Hitler wszak urodził się jako obywatel Austrii), którą po Anschlussie w marcu 1938 r. natychmiast zagarnęli esesmani Himmlera, specjalnie tam po to wysłani. W książce odnajdziemy dużo odniesień do życia prywatnego Hitlera oraz osób z jego rodziny i wąskiego kręgu przyjaciół. Obiektywnie trzeba przyznać, iż w kontaktach prywatnych jawił się on jako człowiek uczciwy i koleżeński – w przeciwieństwie np. do Stalina, który wysyłał na śmierć przyjaciół z lat młodości i członków rodziny. Ciekawie opisane są lata dziecięce i wiek młodzieńczy Hitlera – życie rodzinne, problemy ze szkolną edukacją, niedostanie się na studia w słynnej wiedeńskiej uczelni artystycznej, wreszcie nierokująca nadziei kariera artysty malarza. W dniu wybuchu I wojny światowej 25-letni Adolf Hitler był już praktycznie życiowym nieudacznikiem. Przez administrację armii Austro-Węgier uznany za nienadającego się do służby wojskowej, zgłosił się na ochotnika do armii Niemiec i spędził 4 lata w okopach frontu zachodniego, dosługując się „aż” stopnia kaprala. Na kurs oficerski Hitlera nie skierowano motywując to m.in. jego „brakiem zdolności przywódczych” (o ironio losu !!!). Został natomiast odznaczony Krzyżem Żelaznym, rzadko przyznawanym żołnierzom niebędącym oficerami. Towarzysze z wojska, w tym bezpośredni przełożeni, zapamiętali go jako odważnego i koleżeńskiego żołnierza. Jego upiorny antysemityzm autor datuje dopiero od 1918 r. Podkreśla też pełną odpowiedzialność Hitlera za późniejszą inicjację i realizację makabrycznego Holokaustu, jak też innych ludobójczych zbrodni, których dopuścili się Niemcy podczas wojny.

Książki streszczał nie będę. Dalsze losy Hitlera po 1918 r. to już historia Niemiec i historia powszechna – szczegółowo opowiedziane w kontekście jego biografii. Warto sobie tę historię przypomnieć - na pewno każdy czytelnik znajdzie dla siebie coś interesującego, wcześniej nieznanego. Mnie zaintrygował opis gorączkowych starań Göringa latem 1939 r. w celu zapobiegnięcia wybuchowi wojny, jak też dotąd mi nieznana gotowość Hitlera (wyartykułowana przez Ribbentropa) do wycofania niemieckich wojsk z Polski jeszcze dnia 2 września 1939 r., pod warunkiem wszakże zawarcia układu z Anglią (str. 653-655). Podczas lektury pomocne będą dwie tabele (radzę założyć zakładki): na str. 28 i 29 „Drzewo genealogiczne Hitlera” oraz na str. 1028 i 1029 „Tabela funkcji w NSDAP oraz stopni w organizacjach paramilitarnych i siłach zbrojnych Rzeszy” (ze wskazaniem odpowiedników w Wojsku Polskim). Encyklopedycznym formatem i objętością książki proszę się nie przejmować, jest łatwa w odbiorze. Przez kilkanaście dni czytelnik będzie żył wydarzeniami z przeszłości, nieraz także możliwą ich wersją alternatywną. Proszę bowiem zwrócić uwagę na niezwykle silną osobowość Hitlera oraz jego – nietypowy u dyktatorów już dysponujących pełnią władzy – charakter politycznego hazardzisty. Dodatkowo pobudzany farmakologicznymi środkami dopingującymi, co dziś sugerują specjaliści. Ewentualny inny niemiecki przywódca, nawet również wywodzący się z obozu narodowosocjalistycznego (np. Göring lub Hess, formalnie desygnowani na następców Führera), postępowałby ostrożniej, czyli z pewnością inaczej. I również inaczej potoczyłyby się wtedy dzieje świata. Że też nie znalazł się żaden bogaty kapitalista (np. żydowski), gotów wyłożyć odpowiednią sumkę na rzecz … osoby fachowo określanej jako professional killer !!! Kogoś w rodzaju Harry’ego Shulza z cyklu doskonałych powieści sensacyjnych Serge’a Jacquemarda (kto jeszcze nie czytał, niech żałuje). Realizacja takiej „umowy o dzieło” nie byłaby niemożliwa, wszak aż do wybuchu wojny Hitler uwielbiał występować publicznie.

 

środa, 9 listopada 2022

„Piękna bestia SS. Opowieść seksualnej niewolnicy jędzy z Belsen”. Autor: Alberto Vazquez-Figueroa, oraz „Piękna bestia. Zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese". Autor: Daniel Patrick Brown

 

Przez cały październik męczyłem Państwa książkami o Himmlerze i o jego podkomendnych. Dziś natomiast będzie o jego … podkomendnej, pięknej i złowrogiej. Proponuję lekturę dwóch książek – obydwu poświęconych tej samej kobiecie, historycznej (niestety) postaci.

