środa, 29 września 2021

„Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660”. Autor: Sławomir Leśniewski

 

Dziś proponuję wytchnienie od okrutnego XX wieku. Choć również będzie o czasach przykrych dla Polski, o swego rodzaju memento (niestety przez naszych przodków zlekceważonym).

Sławomir Leśniewski „Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2020

Bardzo Państwu polecam ten esej historyczny, aspirujący do opracowania popularnonaukowego. A już zwłaszcza wielbicielom Trylogii, do których nb. sam się zaliczam. W młodości przeczytałem ją kilka razy, a i teraz nie opuszczam jej ekranizacji powtarzanych co pewien czas w TV. Autor przedstawia genezę, przebieg i skutki najazdu szwedzkiego, przy okazji stanowczo lecz bez złośliwości korygując jego opis utrwalony w umysłach pokoleń Polaków przez Henryka Sienkiewicza. Dotyczy to również odmiennej oceny postaci historycznych. Książę Janusz Radziwiłł okazuje się ostatnim, a nie jednym z pierwszych odstępców króla Jana Kazimierza, ponadto jego kalkulacje polityczne znajdowały w tamtym trudnym czasie uzasadnienie. Stefan Czarniecki, unieśmiertelniony nawet w polskim hymnie narodowym, posiadał sporo przywar wytykanych mu słusznie przez rodaków. Polityka zagraniczna i wewnętrzna króla Jana Kazimierza są przedmiotem ostrej, uzasadnionej krytyki autora. Z kolei król Karol Gustaw został przedstawiony jako monarcha początkowo życzliwy swoim nowym, polskim poddanym – dopóki ci w swojej masie pozostawali mu wierni i lojalni. Jeśli chodzi o charakterystykę i ocenę głównych postaci historycznych wymienionych w Potopie Henryka Sienkiewicza, to Sławomir Leśniewski jest z nim zgodny chyba tylko w odniesieniu do osoby księcia Bogusława Radziwiłła.

Wprawdzie najazd szwedzki pozostaje głównym tematem książki, ale autor przedstawia również przebieg wojen równolegle wtedy toczonych przez Rzeczpospolitą: z Moskwą (Rosją), Kozakami, Siedmiogrodem i Prusami Książęcymi. A także, wychodząc poza tytułowy rok 1660, wspomina rokosz Lubomirskiego i krwawą, bratobójczą bitwę pod Mątwami (1666). Dokonując podsumowania najazdów szwedzkiego, moskiewskiego i siedmiogrodzkiego Sławomir Leśniewski przedstawia olbrzymie szkody gospodarcze i demograficzne poniesione przez Rzeczpospolitą, procentowo porównywalne z analogicznymi stratami Polski podczas II wojny światowej. Ubocznym choć istotnym skutkiem najazdu szwedzkiego stało się też odejście od wcześniejszej tolerancji religijnej, która ustąpiła miejsca … prześladowaniom religijnym. W innowiercach, a zwłaszcza w arianach, znaleziono kozłów ofiarnych wytykając im zdradę, opowiedzenie się po stronie króla Karola Gustawa. Skądinąd słusznie, „zapominając” jednak, że identycznie postąpiły całe rzesze polskiej szlachty katolickiej. Swój interesujący esej historyczny autor kończy przekornym stwierdzeniem, iż dla Rzeczypospolitej lepszym królem okazałby się szwedzki Karol Gustaw, przy czym żadne wynarodowienie by nam nie groziło z racji wielkiej dysproporcji demograficznej pomiędzy Szwecją a Rzecząpospolitą (na korzyść tej drugiej). Zgadzając się z tym dodam od siebie, iż gdyby do owej stabilnej unii rzeczywiście doszło, to z czasem ludność po północnej stronie Bałtyku zapewne zaczęłaby się polonizować.

PS. Nawiązując do Trylogii czuję się zobowiązany napomknąć o istnieniu kontynuacji dzieła Henryka Sienkiewicza – książce Andrzeja Stojowskiego pt. W ręku Boga. Trylogii ciąg dalszy (omówionej na tym blogu).

