poniedziałek, 28 sierpnia 2023

„Imiennik Lenina. Życie Włodzimierza Ziomka w opracowaniu Witolda Pronobisa”. Autor: Witold Pronobis

 

Dziś o trzeciej z zapowiedzianych na ten miesiąc ciekawych książek biograficznych. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich nie dotyczy ona sławnej osoby z pierwszych stron gazet. Za to czyta się ją jak wakacyjny, pasjonujący kryminał.

Witold Pronobis „Imiennik Lenina. Życie Włodzimierza Ziomka w opracowaniu Witolda Pronobisa”

Wydawnictwo Naukowe FNCE, Poznań 2022

O książce dowiedziałem się z audycji programu Ex Libris w TVP Historia – polecił ją goszczący tam profesor Antoni Dudek. Z dużymi problemami nabyłem ją na początku kwietnia 2023 r. (mimo „świeżego” wydania z 2022 r. i dość wygórowanej ceny). Można ją określić jako zbeletryzowaną memuarystykę – w podtytule czytamy: Życie Włodzimierza Ziomka w opracowaniu Witolda Pronobisa. Autor nazwał ją „pół-powieścią”, mając na względzie dodane beletrystyczne ubarwienia, nieco wykraczające poza treść zwierzeń Włodzimierza, ale pozostające w zgodzie z ich ogólnym przesłaniem oraz osobowością bohatera. Poza tym p. Witold Pronobis wprowadził własne, dość obszerne komentarze historyczne, przybliżające realia opisywanych miejsc i czasów. Przedstawił też okoliczności poznania Włodzimierza oraz atmosferę i charakter odbywanych z nim długich rozmów przy winie. Już po kilkudziesięciu stronach (na łączną ich liczbę 411) czytelnik zostaje zorientowany w ogólnym zarysie przedwojennych i wojennych losów tytułowego bohatera z tzw. happy endem włącznie, co nie przeszkadza śledzić z zapartym tchem dalszej narracji. A zatem też te losy bardzo ogólnie nakreślę – tak gwoli zaciekawienia.