1.      Alberto Vazquez-Figueroa „Piękna bestia SS. Opowieść seksualnej niewolnicy jędzy z Belsen”

Wydawca: Bellona, Warszawa 2021

2.      Daniel Patrick Brown „Piękna bestia. Zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese”

Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2017

No to po kolei:

Ad. 1. Alberto Vazquez-Figueroa „Piękna bestia SS. Opowieść seksualnej niewolnicy jędzy z Belsen” 

Wydawca: Bellona, Warszawa 2021

Hiszpański pisarz stworzył paradokumentalną opowieść, której tytułową „bohaterką” uczynił Irmę Grese, strażniczkę SS w kobiecych sektorach obozów koncentracyjnych w Auschwitz, Ravensbrück i Bergen-Belsen. Postać złowieszczą i autentyczną, skazaną na śmierć i straconą w 1945 roku w wieku „aż” 22 lat. Główną jednakże bohaterką książki, również tytułową, jest jej o 3 lata młodsza niewolnica-służąca-kochanka Violeta Flores. I to właśnie tę kobietę wiele lat później, będącą już 90-letnią staruszką, nieprzypadkowo napotyka Mauro Balaguer, szef jednego z hiszpańskich wydawnictw książkowych i przeprowadza z nią wywiad-rzekę (z inicjatywy owej starszej pani). Violeta Flores, postać o frapującej biografii, daje panu redaktorowi spowiedź z własnego życia, zarówno z przeżytych wydarzeń, jak i niegdysiejszych przemyśleń, doznań, refleksji, uczuć. W większości, aż do końca 1944 roku, niezwykle tragicznych. Los rzucił tę Hiszpankę do Niemiec, Polski, znów do Niemiec, aż wreszcie udało jej się przedostać (nielegalnie) do neutralnej Szwajcarii. Irmę Grese, będącą nieletnią, nastoletnią hitlerówką, przypadkowo napotkała na swej drodze życia jeszcze przed wojną. Już wówczas wpadła Irmie w oko, a ich znajomość skończyła się wtedy lesbijskim brutalnym gwałtem. Ponownie obie nastolatki zetknęły się ze sobą w 1941 r. Violeta była wówczas ukrywającą się w Polsce Cyganką, a Irma obozową strażniczką SS w Auschwitz. Tu koniecznie należy wyjaśnić, że śliczna i zgrabna Violeta z racji ciemnej karnacji i typu urody tylko uchodziła za Cygankę w opinii hitlerowskich rasistów. Faktycznie zaś była Andaluzyjką, jednakże hiszpańskie dokumenty jej rodziny zaginęły w nazistowskich Niemczech. Irma, szantażując Violetę zagrożeniem życia matki i przyrodniego brata, uczyniła ją na 3 lata swoją prywatną niewolnicą wykorzystywaną seksualnie oraz do prac domowych (zamieszkały razem). Irma Grese okazała się biseksualistką o bardzo dużym temperamencie – „romansowała” z kolegami i koleżankami z ekipy strażniczej SS. A także z więźniarkami, w odniesieniu do których wyładowywała się w skrajnie sadystyczny sposób. Violetę jednakże oszczędzała, dbała nawet o zapewnienie jej przyjemności w ich erotycznym współżyciu. Na swój sposób zakochała się w niej. Violeta po latach niechętnie, ze wstydem przyznała, że także ona, jako młoda, namiętna choć niedoświadczona kobieta, nie była obojętna na owe wymuszone fizyczne doznania ze strony atrakcyjnej, pięknej i dominującej partnerki. Tym niemniej doskonale wiedziała (i widziała!), co się wokół niej w obozach hitlerowskich dzieje, a ponadto Irma szczegółowo relacjonowała jej swoje krwawe (dosłownie) postępki. Wszystko to powodowało wielki psychiczny bunt, chęć ucieczki, pragnienie zemsty - do czasu oczywiście głęboko utajone. Aż wreszcie z powodzeniem zrealizowane (szczegóły w książce).

Książka ta, oprócz historycznych już wspomnień, zawiera także narrację współczesnych perypetii i refleksji staruszki Violety Flores i jej interlokutora - oboje mają aktualne, codzienne problemy życiowe. Mauro Balaguer jest starzejącym się hipochondrykiem, zamartwiającym się kłopotami finansowymi. Żywi nadzieję, że wydane przez niego w dużym nakładzie wspomnienia Violety przyniosą mu (i jego rodzinie) poprawę sytuacji materialnej. Violeta Flores takich kłopotów nie ma, m.in. dzięki równie nieoczekiwanemu, co wielkiemu wzbogaceniu się podczas przygotowań do ucieczki z obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen (powtarzam: sensacyjne szczegóły w książce). Za to bardzo irytują ją ukazywane w mediach demonstracje europejskich neofaszystów. Ma nadzieję, że publikacja jej wspomnień dotrze do młodego pokolenia, ukaże mu prawdę o hitleryzmie, wzbudzając w ten sposób odrazę do faszyzmu i rasizmu. Na zakończenie dodam, że w książce napotykamy też nieco poloniców. Hiszpański autor z sympatią wyraża się o Polsce i Polakach, wykazuje się pobieżną (nie zawsze jednak odpowiadającą faktom) znajomością naszej najnowszej historii. Mnie szczególnie ujęło nawiązanie do powieści pt. „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”, autorstwa Sergiusza Piaseckiego, mojego ulubionego pisarza. W autorskim katalogu tej czytelni proszę go nie szukać, wszystkie jego książki przeczytałem zanim jeszcze zacząłem się bawić w zamieszczanie recenzji w Internecie. Ale wszystkie je Państwu z całego serca (!!!) polecam. Po bliższe informacje proszę się pofatygować np. do Wikipedii.

PS. Choć autor o tym nie wspomina, uważam, że dodatkowego wyjaśnienia wymaga pewna, wydawałoby się drugorzędna kwestia. W prawodawstwie III Rzeszy penalizowano homoseksualizm, jednakże pod tym pojęciem rozumiano jedynie pederastię, natomiast miłości lesbijskiej formalnie za homoseksualizm nie uznawano. Tak więc „Piękna Bestia” mogła przez trzy lata bezkarnie afiszować się wobec kolegów i koleżanek z SS posiadaniem kobiety-kochanki, swojej służącej i zarazem seksualnej niewolnicy. Ale czy rzeczywiście mogło to być bezkarne, czy przypadkiem nie podpadało pod inny hitlerowski paragraf? O tym, między innymi, poniżej.

