piątek, 29 grudnia 2023

„Szlak umrzyka”. Autor: Larry McMurtry

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę Szczęśliwego Nowego 2024 Roku. Oby przyniósł Wam spełnienie marzeń, nawet tych najskrytszych. W trwającym okresie świąteczno-noworocznym nie zamierzam Państwa męczyć lekturami o okrutnej Europie i pełnym horroru poprzednim stuleciu. Dla odmiany i rozrywki dziś proponuję kontynent północnoamerykański w wieku XIX. Przeczytajmy literacki western.

Larry McMurtry „Szlak umrzyka”

Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2023

Przenosimy się za Atlantyk i cofamy w czasie do lat 1841 i 1842. Stany Zjednoczone Ameryki dopiero się rozwijają terytorialnie. Jest jeszcze przed wojną USA z Meksykiem (1846-1848), która uszczupli to drugie państwo o 1/3 terytorium (a uwzględniając powierzchnię Teksasu, o czym poniżej, to nawet o ponad połowę). Ale starcia zbrojne pomiędzy nimi już trwają. Na wcześniej zagarniętym przez amerykańskich kolonistów obszarze powstaje w 1836 r. po walkach z Meksykanami duża niepodległa Republika Teksasu, która w 1845 r. zostanie przyłączona do USA jako kolejny stan (co właśnie stanie się casus belli). W ciągu 9 lat swego istnienia, mając ciche wsparcie rządu i kongresu Stanów Zjednoczonych, śmiało sobie poczyna, sięgając dalej na zachód po tereny autonomicznego podówczas Nowego Meksyku, wchodzącego w skład Republiki Meksyku. Latem 1841 r. Teksańczycy organizują wyprawę „wojenno-osadniczą” w celu aneksji miasta Santa Fe (ważnej miejscowości na przecięciu szlaków handlowych) i terenów wokół położonych. Kilkusetosobowa ekspedycja ponosi jednak fiasko. Ci jej uczestnicy, którzy po drodze nie polegli w zmaganiach z Indianami, Meksykanami oraz siłami natury, trafili do meksykańskiej niewoli, gdzie część z nich rozstrzelano. Tyle w telegraficznym skrócie po przeczytaniu posłowia pt. „Western jako szkoła przetrwania” (str. 383-396) autorstwa p. Michała Stanka, potwierdzonego zajrzeniem do atlasu historycznego i podręcznika historii powszechnej XIX wieku.

„Szlak umrzyka” to fabularnie pierwsza część tetralogii amerykańskiego pisarza Larry’ego McMurtry’ego (1936-2021), napisana w 1995 r. Drugą z kolei jest jego powieść pod angielskim tytułem „Comanche Moon”, powstała w 1997 r., w dacie edycji niniejszego tekstu jeszcze niewydana po polsku. Trzecia i czwarta zaś to „Na południe od Brazos” (1985) i „Ulice Laredo” (1993), napisane wcześniej. Jak więc z powyższego wynika, powstałe później „Szlak umrzyka” i „Comanche Moon” stanowią tzw. prequele.

Autor, dość ogólnie zachowując zgodność z przedstawionymi na wstępie faktami historycznymi, wprowadza nas w świat Dzikiego Zachodu, w jego realia społeczne, geograficzne i przyrodnicze. Głównymi bohaterami literackiego westernu są dwaj nastolatkowie, których życiowy los rzucił na głęboką wodę. O ich pochodzeniu i przeszłości wiemy niewiele. Niewykluczone, iż autor opisał je we wcześniej powstałych utworach, ale fabularnie późniejszych, i nie chciał się tu powtarzać. Są to sympatyczne chłopaki, w zasadzie bez żadnego wykształcenia. Popełniają błędy młodości, na których dopiero się uczą, życiową wiedzę czerpią też obserwując i słuchając starszych westmanów. Oprócz nich w powieści występuje cała galeria typów ludzkich, zarówno pozytywnych, jak i spod ciemnej gwiazdy. Niektóre osoby są postaciami historycznymi (choć ich faktyczne życiorysy biegły nieco inaczej niż w powieści), niektóre pod fikcyjnymi nazwiskami mają rzeczywiste pierwowzory (choć też o losach odbiegających od przedstawionych w książce), pozostałe natomiast to już zupełny wytwór wyobraźni autora. Szczegóły w tym zakresie zawiera ww. posłowie.

Od lektury trudno jest się oderwać! Wędrujemy z Gusem McCrae i Woodrawem Callem dzikimi szlakami dziewiętnastowiecznego Teksasu i Nowego Meksyku, walcząc z Indianami (głównie), Meksykanami (prawie wcale), polując, marznąc, moknąc, głodując, omal nie ginąc w pożarze prerii. Owi Indianie to przede wszystkim Komancze pod wodzą okrutnego Garbu Bizona, i Apacze dowodzeni przez bliżej niescharakteryzowanego Gomeza. Ci drudzy są mniej straszni tylko o tyle, że swoich ofiar nie skalpują. Jedni i drudzy nie mają nic wspólnego ze szlachetnymi postaciami czerwonoskórych przedstawianych w powieściach Karola Maya, m.in. na których się wychowałem. Na dowód ich okrucieństwa przytoczę radę starszych westmanów dawaną nowicjuszom. W razie otoczenia przez Indian należy koniecznie i skutecznie popełnić samobójstwo, gdyż alternatywą będzie śmierć w bardzo długich męczarniach, a w zadawaniu tortur mogą uczestniczyć również indiańskie squaw, wyspecjalizowane w odgryzaniu elementów ciała jeńców, w tym także tych intymnych męskich. Oczywiście nie tylko czerwonoskórzy są w książce postaciami negatywnymi. Larry McMurtry wprowadził też do niej patologiczne typy białych łowców skalpów (to nie pomyłka) oraz białych handlarzy niewolników (głównie pojmanych meksykańskich kobiet i dzieci), kupowanych od Indian i nieraz odsprzedawanych innym Indianom. Płeć piękna również się w powieści na pierwszym planie pojawia. Przez wszystkie karty książki śledzimy losy rosłej, silnej i odważnej Matyldy Roberts, początkowo zajmującej się najstarszą profesją świata, później się ustatkowującą. Gdy już o tym napisałem, to dla zachowania międzypłciowej symetrii muszę dodać, iż Gus McCrae jest młodzieńcem nadmiernie pobudliwym (nawet zważywszy jego wiek) i wszystkie zarobione pieniądze wydaje przeważnie w burdelu kategorii ostatniej. W książce napotykamy opis takiego przybytku w realiach Dzikiego Zachodu pierwszej połowy XIX wieku. A skoro mówimy o pieniądzach, to czytelnika zapewne rozczuli duża wartość ówczesnej waluty amerykańskiej. Żołd szeregowego Strażnika Teksasu wynosi 3 dolary miesięcznie, awans na kaprala daje mu podwyżkę 1 dol./mies. Jak wcześniej wspomniałem, amerykański autor, mimo wzbogacenia rzeczywistych wydarzeń i osób fikcją literacką, utrzymuje się w realiach epoki. Posiada w tym zakresie wiedzę eksperta historycznego, co m.in. potwierdzają przyznane mu w USA nagrody i wyróżnienia. Rażący wyjątek dostrzegamy dopiero w zakończeniu powieści – absolutnie nierealistycznym, fantastycznym sposobie uratowania się niedobitków pechowej ekspedycji. Ale ów lipny (moim zdaniem) happy end to tylko kilka ostatnich stron (375-380) książki, proszę się więc z góry nie uprzedzać. Nadmienię także, iż tytułowy szlak umrzyka odpowiada odcinkowi trasy od Santa Fe do El Paso, przebytemu przez bohaterów powieści już w charakterze jeńców pod meksykańską eskortą. Jego określenie pozostaje bardzo adekwatne do warunków geograficznych i przyrodniczych tam występujących, co zresztą potwierdza sama nazwa geograficzna krainy w języku hiszpańskim: Jornada del Muerto. Oprócz ekstremalnie trudnych warunków terenowych życie podróżnych „urozmaicają” Indianie. Zarówno ów szlak, jak i całą trasę Austin – Santa Fe – El Paso – Galveston możemy prześledzić na mapie znajdującej się na początku i na końcu książki, jest na niej zaznaczona cienkimi, jasnymi paskami.

No i jak się to Państwu podoba? Proszę nie mantykować, tylko przygotować odpowiedni ekwipunek i … siadamy na koń, czas ruszać w drogę! Wild West has been waiting for You.

wtorek, 19 grudnia 2023

„Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina”. Autorka: Maria Riva

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia! Z tej też okazji nie śmiem Państwa męczyć ciężką lekturą o wojnach, rewolucjach, represyjnych dyktaturach itp. Dla odmiany i świątecznej rozrywki proponuję skandalizującą biografię sławnej kobiety z historii filmu i estrady, która o politykę (i polityków) też się otarła. Równocześnie zastrzegam, iż zarówno polecaną dziś książkę, jak i poniższy tekst, powinny czytać tylko osoby pełnoletnie.

Maria Riva „Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina”

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2021

Nie zaliczam siebie do elitarnego grona kulturoznawców, wiedzę o gwiazdach kina, teatru czy estrady posiadam raczej fragmentaryczną. Gdybym w tytule ujrzał inne znane nazwisko, choćby i równie słynne, zapewne po książkę bym nie sięgnął. Ale cóż, dopadły mnie wspomnienia osobiste z lat 60. ub. wieku, z nastoletniej młodości. Pisałem tu o nich przy okazji omawiania książki p. Elwiry Watały, poświęconej paniom nieheteronormatywnym (wgląd poprzez katalog autorski alfabetyczny lub katalog tematyczny 9). Ci, co tamten tekst przeczytali, domyślili się już, że książkę o Marlenie Dietrich kupić musiałem! Długo w mojej bibliotecznej „zamrażarce” nie pozostawała, kusząc zdjęciem uroczej kobiety na okładce. Autorką jest jej córka, jedyne dziecko tytułowej gwiazdy filmu i estrady. Z czasem również dość znana aktorka, osoba ze świata dużego i małego ekranu, aczkolwiek sławy swej rodzicielki już nie osiągnęła. Maria Riva z d. Sieber (ur. 1924) preferowała ustabilizowane życie rodzinne, macierzyństwo (czterech synów), ale niestety nie odziedziczyła po matce idealnie zgrabnych nóg. Napisała jej fascynującą, skandalizującą biografię, przy okazji wplatając wiele elementów autobiograficznych, uznanych za niezbędne ze względu na konieczność ukazania również i „rodzinnego” oblicza swej mamusi. Gdzieś w Internecie przeczytałem, że córka zachowała się podle, pisząc źle o nieżyjącej matce, w tym wywlekając na światło dzienne jej najbardziej intymne sprawy, które na zawsze powinny pozostać tajemnicą. Autorka, zapewne przewidując podobne zarzuty, stwierdza, że jej matka za życia rozpowszechniała za pośrednictwem mediów wiele informacji nieprawdziwych, przekłamanych albo wręcz całkowicie zmyślonych, które trafiały do obiegu publicznego i przynosiły krzywdę niektórym jej znajomym, osobom sławnym, a z czasem też zniekształciły pamięć o nich. Postanowiła więc je znacząco, zgodnie z prawdą skorygować. Poza tym powszechnie znany życiorys matki obrósł w wiele legend, z których jedynie część znajdowała potwierdzenie w faktach. To również wymagało korekt i wyjaśnień. Względy marketingowe – wzbudzenie czytelniczego zainteresowania pikantnymi szczegółami prywatnego życia sławnej aktorki i piosenkarki, też zapewne zostały wzięte pod uwagę. I tak powstała tytułowa, jedyna „prawdziwa legenda” – Copyright © 2017 by Maria Riva.