 

niedziela, 19 września 2021

„Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku. Fakty, a nie historia alternatywna”. Autor: Tymoteusz Pawłowski

 

Dziś nadal o lekturze okolicznościowej (82. rocznica!)

Tymoteusz Pawłowski „Sowieci nie wchodzą. Polacy mogli wygrać w 1939 roku. Fakty, a nie historia alternatywna”

Wydawca Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2020

Dr Tymoteusz Pawłowski (pracę doktorską napisał pod kierunkiem mojego ulubionego autora - przedwcześnie zmarłego prof. Pawła Wieczorkiewicza) stworzył frapujące opracowanie popularnonaukowe. Z dużą dbałością o szczegóły, choć bez przypisów i bibliografii. Zamieścił za to rozdział 11 pt. „Zamiast bibliografii”, w którym odniósł się do utrwalonych w naszej historiografii opinii o wojnie obronnej Polski w 1939 r. Z tego względu niektórzy tę książkę zapewne uznają jedynie za interesujący i kontrowersyjny esej historyczny.

Na wstępie odważmy się dokonać „korekty” tytułu książki. Uważam go za zbyt daleko idący skrót myślowy. Gdyby bowiem nie ów złowieszczy dzień 17 września, to nie Polacy mogliby wygrać, ale przede wszystkim Francuzi. I nie w  1939 roku, ale w 1940 lub nawet później. Autor, wykazując się dużą znajomością wojskowości dowodzi, iż wieczorem 16 września 1939 r. siły polskie były jeszcze znaczne, zdolne do dalszego stawiania oporu i wiązania licznych dywizji niemieckich. Wehrmacht miał tego dnia bardzo już rozciągnięte linie zaopatrzeniowe, zaś Luftwaffe traciła sprzymierzeńca w postaci bezchmurnego nieba. Francuska ofensywa już-już ruszała, co zapoczątkowywało wycofywanie z Polski niektórych oddziałów Wehrmachtu i ich dyslokację na zachód. Wychodząc z takiego założenia autor przedstawia kilka możliwych wersji dalszego rozwoju wydarzeń polityczno-militarnych, z których każda zakładała zwycięstwo sojuszu polsko-francusko-angielskiego, z największym udziałem Francji. Jako ciekawostkę autor przywołuje fakt spożywania alkoholu w sztabie Naczelnego Wodza wieczorem 16 września – podobnież na okoliczność już wyjścia z militarnego impasu. Tu bym zachował ostrożność. W wojsku zawsze pito ostro (jeśli tylko było co), zwłaszcza po ciężkim, wyczerpującym dniu. Niewykluczone, że i we wcześniejsze wieczory też tam tak odreagowywano. I tyle o historii alternatywnej, choć autor się od owego określenia odżegnuje. Zacząłem od końca, od ostatnich rozdziałów, gwoli odniesienia się do tytułu książki.

Przejdźmy teraz do omówienia jej wcześniejszych rozdziałów. Wielkim plusem książki jest opisanie rzeczywistej genezy wybuchu wojny polsko-niemieckiej i jej faktycznego przebiegu w 1939 r. Autor przedstawia sytuację międzynarodową, czyni liczne dygresje historyczne. Analizuje żądania niemieckie zgłoszone pod adresem Polski i ocenia realność ich realizacji. Opisuje wydarzenia z sierpnia 1939 r., również te następujące już po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow. Daje do zrozumienia, iż dołączenie doń tajnego protokołu szybko stało się tajemnicą poliszynela, ponieważ Niemcy natychmiast dokonali kilku (!) kontrolowanych przecieków jego treści do ambasad państw przyjaznych Polsce, z nadzieją, że te poinformują nasz rząd, co też podobno nastąpiło. Wg autora informację o tajnym protokole podała nawet polska prasa w dniu już 5 września (szkoda, że nie wskazał nazwy gazety). Dalej dr Pawłowski określa stan przygotowań do wojny obydwu stron konfliktu, wykazując się dużą wiedzą o organizacji, technice i logistyce sił zbrojnych. Wszystkie opisy są dość szczegółowe, co wymusza spowolnienie lektury, bądź odwrotnie – przerzucanie kartek i pomijanie treści zbyt „detalicznych”. Przedstawiając przebieg działań wojennych autor wskazuje błędy (strategiczne i taktyczne) popełnione przez obydwie strony. Odnosząc się do agresji ZSRR w dniu 17 września 1939 r. podkreśla jej decydujący wpływ na dalszy przebieg wojny – rezygnację Francji z już-już podejmowanej ofensywy i załamanie się polskiej strategii obronnej. Pisze też o upadku żołnierskiego morale na wieść o uderzeniu na nas Sowietów i związanych z tym przypadkach dezercji żołnierzy.