Ad. 2. Daniel Patrick Brown „Piękna bestia. Zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese”

Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2017

Amerykański historyk stworzył popularnonaukową biografię Irmy Grese, docierając do dużej liczby dokumentów źródłowych, badając akta procesowe i przeprowadzając liczne wywiady. Lektura w ogólnym zarysie potwierdza postępowanie, w tym okrucieństwo czynów tytułowej postaci, o czym pisał hiszpański autor w książce tuż powyżej omówionej. Jednakże pozwala też stwierdzić, iż żadna Violeta Flores, ani jej kobiecy pierwowzór, nigdy u boku Irmy Grese nie zaistniały. Choć ta faktycznie miewała również lesbijskie „romanse”, w tym z wybranymi żydowskimi więźniarkami, później przez nią uśmiercanymi. Z obawy, aby nie wyszły na jaw zakazane kontakty seksualne z podludźmi, czyli czyny zhańbienia nordyckiej rasy. Daniel Patrick Brown skrupulatnie prześledził losy Irmy Grese - od wczesnego dzieciństwa aż po egzekucję przez powieszenie (dość dokładnie zrelacjonowaną). Przedstawił jej życie prywatne, opisał „karierę” zawodową, przeanalizował motywy postępowania. Według niego istniały trzy główne, obiektywne powody pozwalające zrozumieć zbrodnicze czyny Irmy Grese, choć bynajmniej ich nie usprawiedliwić. Były to: dysfunkcjonalność jej rodziny, brak wykształcenia i związane z tym niepowodzenia zawodowe (przed podjęciem służby w SS), wreszcie podatność na propagandową indoktrynację reżimu hitlerowskiego. Autor wymienił także powód czwarty, subiektywny: skrajny sadyzm zapisany w genach. Według mnie w tym przypadku najważniejszy, albowiem jak głosi nasze ludowe porzekadło - „Dobrego karczma nie zepsuje, a złego kościół nie naprawi”. W tle biografii Irmy Grese mamy historię złowrogiej epoki hitleryzmu - autor przedstawia ogrom i sposoby ludobójstwa realizowanego w obozach koncentracyjnych. Imiennie wymienia również tego wykonawców – m.in. przełożonych oraz kolegów i koleżanki Irmy Grese. Ostatni rozdział książki poświęcony jest opisowi ich procesu karnego. Organizatorzy i świadkowie (głównie przybyli tu dziennikarze) pozostawali pod wrażeniem urody sądzonej „Pięknej Bestii”, potrafiącej (w przeciwieństwie do koleżanek z ławy oskarżonych) zadbać o swój wygląd także w warunkach przebywania w areszcie. Lektura przez nią napisanego tam wiersza (treść oryginalna oraz w tłumaczeniu polskim zamieszczona jest w aneksie) budzi zdumienie – Irma Grese początkowo nie zdawała sobie sprawy, że zasłużyła na karę śmierci! Cyt. str. 239: Lecz ja nie rozpaczam – cokolwiek się stanie, kiedyś maj zakwitnie dla nas kwiatami, nawet jeśli spędzimy lata w więzieniu, kiedyś znowu będziemy kochać i całować!!!

Reasumując, proponuję Państwu lekturę ww. dwóch książek o „Pięknej Bestii”, ale koniecznie w kolejności tu dziś przedstawionej. Lepiej bowiem później, już po przeczytaniu, samodzielnie i w sposób tylko ogólny zweryfikować ciekawą, pociągającą beletrystykę, niż - czytając ją - co rusz zauważać, że jej główny, rozbudowany wątek osobisty, jego intymność, a także szczegółowość oraz kolejność niektórych wydarzeń z życia Irmy Grese, to literacka fikcja. Nie zawsze odpowiadająca dokładnym przecież informacjom zawartym w naukowej biografii.

PS. O kobietach - aktywnych uczestniczkach zbrodni hitlerowskich pisze również amerykańska profesor Wendy Lower w książce pt. „Furie Hitlera. Niemki na froncie wschodnim”, już na blogu omówionej (dostęp poprzez katalog autorski alfabetyczny L-Ż lub katalog tematyczny 7).

 

sobota, 29 października 2022

„Mistrzowie śmierci. Einsatzgruppen”. Autor: Richard Rhodes


Nadchodzą dni kalendarzowo ponure, corocznie poświęcane pamięci o tych, których już nie ma. A zatem i lekturę proponuję dziś niezwykle ponurą. Ale jednak ciekawą, a dla zainteresowanych historią - konieczną.