Marlene Dietrich (1901-1992) została przez naturę obdarzona dużymi zdolnościami intelektualnymi, zmysłową urodą, zgrabną figurą (w tym boskimi nogami), scenicznym talentem, odwagą, olbrzymią pracowitością, ambicją i uporem w dążeniu do osiągania sukcesów. To oraz trochę tzw. życiowego szczęścia umożliwiło jej zdobycie wielkiej sławy. Podczas lektury najpierw podążamy drogą Marleny ku sławie, a potem długo jesteśmy na jej szczycie – poznajemy wtedy awers i rewers kariery wielkiej gwiazdy filmu i estrady. Później, w latach 70. ub. wieku z zażenowaniem obserwujemy jej postępujący alkoholizm, stopniowo powodujący zawodowy collapse. Upadek zarówno w przenośni, jak i dosłownie – podczas koncertu pijanej artystce zdarzyło się spaść ze sceny do orkiestronu. A w latach 80. spostrzegamy już degrengoladę, rozpad osobowości spowodowany nadużywaniem środków pobudzających, przeciwbólowych, nasennych, a przede wszystkim alkoholu. Te, najbardziej obszerne fragmenty książki obrazujące rozwój, rozkwit i zmierzch kariery sławnej artystki, na pewno zainteresują wspomnianych na wstępie kulturoznawców. Dokładnie poznają cały życiorys słynnej Marleny Dietrich oraz dowiedzą się, jak bogaty był jej repertuar filmowy i estradowy. Poznają też związane z tym liczne i ciekawe informacje dotyczące m.in. działalności europejskich i amerykańskich (głównie) producentów filmowych, wyboru scenariuszy i reżyserów kolejnych filmów, metod reżyserii oraz obsady i gry aktorskiej, charakteryzacji, scenografii, pracy operatorów etc. Autorka, sama będąc osobą sceny i ekranu, owe zagadnienia przedstawiła w sposób profesjonalny, ale jednocześnie zrozumiały dla laika w tej dziedzinie (np. mnie). Dołączyła wiele fotografii, w tym zdjęcia matki i jej filmowych (oraz prywatnych) sławnych partnerów. W takim aspekcie książkę można też uznać za cenną pozycję bibliograficzną przyszłych prac dyplomowych i publikacji naukowych z dziedziny filmoznawstwa, kulturoznawstwa itp.

Z formalnoprawnego puntu widzenia życiu małżeńskiemu Marleny Dietrich nic nie można zarzucić! Nie rozwodziła się wielokrotnie, jak to czyniły inne znane gwiazdy filmowe. W ogóle ani razu się nie rozeszła! Jej pierwszym i jedynym mężem był Rudolph Sieber (1897-1976), z którym pozostawała w związku małżeńskim zanim została wdową. Wyszła za niego w roku 1923 i to on był ojcem Marii. Czy także biologicznym, tego autorka już stuprocentowo nie jest pewna. W każdym razie, jako mąż i ojciec rodziny, sprawdzał się. Kochał córkę, żonę na pewno też, ale już tylko … platonicznie, pozostając jej przyjacielem, doradcą organizacyjnym i finansowym, a niekiedy także powiernikiem jej relacji intymnych z innymi osobami. Dawała mu do przeczytania otrzymaną korespondencję miłosną, pokazywała seksowną garderobę, w której wybierała się na randki. Powyżej napisałem „innymi osobami”, nie zawężając ich do grona mężczyzn. Marlena Dietrich miała bowiem duży temperament seksualny, wyładowania którego nie ograniczała do płci brzydkiej. Autorka wymienia jej kochanków i kochanki, którymi byli/były głównie (ale nie jedynie) osoby bardzo sławne: reżyserzy, aktorzy i aktorki, pisarze i pisarki, znane postacie ze świata filmu, estrady, literatury i polityki. Większość tych nazwisk do dziś funkcjonuje w pamięci publicznej, bez potrzeby zaglądania do encyklopedii. Nie będę ich tu wymieniał, zresztą podczas lektury straciłem rachubę. Tylko niektóre z tych osób autorka ukryła pod nadanymi przez siebie przezwiskami, będącymi zapewne do odszyfrowania przez amerykańskich filmoznawców. Czytelnicy zainteresowani wygenerowaniem zbioru kochanków i kochanek Marleny powinni w trakcie lektury robić notatki. Natomiast za autorką wskażę „wyjątek” – gwiazdora filmowego, który nie zareagował na zachęcające sygnały wysyłane mu przez Marlenę Dietrich i nie nawiązał z nią romansu, co długo miała mu za złe. Był to sławny aktor John Wayne, odtwórca postaci bohaterów westernów, ówczesne bożyszcze kobiet. Chyba tylko on jeden tak się „nieelegancko” zachował i bardzo mu się dziwię. Podczas wojny słynna zmysłowa artystka „uszczęśliwiała” także amerykańskich żołnierzy, przy czym nie zawsze byli nimi wyżsi oficerowie. Choć Marlena w życiu zawodowym i prywatnym jawiła się jako osobą władcza, nieznosząca sprzeciwu i bardzo dominująca, to w sferze Erosa lubiła bywać niewiastą również uległą. Autorka wspomina, że matka nieraz wracała z całonocnej randki z opuchniętymi kolanami, co mogłoby sugerować, iż długo klęczała przed swoim partnerem lub partnerką. Na tę jej „uległość” pośrednio wskazuje również dokonywany przez nią wybór mężczyzn i kobiet - osób energicznych, z reguły rosłych i silnych fizycznie (w książce znajdujemy ich fotografie). Dalej owego aspektu autorka już nie rozwija, ewentualne elementy tego, co dziś się określa skrótem bdsm, pozostawia nam w domyśle. Swoje liczne romanse Marlena ciągnęła po kolei albo równolegle. W tym drugim przypadku dochodziło do wściekłej zazdrości niektórych jej kochanków, mających pecha darzyć ją nieszczęśliwą miłością romantyczną. Ale nie do zazdrości ze strony męża, który na boku miał konkubinę, terroryzowaną przez niego psychicznie, marzącą o jego rozwodzie z Marleną i swoim małżeństwie z nim (skończyła w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym). Zaręczam, że przeczytawszy o toksycznym związku pana Siebera i nieszczęśliwej Tamary (Tami) odrzucimy precz wszelkie współczucie wobec tego regularnie i seryjnie zdradzanego męża wielkiej gwiazdy filmowej.

Jedyną prawdziwą miłością Marleny Dietrich, jak sama to przyznawała, była jej córka Maria (autorka książki), którą kochała wielką, zaborczą miłością matczyną, ingerując w najdrobniejsze jej sprawy osobiste. Równocześnie wykorzystywała córkę we własnej karierze zawodowej – Maria pomagała w sprawach garderobianych, scenograficznych, od małej dziewczynki była na liczne posyłki, odbierała prywatną korespondencję, telefony itp. Marlena postępowała tak, nie przejmując się koniecznością edukacji dziecka. Córkę posłała do szkoły ze sporym opóźnieniem, a i później na długie tygodnie odrywała ją od nauki, jeśli akurat rzekomo okazywała się niezbędna do pomocy w pracy nad jakimś filmem. Wtedy ojciec starał się, aby Maria mogła nadrobić zaległości biorąc prywatne korepetycje. Gdy matka uznała córkę za kobietę dojrzałą, dzieliła się z nią zwierzeniami także o swoim życiu intymnym. Córka również szczerze wspomina, jak – mając niespełna 16 lat – została poddana wymuszonej (!) inicjacji seksualnej lesbijskiej, którą skrycie zaaranżowała matka, angażując do tego swoją byłą kochankę, kobietę silną, zdolną pokonać opór fizyczny młodziutkiej dziewczyny. Maria przez jakiś czas pozostawała pod jej dominacją (w książce nadała jej przezwisko Nosorożec). Autorka przypuszcza, iż miało to na celu odsunięcie nastolatki od świata mężczyzn, potencjalnego macierzyństwa i przypisanie na zawsze do funkcji najbliższej przyjaciółki, powiernicy i pomocnicy matki, całkowicie od niej zależnej. Marii udało się jednak wyzwolić z chorobliwej matczynej kurateli. Dwa razy wychodziła za mąż, a jej drugie małżeństwo okazało się bardzo udane, owocujące czterema synami. Przez karty książki przebija żal i pretensja autorki wobec matki, że nie zapewniła jej normalnego dzieciństwa i nastoletniej młodości. Mimo to bardzo matkę kochała, a w ostatnich latach jej życia nadzorowała oraz osobiście sprawowała trudną opiekę nad starą i już bardzo niedołężną kobietą, ciągle jednak kapryśną i nieznośną dla otoczenia.

Cóż by tu jeszcze dodać? W tle biografii Marleny Dietrich mamy wzmianki o równolegle zachodzących ważnych wydarzeniach historycznych: pierwszej wojnie światowej, dojściu Hitlera do władzy w Niemczech, zajęciu przez niego Austrii i następnie Czech, drugiej wojnie światowej, zimnej wojnie itd. Autorka przeplata nimi życiorys matki, przy okazji wskazując jej liberalne poglądy i postawę polityczną, m.in. nienawiść do reżimu hitlerowskiego i uwieńczone sukcesem staranie o nabycie obywatelstwa USA. Z zainteresowaniem czytamy też o międzykontynentalnych morskich podróżach olbrzymimi, luksusowymi transatlantykami. Wielkimi pasażerskimi boeingami jeszcze się wtedy z Europy do Ameryki nie latało. Poloniców w książce w zasadzie brak. Raz, gdzieś w dalekim tle, mignęło nazwisko Paderewskiego. Nasz kraj jest też ogólnie wspomniany jako jeden z etapów artystycznego tournée Dietrich. Na str. 673 autorka „wylicza” straty ludnościowe poniesione przez poszczególne państwa uczestniczące w drugiej wojnie światowej, Polski przy tym w ogóle nie wymieniając!