Reasumując, polecam tę książkę wszystkim zainteresowanym historią drugiej wojny światowej. A dla osób szczególnie interesujących się polskim Wrześniem 1939 stanowi ona – chociażby z powodu hipotezy zawartej w tytule – już wręcz rarytas. Książka jest ilustrowana fotografiami i mapkami mającymi potwierdzać opisy i przekonania autora. Czy wszystkie te przekonania są słuszne, nie sposób dziś już stwierdzić. Robert Forczyk, Roger Moorhouse, Marco Patricelli i Lech Wyszczelski w publikacjach (opisanych w katalogu tematycznym nr 1) poddają w wątpliwość ewentualność udzielenia przez Francję i Anglię efektywnej pomocy militarnej Polsce we wrześniu 1939 r., nawet gdyby nie doszło do agresji radzieckiej. Za mocno ryzykowną tezę autora uważam też pogląd o hipotetycznym funkcjonowaniu szlaku zaopatrzeniowego dostaw angielskich i francuskich z rumuńskich portów Morza Czarnego do Polski. Rumunia mogłaby się na to nie zgodzić – jej sojusz z Polską dotyczył tylko ewentualnego konfliktu zbrojnego z ZSRR. Istnienie owego szlaku transportowego Hitler uznałby, formalnie skądinąd słusznie, za naruszenie zasady neutralności i co najmniej zagroziłby Rumunii bombardowaniami.

PS. Oprócz powyżej wymienionych czterech autorów w katalogu tematycznym 1 możecie Państwo odszukać opisy także innych publikacji dotyczących Września 1939 i marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza.

czwartek, 9 września 2021

„Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939”. Autor: Robert Forczyk

 

Czas na powrót do lektury książek o poważniejszej tematyce historycznej. Wracamy zatem do HISTORII pisanej wielkimi literami. I od razu przyszedł mi na myśl tekst okolicznościowy - z okazji 82. rocznicy.

Robert Forczyk „Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939”

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2019

Dr Robert Forczyk, amerykański doradca i publicysta w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego oraz stosunków międzynarodowych, były zawodowy oficer (ppłk) US Army, napisał bardzo ciekawą książkę nt. wojny obronnej Polski w 1939 r. przed agresją z zachodu i ze wschodu. Od razu zastrzegam, iż (zgodnie z tytułem) znaczna jej część zawiera opisy potencjału militarnego walczących stron, posiadanego uzbrojenia i sprzętu oraz samego przebiegu działań wojennych. Z wyszczególnieniem jednostek wojskowych, ich liczebności i struktur, dowódców oraz wskazania terytoriów, na których operowały. Te rozdziały spodobają się głównie miłośnikom historii wojskowości. Śmiało mogę je polecić, jako że zostały napisane przez specjalistę, który opisy strategii i taktyki walczących stron wzbogacił własnymi, fachowymi komentarzami. Oczywiście książka jest poświęcona całokształtowi wojny 1939 r., obszernie też zatem przedstawia genezę jej wybuchu, tło polityczne tamtego okresu i (pobieżnie) lat dużo wcześniejszych, a także – już bardzo skrótowo – dalsze konsekwencje przegranej przez Polskę wojny. Na pewno więc zadowoli również czytelnika preferującego historię polityczną, wolącego ją od drobiazgowego śledzenia ruchu armii dopiero tę historię kreujących.