Richard Rhodes „Mistrzowie śmierci. Einsatzgruppen”

Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2007

Amerykański publicysta historyczny napisał wstrząsającą książkę nt. organizacji i przebiegu masowych mordów dokonywanych przez zbrodniarzy hitlerowskich w Europie środkowej i wschodniej. Skoncentrował się na wcześniejszej fazie ludobójstwa – gdy było ono realizowane fizycznie przez esesmanów i ich lokalnych pomocników, jeszcze przed zastosowaniem w masowej skali technik przemysłowych (gazów trujących, krematoriów) w obozach śmierci. Tego następnego etapu ludobójstwa autor też nie pominął, jednakże głównym tematem książki uczynił indywidualne zachowania członków grup operacyjnych SS oraz rozmiary ich zbrodni. Opisuje je szczegółowo oraz analizuje pod kątem psychologicznym, socjologicznym, demograficznym – głównie koncentrując się na ich działalności na zapleczu frontu wschodniego (ale zbrodnie dokonane w Polsce również wymienia). Wg stanu na dzień 22 czerwca 1941 r. tytułowych Einsatzgruppen było cztery: A, B, C i D. Dzieliły się na komanda (jednostki operujące w zasadzie samodzielnie) - SonderkommandenEinsatzkommanden, razem 16 takich komand. Pełniło w nich służbę kilka tysięcy specjalnie dobranych kandydatów na zwyrodnialców, na stanowiskach dowódczych często z wyższym wykształceniem. Osobiście byli przekonani, że działają w dobrej wierze, że wykonują pracę „niewdzięczną”, tym niemniej absolutnie konieczną, ponieważ zleconą im przez samego Führera, któremu ślepo zaufali. Niekiedy jednak i oni miewali objawy załamania psychicznego, ale zazwyczaj szybko powracali (poza nielicznymi wyjątkami) do równowagi emocjonalnej. Einsatzgruppen były wspomagane przez Wehrmacht (rzadko kiedy niechętnie) oraz jednostki administracji cywilnej. Spory kompetencyjne rozstrzygano odwołując się do Himmlera, który oczywiście brał stronę swoich podwładnych.

Lektura przeznaczona jest dla osób o mocnych nerwach. Richard Rhodes, bazując na powojennej dokumentacji procesowej, zachowanej korespondencji oraz wspomnieniach nielicznych świadków, przedstawia konkretne ludobójcze akcje, w tym mordy dokonywane na kobietach i małych dzieciach. Opisuje przygotowania oraz przebieg licznych zbrodni. Autor zastanawia się też nad motywacją ludobójczego rasizmu (antysemityzmu i antyslawizmu) u samego Adolfa Hitlera. Ukazuje jego patologiczne rozumowanie pozostające w jaskrawej sprzeczności z uniwersalnymi zasadami moralności. Dużo więcej uwagi poświęca jednak ulubieńcowi Hitlera – naczelnemu architektowi ludobójstwa, Heinrichowi Himmlerowi. Osobowość i życiorys tego psychopaty przedstawia korzystając z wcześniejszych opracowań naukowych, m.in. Petera Longericha, autora monografii niedawno tu omówionej. W Epilogu książki Richard Rhodes informuje o wojennych i powojennych losach sprawców zbrodni. Ubolewa, że części z nich wymierzono kary zbyt niskie, a wielu w ogóle nie stanęło przed obliczem wymiaru sprawiedliwości. Lekturę wzbogaca dokumentacja fotograficzna, w tym upiorne zdjęcia miejsc i ofiar masowych egzekucji. Bardzo dobrze, że ta książka ukazała się najpierw na anglosaskim rynku wydawniczym. Napisana w Polsce lub innym kraju będącym pod hitlerowską okupacją mogłaby na Zachodzie zostać uznana za przekłamany utwór propagandowy, za tendencyjny wykwit polityki historycznej.

PS.1. Zachęcam też do zapoznania się w Wikipedii z bardzo interesującym życiorysem autora.

PS.2. W posiadanym egzemplarzu książki zauważyłem następujące tzw. oczywiste pomyłki: na str. 63 w pierwszym zdaniu, oraz na str. 94 w środku strony, datę 22 lipca 1941 r. należy poprawić na 22 czerwca 1941 r. (chodzi o dzień rozpoczęcia wojny niemiecko-radzieckiej); na str. 75 w wierszu 14 od dołu datę 14 lipca 1941 r. (data ostatniej przedwojennej deportacji mieszkańców Litwy przez NKWD) należy poprawić na 14 czerwca 1941 r. ; na str. 265 w wierszach 7 i 8 od dołu widnieje nieścisłość geograficzna – wszak Chełmno nie leży (cyt.) „około siedemdziesięciu kilometrów na wschód od Lublina” - autorowi, zdaje się, pomyliła się wielkopolska wieś Chełmno nad Nerem (miejsce masowych zbrodni hitlerowskich) z miastem Chełm. 


środa, 19 października 2022

„Gestapo. Mity i prawda o tajnej policji Hitlera”. Autor: Frank McDonough

 

Frank McDonough „Gestapo. Mity i prawda o tajnej policji Hitlera”

Wydawca Publicat S.A., Poznań-Wrocław 2016

Brytyjski profesor historii przedstawił interesujące opracowanie popularnonaukowe nt. budzącej grozę (i odrazę) nazistowskiej instytucji. Administracyjne usytuowanie Gestapo (skrót niemieckiej nazwy „Tajna Policja Państwowa”) podlegało od 1933 r. kilku zmianom, aż w 1939 r. Gestapo stało się jednym z czterech członów Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Pozostałymi były: Policja Porządkowa (Orpo), Policja Kryminalna (Kripo) i Służba Bezpieczeństwa (SD). Całość nadzorował omówiony tu już poprzednio Heinrich Himmler, zaś szefem Gestapo został w 1936 r. Heinrich Müller. Pierwszy zmarł w 1945 r. w alianckiej niewoli śmiercią samobójczą (wersja oficjalna), drugi zaś przepadł bez wieści – najprawdopodobniej, uchodząc incognito z Berlina w ostatnich dniach wojny, zginął pod radzieckim ostrzałem artyleryjskim. Analizę działalności Gestapo autor ogranicza do obszaru III Rzeszy. O terenach leżących poza granicami Niemiec nadmienia tylko przy okazji, wspominając o Einsatzgruppen SS oraz o hitlerowskich obozach śmierci w okupowanej Polsce.