Książką, być może bardziej niż czytelnicy, zainteresują się czytelniczki. Została bowiem napisana przez kobietę, a w jej treści odnajdujemy sporo damskich intymności z zakresu wyboru kreacji wyjściowych i bielizny (często również „wyjściowej”), higieny osobistej, używania irygatorów, podpasek, tamponów, krążków i czopków, comiesięcznych przypadłości i paniki w razie ich braku, „poprawiania” urody i figury, zapobiegania ciąży i chorobom wenerycznym, flirtów, pożądań oraz wielkich, ale przemijających uczuć. Natomiast moją „męską korzyścią” okazało się to, iż na stare lata dokładnie i ze szczegółami poznałem dzieje i charakter kobiety, o której, mimo że była ode mnie o pół wieku starsza, jako napalony małolat śniłem w okresie dojrzewania. Myślę, że wtedy nie ja jeden. Ale też się nieco teraz rozczarowałem. I to bynajmniej nie z powodu poznania rozwiązłego trybu życia Marleny – to można seksownej, sławnej gwieździe filmowej wybaczyć. Rozczarowanie odczułem z powodu jej stałej i silnej awersji do zwierząt domowych. Raz nawet, przy okazji kolejnej przeprowadzki, kazała służbie uśmiercić posiadane przez córkę psy. Na szczęście Maria temu zapobiegła i oddała zwierzaki do schroniska, o czym przeczytałem z sympatią do autorki. Osobiście bowiem niezmiernie lubię wszystko, co szczeka i miauczy.

sobota, 9 grudnia 2023

„I rozpętało się piekło. Świat na wojnie 1939-1945”. Autor: Max Hastings

 

Święta już za około dwa tygodnie. Najwyższy czas na składanie zamówień do Św. Mikołaja, który prezenty gwiazdkowe nabywa nie omijając księgarń. Za poradnik może posłużyć nasza czytelnia – dużo opisanych tu pozycji powinno być dostępnych na rynku. Osoby zainteresowane zachęcam zatem do skorzystania z dziewięciu katalogów tematycznych tego bloga. A może, niezależnie od poszukiwania tam, jako jeden z prezentów od razu wybrać książkę, o której poniżej?

Max Hastings „I rozpętało się piekło. Świat na wojnie 1939-1945”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2022

To już druga książka tego brytyjskiego historyka, którą omawiam. Pierwszą była monografia pt. „Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci”, wydana w 2017 r. też przez krakowskie Wydawnictwo Literackie (opis do odszukania poprzez katalog alfabetyczny autorski lub katalog tematyczny 5). Proponowane dziś opracowanie Maxa Hastingsa to również monografia (969 stron) – tym razem całej II wojny światowej. Autor postarał się przedstawić wszystkie jej kampanie, wszystkie fronty, walki na lądzie, na morzu i w powietrzu. Wszędzie tam, gdzie się one toczyły, Azji Południowowschodniej nie wyłączając – polski czytelnik otrzymuje m.in. sporo szczegółowych informacji o walkach Brytyjczyków i Amerykanów z wojskami japońskimi, wcześniej mu raczej nieznanymi. Nasz czytelnik zapewne też nie miał większej wiedzy o zażartych walkach o Budapeszt (30.12.1944 – 11.02.1945), rujnujących stolicę Węgier. Autor poświęca im jeden podrozdział: „Budapeszt w oku cyklonu” (str. 813-823). Max Hastings nie ogranicza się do samego opisania przebiegu bitew i kampanii, jakkolwiek czyni to bardzo interesująco. Wskazuje i komentuje przyczyny, którymi kierowały się kolejne kraje przystępujące do wojny. Przedstawia również charakterystykę sił zbrojnych państw Osi i Koalicji Aliantów – w wymiarze liczebności żołnierzy, stanu uzbrojenia, logistyki oraz szeroko rozumianej ekonomiki wojennej. M.in. określa tzw. wartość bojową materiału ludzkiego, najwyżej szacując żołnierzy niemieckich, japońskich i radzieckich, niezależnie od motywacji i bodźców, które wymuszały ich bojowe zaangażowanie. Najniżej natomiast szacuje przydatność militarną żołnierzy włoskich. Przytacza tu niemiecki dowcip (cyt., str. 154): Keitel melduje: „Mein Führer, Włochy przystąpiły do wojny!”. Hitler odpowiada: „Wyślijcie dwie dywizje. To powinno wystarczyć, żeby ich wykończyć.”. Keitel mówi: „Nie, mein Führer, oni nie walczą z nami, tylko po naszej stronie.”. A Hitler na to: „Aaa, to zmienia postać rzeczy. Wyślijcie dziesięć dywizji.”. Autor ocenia również działalność poszczególnych przywódców państw i dowódców wojskowych – od najwyższych decydentów, tj. Hitlera, Mussoliniego, cesarza Hirohito, Stalina, Churchilla i Roosevelta, do marszałków, admirałów i generałów wykonujących ich polecenia. Wskazuje najważniejsze błędy popełnione w dziedzinie strategii i taktyki walczących stron, jak również tego przyczyny. Epickie opisy autor wzbogaca o obraz wojny widziany oczami konkretnych żołnierzy. Zamieszcza fragmenty wydanych po wojnie ich wspomnień, jak również zachowanych licznych listów z frontu, pisanych do rodziców, żon i narzeczonych. Większość ich nadawców, często bardzo młodych, już z wojny nie powróciła (co m.in. tłumaczy przechowywanie owej korespondencji w charakterze osobistych pamiątek rodzinnych).

Max Hastings nie pomija wielkiej tragedii ludności cywilnej, znajdującej się pod okupacją. Opisuje metody i rozmiary Holokaustu, bardzo długo nie do uwierzenia przez społeczności brytyjską i amerykańską, odbierające pierwsze informacje o masowym, na skalę przemysłową, ludobójstwie Żydów wg schematu: „Jest tam coś na rzeczy, ale ci Polacy i Rosjanie grubo przesadzają, to musi być jakaś ich propaganda wojenna”. Odnosząc się do alianckich bombardowań niemieckich miast autor nie zgadza się z poglądami niektórych zachodnich historyków (podzielanymi też niestety przez naszego Piotra Zychowicza), jakoby te naloty bombowe tylko w niedużym stopniu osłabiły potencjał obronny III Rzeszy, a ponadto niepotrzebnie przyniosły cierpienie ludności cywilnej. Istnienie frontu powietrznego nad Niemcami odciągnęło z frontów wschodniego, włoskiego i zachodniego zdecydowaną większość myśliwców Luftwaffe, dzięki czemu lotnictwo Aliantów mogło tam bezpieczniej operować w swoich strefach walk. Ponadto brytyjskie i amerykańskie bombardowania ograniczyły jednak niemiecką produkcję sprzętu oraz materiałów wojennych, czego liczne przykłady autor też wskazuje. Zachowania radzieckich żołnierzy na zajętych w końcowej fazie wojny obszarach III Rzeszy, w tym mordów i licznych gwałtów, autor oczywiście nie usprawiedliwia, ale stara się je wytłumaczyć wcześniejszym, jeszcze większym okrucieństwem SS i Wehrmachtu na okupowanych terenach ZSRR i Polski. Absolutnie nie będąc sympatykiem ZSRR i Rosji, Max Hastings obiektywnie wskazuje największy wkład imperium Stalina w dzieło zwycięstwa Aliantów nad hitlerowskimi Niemcami. Dokumentuje to nie tylko największymi wojennymi stratami ZSRR, ale przede wszystkim liczbą 4,7 mln żołnierzy niemieckich poległych na froncie wschodnim, wielokrotnie przewyższającą analogiczną ich liczbę 0,5 mln poległych w walkach na frontach afrykańskim, włoskim i zachodnim łącznie (str. 906). Sympatyczne polonica w tej książce też napotkamy. Autor wytyka rządom Francji i Wielkiej Brytanii, że ich dyplomatyczne wsparcie Polski w 1939 r. miało charakter li tylko werbalny, gdyż od samego początku nie planowały przyjść naszemu państwu z wymierną pomocą militarną. Wspomina też o wkładzie polskich kryptologów w rozpracowanie niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Francuzów natomiast Max Hastings najwyraźniej nie lubi. Krytykuje ich za brak zdecydowanej woli walki i przedwczesną kapitulację w 1940 r., a także za późniejsze pomocnictwo w Holokauście i generalnie kolaboracyjną politykę rządu Vichy (w tym za walki z Aliantami w Azji i Afryce, które wymienia). Wyraża opinię, iż Francuzi politycznie ocknęli się dopiero w drugiej połowie 1943 r., gdy już stawało się jasne, że III Rzesza wojny nie wygra, a wręcz przeciwnie – czeka ją bezwarunkowa (tak a priori zadekretowana przez Aliantów) kapitulacja. Reasumując, polecam Państwu to swoiste vademecum II wojny światowej. Książkę czyta się z dużym zainteresowaniem, którego nie zmniejszą nieliczne i drobne stylistyczne niedostatki tłumaczenia. Warto też zwrócić uwagę na zamieszczone w niej fotografie, w tym na duże zdjęcie z 1945 r. leżącego w gruzach warszawskiego Placu Trzech Krzyży (str. 908, 909).

PS. Wspomniany powyżej p. Piotr Zychowicz niezwykle krytycznie odniósł się do alianckich bombardowań miast III Rzeszy w książce pt. „Alianci. Opowieści niepoprawne politycznie V”, wydanej w 2020 r. przez poznański Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. (opisanej na tym blogu).

środa, 29 listopada 2023

„Czerniawski. Polak, który oszukał Hitlera”. Autor: Andrzej Brzeziecki

 

Ten dobry i dobrze ulokowany szpieg miał wartość militarną większą niż kilkanaście dywizji pancernych Wehrmachtu i SS.