Włodzimierz Ziomek, ur. 1923, przybył wraz z rodzicami i młodszym bratem do ZSRR w 1934 r. na życzenie ojca, aktywisty Komunistycznej Partii Polski. Ojciec właśnie odsiadywał w Polsce krótki wyrok i w ramach wymiany więźniów politycznych dołączono go do grupy komunistów przekazywanych do Związku Radzieckiego w zamian za więzionych tam Polaków. Początkowo wiodło mu się dość dobrze, choć nie tak, jak sobie pobyt w Kraju Rad wyobrażał. Za jego zasługi dla Kominternu rodzina otrzymała w Moskwie samodzielne dwupokojowe mieszkanie, co było wielkim luksusem, jako że ponad 80% moskwian gnieździło się w tamtych czasach w przeludnionych mieszkaniach komunalnych, zajmowanych nieraz po kilkanaście nie zawsze spokrewnionych ze sobą osób. Miłe złego początki. Nadchodziły straszne lata. Stopniowo nasilający się wiatr historii przeistoczył się w 1937 r. w istny huragan. Stalinowski tzw. Wielki Terror zmiótł m.in. niemal wszystkich zagranicznych komunistów, którzy w latach poprzednich – niczym ćmy do płomienia świecy – z własnej woli przybyli do upragnionego radzieckiego raju. Ojciec Włodzimierza został po budzącej grozę parodii śledztwa rozstrzelany jako nasłany polski dywersant i szpieg. Matkę skazano na pobyt w łagrze (wkrótce tam zmarła), młodszego brata zabrano do domu dziecka, gdzie zmieniono mu tożsamość - był wszak synem skazanych „wrogów ludu”. Czternastoletni Włodzimierz tylko przypadkiem zdołał uniknąć aresztowania. Pokumał się z bandą bezprizornych nastoletnich urków. Byli dobrze zorganizowani, potrafili załatwić mu wyrobienie nowego, autentycznego dokumentu tożsamości na „lewe”, już rosyjskie nazwisko Bragin, z zachowaniem imienia Władimir. Z dokumentem tym wpadł w lipcu 1939 r. podczas próby nielegalnego przedostania się do Polski. Był podejrzewany o dywersję, przesłuchiwany, bity. Prawdziwej tożsamości nie wyjawił, gdyż mogłoby to pogorszyć jego sprawę. Od wyroku śmierci wybawił go … wybuch wojny. Na skutek bałaganu administracyjnego, jaki zapanował w NKWD w związku z nowymi „zadaniami” po agresji na Polskę, pomylono go z innym aresztowanym Braginem i jako więźnia kryminalnego (nie politycznego) skazano na pięcioletni pobyt w dalekim syberyjskim łagrze na Kołymie. Do morderczej pracy w kopalni na szczęcie nie trafił. Początkowo utrzymywał się przy życiu dzięki odnowionym kontaktom z urkami, akceptując ich bardzo brutalny błatniacki, przestępczy sposób radzenia sobie w łagrowej rzeczywistości. Wkrótce administracja obozu odkryła jego zdolności radiotechniczne (tą techniką pasjonował się jeszcze na wolności) i zaczęła go wykorzystywać w pracy na rzecz wojska. Niebawem został wcielony do Armii Czerwonej, w której – cały czas jako Władimir Bragin – walczył i odnosił rany. W pierwszych tygodniach 1945 r. trafił ze swoim plutonem do wsi Marwice (b. niem. Marwitz) koło Gorzowa Wielkopolskiego (b. niem. Landsberg). Tam z radzieckiego wojska zdezerterował, przyjmując kolejną nową tożsamość – tym razem jako Zygmunt K. (pełne brzmienie nazwiska pomijam – w książce się ono znajduje, ale autor nie poinformował, czy jest fikcyjne). Pomógł mu tragiczny przypadek – napotkany w Marwicach jego rówieśnik, nawet z twarzy podobny, został zastrzelony przez patologicznego typa, czerwonoarmistę z plutonu Włodzimierza. Pochodzący z Bydgoszczy Polak Zygmunt K. przebywał w Niemczech na robotach przymusowych i akurat tak … doczekał uwolnienia. Włodzimierz, uciekając, zabrał jego dokumenty osobiste. Wcześniej zdążył zabić owego patologicznego krasnoarmiejca, z którym miał zresztą odrębne, osobiste, jeszcze przedwojenne porachunki. I odtąd już, aż do końca życia, to Włodzimierz był Zygmuntem K., także dla najbliższej rodziny, którą założył. Żona i syn, noszący nazwisko K., nie wiedzieli, iż nie jest ono jego rodowym. Stało się to możliwe w powojennym zamieszaniu wywołanym zmianą granic i ustroju, oraz związanym z tym wielkim przemieszczaniem się ludności. Nie funkcjonował przecież wtedy żaden PESEL. Nasz bohater zamieszkał z rodziną w Krakowie. Swojego młodszego brata nigdy, mimo podejmowanych prób, nie odnalazł. W drugiej połowie lat 90-tych ubiegłego wieku wystąpił o odszkodowanie należne za pracę przymusową dla III Rzeszy, otrzymując z Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie kwotę ok. 10 tys. zł. Rzeczywisty, historyczny Zygmunt K. figurował bowiem w odpowiedniej niemieckiej ewidencji.

Tyle w telegraficznym skrócie. Na ponad 400 stronach poznacie Państwo ze szczegółami dzieje Włodzimierza i jego bliskich w latach 1934-1945, z wielką historią w tle. Okrutny los przypadł mu w okresie męskiego dojrzewania, dorastania, czego we wspomnieniach nie pomija, opowiadając o swoich dwóch wielkich młodzieńczych miłościach, a także o inicjacji seksualnej w gronie nastoletnich bezprizornych urków. W treści wspomnień da się zauważyć kilka niespójności dotyczących chronologii wydarzeń i stopni wojskowych Władimira, których autor już nie zdążył z nim wyjaśnić. Nadmieniam też, iż moim zdaniem autor zdecydowanie zbyt pochopnie przyjął „na wiarę” prawdziwość wszystkich opowieści Włodzimierza - Zygmunta. Wątpliwości powinny zwłaszcza wzbudzić przypadkowe zbiegi okoliczności ponownego spotykania się tytułowego bohatera (na ogromnych euroazjatyckich obszarach) z innymi, ważnymi dla jego dalszego losu, postaciami. Uważny czytelnik na pewno to dostrzeże. W tym kontekście nie jestem też w pełni przekonany, czy przeistoczenie się Władimira Bragina w Zygmunta K. nastąpiło akurat tak, jak on opowiedział. Może doszło do tego w innych, równie dramatycznych okolicznościach, wykluczających jednak szczerość opowieści nawet po kilkudziesięciu latach. W końcu tytułowy bohater miał także błatniacką przeszłość i doświadczenie. Włodzimierz Ziomek vel Władimir Bragin vel Zygmunt K. zmarł na początku stycznia 2014 r. w wieku 90 lat. Naprawdę polecam tę pasjonującą lekturę jego biografii, godnej dobrej powieści sensacyjnej, którą zresztą m.in. też jest. Osobom słabiej znającym historię stalinowskiego ZSRR pomogą przypisy oraz komentarze autora, przemiennie przyjmującego od rozmówcy rolę narratora. Ponadto na stronach 399-407 znajdują się objaśniające aneksy, od których można rozpocząć lekturę.