Policja polityczna, bo taką właśnie było Gestapo, miała za zadanie pilnować przestrzegania prawa ustanowionego pod rządami Hitlera. Autor owe przepisy prawa – coraz bardziej drakońskie w miarę upływu lat wojny – wymienia i komentuje. Prezentuje również sylwetki gestapowców. Na stanowiskach kierowniczych bywali nimi funkcjonariusze dobrze wykształceni, nierzadko prawnicy ze stopniami doktorskimi. Dużym walorem książki jest przedstawienie praktycznej strony działalności Gestapo. Autor dotarł do ocalałych materiałów źródłowych i na ich podstawie opisał konkretne postępowania dochodzeniowo-śledcze (prowadzone wobec konkretnych osób), łącznie z ich wynikami, czyli losami ofiar. Postępowania te były prowadzone z niemiecką dokładnością, zdarzało się, iż wobec braku dowodów winy bywały nawet umarzane. Tym m.in. Gestapo różniło się od swojego radzieckiego odpowiednika. W ZSRR policja polityczna stosowała zasadę najpierw aresztowania człowieka, a dopiero potem wyszukiwania nań odpowiedniego paragrafu – kto w te tryby trafił, już raczej nie mógł liczyć na uwolnienie. Zgodnie z zakresem czynności Gestapo autor przedstawia i na podstawie konkretnych, reprezentatywnych przypadków opisuje:

·       represje wymierzane (nierównomiernie) w działalność Kościołów i związków wyznaniowych,

·       zwalczanie komunistów,

·       tropienie i eliminowanie elementów arbitralnie uznanych za aspołeczne, w tym: osób upośledzonych psychicznie, kryminalistów-recydywistów, nieformalnych grup młodzieżowych, osób siejących defetyzm (np. krytycznie wypowiadających się o polityce Hitlera), Cyganów i  homoseksualistów; ciekawostką jest, że do tej ostatniej grupy zaliczono wyłącznie pederastów, natomiast restrykcje nie dotyczyły lesbijek - cyt., str. 158: …wbrew obiegowej opinii kobiecy homoseksualizm nigdy nie został uznany w Niemczech za niezgodny z prawem,

·       prześladowanie i eksterminację niemieckich Żydów; opisane jest też zróżnicowane podejście władz do dwóch kategorii tzw. mieszańców, z których część zdołała uniknąć deportacji do obozów śmierci.

Wszystko to autor przedstawia w kontekście dłuższej historii Niemiec, tak więc czytelnik dostrzega również postępującą ewolucję polityki państwa. Na obszarze Rzeszy gestapowcy cieszyli się dużym zaufaniem społecznym, wyrażanym m.in. „obywatelskimi” donosami, których tylko niewiele miało za przyczynę porachunki osobiste. W ostatnim rozdziale czytamy o powojennych losach tych gestapowców, którzy nie zginęli podczas wojny. Większość uniknęła kary, albo otrzymała ją w wymiarze niewspółmiernie (wobec winy) niskim. Autor opisuje konkretne przypadki postępowań przed sądami alianckimi, a później Republiki Federalnej Niemiec. Podkreśla, iż denazyfikację na o wiele większą skalę przeprowadzono w b. Niemieckiej Republice Demokratycznej. Bierność zaś po stronie zachodniej uzasadniano zimną wojną i możliwością stania się RFN państwem frontowym. Autor docenia starania nielicznych prawników RFN emocjonalnie zaangażowanych w wytropienie i skazanie przestępców wojennych. M.in. dzięki informacji otrzymanej od jednego z nich wywiad izraelski ujął na terenie Argentyny Adolfa Eichmanna, szefa „sekcji żydowskiej” w centrali Gestapo w Belinie.

PS.1. Książka jest wydana starannie, błędów redakcyjnych (co nieraz na blogu wytykam) nie dostrzegłem. Zauważyłem natomiast brak zasady spójności w nazewnictwie miast III Rzeszy, mających polskie tłumaczenia. W tekście występują Monachium (a nie München), Kolonia (a nie Köln), Lipsk (a nie Leipzig). I prawidłowo. To czemu zatem na str. 50 czytamy o Breslau (a nie o Wrocławiu) oraz o Oppeln (a nie o Opolu)?

PS.2. Wspomnianych Einsatzgruppen SS dotyczyć będzie książka polecana tu już następnym razem. A o funkcjonowaniu hitlerowskich obozów śmierci obszernie traktuje m.in. opracowanie pt. „Holokaust. Nowa historia”, autor Laurence Rees (omówione na blogu, dostęp poprzez katalog L-Ż lub katalog tematyczny 7).

 

niedziela, 9 października 2022

„Himmler. Buchalter śmierci”. Autor: Peter Longerich

 

Peter Longerich „Himmler. Buchalter śmierci”