Andrzej Brzeziecki „Czerniawski. Polak, który oszukał Hitlera”

Wydawnictwo Czarne Sp. z o.o., Wołowiec 2018

Jest to już druga książka p. Andrzeja Brzezieckiego, o której mam przyjemność tu napisać. Również traktująca o oficerze polskiego wywiadu wojskowego. Za to o oficerze bardziej sławnym niż mjr Jan Henryk Żychoń (1902-1944), bohater tamtej książki. O Romanie Czerniawskim (1910-1985) zrobiło się w Europie głośno na początku lat 70. ub. wieku, gdy Brytyjczycy odtajnili akta słynnej operacji dezinformacyjnej Fortitude, mającej na celu wprowadzenie Niemców w błąd co do miejsca i czasu inwazji aliantów zachodnich na kontynent. Lądowanie sił sprzymierzonych we francuskiej Normandii (kryptonim Overlord, słynny D-Day 6.06.1944) było do ostatniej chwili utrzymywane w wielkiej tajemnicy. Kontrwywiad brytyjski, m.in. korzystając z usług tzw. podwójnych agentów, z powodzeniem czynił wysiłki, aby przekonać Niemców, że inwazja jest, i owszem, przygotowywana, ale nastąpi w innych miejscach i kiedy indziej. Jednym z najbardziej skutecznych agentów realizujących ową akcję dezinformacyjną był „Hubert” - dla Abwehry, a „Brutus” - dla brytyjskiego MI5. Pod tymi pseudonimami krył się właśnie Roman Czerniawski. W rezultacie jego meldunków Niemcy trzymali doborowe dywizje pancerne, zdolne zepchnąć siły inwazyjne z powrotem do morza, z dala od wybrzeża Normandii. Gdy się zorientowali, że 6. czerwca nastąpiła inwazja rzeczywista, a nie tylko pozorowana, Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy zdołali już się umocnić na lądzie.

A nie było to bynajmniej pierwsze osiągnięcie Romana Czerniawskiego w działalności szpiegowskiej! Wcześniej, w 1940 r., znalazłszy się we Francji po jej klęsce, założył w strefie okupowanej siatkę wywiadowczą podległą polskiemu II Oddziałowi Sztabu Głównego WP z siedzibą już wówczas w Anglii. Razem z francuskimi i polskimi współpracownikami Czerniawski ustalał m.in. lokalizacje oraz rodzaje jednostek Heer, KriegsmarineLuftwaffe, bazujących we Francji. Informacje te polski wywiad przekazywał następnie Brytyjczykom. „Wielka wsypa” siatki Interallie nastąpiła w listopadzie 1941 r. Aresztowanego oficera polskiego wywiadu, kapitana Romana Czerniawskiego, Abwehra postanowiła jednak „odwrócić” i wysłać do Wielkiej Brytanii z misją szpiegowską oraz polityczno-dywersyjną. Polak pozornie przystał na ten układ. Poniekąd sam też to zasugerował, licząc na uwolnienie. Sfingowano więc jego ucieczkę. Z pomocą Niemców dostał się nielegalnie do neutralnej Hiszpanii, skąd go wywiad brytyjski przerzucił do Londynu. Tam Roman Czerniawski ponownie się „odwrócił” - wyznając, iż faktycznie nie uciekł z niemieckiej niewoli, lecz przybył jako agent Abwehry. Zaproponował wykorzystanie swojej osoby w celach wprowadzania Niemców w błąd. Propozycja została przyjęta.

Tyle w telegraficznym skrócie (choć nie po kolei). Autor to wszystko interesująco opisał na podstawie wiarygodnych źródeł. Przeanalizował spisane wspomnienia bohaterów tamtych wydarzeń, w tym samego Romana Czerniawskiego. Dotarł do akt osobowych, materiałów procesowych oraz odtajnionej dokumentacji operacyjnej. Korzystał z publikacji obcojęzycznych. Napisał pasjonujący esej biograficzno-historyczny, obejmujący głównie lata wojenne. Bardzo dokładnie scharakteryzował osobowość swojego bohatera. Dużo miejsca poświęcił kobietom, z którymi Czerniawskiego łączyły więzy zawodowe - szpiegowskie, ale też i osobiste. Ciekawie opisał sytuację panującą podczas wojny we Francji, w „polskim” Londynie, a także w kontrwywiadzie brytyjskim. W tle przedstawił wielką politykę, m.in. coraz bardziej słabnącą pozycję Polski w obozie aliantów zachodnich.

PS.1. Drugim wielkim bohaterem operacji Fortitude, któremu Abwehra też bardzo zaufała, był Hiszpan o pseudonimie „Garbo”. Ukrywał się pod nim podwójny agent Juan Pujol. Po latach również i jego działalność stała się tematem licznych publikacji. Osobiście przeczytałem książkę pt. Agent „Garbo”, autorstwa Stephana Talty’ego (na tym blogu nie została dotychczas przedstawiona).

PS.2. Czytelnikom zainteresowanym beletrystyczną literaturą sensacyjną, poświęconą zmaganiom kontrwywiadu alianckiego z wywiadem niemieckim podczas przygotowań do operacji Overlord, polecam już tu omówioną książkę pt. „Ostatni szpieg Hitlera”, której autorem jest Daniel Silva (opis do odszukania w katalogu autorskim alfabetycznym lub katalogu tematycznym 5). W niczym nie ustępuje słynnej, ekranizowanej „Igle” Kena Folleta. Mój egzemplarz książki pochodzi z wydania w 1999 r., zapewne dostępnego już tylko w bibliotekach. Ale w księgarniach internetowych można znaleźć nowsze.

sobota, 18 listopada 2023

„Opowiadania kołymskie”. Autor: Warłam Szałamow

 

Życie i śmierć w stalinowskich łagrach, ukazane przez pryzmat losów indywidualnych.

Warłam Szałamow „Opowiadania kołymskie”

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2017

Minusem tej bardzo interesującej, starannie wydanej książki, jest jednak brak szerszej informacji o autorze. Koniecznej – chociażby z uwagi na autobiograficzny charakter części jego opowiadań. Informacja o autorze ogranicza się do trzyzdaniowego akapitu na okładce. W tej sytuacji proponuję zerknąć do dowolnej encyklopedii. Pod ręką mamy Wikipedię:

https://pl.wikipedia.org/wiki/War%C5%82am_Sza%C5%82amow

Warłam Szałamow (1907-1982) miał równie bujny, co tragiczny życiorys, nieprawdaż?

Na wstępie nieco o tytułowej Kołymie. Jest to złotodajny obszar na dalekiej Syberii, w północno-wschodnim azjatyckim zakątku byłego ZSRR (obecnie w Federacji Rosyjskiej). Więźniów, skierowanych tam do niewolniczej pracy w kopalniach (głównie złota) i przy wyrębie tajgi, wieziono tygodniami pociągiem do Władywostoku, następnie statkiem przez Morze Japońskie i Morze Ochockie do Magadanu. Tych, którzy podróże przeżyli, w Magadanie selekcjonowano i kierowano „na etap”, tj. na przebycie jeszcze kilkudziesięciu, kilkuset kilometrów ciężarówkami do docelowego już łagru. Autor przebywał tam w latach 1937-1951 jako więzień, później jeszcze przez dwa lata jako wolny pracownik. Z Kołymy wydostał się dopiero po śmierci Stalina. książce nie szukajmy analitycznych informacji o genezie powstania, ogólnych zasadach funkcjonowania radzieckich łagrów i „systemie rekrutacji” do nich więźniów. Taką całościową, polityczno-historyczną i statystyczno-demograficzną wiedzę da nam lektura np. „Gułagu” Anne Applebaum (omówiona na tym blogu) lub „Archipelagu Gułag” Aleksandra Sołżenicyna. Natomiast ponad sto krótkich, tytułowych opowiadań kołymskich Warłana Szałamowa to przede wszystkim opisy codziennej egzystencji w obozie pracy, wzbogacone o doraźne refleksje i przemyślenia autora, a także charakterystyka warunków klimatycznych i przyrodniczych na obszarze, gdzie bardzo surowa zima trwa aż dziewięć miesięcy. W opowiadaniach przewijają się łagrowe realia, o których poniżej.

§  Skierowanie więźnia do robót tzw. ogólnych było w zasadzie równoznaczne z wyrokiem śmierci. Tylko bardzo nieliczni, którzy nie padli od ciężkiej, ponad siły pracy, z głodu, od mrozu, albo nie zostali zabici przez konwojentów, mogli mieć nadzieję na skierowanie do szpitala, gdzie ich (przede wszystkim) czasowo odkarmiono i ogrzano.

§  Warunki obozowej służby zdrowia były fatalne. A mimo to powszechnie marzono o dostaniu się do szpitala, nieraz posuwając się do symulanctwa.

§  Cała energia życiowa więźnia nakierowana była na zdobycie dodatkowego kawałka chleba, niedopałka papierosa oraz na choćby chwilowe ogrzanie się.

§  W tej sytuacji jedyną szansą na przeżycie stawało się otrzymanie jakiejś pracy „funkcyjnej” w rozbudowanej administracji obozowej. Autora wybawiło skierowanie na ośmiomiesięczny kurs felczerski, który ukończył i następnie pracował w tym fachu (nadal jako więzień).

§  Dużo zależało od charakteru osób z kierownictwa danego łagru: pełnomocnych enkawudzistów, naczelników, kierowników robót itp. Wszyscy oni pozostawali pod silną presją realizacji odgórnie narzuconego planu produkcyjnego (wydobycia kopalin, wyrębu lasu, wykonania utwardzonej drogi etc.). Więźniów więc nie oszczędzali, nie liczyli się z ich życiem. Wśród owego naczalstwa i konwojentów wyróżniali się też złośliwi sadyści.

§  Kierownictwo miało odgórny nakaz gorszego traktowania więźniów politycznych, zwłaszcza skazanych za (rzekomą) działalność kontrrewolucyjną, terrorystyczno-trockistowską. Takich należało kierować do robót ogólnych, aby ich tam szybciej wykończyć. Nie wolno było powierzać im stanowisk specjalistycznych (technicznych, medycznych), pomimo posiadanego odpowiedniego, nieraz wyższego wykształcenia. Kierownictwo niekiedy ów zakaz starało się obejść, mając na względzie przydatność doświadczonych specjalistów w kontekście bezawaryjnego funkcjonowania urządzeń i obowiązku wykonania planu przez łagier.

§  Upływ terminu wyroku jeszcze nie oznaczał uwolnienia. Pełnomocny enkawudzista często „montował” prowokację, w następstwie której więzień otrzymywał na miejscu kolejny wieloletni wyrok.

§  Zmorą życia obozowego było donosicielstwo. Za dodatkową miskę zupy informowano kierownictwo o „nieprawomyślnych” wypowiedziach kolegi - więźnia. Skutek - jak powyżej.