PS. A propos przypisów. Na str. 66 w dolnym przypisie (ostatni wiersz) błędnie podano nazwę miejscowości, w której znajdował się hitlerowski obóz zagłady. Napisano tam (cyt.): „w Chełmie/Nerem”, powinno zaś być: „w Chełmnie n/Nerem” (Chełmno, a nie Chełm). Wzmianka o tym obozie dotyczyła porównywania metodyki zadawania śmierci przez oprawców z NKWD i SS.

piątek, 18 sierpnia 2023

„Ta kobieta. Biografia Wallis Simpson”. Autorka: Anne Sebba

 

Zgodnie z zapowiedzią w tym miesiącu skupiamy się na lekturze książek biograficznych. Dziś będzie o kobiecie, której samo istnienie obiektywnie przyczyniło się do biegu wydarzeń znanego nam z historii. Jej bowiem niepojawienie się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie najprawdopodobniej uczyniłoby Wielką Brytanię co najmniej cichą sojuszniczką III Rzeszy (o tym w ostatniej części dzisiejszego artykułu).

Anne Sebba „Ta kobieta. Biografia Wallis Simpson”

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2022, wydanie drugie

W maju br. również i polskie media relacjonowały przebieg uroczystości koronacyjnej króla Karola III (ur. 1948), który kilka miesięcy wcześniej objął tron Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, równocześnie stając się koronowaną głową państw byłego imperium (m.in. Kanady, Australii, Nowej Zelandii). Długowieczność jego matki, królowej Elżbiety II (1926-2022), spowodowała, iż na tron mógł wstąpić dopiero w wieku 74 lat. Bardzo długo zatem czekał na ziszczenie się swego, zapewne największego marzenia życiowego. W tym kontekście olbrzymie zdumienie musi budzić zachowanie się jego stryjecznego dziadka, króla Edwarda VIII, który w 1936 r. abdykował na rzecz młodszego brata – późniejszego króla Jerzego VI, ojca Elżbiety II. W tamtych czasach, kiedy Brytyjskie Imperium uważano za największe i najsilniejsze mocarstwo, dobrowolna rezygnacja z jego korony wprawiła świat w osłupienie. Powód tego był tylko jeden. Panujący od dopiero kilku miesięcy i cieszący się dużym społecznym poparciem król Edward VIII Windsor ogłosił publicznie w 1936 r., że zamierza ożenić się z panią Wallis Simpson, gdy tylko ta uzyska rozwód, a czekającą go koronację pragnie odbyć mając żonę u swego boku. W kręgach rządowych i parlamentarnych brytyjskich oraz dominiów nie wyrażono akceptacji. Nie przystano nawet na „kompromis” w postaci małżeństwa jedynie morganatycznego (żona bez tytułu królowej, a ew. potomstwo bez praw sukcesji do tronu i dziedziczenia majątku ojca). Za to, podobnie jak cała rodzina królewska oraz brytyjskie duchowieństwo, koła parlamentarne i rządowe okazały wielkie oburzenie z powodu zamiaru króla poślubienia kobiety o niejasnej przeszłości i wątpliwej moralności. Król na to odpowiedział podpisaniem aktu abdykacji w grudniu 1936 r. i małżeństwem z Wallis w roku następnym. Niesłuszne są dywagacje niektórych publicystów, jakoby król po niespełna 11-tu miesiącach panowania miał już dosyć bycia monarchą i znalazł sobie dobry pretekst do „wyjścia z zawodu”. Edward pozostawał mężem Wallis aż do śmierci w 1972 r. w wieku 78 lat. Żona przeżyła go o 14 lat, zmarła w roku 1986 mając lat 90, będąc już fizycznie i psychicznie skrajnie niedołężną staruszką.