Wydawca: Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2014

Niemiecki profesor historii bardzo szczegółowo opisał osobowość Heinricha Himmlera (1900-1945) – jego życie osobiste, pedantyczny charakter, wyznawany światopogląd i przekonania polityczne, a przede wszystkim złowrogie (rasistowsko-ludobójcze) dokonania zawodowe. Książkę, nie przestraszywszy się jej encyklopedycznego formatu, czyta się z dużym zainteresowaniem. No, może poza niektórymi rozdziałami traktującymi szczegółowo o tworzeniu i umacnianiu wewnętrznych struktur SS i Policji, ścieraniu się różnych tego koncepcji, przy czym ta Himmlerowska na ogół przeważała. Lekturę zalecałbym osobom już w miarę dobrze znającym historię pierwszej połowy XX wieku, w tym lat II wojny światowej. Wydarzenia polityczne są bowiem tylko tłem dla biografii Himmlera. Autor – przedstawiając działalność Himmlera, determinowaną przebiegiem wojny – wydarzenia militarne jedynie ogólnie wzmiankuje, bez analizowania poszczególnych kampanii i ich skutków. Mimo iż sam Himmler w ostatnich miesiącach wojny pełnił kilka funkcji wysokiego dowódcy wojskowego grup armii, z podporządkowanymi mu jednostkami nie tylko Waffen SS, ale przede wszystkim Wehrmachtu. Autor np. słusznie twierdzi, że Himmler absolutnie się nie sprawdził w 1945 r. jako głównodowodzący grupy armii „Wisła”, lecz przebiegu walk frontowych już nie opisuje. A były to ciężkie zmagania na naszym Pomorzu Zachodnim, podczas których Heini wykazał się jedynie dyletanctwem w zakresie dowodzenia, a po interwencji Guderiana został przez Hitlera tej funkcji pozbawiony.

O czym zatem głównie przeczytamy? W odniesieniu do okresu przed II wojną światową – o dobrym, inteligencko-mieszczańskim pochodzeniu Himmlera, jego wyższym wykształceniu rolniczym, specyficznej osobowości, ukrytych kompleksach i zahamowaniach względem kobiet (bardzo późno przeszedł inicjację seksualną), relacjach rodzinnych, drodze do wysokich funkcji w SS i w strukturach państwowych III Rzeszy. Zaś mając już w tle wojnę (której historię, jak powyżej napisałem, trzeba mieć w tyle głowy) poznamy:

·       dokładnie przebieg Holokaustu, z rozróżnieniem faz, skali, miejsc i metod ludobójstwa,

·       los, jaki był przygotowywany słowiańskim „podludziom” po wygraniu przez III Rzeszę wojny,

·       wizję przyszłego wielkiego imperium germańsko-teutońskiego,

·       obłędny germański rasizm, stosowany w codziennej praktyce, podparty badaniami pseudonaukowymi, ingerujący nawet w pożycie intymne Niemców oraz ludności okupowanych terenów,

·       metody wyszukiwania wśród podbitej ludności „elementów wartościowych rasowo”, przy czym nieraz temu towarzyszyło odbieranie rodzicom małych dzieci i przekazywanie ich niemieckim rodzinom w celu germanizacji,

·       paternalizm Himmlera w odniesieniu do nawet niższej rangi esesmanów i policjantów, zawarowanie sobie uprawnień do wpływu na ich życie osobiste,

·       pełne hipokryzji zachowanie Himmlera w ostatnich tygodniach wojny, przez co utracił on twarz także u najbardziej zatwardziałych nazistów.

Polonica w książce również często odnajdujemy – autor bardzo dokładnie opisuje całokształt zbrodniczej działalności Niemców na ziemiach polskich w latach 1939-1945. Holokaust był wprawdzie największym, ale przecież nie jedynym niemieckim przedsięwzięciem ludobójczym. O licznych polskich ofiarach autor także pisze – ze współczuciem i z pewną sympatią do nas. Prof. Peter Longerich przedstawia też przemiany osobowości Himmlera, dokonujące się na przestrzeni lat. W dorosłe życie wkroczył jako głęboko wierzący i praktykujący katolik, by następnie nie tylko całkowicie odejść od wiary chrześcijańskiej, ale wręcz ją dezawuować, a księży i pastorów represjonować. Czynił to w ograniczonej i wybiórczej skali, definitywną rozprawę z Kościołami odkładając na okres powojenny. W ostatnich tygodniach wojny Himmler podejmował próby nawiązania kontaktów z zachodnimi aliantami, łudząc się, iż uznają go za partnera do negocjacji. Ostatecznie mógłby się dla nich nawet takim stać, ale chyba tylko wtedy, gdyby rokowania miały dotyczyć długości i grubości sznura szubienicznego, na którym zawiśnie. Rasizm Himmlera, aczkolwiek niewzruszony jako dogmat, przybierał różne formy natężenia w latach wojny, z czasem stawał się bardziej tolerancyjny. W miarę jak na froncie wschodnim (głównie tam) masowo ginęli młodzi przedstawiciele „rasy panów” (co zapowiadało katastrofę demograficzną Niemiec), zaczęto bardziej elastycznie podchodzić do kontaktów seksualnych Niemek z robotnikami cudzoziemskimi. W pierwszych latach wojny groziło to kobiecie publicznym napiętnowaniem, a mężczyźnie śmiercią. Później już takich wyroków nie wydawano – jeśli tylko cudzoziemski partner kobiety niemieckiej przeszedł z pozytywnym wynikiem odpowiednie badania rasowe. Ostatecznie zaś, jak się wydaje, powojennej katastrofie demograficznej Niemiec zapobiegli dopiero zwycięscy żołnierze radzieccy, nawiązujący w 1945 r. bardzo liczne relacje seksualne z Niemkami (na ogół bez ich przyzwolenia).

Autor, nawiązując do wielkiej dbałości Himmlera o prawidłowość dokonywanych selekcji rasowych, wyboru odpowiednich kryteriów, m.in. na podstawie oglądu ciała, tak pisze o samym pomysłodawcy i wnioskodawcy kryteriów (cyt., str. 733): Trzeźwy ogląd mógłby sprowadzić samego Himmlera do całkiem przeciętnego poziomu rasowego, a nawet poniżej. Twarz miał raczej okrągłą niż pociągłą, nos raczej szeroki niż wąski, a chodził raczej zgarbiony niż wyprostowany. Jego szczęka zaś – co dla sędziów rasowych było cechą szczególnie negatywną – podpadała wyraźnie pod kategorię „cofnięta”. Tak zatem, słusznie i „naukowo” zaliczywszy Himmlera do kategorii Untermensch (podczłowiek), gorąco Państwu polecam lekturę książki prof. Petera Longericha.