§  Przekleństwem życia więźniów była obecność wśród nich i zachowanie kryminalistów – błatniaków, urków. Terroryzowali nawet więźniów funkcyjnych i wolnych pracowników, bali się ich też konwojenci. Dopuszczali się grabieży, gwałtów homoseksualnych, trwałych okaleczeń i morderstw. Straszny bywał los kobiet, jeśli znaleźli do nich dostęp. Kierownictwo łagru tolerowało ich, interweniowało jedynie w ostateczności.

§  Skład socjalny więźniów był przeróżny – od niepiśmiennych kołchoźników i miejskich robotników, do byłych wysokich, partyjnych i rządowych aparatczyków. W obozach siedzieli również profesorowie uczelni, naukowcy, pisarze, dziennikarze, zdarzali się też byli wojskowi i enkawudziści.

§  Uciec z łagru praktycznie nie było można. Niepowodzeniem skończyła się także brawurowa akcja dzielnego majora Pugaczowa i jego towarzyszy (str. 688-699).

§  Pomoc zachodnich aliantów udzielana podczas wojny Związkowi Radzieckiemu w ramach Lend-Lease zasilała również administrację Gułagu. Otrzymywane urządzenia, narzędzia i sprzęt transportowy wykorzystywano także w łagrach. Amerykańska żywność obficie trafiała do obozowej komendantury i konwojentów.

Prawie każde z tych około stu kołymskich opowiadań Warłama Szałamowa to opis jakiegoś drobnego fragmentu, epizodu życia obozowego. Bohaterowie części z nich, w tym sam autor-narrator, w niektórych nowelkach niekiedy się powtarzają. W większości uwypuklono beznadziejność egzystencji w łagrze i egoistyczną walkę o przetrwanie. Lektura pozwala na znaczne, socjologiczne i psychologiczne dopełnienie wiedzy o stalinowskim terrorze i o radzieckich obozach pracy przymusowej, analitycznie przedstawianej w innych opracowaniach. Osoby, które po tę książkę sięgną (do czego oczywiście gorąco zachęcam), nie mogą więc być zupełnie „zielone” – powinny już mieć jakiś wcześniejszy „podkład” z owej tematyki. W przeciwnym razie mogą treść opowiadań Warłama Szałamowa odbierać jak bajkę o żelaznym wilku. Albo jak amerykańscy znajomi byłego więźnia radzieckiego łagru, którzy – gdy im po latach opowiedział o długoletnim wyroku skazującym go na niewolniczą pracę – ze szczerym współczuciem, ale i ze zdziwieniem zapytali, dlaczego nie wziął sobie adwokata. Zatem przy okazji jeszcze raz polecam wspomnianą powyżej monografię autorstwa p. Anne Applebaum pt. „Gułag”. Jej opis na blogu uzupełniłem moim wspomnieniem znajomości z osobami, które na własnej skórze doświadczyły pobytu w radzieckim raju.

czwartek, 9 listopada 2023

„Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia”. Autorzy: Wojciech Königsberg, Bartłomiej Szyprowski

 

Polskie Państwo Podziemne karało zdradę śmiercią. Wyrok niekiedy obejmował również osobę bliską zdrajcy, mimo że ta osobiście mogła być niewinna.

Wojciech Königsberg, Bartłomiej Szyprowski „Zlikwidować! Agenci Gestapo i NKWD w szeregach polskiego podziemia”

Wydawnictwo Znak HORYZONT, Kraków 2022

Wbrew temu, co można by sądzić po jej tytule i liczbie stron, ta obszerna objętościowo książka to nie monografia, lecz wnikliwe studium siedmiu przypadków ukaranej zdrady: trzech na rzecz NKWD i czterech na rzecz Gestapo. Autorzy, jak czytamy na str. 564 (rozdział Tytułem zakończenia), uważają, iż kolaborantów-konfidentów były setki, być może nawet tysiące. Mając na względzie dostępność materiałów źródłowych wybrali akurat tych siedmiu odstępców i przeprowadzili względem nich szczegółowe reportaże biograficzne oraz śledczo-sądowe. Postać każdego zdrajcy została dokładnie scharakteryzowana. Najpierw poznajemy ich pochodzenie społeczne oraz przedwojenne życiorysy, poczynając od dzieciństwa i problemów ze szkolną edukacją, kończąc zaś na etapie kariery zawodowej w dniu wybuchu wojny. Dowiadujemy się o ich sytuacji rodzinnej i materialnej. Wyłania się z tego obraz osobowości, wręcz charakterystyka każdego z nich. Dalej następują już opisy ich losów wojennych, w pewnym momencie przekierowanych na ścieżkę zdrady – z przyczyn nie zawsze dokładnie rozpoznanych (autorzy wskazują możliwe hipotezy). Czyny zdrajców powodowały aresztowanie i śmierć wielu członków podziemia niepodległościowego oraz duże szkody logistyczne: utratę magazynów uzbrojenia, dekonspirację lokali, tras przerzutowych i miejsc obozów partyzanckich, przepadek gotówki etc.  W poszukiwaniu wroga wewnętrznego komórki kontrwywiadowcze ZWZ/AK podejmowały czynności operacyjne i dochodzeniowo-śledcze, z czasem dochodząc „po nitce do kłębka”. Sprawy kierowano do Wojskowego Sądu Specjalnego, władnego wydać zaoczny wyrok śmierci. Egzekucji dokonywali żołnierze podziemia. Autorzy to wszystko dość dokładnie opisują, bazując na obszernej dokumentacji źródłowej (wskazanej w aneksie, str. 565-726). Przedstawiają obowiązujące w warunkach konspiracyjnych uproszczone procedury postępowania dochodzeniowo-śledczego oraz sądowego.

W tle mamy obraz dwóch okupacji: radzieckiej 1939-1941 (wschodniej połowy terytorium II RP) oraz niemieckiej 1939-1945. Poznajemy warunki życia codziennego ludności pod terrorem okupantów, a także - wycinkowo - organizację i metody walki ZWZ/AK. Czytamy o wybranych akcjach dywersyjnych i potyczkach oddziałów partyzanckich. Pod okupacją hitlerowską polski ruch niepodległościowy był zwalczany głównie przez Gestapo, którego najbardziej inteligentnymi (a przez to niebezpiecznymi) wysokimi funkcjonariuszami okazali się Alfred Spilker (biogram na str. 672-676) i Friedrich Wilhelm Paul Fuchs (biogram na str. 690-692). Preferowali metodę werbowania agentów - „odwracania” ujętych żołnierzy polskiego podziemia, grając przy tym na nutce konieczności wspólnej walki z bolszewizmem. Niemcom „nie przeszkadzało” nawet żydowskie pochodzenie niektórych kolaborantów. Oprócz głównych siedmiu antybohaterów śledzimy okupacyjne losy wielu innych, rzetelnych uczestników konspiracji i członków ich rodzin. Autorzy przytaczają faktyczne i fikcyjne nazwiska, a także zmieniane pseudonimy. Treść uzupełniają liczne fotografie. Fragmenty te należy czytać uważnie, łatwo się bowiem w tak rozbudowanych personaliach pogubić. Panowie W. Königsberg i B. Szyprowski nieraz też przy tym polemizują z innymi autorami literatury przedmiotu. Wydanych i wykonanych wyroków śmierci jest w książce opisanych więcej niż te na siedmiu zdrajcach. Służby kontrwywiadowcze prowadziły bowiem również postępowania powiązane, tzw. odpryskowe. Ich ofiarami padały m.in. atrakcyjne fizycznie (wg fotografii w książce) żony zdrajców. Wina tych pań nie zawsze okazywała się ewidentna, można odnieść wrażenie, iż „likwidowano” je prewencyjne. Za dużo widziały i wiedziały, za dużo osób znały, zachodziła realna obawa, że mogą zechcieć pomścić śmierć mężów.

Reasumując, polecam Państwu tę książkę szczegółowo ukazującą mało dotąd znane realia konspiracji zbrojnej pod okupacją. Zaznaczam jednak, iż ma ona charakter badawczo-naukowy, a więc nie czyta się jej równie „szybko, łatwo i przyjemnie” jak eseje historyczne o tematyce okupacyjnej autorstwa nieodżałowanego Dariusza Baliszewskiego (wszystkie są opisane na tym blogu) czy Jacka Wilamowskiego i Andrzeja Zasiecznego. Na zakończenie, jak zwykle też nieco pomarudzę: na str. 8 autorzy „zdegradowali” Naczelnego Wodza marszałka Śmigłego-Rydza do stopnia generała. Od siebie dodam, że bardzo słusznie. Poprzez katalog tematyczny 1 dotrą Państwo do opisów książek mu poświęconych (wraz z moimi opiniami).

niedziela, 29 października 2023

„Czas wilka. Powojenne losy Niemców”. Autor: Harald Jähner

 

NOSIŁ WILK RAZY KILKA, PONIEŚLI I WILKA

Harald Jähner „Czas wilka. Powojenne losy Niemców”

Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., Poznań 2021

Skutki drugiej wojny światowej – polityczne, ekonomiczne, demograficzne etc. – zazwyczaj analizujemy w odniesieniu do europejskich państw alianckich, które w tamtej wojnie zostały najbardziej poszkodowane. Określamy olbrzymie straty ZSRR, Polski, Jugosławii, Grecji. Tkwią w naszej historycznej pamięci hitlerowskie obozy koncentracyjne i ludobójczy Holokaust. Co natomiast wiemy o pokonanych Niemczech? Przeważnie o wielkim odwrocie i żołnierskich stratach Wehrmachtu, poczynając od połowy 1943 r. już na wszystkich frontach. Także o niszczycielskich alianckich bombardowaniach lotniczych miast niemieckich. O masowym gwałceniu Niemek w 1945 r. przez zwycięskich czerwonoarmistów. O powojennym demontażu i wywózce ocalałego niemieckiego przemysłu (głównie do ZSRR, choć nie tylko). Wreszcie o przymusowym wysiedleniu ludności niemieckiej z obszarów przypadłych po wojnie Polsce, ZSRR (Rosji) i Czechosłowacji. No i oczywiście o tym, że Niemcy aż do 1949 r., kiedy to powstały RFN i NRD, nie posiadali własnej państwowości. O tym wszystkim zazwyczaj orientujemy się tylko w dość ogólnym zarysie. Bardziej bowiem jesteśmy wpatrzeni we własne blizny i rany, które po wojnie przyszło nam długo, długo lizać.