Współczesna brytyjska popularna dziennikarka i autorka książek Anne Sebba napisała pełną biografię Wallis Windsor (1896-1986). W tytule, zapewne gwoli reklamy, umieściła jej poprzednie nazwisko Simpson. Korzystała z wcześniejszych opracowań, w tym także z autobiografii Wallis, ponadto dotarła do dokumentacji urzędowej i spisanych wspomnień świadków epoki. Informacje tam zawarte starała się weryfikować, wskazując niektóre dane biograficzne uznane przez siebie za mało wiarygodne. Swoją bohaterkę przedstawiła kompleksowo – oprócz czynów i wydarzeń życiowych pokusiła się ukazać ją od strony także psychologicznej, anatomicznej i fizjologicznej (sfery Erosa nie wyłączając).

Przed poznaniem przyszłego króla Edwarda VIII, do czego doszło na początku lat 30-tych ub. wieku, Wallis posiadała już dość bogaty życiorys. Mając 20 lat Amerykanka panna Wallis Warfield wyszła w 1916 r. za mąż za zawodowego wojskowego Winfielda Spencera. Ich małżeństwo dość szybko okazało się nieudane, formalnie jednak rozeszli się dopiero w roku 1927. Wcześniej, pozostając przez kilka lat z mężem w faktycznej separacji, Wallis prowadziła dość swobodny tryb życia - autorka wskazuje mężczyzn, którzy byli jej kochankami. Dużo też w tamtym czasie podróżowała, m.in. do Chin, gdzie mogła zgłębić wschodnie tajniki ars amandi, tak przydatne jej później w dwóch następnych małżeństwach. W 1928 r. Wallis wyszła w Anglii za mąż za bogatego Ernesta Simpsona, rozbijając jego poprzednie małżeństwo. Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, iż Ernest był wnukiem (po mieczu) polskiego Żyda z Warszawy, noszącego nazwisko Solomon. Małżeństwo z Ernestem okazało się bardzo udane. Mąż tolerował jej związek z następcą tronu, od 1934 r. już jawny, choć z zachowaniem pozorów tylko przyjaźni. Wallis najwyraźniej odznaczała się tu tzw. podzielnością uczucia. Będąc przy tym realistką nie liczyła na małżeństwo z wysoko utytułowanym kochankiem. Nie rozeszłaby się z Ernestem, gdyby nie wielka do niej miłość i odważne oświadczyny Edwarda (już będąc królem oświadczył się kobiecie zamężnej!). Ernest postanowił pójść im obojgu na rękę. W rozprawie rozwodowej zgodził się wystąpić jako ten wiarołomny, winny zdrady małżeńskiej mąż – co było fikcją m.in. ukierunkowaną na ochronę wizerunku narzeczonej króla. Wallis utrzymywała także i później przyjazne relacje z Ernestem. Już po rozwodzie z nim i po ślubie z Edwardem prowadzili niepozbawioną intymności korespondencję. Wallis, sama przecież będąc ponownie zamężną, bardzo przeżyła kolejny ożenek byłego męża, tym bardziej, że „skradła go” jej najlepsza, jeszcze szkolna, przyjaciółka.

Pani Anne Sebba wszystkie owe damsko-męskie perypetie z najwyższych sfer bardzo interesująco opisuje. Przedstawia wielką niechęć całej rodziny królewskiej do amerykańskiej podwójnej rozwódki. Ukazuje również fascynację małżonków Edwarda i Wallis Windsorów hitlerowskimi Niemcami. W książce znajdujemy ich fotografię z 1937 r. rozmawiających z samym Führerem. Większość czasu wojny spędzili odesłani przez rząd na dalekie Bahamy, aby m.in. uniemożliwić ich porwanie przez wywiad niemiecki. Edward piastował tam stanowisko brytyjskiego gubernatora wysp, a żona udzielała się w pracy społecznej. Mimo warunków wojennych Wallis nieprzerwanie przywiązywała wielką wagę do wystawnego trybu życia, licznej służby domowej, eleganckich i modnych strojów, efektownej i drogocennej biżuterii, kosmetyków etc. Stale miała pretensję, że formalnie nie otrzymała tytułu Jej Królewskiej Wysokości, należnego członkini rodziny królewskiej. Jednak używała go mając na względzie opinię prawną, iż należał się jej automatycznie z chwilą poślubienia brata króla.

