czwartek, 27 lipca 2023

„13 dni, które zmieniły Polskę. Gra o powstanie ’44”. Autorzy: Kazimierz Kunicki, Tomasz Ławecki

 

Dziś również o lekturze „okolicznościowej” – proponowanej ze względu na przypadającą w tych dniach 79-tą rocznicę opisywanych wydarzeń. Tak się przedstawiał obraz zagmatwanej sytuacji politycznej i militarnej w ostatniej dekadzie lipca 1944 r., tuż przed wybuchem powstania warszawskiego.

Kazimierz Kunicki, Tomasz Ławecki „13 dni, które zmieniły Polskę. Gra o powstanie ’44”

Wydawca Bellona, Warszawa 2021

Autorzy napisali interesujący, poczytny esej historyczny, odnoszący się do sytuacji polityczno-militarnej w krótkim przedziale czasowym trzynastu dni: od zamachu na Hitlera (20 lipca 1944 r.) do wybuchu powstania warszawskiego (1 sierpnia 1944 r.). Poza datę końcową wyszli tylko w rozdziale 11, omawiając przebieg i rezultaty (a raczej ich brak) wizyty premiera Mikołajczyka w Moskwie w pierwszej dekadzie sierpnia, oraz w Epilogu, gdzie naszkicowali powojenne losy postaci historycznych występujących w książce. Przedstawili rzeczywisty oraz alternatywnie możliwy, hipotetyczny wpływ wydarzeń 20 lipca na dalszy przebieg wojny na ziemiach polskich, w tym głównie na powstanie warszawskie. Udany zamach i powiązane z nim przejęcie władzy przez zorganizowanych wojskowych i cywilnych spiskowców spowodowałyby kapitulację Niemiec na froncie zachodnim i przerzucenie ich dużych jeszcze sił na front wschodni. W tym wariancie zapewne nie byłoby mowy o stłumieniu powstania warszawskiego, wywołanego przez Polskie Państwo Podziemne mające swój konstytucyjny rząd w Londynie. Niewykluczone zresztą, iż w ogóle nie doszłoby wtedy do powstania. Kapitulujące na zachodzie Niemcy posthitlerowskie od razu uwolniłyby nasz kraj od swojej okupacji (pytanie tylko, w jakich granicach). Tak się jednak nie stało – zamach na Hitlera nie powiódł się, a ocalały, wzmacniany pobudzającymi środkami farmakologicznymi Führer wpadł w szał wyładowany w formie krwawej zemsty nie tylko na środowisku spiskowców. Na wieść o wybuchu powstania warszawskiego postanowił zniszczyć miasto wraz z mieszkańcami, powierzając wykonanie zadania Wehrmachtowi i Waffen SS.

Autorzy książki starają się dowieść, że informacja o zamachu na Hitlera była jedną z kilku najważniejszych przyczyn podjęcia decyzji o dacie wybuchu powstania warszawskiego. W ostatniej dekadzie lipca w Warszawie jeszcze nie wiedziano, jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń politycznych – czy i ewentualnie jak dalece dojdzie do destabilizacji sytuacji wewnętrznej III Rzeszy (ciągle możliwej mimo nieudanego zamachu na życie jej Führera). M.in. brano pod uwagę różne optymistyczne scenariusze, w tym nawet powtórkę jesieni 1918 r., kiedy to Niemcy utracili ochotę do walki i dawali się Polakom rozbrajać. Czas natomiast naglił! Armia Czerwona przekroczyła Bug i na wyzwolonym od Niemców obszarze zainstalowała PKWN oraz jego terenowe agendy. Oddziały Armii Krajowej rozbrajano, żołnierzy odmawiających wstąpienia do armii gen. Berlinga aresztowano i wywożono na Syberię. Podobnie postępowano z ujawniającymi się przedstawicielami polskiej administracji cywilnej. Tytułowe 13 dni to zatem również opis wydarzeń (dzień po dniu) zachodzących wówczas w Warszawie, Moskwie, Londynie i Wilczym Szańcu Hitlera, w ścisłym powiązaniu z przebiegiem kampanii na froncie wschodnim. Czyli obraz dyplomacji oraz działań militarnych. Autorzy przy tym objaśniają motywy postępowania polityków i dowódców wojskowych, decydujących o przebiegu wydarzeń znanym nam z historii. Odnośnie niektórych osób pokusili się też o przedstawienie ich charakterów i zarysów biografii. W opracowaniu powoływali się m.in. na wydane wspomnienia świadków epoki, w tym Witolda Babińskiego, Adama Ronikiera i Zbigniewa Siemaszko. Opisy interesujących książek ww. autorów znajdziecie Państwo na tym blogu, można je odszukać w katalogu autorskim alfabetycznym lub tematycznym 2.