Na zakończenie pozwolę sobie też wyjątkowo na pewną własną, aktualną refleksję polityczną. Co pewien czas dowiadujemy się z mediów o zachowaniu polskich młodych narodowców, którzy gdzieś tam po lasach drą się heil Hitler, adorują pamięć Führera i znak swastyki, przy czym są podstępnie filmowani, a następnie tych biednych młodzieńców ciąga się po urzędach i sądach. Po co?! Szkoda na to pieniędzy budżetowych, kosztownej i czasochłonnej fatygi wymiaru sprawiedliwości. Nie ma też potrzeby psuć ich kartotek życiorysu, bo to przecież jeszcze młodzi ludzie z przyszłością. A więc rada prosta. Zamknąć ich (na mocy tylko ustnej decyzji komendanta straży miejskiej) w jakimś budynku, zapewnić przeciętne warunki zakwaterowania i wyżywienia, każdemu też wręczyć egzemplarz dziś tu omówionej książki niemieckiego profesora. I żadnego nie wypuścić, dopóki jej nie przeczyta dokładnie i ze zrozumieniem, co potwierdzi pisemny test zaliczeniowy (test tzw. wielokrotnego wyboru, aby było trudniej). Ze szczególnym uwzględnieniem części V pt. Wielka Rzesza Germańska: przestrzeń życiowa i mordy etniczne. Gwarantuję, że po takiej reedukacji nikt z nich już nie tylko nigdy nie zahajluje, ale wręcz da w mordę komuś hajlującemu. Bo to, chłopaki, o was też tu chodzi! Gdyby Hitler wygrał wojnę, to już Himmler postarałby się, aby większości z was w ogóle dziś nie było na świecie, a mniejszość stałaby się niewykształconymi podludźmi służącymi rasie panów. Jedynie jakieś pozostałe 15-20% waszych pradziadków i prababć, wg szacunków Himmlera, nadawałoby się do tzw. regermanizacji. Powyższą refleksję również odnoszę do osób narzekających na zastąpienie w latach 1944 i 1945 jednej okupacji przez drugą.

PS.1. Na str. 458 w wierszu 3-cim od dołu zauważyłem drobny lapsus edytorski, zapewne wynikający z pospiesznego tłumaczenia książki. Wyrazy „żonatymi matkami” należy zastąpić słowami „zamężnymi matkami”. To nie ta epoka, Niemki wówczas jeszcze nie miewały żon, co najwyżej tylko kochanki. I, co gwoli ścisłości można przy okazji wspomnieć, obowiązująca w III Rzeszy prawna definicja homoseksualizmu (karanego skazaniem na pobyt w obozie koncentracyjnym) obejmowała wyłącznie męsko-męskie kontakty seksualne, natomiast nie dotyczyła miłości lesbijskiej.

PS.2. Podczas lektury proponuję mieć założoną zakładkę na str. 944, na której rozpoczyna się Słownik terminów. W tekście książki często pojawia się specyficzne nazewnictwo oraz skróty. Gdy np. napotkamy przy konkretnym nazwisku skrót HSSPF, to trzeba wiedzieć, iż to jakiś regionalny Wyższy Dowódca SS i Policji.

 

czwartek, 29 września 2022

„Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”. Autor: Adam Leszczyński

 

Dziś już ostatnia z wrześniowych propozycji lektur pod wspólnym hasłem „Na ludowo”.

Adam Leszczyński „Ludowa historia Polski. Historia wyzysku i oporu. Mitologia panowania”

Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o., Warszawa 2020

Zacznę nietypowo. Przytoczę fragment z końcowych stron (nr 569 i 570) tej książki:

„Powiedzmy zatem: Ludowa historia Polski powinna być więc historią dolnych 90% społeczeństwa, ludzi rządzonych, a nie rządzących; biednych, a nie bogatych; zwykle niewykształconych i zawsze podporządkowanych władzy. Władzę zaś należy rozumieć nie tylko jako uleganie rozkazom okupanta czy zaborcy, ale także – a może nawet przede wszystkim – jako władzę w rozumieniu społecznych mechanizmów dominacji i panowania. Książka ta musi więc być poświęcona przede wszystkim wewnętrznym relacjom władzy w społeczeństwie polskim – relacjom pomiędzy chłopem a właścicielem folwarku; pomiędzy robotnikiem a partyjnym dyrektorem fabryki w PRL; pomiędzy pracownikiem najemnym a właścicielem w krótkich, ale ważnych okresach polskiego kapitalizmu. Lud należy więc rozumieć możliwie szeroko – jako tych, którzy są podporządkowani: chłopów, miejską biedotę, kobiety, Żydów i różne inne kategorie ludzi, od których elity oczekiwały posłuszeństwa i które często nie miały pełni politycznych praw (różnych w różnych okresach historycznych).”.