„Smaczku” lekturze dodają fragmenty książki odnoszące się do przedmałżeńskich i małżeńskich relacji Edwarda i Wallis, a także te dotyczące cielesności Wallis. Wynika z nich, iż Edward był w tym związku zakochanym na zabój, całkowicie zdominowanym pantoflarzem i najprawdopodobniej masochistą. Autorka wprawdzie nie odkryła sekretów ich sypialni, ale dotarła do informacji, wg których Wallis pomiatała mężem także w obecności służby, a on to potulnie znosił. Wallis chyba nie była anatomicznie stuprocentową kobietą – autorka wskazuje na jej cechy hermafrodytyczne. Musiały być one jednak ukryte (wewnętrzne), skoro Wallis bynajmniej nie stroniła od fizycznych kontaktów z mężczyznami, a jej heteroseksualni partnerzy obiekcji nie wysuwali. Niezachodzenie w ciążę, mało kobiece rysy twarzy i szczupła sylwetka ale mocna budowa ciała (widoczne na fotografiach załączonych do książki) uwiarygodniają te ustalenia autorki i niektórych wcześniejszych biografów Wallis.

Reasumując, polecam Państwu tę niezwykle ciekawą lekturę, w sam raz na sezon urlopowo-wakacyjny. Lekturę także poznawczą – m.in. dowiemy się, jakie miały poglądy polityczne, czym się pasjonowały elity i społeczeństwa Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych w najlepszych latach życia bohaterki książki. Na ostatnich stronach autorka wysuwa śmiałą hipotezę, jakoby istnienie Wallis Simpson obiektywnie przyczyniło się do – znanego nam z historii – przebiegu dziejów świata. Wallis bezwiednie wywarła wielki wpływ na bieg historii. Gdyby bowiem nie doszło do olbrzymiego zauroczenia nią Edwarda VIII, ten nie podjąłby w grudniu 1936 r. decyzji o abdykacji i pozostałby królem. Wielka Brytania miałaby wtedy monarchę o sympatiach wyraźnie proniemieckich (znającego też dobrze język niemiecki, w którym rozmawiał m.in. z Hitlerem). A zatem p. Anne Sebba może mieć rację! Hitler już w latach trzydziestych umizgiwał się do Wielkiej Brytanii, a po pokonaniu Polski w 1939 r. i Francji w 1940 r. dwukrotnie występował wobec niej z propozycją zawarcia pokoju. Nie wszyscy członkowie rządu byli równie nieustępliwi i odważni jak Winston Churchill. W United Kingdom istniały również wpływowe ugrupowania pacyfistyczne i proniemieckie, które – mając silne wsparcie popularnego w społeczeństwie króla (lubianego do czasu wyjawienia jego planów matrymonialnych) – mogłyby wspólnie z nim przekonać brytyjski parlament do prowadzenia w newralgicznym okresie od marca do sierpnia 1939 r. polityki zagranicznej innej niż ją znamy z lekcji historii. Nb. licząc właśnie na te koła arystokracji Rudolf Hess wyprawił się samolotem myśliwskim w maju 1941 r., rzekomo bez wiedzy Hitlera, z samotną misją pokojową do Wielkiej Brytanii. Okazała się jednak bez szans – Wielka Brytania i III Rzesza w owym czasie tłukły się już bezpardonowo na lądzie (Europa Płd., Afryka Płn.), w powietrzu i na morzach. Państwem rządził i w pełni je kontrolował premier Winston Churchill mający poparcie elit oraz króla Jerzego VI, już nie proniemieckiego jak jego starszy brat. Wielką Brytanię bardzo wspomagały logistycznie Stany Zjednoczone, których nienawidzący nazizmu i Hitlera prezydent nie przestrzegał zasady neutralności.

środa, 9 sierpnia 2023

„Nobliści skandaliści”. Autor: Sławomir Koper

 

W tym miesiącu już nie będę Państwa zachęcał do sięgnięcia po literaturę budzącą bolesne refleksje patriotyczno-martyrologiczne. W końcu mamy wakacje i czas na coś lżejszego. Dzisiejszy oraz kolejne dwa tu artykuliki poświęcę lekturze interesujących książek biograficznych, z historią tylko w tle.