Proponowana dziś książka bardzo uszczegóławia i poszerza naszą wiedzę o powojennym losie Niemców. Współczesny niemiecki pisarz przedstawia ją w kilku odrębnie przeanalizowanych aspektach. Opisuje zarówno prozę życia (codzienną egzystencję ludności, walkę o przetrwanie), jak też zachodzące w latach powojennych przemiany polityczne i kulturowo-cywilizacyjne. Bardziej koncentruje się na sytuacji w strefach okupacyjnych USA, Wielkiej Brytanii i Francji, składających się na późniejszą RFN. Strefy radzieckiej (NRD) nie pomija, choć poświęca jej mniej uwagi. Sporo pisze o powojennym Berlinie. Jest to lektura interesująca, dzięki niej dowiemy się, z jakimi problemami ludność niemiecka zmagała się w tytułowym „czasie wilka” i latach po nim następujących, oraz jak te problemy starała się (nie zawsze skutecznie) rozwiązywać. Głównie były to nw. sprawy.

§  Nierównowaga demograficzna – znaczny, zauważalny już w ulicznym tłumie niedobór mężczyzn młodych i w średnim wieku, którzy albo polegli na wojnie, albo jeszcze przebywali w niewoli. Ci powracający z niej byli często kalecy fizycznie, wygłodzeni, wypaleni psychicznie i nie zawsze nadawali się do natychmiastowego podjęcia nowego, energicznego życia codziennego w trudnych warunkach.

§  Odgruzowywanie miast zniszczonych bombardowaniami lotniczymi i walkami frontowymi. Z konieczności zajmowały się tym przede wszystkim kobiety oraz byli prominenci systemu nazistowskiego (ci przymusowo), a także niemieccy jeńcy pozostający w alianckiej niewoli, jeśli tylko grupowano ich w pobliżu.

§  Brak dachu nad głową. Trzeba go było zapewnić mieszkańcom ogromnej liczbie zniszczonych miejskich budynków oraz kilku milionom niemieckich uchodźców i wysiedleńców ze wschodu. Przy czym rodacy absolutnie nie kwapili się do przyjmowania tych drugich do swoich mieszkań i domów, nawet jeśli dysponowali większą powierzchnią. Ponadto na terenie pokonanych Niemiec jeszcze przez pewien czas kwaterowali liczni byli cudzoziemscy robotnicy przymusowi oraz uwolnieni więźniowie obozów koncentracyjnych.

§  Bardzo odczuwalny brak żywności, opału, także innych artykułów pierwszej potrzeby i sprzętu domowego. Harald Jähner obrazowo, podając przykłady, przedstawia sposoby nielegalnego radzenia sobie ludności z tymi problemami (szaber, kradzieże, czarny rynek).

§  Duża przestępczość w pierwszych powojennych miesiącach, m.in. ze strony żądnych zemsty, uwolnionych cudzoziemskich robotników przymusowych i byłych więźniów obozów koncentracyjnych (kradzieże, napady rabunkowe).

§  Problemy ekonomiczne. Wzrost przedsiębiorczości, rozwój przemysłu i handlu nastąpił dopiero po reformie walutowej w 1948 roku. Wcześniej preferowanym środkiem płatniczym były papierosy.

§  Autor przedstawia też niektóre indywidualne powojenne kariery, m.in. Beate Uhse, byłej pani kapitan Luftwaffe, która swoją działalność gospodarczą rozpoczęła od wydawania i dystrybucji elementarnego poradnika antykoncepcji, a z czasem stała się potentatką w branży porno.

Pisząc o zachodzących w społeczeństwie niemieckim przemianach politycznych, światopoglądowych, obyczajowych, kulturowo-cywilizacyjnych etc., Harald Jähner zauważa, iż nie mogły one nastąpić od zaraz. Przez 12 lat istnienia III Rzeszy ludność była poddawana codziennemu praniu mózgów przez Goebbelsowską propagandę. Wiele uwagi autor tu poświęca rozliczeniom z wojenną, zbrodniczą przeszłością i ustosunkowaniu się do niej przeciętnych Niemców. Ciekawie prezentuje sylwetki przedwojennych antyhitlerowskich emigrantów, a teraz reemigrantów triumfalnie, ze smutną satysfakcją przybyłych do ojczyzny. Z sympatią wypada też podkreślić, iż niemiecki autor, opisując tużpowojenne krzywdy, prześladowania swoich rodaków, wyraźnie wskazuje tego przyczynę – explicite wymienia niemieckie zbrodnie i ich rozmiar, czym tłumaczy (choć nie usprawiedliwia) późniejsze, niekontrolowane zachowanie alianckich żołnierzy. Jako swego rodzaju fenomen Jähner wskazuje fakt braku ruchu oporu w powojennych Niemczech – w rażącym przeciwieństwie do innych państw europejskich, które po klęskach w latach 1939-1941 znalazły się pod okupacją niemiecką. Osławiony Werwolf, którego tak się obawiali alianci, okazał się efemerydą i zakończył istnienie z dniem bezwarunkowej kapitulacji sił zbrojnych III Rzeszy. Autor również nadmienia, iż rozpoczęcie wkrótce zimnej wojny zmniejszyło niemiecką udrękę – ZSRR i mocarstwa zachodnie zaczęły bowiem w swoich strefach okupacyjnych zabiegać o pozyskiwanie sojuszników. Książkę wzbogaca interesująca dokumentacja fotograficzna.

Na zakończenie, żeby także coś pogrymasić, wskazuję oczywisty błąd edytorski na str. 94 w wierszu 7 od góry. Gęstość zaludnienia kraju podaje się w liczbie osób na kilometr kwadratowy, a nie na metr kwadratowy, jak tam napisano.

PS. Osoby zainteresowane tytułową tematyką mogą sięgnąć również po książki, których autorkami/autorami są:

§  Helene Plueschke, Esther von Schwerin, Ursula Pless-Damm – książka pt. „Wypędzone”,

§  Niclas Sennerteg – książka pt. „Zemsta Stalina 1944-1945”,

§  Keith Lowe – książka pt. „Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej”,

§  Bruno Sutkus – książka pt. „Snajper. Z frontu wschodniego na Syberię”

- opisane już wcześniej na blogu (recenzje do odszukania w katalogach). O sytuacji w radzieckiej strefie okupacyjnej i późniejszej NRD opowiada też Anne Applebaum w opracowaniu pt. „Za żelazną kurtyną. Ujarzmienie Europy Wschodniej 1944-1956”, również tu omówionym.

wtorek, 17 października 2023

„Frida. Wojna mojej nieznanej babki”. Autorka: Nina F. Grünfeld

 

Ale już osoby nieznanego dziadka, to - pomimo również intensywnych starań - nie udało się Pani Ninie ustalić…

Nina F. Grünfeld „Frida. Wojna mojej nieznanej babki”

Ośrodek KARTA, Warszawa 2022

Norweżka Nina F. Grünfeld (ur. 1966), znana głównie w swoim kraju (cyt. z okładki) „reżyserka, dokumentalistka, wykładowczyni, autorka filmów i książek”, napisała porywający reportaż biograficzno-historyczny. W zamieszczonych na końcu książki „Podziękowaniach” (str. 239 i 240) wyraziła wdzięczność instytucjom i osobom, które jej pomogły w pracach badawczych. Pomogły również finansowo, co umożliwiło autorce prowadzenie badań w dłuższym czasie i w kilku krajach. Wykaz wykorzystanych źródeł oraz obszerną bibliografię odnajdziemy na stronach 241-255. Na pasjonujące opracowanie składają się trzy, przemiennie prowadzone przez autorkę wątki narracyjne: dwa biograficzne (dotyczące jej babki i ojca) oraz bieżąca relacja z własnych poszukiwań reporterskich. Oprócz starannie odtwarzanych pochodzenia i losów rodziny Grünfeldów autorka także zwięźle przedstawia i komentuje sytuację społeczno-polityczną – w tamtych czasach ewoluującą ku złu, determinowaną zachodzącymi w Europie epokowymi, dramatycznymi wydarzeniami historycznymi. Przewodnim motywem napisania książki była chęć zbadania swoich korzeni „po mieczu”, czyli poznania dziejów przodków ojca oraz wczesnego dzieciństwa jego samego. Ich życie z racji żydowskiego pochodzenia obfitowało, zwłaszcza w latach II wojny światowej, w wiele tragicznych wydarzeń, które przed podjęciem prac badawczych były autorce mało znane. O swojej babce od strony ojca, tytułowej Fridzie Grünfeld (1908-1945) nie wiedziała nic. Ojciec autorki, Berthold Grünfeld (1932-2007), będący nieślubnym synem kobiety, która pozbyła się go wkrótce po urodzeniu, sam nie posiadał o matce wiedzy i nie mógł tu wiele pomóc (z czasem też zaangażował się w badania poszukiwawcze, lecz nie dożył ich końca).

Autorka jest bardzo szczera – nie ukrywa, nie skraca, ani nie relatywizuje informacji zdobytych nakładem tak wielu starań. Jej babcia okazała się być zamieszkałą na Słowacji węgierską prostytutką pochodzenia żydowskiego, i to raczej gorszego sortymentu pań tego zawodu. Mimo że była kobietą fizycznie atrakcyjną, klientów poszukiwała na ulicy, niekiedy zachowując się ordynarnie i agresywnie. Autorka nie odkryła u swojej tytułowej bohaterki żadnej pozytywnej cechy charakteru, co parokrotnie przyznaje używając wręcz sformułowania o postępowaniu godnym „rynsztoka”. Dla potwierdzenia m.in. cytuje dość obsceniczne fragmenty odnalezionych protokołów przesłuchań przez słowacką policję. Ostatecznie autorce udało się odtworzyć zarys całego życiorysu babci, tragicznie zakończonego w komorze gazowej hitlerowskiego obozu w Ravensbrück dnia 6 kwietnia 1945 r., na 24 dni przed wyzwoleniem go przez Armię Czerwoną.

Podobnie udało się autorce ustalić przebieg wczesnodziecięcych losów ojca, najpierw przygarniętego (po różnych perypetiach) na 7 lat przez katolicką rodzinę na Słowacji, potem niemal odebranego przez matkę, następnie „przeszmuglowanego” przez działaczy Urzędu Nansena do Norwegii (1939), a po jej zajęciu przez Niemców – do neutralnej Szwecji (1942). Po wojnie bardzo zdolny i pracowity Berthold Grünfeld zdobył wyższe wykształcenie medyczne. Zamieszkał i założył rodzinę w Norwegii, stając się tam znanym lekarzem psychiatrą i osobą zaangażowaną społecznie. Wzruszający jest opis jego spotkania po latach z przybranymi rodzicami w Bratysławie (1962), dokąd się udał z żoną w podróż poślubną. Uzyskane w 1969 r. po wieloletnich staraniach odszkodowanie od Republiki Federalnej Niemiec starczyło Bertholdowi na zakup nowego volkswagena garbusa.