I pan dr hab. Adam Leszczyński opisał dzieje tak zdefiniowanego ludu, zamieszkującego tereny Rzeczypospolitej w jej zmieniających się na przestrzeni wieków granicach. Czyli populacji stanowiącej ok. 90% ludności państwa. Na chłopów (głównie polskich i ruskich) przypadało nie mniej niż 70%, a na mieszczan, Żydów i przeróżnych „ludzi luźnych” ok. 20%. Rządząca natomiast przez całe wieki Rzecząpospolitą szlachta stanowiła tylko jedną dziesiątą ludności. Stosownie do przyjętej konwencji autor nie podzielił historii Polski tradycyjnie na epoki Piastów, Jagiellonów, królów elekcyjnych, zaborów, II RP, okupacji, PRL, III RP. W ich miejsce cezurę czasową każdego z siedmiu rozdziałów książki wyznaczają lata nastania, narastania, wreszcie znoszenia różnych form zniewolenia większości społeczeństwa. A zatem:

1)     w pierwszym rozdziale autor przedstawia m.in. bzdurny, ale pokutujący przez całe stulecia mit o dwóch narodach przybyłych we wczesnym średniowieczu na ziemie późniejszej Polski, z których jeden (zdobywca tych ziem) podporządkował sobie drugi; mieli to być rycerze (późniejsza szlachta) i kmiecie (późniejsi chłopi); wg tej tezy przedstawiciele szlachty i chłopstwa różnili się także genetycznie;

2)     w rozdziale drugim, obejmującym okres od początków naszej państwowości do końca tzw. rozbicia dzielnicowego, autor opisuje kształtowanie się społeczeństwa, w tym rzeczywiste przyczyny i sposób jego podziału na różne stany;

3)     w rozdziale trzecim, datowanym od wieku XIV do roku 1520, autor ukazuje systematyczne kształtowanie się szlacheckiego feudalizmu; data końcowa posiada historyczne znaczenie, albowiem w roku 1520 król Zygmunt Stary zatwierdził statuty wprowadzające obowiązek pańszczyzny w całym państwie w wymiarze co najmniej jednego dnia w tygodniu; wcześniej umowna praca pańszczyźniana mogła być wykonywana rzadziej albo zastępowana oczynszowaniem;

4)     tytuł czwartego rozdziału „Przykręcanie śruby 1520-1768” mówi sam za siebie - w okresie rozwoju szlacheckiej gospodarki folwarcznej sukcesywnie powiększano wymiar pańszczyzny i innych chłopskich powinności; dopiero w upadającym państwie rozpoczęto obejmować opieką prawną również stan chłopski – uchwalone przez sejm w 1768 r. prawa kardynalne m.in. jednoznacznie zabroniły szlachcie karania poddanych chłopów śmiercią;

5)     nie trzeba też wyjaśniać tytułu rozdziału piątego „Koniec niewoli 1768-1864”; paradoksalnie, zniesienie osobistego poddaństwa chłopów, a następnie obowiązku pracy pańszczyźnianej oraz uwłaszczenie chłopów na ich gospodarstwach, zostały dokonane na naszych ziemiach przez zaborców, na ogół bez akceptacji polskiej szlachty; podkreślić też należy, iż zniesienie osobistego poddaństwa na terenie Księstwa Warszawskiego (później: kongresowego Królestwa Polskiego), nasi chłopi zawdzięczali Napoleonowi;

6)     w rozdziale szóstym autor opisuje rozwój kapitalizmu na ziemiach polskich w latach 1864-1944 i związane z tym bardzo trudne relacje społeczne, także konflikty bratobójcze – w tym te krwawe z lat 1905 i 1906, tylko półgębkiem wspominane w naszej historiografii (wydarzenia te na ogół sprowadzane są wyłącznie do walki z caratem);

7)     rozdział siódmy to już ludowa historia Polski Ludowej; autor charakteryzuje rolę partii (PPR i PZPR) i jej społeczną politykę w różnych okresach rządzenia państwem, omawia genezę i przebieg konfliktów społecznych tamtych lat, akcentuje demagogiczny charakter argumentacji partyjnych elit rządzących, ale też podkreśla niezwykle emancypacyjny (dla polskich robotników i chłopów) skutek polityki wewnętrznej PRL; uważam, że ich faktyczne wtedy społeczne równouprawnienie utorowało drogę powstaniu ogólnonarodowej Solidarności; opozycja w czasach PRL skruszyła sojusz partii „robotniczej” z jej bazą, którą z inicjatywy tejże partii stanowiły klasy społeczne uznane konstytucyjnie za hegemona (lud pracujący miast i wsi).

Tyle w wielkim skrócie, gwoli wskazania, o czym traktuje ta książka. Zgodnie z jej tytułem autor obszernie omawia także historię ludowego oporu, nieraz bardzo okrutnego i krwawego. M.in. opisuje horror – koliszczyznę, tj. powstanie kozackie Gonty i Żeleźniaka (1768), obecnie mniej znane niż powstanie Chmielnickiego (1648) chyba tylko dlatego, że nie doczekało się swojego „Ogniem i mieczem”. Trwało dużo krócej niż tamto, a zostało stłumione głównie z pomocą wojsk rosyjskich. Dodam, iż książka została napisana niezwykle interesująco, z mnóstwem udokumentowanych przykładów oraz z polemiczną werwą (zwłaszcza gdy autor odnosi się do poglądów prezentowanych przez licznych obrońców „starego porządku”). Powinni po nią sięgnąć wszyscy choć trochę pasjonujący się historią Polski. A także ustawić ją na półce własnej biblioteczki domowej.

PS. Na koniec drobna errata – choćby na dowód, że wnikliwie przeczytałem tę książkę. Na str. 471 w wierszu 3 od dołu wyrazy „III RP” proszę poprawić na „II RP”. Jest to edytorskie „przejęzyczenie się”, albowiem autor pisze tam o okresie międzywojennym.