Sławomir Koper „Nobliści skandaliści”

Wydawca TIME Spółka Akcyjna, Warszawa 2019

Autor, znany i uznany popularyzator historii, pozostawiając tym razem wielką historię tylko w tle, stworzył 6 krótkich esejów biograficznych dotyczących polskich noblistów. Świadomie pominął Lecha Wałęsę, nie chcąc wkraczać w meandry współczesnej polityki ani pisać o żyjącej postaci historycznej. Miał też na względzie już istniejące, kontrowersyjne opracowania innych biografów Pana Lecha, którym nie chciał robić konkurencji. O Oldze Tokarczuk również nie wspomniał – prawdopodobnie swą książkę przygotował do druku zanim jeszcze Pani Olga została noblistką. Bardzo polecam tę lekturę – w sam raz na letni wypoczynek, do czytania nawet na piaszczystej plaży czy w dłuższej podróży na urlop. Autor potrafi przykuć uwagę czytelnika, pisze też dowcipnie, nie stroniąc od humoru (własnego albo cytowanego). Każdorazowo przybliża czytelnikowi realia czasów i miejsc życia swoich (naszych!!!) bohaterów. Ich zarobki oraz nagrody w rublach i in. walutach, znane z archiwaliów, stara się waloryzować w dzisiejszych kwotach euro, abyśmy się mogli choć w przybliżeniu zorientować odnośnie ich ówczesnej siły nabywczej. Autor napisał zwięzłe życiorysy naszych noblistów, przy czym – nie pomijając dokonań życiowych – skupił się na ich życiu prywatnym, sfery intymnej nie pomijając. Przyznaję, iż większość „skandalicznych” informacji zawartych w tej książce była mi absolutnie nieznana – poza dwoma epizodami z życia Czesława Miłosza, o których dowiedziałem się poznając biografię Sergiusza Piaseckiego oraz czytając o seksualnych preferencjach Jarosława Iwaszkiewicza. Nie chcąc książki streszczać, za to chcąc nią Państwa maksymalnie zaciekawić, poniżej tylko wstępnie sygnalizuję, czego się możecie (konkretnie i z bliższymi szczegółami) dowiedzieć.

Maria Skłodowska-Curie (1867-1934) była utalentowaną uczoną, robiącą karierę naukową w czasach, gdy w sferę tę dopiero powoli i niechętnie wprowadzano również przedstawicielki płci pięknej. Od płci brzydkiej Maria nie stroniła, choć nie odnotowała tu wielkich kobiecych sukcesów. Pozytywnym wyjątkiem było tylko bardzo udane małżeństwo z Piotrem Curie. Wcześniej, gdy mieszkając jeszcze w Polsce pracowała jako korepetytorka, brak majątku stanął jej na przeszkodzie wyjścia za mąż z miłości. I bardzo dobrze się stało, gdyż w przeciwnym razie nie wyjechałaby do Francji i nie podjęła tam pracy naukowej w dziedzinie fizyki i chemii, uhonorowanej dwoma nagrodami Nobla (1903, 1911). Jakiś czas po śmierci Piotra wdała się w romans z żonatym naukowcem (współpracownikiem), co przysporzyło im obojgu mnóstwo kłopotów, szczegółowo przedstawionych w książce. Biografię Marii autor wzbogacił o opisanie losów oraz życiowych sukcesów jej dwóch córek i zięciów – karier również uwieńczonych nagrodami Nobla.

Henryk Sienkiewicz (1846-1916) zaznał wielkiej sławy już za życia i to jeszcze przed otrzymaniem literackiej nagrody Nobla (1905). Stał się bożyszczem tłumów, co prawda składających się głównie z przedstawicielek płci pięknej. Wcześniej, gdy się dopiero „dobrze zapowiadał”, ojciec jego ówczesnej narzeczonej zmarnował córce życie, nie wierząc w pomyślną przyszłość Henryka i każąc dziewczynie zerwać zaręczyny. Autor podkreśla, iż były to czasy, gdy o małżeństwach dzieci (zwłaszcza córek) decydowali rodzice. Pan Henryk był później trzykrotnie żonaty. Po przedwczesnej śmierci pierwszej żony jeszcze dwukrotnie wstępował w związek małżeński. Przepraszam – tylko raz. Jego drugiego małżeństwa bowiem nie rozwiązano rozwodem, lecz je kościelnie unieważniono. Czyli był to, posiłkując się terminologią sportową, matrymonialny falstart. Szukając ku temu powodów brano pod uwagę również fizyczne non consumatum związku, posuwając się aż do zbadania ginekologicznego panny młodej (niejednoznaczny wynik badania przedstawiony w książce). W poszukiwaniu pretekstu prym tu wiodła była/niedoszła teściowa pisarza, na której on zemścił się … w literaturze. Autor, pisząc o osobistych problemach Sienkiewicza, romansach etc., umiejscawia je w czasie tworzenia wybitnych dzieł literackich, wskazując na możliwe podobieństwo ich bohaterów (pozytywnych i negatywnych) do rzeczywistych postaci z otoczenia pisarza. Przy okazji p. Sławomir Koper prostuje pewną nieprawdziwą informację (ale powszechną w przekazie publicznym), za co jestem mu wdzięczny. Sam tego nie wiedziałem! Otóż Henrykowi Sienkiewiczowi bynajmniej nie przyznano nagrody Nobla za powieść „Quo vadis”, lecz za całokształt twórczości literackiej.