Nina F. Grünfeld nie ograniczyła prac badawczych do osoby babki i ojca. Odtworzyła także losy licznych członków ich rodziny, niektórych wymordowanych podczas Holokaustu, innych porozrzucanych po całym świecie. Są to dzieje b. ciekawe i również przykuwają uwagę czytelnika. A ponieważ tychże osób było całkiem sporo, to – aby podczas czytania nie pogubić się who was who – proponuję trzymać zakładkę na stronach 228 i 229, gdzie widnieje drzewo genealogiczne rodziny. Autorka usiłowała też dociec, kto był jej biologicznym dziadkiem. Odnalazła nawet osobę blisko spokrewnioną z mężczyzną, który wg wiedzy autorki był (w odpowiednim czasie) kochankiem jej babki. Jednakże wykonane badania DNA ewentualność jego ojcostwa wykluczyły. Ciąża Fridy mogła więc być klasycznym w jej zawodzie „wypadkiem przy pracy”, którego sprawca („opiekun” albo klient) nigdy się nie dowiedział, że został ojcem przyszłego znanego lekarza i społecznika.

Ciekawy i obfitujący w zwroty akcji jest również reporterski wątek poszukiwań prowadzonych przez autorkę i osoby jej pomagające. Zanim udało się jej zrekonstruować cały babciny życiorys, dwa razy znalazła się na mylnym tropie. Doszło do tego z uwagi na dość pospolite w środowisku słowackich i węgierskich Żydów imię i nazwisko babki. Jeden z tych błędnych tropów wskazywał, iż babcia autorki przeżyła wojnę, wyszła za mąż za polskiego lekarza i zmarła w Belgradzie w 1993 r. Drugi wiódł do jej śmierci w hitlerowskim obozie zagłady już w 1942 r. (w Sobiborze). W obu tych przypadkach chodziło jednak o inną Fridę Grünfeld. Wszystkie reporterskie badania i rekonesanse są w książce ciekawie przedstawione. Autorka wymienia osoby zarówno jej przychylne i pomocne, jak i te rzucające przysłowiowe kłody pod nogi. Zresztą cała książka jest bardzo interesująca, chwilami trudno mi się było od niej oderwać. Niektóre fragmenty (głównie te dotyczące obscenicznego zachowywania się Fridy) można uznać za dozwolone tylko dla osób pełnoletnich. Inne, opisujące życie i śmierć w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, wymagają mocnych nerwów czytelnika.

poniedziałek, 9 października 2023

„Narzeczona Schulza. Apokryf”. Autorka: Agata Tuszyńska

 

Dziś historię polityczną odkładamy na bok, pozostawiając ją tylko w ponurym tle. Natomiast wkraczamy w dziedzinę historii literatury i sztuki. Nie będąc jej znawcą, czynię to rzadko i nader ostrożnie. Ale dziś, pod wpływem emocji, ostrożności się pozbywam.

Agata Tuszyńska „Narzeczona Schulza. Apokryf”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2015

Przyznaję, iż przed przeczytaniem tej cudownej książki niewiele wiedziałem o Brunonie Schulzu (a o jego narzeczonej wręcz nic). Ot, istniał taki przedwojenny, dopiero wybijający się, polski pisarz prozaik i artysta plastyk, pochodzenia żydowskiego. Mieszkał sobie w Drohobyczu, znany był m.in. z obscenicznych rysunków, które tworzył wyrażając nimi swe erotyczno-masochistyczne obsesje. Podczas okupacji hitlerowskiej wykonywał ścienne malowidła w domu zamieszkałym przez jakiegoś gestapowca czy esesmana (obiło mi się nawet o uszy, że to ścierwo wabiło się Landau). Wkrótce, podobnie jak tysiące innych Żydów galicyjskich i miliony europejskich, Bruno Schulz zginął zamordowany przez hitlerowców.

Szanowna Czytelniczko, Szanowny Czytelniku, czy wiesz dużo więcej? Pytania oczywiście nie zadaję ukierunkowanym znawcom literatury i sztuki, choć i ich książka p. Agaty Tuszyńskiej na pewno oczaruje (jeśli jej jeszcze nie przeczytali). Autorka zawarła w niej dwie opowieści biograficzne, z zaakcentowaniem sfery psychologiczno-emocjonalnej (bardzo) i erotycznej (trochę). Prowadzenie narracji dzieli ze swą tytułową bohaterką, Józefiną Szelińską (1905-1991), zwaną przez bliskich Juną. Druga tytułowa postać to oczywiście Bruno Schulz (1892-1942). Poznajemy drogi i dokonania życiowe ich obojga, także środowiska – te, w których wyrośli, i te, w których się później obracali. Na kartach książki odnajdujemy też zwięzłe omówienie twórczości Schulza oraz ilustracje niektórych jego dzieł plastycznych. Bruno i Juna to Polacy pochodzenia żydowskiego. On z czasem odstąpił od religii mojżeszowej i nawet formalnie wypisał się z gminy wyznaniowej. Ona była w drugim pokoleniu chrześcijanką (jej rodzice dokonali konwersji na katolicyzm). Oboje wykształceni. Juna nawet z doktoratem (1929) i magisterium – kolejność niepomylona, cyt., str. 29: Ten doktorat znaczył w tamtejszym systemie nauki tyle co absolutorium. Magisterium na temat psychologicznego aspektu czynu romantycznego zrobiłam nieco później. Bruno zaś z nieukończonymi studiami politechnicznymi i rozpoczętymi artystycznymi. Fizycznie bardzo się różnili, wręcz nie pasowali do siebie. On to niziutki, słaby, niczym niewyróżniający się chuderlak o mocno przeciętnej fizjonomii, z odstającymi uszami. Juna natomiast była piękną, dorodną, silną fizycznie, wysoką, zgrabną kobietą. Jeśli ktoś ma tu wątpliwości, to rozwieje je całostronicowa fotografia Juny, zamieszczona zaraz na początku książki. Zdjęcie Brunona znajduje się na str. 51. Fotografie wykonano na początku ich związku narzeczeńskiego, istniejącego w latach 1933-1937, niezwieńczonego jednak zawarciem małżeństwa. Z winy jego, aby nie było tu wątpliwości. Po poznaniu historii ich znajomości nawet męski szowinista nie doszukiwałby się winy po stronie kobiecej.

Bruno Schulz jawił się jako mężczyzna delikatny, pedantyczny, subtelny, bardzo empatyczny, wrażliwy na ludzką krzywdę, często angażujący się w pomaganie innym. Ale pokochać kobietę (piszę o prawdziwym uczuciu) niepotrafiący! Potrzebował partnerki życiowo zaradnej, opiekuńczej, przy tym inteligentnej, elokwentnej i atrakcyjnej (reprezentacyjnej), w towarzystwie której mógłby się pokazywać w środowisku artystów. Miłością darzył tylko swoje utwory literackie i dzieła sztuki (obrazy, grafiki), cały czas marząc o wielkiej sławie. I w końcu ją pośmiertnie osiągnął po wojnie, jednak chyba bardziej za granicą niż w Polsce. Kobiety traktował instrumentalnie – te z wyższych sfer pomagały mu w robieniu kariery pisarskiej (Zofia Nałkowska), te ze sfer średnich (m.in. Juna) były jego kochankami, przyjaciółkami, korespondencyjnymi powiernicami, a te z najniższych (tanie uliczne prostytutki) zaspokajały jego skrajnie masochistyczne potrzeby erotyczne. Tym ostatnim paniom zwykł najpierw wręczać karteczkę z „instrukcją obsługi” – jak mają z nim postępować, tj. bić i poniżać go. Wspominam o tym jedynie dlatego, iż akurat takowa „scenka” stała się powodem definitywnego rozstania się narzeczonych – Juna przypadkowo zaobserwowała ją na ulicy Chmielnej w Warszawie. Po tragedii Września 1939 Bruno Schulz pozostał w Drohobyczu. Oportunistycznie, nieco nawet konformistycznie zabiegał o przetrwanie swoje i najbliższej rodziny. Pod pierwszą, radziecką okupacją jakoś mu się to jeszcze udawało, głównie dzięki posiadanemu talentowi plastycznemu. Ale po wkroczeniu hitlerowców jego dni stały się już policzone. Autorka ciekawie, ze zrozumieniem i empatią opisuje wojenne i okupacyjne perypetie Brunona Schulza, zakończone tragicznie.

Józefina Szelińska kochała Brunona Schulza do szaleństwa. Owszem, na pewno przy okazji marzyła o wielkiej sławie swojego narzeczonego i przyszłego męża, widząc siebie u jego boku. Pragnęła się też wyrwać z galicyjskiej prowincji do Warszawy lub przynajmniej do Lwowa. Ale Brunona naprawdę bardzo kochała, jej uczucie nie było podszyte wyrachowaniem. Namiętności towarzyszyła tkliwość i duża opiekuńczość wobec nieporadnego życiowo artysty. Zapewne nie przeszkadzały jej też jego specyficzne upodobania erotyczne, jeśli tylko nie realizował ich również z innymi kobietami. I w końcu Junie udało się zamieszkać w Warszawie. Zrezygnowała z posady prowincjonalnej nauczycielki, a dzięki protekcji ustosunkowanego kolegi Brunona uzyskała zatrudnienie w charakterze warszawskiej urzędniczki. Spodziewała się też obiecanego przyjazdu Brunona do stolicy – tu przecież również mógłby tworzyć swoje dzieła, mając przy okazji poparcie znajomych artystów, wśród których był lubiany i doceniany. Owszem przyjeżdżał, ale tylko w odwiedziny. Czynił też anemiczne, chyba specjalnie bezowocne starania o zawarcie ślubu cywilnego – tylko taki był możliwy pomiędzy nim (już wtedy bezwyznaniowcem) a Juną katoliczką. W przedwojennej Polsce prawo dopuszczało możliwość zawarcia ślubu cywilnego jedynie na terenie byłego zaboru pruskiego, a i to pod warunkiem zamieszkiwania tam, potwierdzonego dłuższym czasem zameldowania. Podczas ostatniej bytności narzeczonego w Warszawie Juna przypadkowo ujrzała go płaszczącego się przed dwiema ulicznymi k…ami. To już stało się dla niej nie do wytrzymania. Podjęła decyzję o rozstaniu, nie informując Brunona o przyczynie (nigdy się nie dowiedział, że go wtedy widziała na ulicy). Swoją decyzję odchorowała, okupiła dłuższą depresją psychiczną. Wojnę i okupację przeżyła, tracąc w Holokauście rodziców, sama ledwo uchodząc z życiem. Od 1945 r. mieszkała i pracowała w Gdańsku. Autorka bardzo interesująco opisuje jej pogmatwane, wojenne i powojenne losy, aż do samobójczej śmierci w wieku 86 lat.