Przegraliśmy wojnę i już. Ale autor inaczej niż większość historyków postrzega tę naszą porażkę. Jej przyczynę widzi nie w dysproporcji sił zbrojnych III Rzeszy i II RP, choć oczywiście ową dysproporcję zauważa i nie szczędzi jej opisów. Wytyka natomiast błędy w polskim systemie dowodzenia, skutkujące chaosem organizacyjnym. Na str. 369 pisze wprost (cyt.): Można nawet powiedzieć, że Niemcy odnieśli zwycięstwo nie tyle ze względu na przewagę techniczną czy liczebną, ile na zdolność do koordynacji działań wielu dywizji, której to zdolności Polacy nie mieli. Należy to jednak rozumieć tylko jako przyczynę klęski tak szybkiej, ale nie przegrania wojny w ogóle. Zostaliśmy bowiem osamotnieni, a liczenie na odciążającą nas ofensywę na zachodzie było bezzasadne. Opisy żenującego zachowania przywódców Anglii i Francji oraz przebiegu „dziwnej wojny” na froncie zachodnim w 1939 r. autor kończy stwierdzeniem (cyt., str. 267): Wielka Brytania i Francja od początku 1939 roku wiedziały, że w razie niemieckiego ataku nie będą udzielać rzeczywistej pomocy zbrojnej Polsce, ale nie dzieliły się tą informacją. Ich dyplomaci natomiast karmili chętnych Polaków obietnicami, że gwarancje wojskowe zmienią się w wystarczająco silną reakcję zbrojną, by uniemożliwić Niemcom opanowanie Polski. (…) Tak naprawdę brytyjscy i francuscy przywódcy wojskowi spisali Polskę na straty jeszcze przed wybuchem wojny i nie planowali rozpoczęcia poważnej ofensywy wcześniej niż co najmniej w roku 1941. Ale jednak w 1939 r. coś się na tym froncie zachodnim działo – Niemcy bombardowano ulotkami (głównie), a armia francuska ograniczonymi siłami wdarła się (przejściowo) „aż” 8 km w głąb Niemiec, tracąc ok. 2 tys. żołnierzy, podchodząc pod bunkry niemieckiego Wału Zachodniego, ale już ich nie szturmując.

Autor przedstawia również działania militarne na wschodzie, zaistniałe po napaści na nasz kraj przez Związek Radziecki. Poprzedza je opisem nerwowych starań dyplomacji niemieckiej, dopingującej ZSRR do jak najszybszego uderzenia na Polskę zgodnie z tajnymi ustaleniami paktu Ribbentrop-Mołotow. Na str. 328 i 329 zamieszcza pełny tekst noty dyplomatycznej wręczonej w Moskwie dnia 17 września o godz. 3:15 nad ranem polskiemu ambasadorowi Grzybowskiemu przez radzieckiego wiceministra Potiomkina.

Reasumując, amerykański autor niczego w książce nie przemilcza, a do napadniętej i następnie zniewolonej Polski odnosi się z dużą sympatią. Jest to bardzo istotne ze względu na skierowanie tej publikacji przede wszystkim do czytelnika amerykańskiego, dla którego może stanowić pierwsze i tak bogate źródło informacji o sprawach tylko dla nas oczywistych. Co nie znaczy, że polski czytelnik może przejść obok niej obojętnie. Sięgnijmy i my po to opracowanie popularnonaukowe. Przypominam, iż jego autor to zarazem zawodowy politolog, uznany historyk II wojny światowej oraz specjalista od wojskowości, co już – w odniesieniu do dziś omówionej książki – dało gwarancję obiektywnego, kompleksowego przedstawienia genezy, przebiegu i następstw wojny polsko-niemieckiej.

PS. Ani w notkach na obwolucie, ani w Wikipedii, nie doczytałem się informacji o polskim pochodzeniu autora, na co może wskazywać brzmienie jego nazwiska.