Władysław Stanisław Reymont (1867-1925) formalnie nie posiadał nawet podstawowego wykształcenia, natomiast okazał się samoukiem z wielkim talentem literackim. Za młodu chwytał się różnych zawodów: był uczniem i czeladnikiem krawieckim, aktorem, pracownikiem na kolei. Starając się poprawić swą sytuację materialną raz zdarzyło mu się postąpić bardzo nieuczciwie (ale za to bardzo skutecznie). Uwielbiał kobiety, zwłaszcza znudzone i rozczarowane mężatki. Jednej takiej pomógł rozbić małżeństwo, po czym się z nią ożenił. Odnośnie owych znudzonych mężatek – autor tego bliżej nie analizuje, natomiast ja uważam owo zjawisko za charakterystyczne dla tamtej epoki. Panie częściej niż dziś rozczarowywały się w małżeństwach – zawieranych nie z miłości lecz „z rozsądku” i nieraz z dużo starszymi mężczyznami. Po kilku, kilkunastu latach żonę w wieku 30+ łączyło z mężem 50+ już tylko wychowywanie dzieci, poza tym miewali odmienne zainteresowania, nie znajdowali wspólnego języka, przestawali też dzielić małżeńskie łoże. No i pani … zaczynała się okropnie nudzić. Wtedy obok pojawiał się jej rówieśnik, przystojny kawaler umiejący prawić komplementy sławiące jej kobiecość. Sytuacja finansowa Władysława Reymonta znacznie poprawiła się dopiero w ostatnim roku życia, gdy otrzymał literacką nagrodę Nobla (1924).

Czesław Miłosz (1911-2004) w życiu prywatnym jawi się jako hedonista, egocentryk, a nawet egoista. Płcią piękną był przez całe dorosłe życie mocno zaabsorbowany, choć traktował ją raczej instrumentalnie, nie zważając na łzy niewieście. W młodości przeżył (zdaniem autora, dla kariery) romans także homoseksualny. Pod względem politycznym oceniany był niejednoznacznie. Za zdrajcę uważano go nie tylko w PRL, lecz również w niektórych, najbardziej nieprzejednanych kręgach polskiej, powojennej emigracji na Zachodzie. Tyle rewers. Zaś awers curriculum vitae Czesława Miłosza to przede wszystkim bycie utalentowanym literatem (nagroda Nobla w 1980 r.) oraz bardzo dobrym wykładowcą akademickim. I to się głównie powinno liczyć! Po owocach ich poznacie. W 1993 r. Czesław Miłosz powrócił do Polski i zamieszkał wraz z drugą żoną (Amerykanką młodszą o 33 lata) w Krakowie. Zmarł w 2004 r. Organizacji uroczystego pogrzebu towarzyszyły protesty osób wypominających mu przeszłość polityczną. Żona, mimo dużej różnicy wieku, nie przeżyła go (umarła dwa lata wcześniej).

Za Wisławą Szymborską (1923-2012) również przez wiele lat wlokła się pamięć o przeszłości, jako że już w czasach stalinizmu wstąpiła do PZPR, a śmierć Stalina (1953) publicznie opłakała wierszem. Poza tym jej mężem był wówczas ortodoksyjny komunista – literat niebrzydzący się politycznymi donosami na kolegów. Wszystko to jej wypomniano po wielu latach, gdy w 1996 r. otrzymała literacką nagrodę Nobla. W życiu prywatnym Szymborska jawiła się jako osoba sympatyczna, towarzyska i z dużym humorem podchodząca do większości bieżących problemów. Była związana z powieściopisarzem Kornelem Filipowiczem (1913-1990), z którym dzieliła m.in. raczej niekobiece zamiłowanie do wędkarstwa.