Bruno Schulz ponownie pojawił się w życiu Józefiny Szelińskiej, gdy „odkryło” go powojenne, młodsze pokolenie twórców, znawców literatury i sztuki, pragnąc przybliżyć społeczeństwu ów niesłusznie zapomniany talent. Odpowiedziała na anons prasowy, którego nadawca poprosił o kontakt osoby mogące posiadać wiedzę o życiu Brunona Schulza i ewentualnie jakieś pamiątki po nim (listy, obrazy, rysunki etc.). Z Jerzym Ficowskim, on to bowiem był nadawcą, utrzymywała później długoletni kontakt korespondencyjny, wymieniając się informacjami o prywatnym życiu Brunona. Dzięki nim utwierdziła się w przekonaniu, że jej nie kochał, że tylko był (do czasu) jej nieszczerym przyjacielem i partnerem. A ja od siebie emocjonalnie dodam, iż Bruno Schulz okazał się tej przecudownej Juny absolutnie niewart!

PS.1. Podtytuł „Apokryf” oznacza, że p. Agata Tuszyńska puściła nieco wodze wyobraźni, ale jednak w ciasnym gorsecie licznych materiałów źródłowych wymienionych na str. 319 i 320. Uczyniła to z właściwym sobie talentem oraz znajomością natury i duszy kobiecej. Duszy Juny – chyba pokrewnej jej samej.

PS.2. Mnóstwo informacji o autorce książki, jej obojgu tytułowych bohaterach, jak również o p. Jerzym Ficowskim, można znaleźć w Internecie. Wszyscy czworo figurują m.in. w Wikipedii.

piątek, 29 września 2023

„Obłęd Europy. Historie alternatywne XX wieku”. Autor: Kuba Benedyczak (prowadzi dyskusję)

 

Dziś również analitycznie i „przekrojowo”. Ale wychodzimy już poza polskie opłotki i ogarniamy cały kontynent.

Kuba Benedyczak [rozmawia] „Obłęd Europy. Historie alternatywne XX wieku”

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2022

W kwestii formalnej: obłęd nie tylko Europy. W książce przeczytamy również o „obłędnych” decyzjach amerykańskich. Ale ad rem. Polski redaktor ekspert doktor Kuba Benedyczak i specjaliści zagraniczni (historycy, politolodzy, ekonomiści etc.) omawiają możliwe alternatywne rozwoje procesów historycznych, gdyby w relatywnie niedawnej przeszłości nie doszło do znanych wydarzeń, albo gdyby nie pojawiły się jednostki tworzące historię siłą swej osobowości. Lekturę przyjmijmy w konwencji dobrej, intelektualnej rozrywki, z domieszką przestrogi i nauki na przyszłość. Książka (m.in. ze względu na nieduży format i tylko 312 stron) nada się np. na dłuższą podróż, ew. wyjazdowy weekendowy wypoczynek, gdy pogoda zawiedzie. I oczywiście jest to lektura raczej dla już „historycznie zaawansowanych” – eksperci rozprawiają o sprawach sobie wzajemnie znanych, używają skrótów myślowych, a więc i czytelnik powinien się orientować, o kim i o czym oni mówią. Spektrum dyskusji i dyskutantów dr. Kuby Benedyczaka jest spore – rozdziałów mamy jedenaście, tyluż rozmówców, zaś tematów nieco więcej (niektóre dyskusje przekształcają się w kilkuwątkowe). Streszczać ich wszystkich nie zamierzam, w telegraficznym niejako skrócie (gwoli zachęty czytelniczej) tylko poinformuję, co panowie przedyskutowali i do jakich wniosków dochodzili. Podkreślam, iż tylko niektórych ich argumentów i ustaleń można się było domyśleć. Większość to wynik ich eksperckiej znajomości faktów historycznych oraz wiedzy o ustrojach politycznych i towarzyszących mechanizmach rozwoju społeczno-ekonomicznego. A zatem:

§  Pierwsza wojna światowa bynajmniej nie musiała wybuchnąć, a gdy już się to stało, jej przebieg, wynik i następstwa też mogły być inne niż je znamy z podręczników historii. Do niektórych przełomowych wydarzeń z lat 1914-1918 mogło przecież nie dojść.

§  Osobowości Lenina, Stalina i Hitlera bezsprzecznie miały olbrzymi wpływ na bieg dziejów. Ich ew. dublerzy nie poważyliby się na podjęcie znanych z historii działań przesądzających o losie państw i narodów. Także gdyby F. D. Roosevelt nie został prezydentem USA, druga wojna światowa miałaby inny przebieg.

§  Trzecia wojna światowa mogła wybuchnąć! Rozmówcy to uprawdopodobnili, chociaż nie użyli narzucającego mi się podczas lektury „kowbojskiego” porównania. Parę razy podczas zimnowojennych kryzysów USA i ZSRR stawały naprzeciw siebie niczym dwaj westernowi, mierzący się wzrokiem rewolwerowcy. Każdy już z dłonią na rękojeści swojego colta, pragnący koniecznie wyprzedzić ruch przeciwnika.

§  Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich bynajmniej nie musiał się rozlecieć. Dyskutanci omawiają przyczyny jego upadku, jednocześnie wskazując możliwe, realne warianty dalszego istnienia tego państwa i jego rozwoju, np. wg wariantu ewolucji Chińskiej Republiki Ludowej, formalnie dziś nadal komunistycznej. Inny też wtedy mógł być przebieg wydarzeń politycznych w Europie środkowej.

§  Radziecka interwencja w Afganistanie w latach 1979-1989 uruchomiła cały łańcuch późniejszych ważnych wydarzeń. Gdyby jej nie było, to nie powstałaby Al-Kaida, a więc nie doszłoby do pamiętnego ataku na USA dnia 11 września 2001 r. W odwecie nie mielibyśmy amerykańskiej pacyfikacji Afganistanu, później też wojny w Iraku, obalania reżimów bliskowschodnich etc. Dyktatorskie reżimy arabskie potrafiły skutecznie uszczelniać swoje granice, nie doszłoby zatem do współczesnego exodusu ludności afrykańskiej i azjatyckiej do Europy (a przynajmniej nie na obserwowaną dziś skalę).

Reasumując, polecam tę bardzo interesującą lekturę o tematyce historycznej, z dużą domieszką rozważań ogólnopolitycznych. Książkę czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Pan Kuba Benedyczak nie stroni od kolokwializmów (parę razy użył nawet takich wulgarnych - mnie to nie uraziło).

poniedziałek, 18 września 2023

„Chwile przełomu. 25 wydarzeń, które zmieniły dzieje Polski”. Autorzy: członkowie zespołu pod kierownictwem Kamila Janickiego

 

Dziś jeszcze bardziej „przekrojowo”. Całą ponadtysiącletnią historię Polski analizujemy przez pryzmat wydarzeń „na miarę epoki”.

Kamil Janicki [kier. zesp.] „Chwile przełomu. 25 wydarzeń, które zmieniły dzieje Polski”

Wydawca Bellona, Warszawa 2021

Zgodnie z liczbą podaną w tytule, na książkę składa się 25 krótkich, co najwyżej kilkunastostronicowych esejów historycznych, których odrębnymi autorami są: Kamil Janicki (zarazem kierownik zespołu redakcyjnego), Dariusz Kaliński, Rafał Kowalczyk, Piotr Kroll, Michael Morys-Twarowski, Sebastian Pawlina, Maciej A. Pieńkowski, Agata Sosnowska i Paweł Stachnik. O każdym członku zespołu znajdziemy zwięzłą notkę informacyjną na końcowych stronach 347-349.

Na ponad 300 stronach książki autorzy prowadzą nas przez stulecia historii Polski – od czasów przedpiastowskich aż po upadek komunizmu w 1989 roku. W naszych dziejach wyodrębnili wydarzenia „na miarę epoki”, które spowodowały dalszy, właśnie taki a nie inny, bieg historii. Nie ograniczyli się do ich opisów, ale również przeanalizowali przyczyny oraz możliwe wersje alternatywne. Niekiedy także przywoływali odmienne opinie wyrażane w polskiej historiografii. W zakończeniu każdego z 25 rozdziałów zamieścili wykaz publikacji szerzej traktujących o konkretnym problemie („Dowiedz się więcej”). Wymieniać wszystkich tych 25 tematów nie będę. Gwoli zaciekawienia podam tylko, iż autorzy wzięli na warsztat m.in.:

§  problemy sukcesji dynastycznej Piastów, Jagiellonów i Wazów,

§  przyczyny upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej – zarówno te bezpośrednie, skutkujące trzema rozbiorami, jak i pośrednie, dużo wcześniejsze, bardzo osłabiające państwo,

§  „polską” politykę Napoleona i jej wpływ również na przemiany społeczno-ekonomiczne w Księstwie Warszawskim, a następnie utrzymane w Królestwie Kongresowym,

§  wojnę polsko-bolszewicką lat 1919 i 1920, w tym przełomowe znaczenie zwycięskiej bitwy warszawskiej,

§  katastrofę Września 1939, przyczyny polityczne i militarne, możliwe scenariusze alternatywne,

§  wpływ geopolityki zachodnich aliantów na słabnącą pozycję Polski w latach II wojny światowej (od partnera do uciążliwego petenta),

§  instalację, rozwój i upadek komunizmu w Polsce i Europie środkowo-wschodniej.

Skrótowe potraktowanie tak wielu tematów mogłoby sugerować, że to jakiś „kurs podstawowy” – historia Polski „dla początkujących”. Tak absolutnie nie jest. Autorzy bowiem uzupełniają treść esejów o nieraz nieznane szczególiki, własne przemyślenia, zastanawiają się nad przyczynami tytułowych 25 wydarzeń, jak też nad skutkami możliwych ich wersji alternatywnych. Wszystko to powoduje, że lektura proponowanej dziś książki okazuje się bardzo interesująca, pasująca w sam raz np. na dłuższą podróż, urlop, czy na weekend, gdy zawiedzie pogoda. Ponadto różnorodność tematyki powoduje, iż nie ma potrzeby czytania rozdziałów po kolei. Możemy, korzystając ze spisu treści znajdującego się na początku książki, zacząć od tematów najbardziej nas interesujących. Osobiście najpierw przeczytałem po kolei rozdziały 19-25, a następnie 18-1 (czyli lekturę całej książki zakończyłem na rozdziale 1).