Epilogu p. Sławomir Koper wymienia pochodzących z Polski noblistów, mających polsko-żydowskie (najczęściej) korzenie. Nagrody Nobla (z różnych dziedzin) otrzymali już jako obywatele innych państw. Autor skupia się na Józefie Rotblacie (1908-2005), laureacie Pokojowej Nagrody Nobla w 1995 r. Był to polski Żyd, który jeszcze w kraju rozpoczął pracę naukową fizyka (doktorat na Uniwersytecie Warszawskim), a w 1939 r. wyjechał służbowo do Anglii. Najprawdopodobniej uratowało mu to życie, natomiast pozostała w Polsce żona podzieliła los milionów ofiar Holokaustu. Na Zachodzie szybko doceniono zdolności Rotblata. Wysłano go do USA, okresowo dołączając do grona naukowców pracujących nad projektem Manhattan. Jeszcze wówczas legitymował się polskim paszportem. Józef Rotblat szybko zdał sobie sprawę z olbrzymiego zagrożenia dla ludzkości wynalezieniem nowej, straszliwej broni masowej zagłady. Zaangażował się w ruch pacyfistyczny. W roku 1957 został w Kanadzie współzałożycielem Konferencji Pugwash w Sprawie Nauki i Problemów Światowych – ruchu optującego na rzecz rozbrojenia i pokojowego współistnienia. W okresie zimnej wojny aktywistów tego ruchu na Zachodzie postrzegano jako „użytecznych idiotów” (wg określenia Lenina), których działalność przynosiła korzyści propagandowe ZSRR. W życiu prywatnym Rotblata autor m.in. wymienia jego współpracownicę młodszą o 22 lata, zawdzięczającą mu karierę naukową, ale zamężną z innym mężczyzną, z którym (?) miała dwoje dzieci. Józef Rotblat (cyt., str. 456) „(…) finansowo wspierał syna Patricii i powszechnie było wiadomo, że go uwielbiał.”.

Reasumując, polecam tę bardzo interesującą lekturę, przybliżającą nam ludzkie, niewyidealizowane oblicza postaci, o których uczyliśmy się w szkole średniej. Jednak nie o wszystkich. O Józefie Rotblacie zapewne do dziś mało kto wie. Przypomnienie zaś tych wielkich i znanych może zachęcić do sięgnięcia po ich książki dotychczas nieprzeczytane. Osobiście mam w planie „Rodzinę Połanieckich” Henryka Sienkiewicza oraz znaną doskonale, ale tylko z ekranu, „Ziemię obiecaną” Władysława Reymonta.

PS.1. Czytając o Henryku Sienkiewiczu i Władysławie Reymoncie trudno nie wziąć po uwagę, iż obaj byli autorami książkowych trylogii. Tę Sienkiewiczowską na pewno każdy czytał (a jak nie czytał, to niech się do tego nie przyznaje). Przy okazji polecam jej znakomite dokończenie autorstwa Andrzeja Stojowskiego pt. „W ręku Boga. Trylogii ciąg dalszy” (opis do odszukania na tym blogu). Zaś Władysław Reymont stworzył trzytomowe dzieło pt. „Rok 1794”, na które złożyły się: „Ostatni sejm Rzeczypospolitej”, „Nil desperandum” oraz „Insurekcja”. Są to powieści chwilami przechodzące w pasjonujący reportaż historyczny. Bazując na archiwaliach Władysław Reymont dokładnie odtworzył obrady Sejmu Rzeczypospolitej w 1793 r. w Grodnie, na którym „nasi kochani posłowie” zatwierdzili II rozbiór Rzeczypospolitej (przesądzający o rychłym upadku państwa), oraz szczegółowo opisał przebieg insurekcji warszawskiej w roku następnym. Gorąco polecam tym, którzy jeszcze nie przeczytali.

PS.2. Nieraz „czepiam się” drobnych edytorskich niedociągnięć. Takoż i tym razem. 1/. W środku str. 21 sformułowanie „dług zaciągnięty u starszej siostry” proszę zamienić na „dług zaciągnięty u młodszej siostry”, co logicznie wynika z kontekstu (najpierw to młodsza Maria wspomagała finansowo starszą Bronisławę). 2/. Na str. 221 w wierszu 6 od góry widzimy błąd w nazwisku – Sienkiewiczowski Azja Tuhajbejowicz (syn Tuhaj-beja) pisany był przez „h” a nie „ch”.