PS. W tekście posiadanego egzemplarza dziś tu omawianej książki stwierdziłem trzy poważne nieścisłości merytoryczne.  1/. Na str. 33 jest mowa o rozkazie Stalina zamordowania w Katyniu (i in. miejscach kaźni), cyt. „(…) grubo ponad 420 tys. mundurowych – żołnierzy (w tym ponad 10 tys. oficerów), policjantów, a nawet polskich kolejarzy.”. Nie kwestionując ogromu stalinowskich zbrodni, liczba 420 tys. wydaje się – w kontekście przywołanych grup osób i wydarzeń 1940 r. – co najmniej dziesięciokrotnie zawyżona.  2/. Na str. 76 autorzy, odnosząc się do dalszej historii, określają bitwę pod Borodino w 1812 r. jako rosyjskie (cyt.) „spektakularne zwycięstwo, odwracające losy wojny”. W rzeczywistości była to bitwa krwawa lecz nierozstrzygnięta, bez decydującego zwycięstwa żadnej ze stron. Rosjanie wycofali się po niej dalej na wschód i nie przeszkodzili Napoleonowi w zajęciu Moskwy.  3/. Na str. 85 zauważyłem błędną informację, jakoby Konstantemu Rokossowskiemu, represjonowanemu w latach stalinowskiego Wielkiego Terroru, wybito podczas śledztwa oko. Z innych publikacji, w tym o charakterze bezspornie naukowym, dowiedziałem się o szczegółach ciężkich tortur fizycznych i psychicznych, jakim poddawano wówczas Rokossowskiego, ale o tym, że na wolność wyszedł już jako człowiek bez jednego oka, tam się nie doczytałem. M.in. nic o tym nie wspominają tacy uznani historycy, jak profesorowie śp. Paweł Wieczorkiewicz (znawca tematu represji stalinowskich wobec dowódców Armii Czerwonej w latach1937-1939) oraz Nikołaj Iwanow (ekspert w zakresie znajomości działań Kremla wobec Polski i „radzieckich” Polaków). O takim „okulistycznym” kalectwie Rokossowskiego milczą również historycy opisujący go jako marszałka Polski, ministra obrony narodowej i wicepremiera rządu PRL do przełomu październikowego w 1956 r.

wtorek, 18 lipca 2023

„ZSRR wobec ukraińsko-polskiego konfliktu narodowościowego na Ukrainie Zachodniej w latach 1939-1947”. Autor: Ihor Iliuszyn

 

Dziś proponuję kolejną lekturę okolicznościową, w związku z przypadającą w tym miesiącu 80-tą rocznicą apogeum zbrodni ludobójstwa Polaków na Wołyniu. Książkę jakże jednak inną niż omówiona tu poprzednim razem! Choć obydwie wyszły spod pióra (pardon: z klawiatury komputera) historyka narodowości ukraińskiej.

Ihor Iliuszyn „ZSRR wobec ukraińsko-polskiego konfliktu narodowościowego na Ukrainie Zachodniej w latach 1939-1947”

Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2017

Ukraiński historyk podjął kontrowersyjny temat wpływu polityki ZSRR na relacje polsko-ukraińskie podczas II wojny światowej i w latach tużpowojennych. Odrębnie przeanalizował trzy okresy: 1) od 17 września 1939 r. do napaści Niemiec na Związek Radziecki, 2) lata okupacji niemieckiej, 3) ostatnie kilkanaście miesięcy wojny plus dwa lata powojenne. Do kwestii polskich starał się odnosić ze zrozumieniem i pewnym współczuciem. W części pierwszej (wrzesień 1939 – czerwiec 1941) podkreślił tragedię, jaka spotkała naród i państwo polskie, dość dokładnie opisał nieudolne próby tworzenia konspiracji ZWZ na obszarze zajętym przez ZSRR, szybko spenetrowanej przez NKWD. Wskazał na ówczesną ukrainizację życia publicznego, rugowanie Polaków z pracy w administracji, sądownictwie i szkolnictwie. Pisząc o ich aresztowaniach oraz wywózkach na Syberię zaznaczył, że podobne represje objęły również tych Ukraińców, którzy zostali uznani przez władzę radziecką za element niepożądany. Generalnie, zdaniem autora, w tym pierwszym okresie radzieckich rządów doszło do zaognienia i tak już nienajlepszych relacji pomiędzy ludnością polską a ukraińską. Nadmienił, że społeczność polska została wtedy pozbawiona znacznej części elit, poddanych represjom ze strony NKWD. W części drugiej (czerwiec 1941 - wiosna/lato 1944) autor podkreślił znaczenie polityki międzynarodowej oraz roli partyzantki radzieckiej, jaką odgrywała na zachodnim Wołyniu i w Galicji Wschodniej (inaczej niż na Białorusi). Członkostwo Polski i ZSRR w koalicji antyhitlerowskiej, w tym formalny sojusz polsko-radziecki obowiązujący od lipca 1941 r. do kwietnia 1943 r., w oczach Ukraińców ustawiły Polaków na pozycji wroga, ponieważ zachodnioukraińscy nacjonaliści orientowali się w tamtym czasie na współpracę z Niemcami toczącymi z ZSRR bezpardonową wojnę na wyniszczenie. Zaś partyzanci radzieccy pomoc logistyczną uzyskiwali przede wszystkim we wsiach polskich, co – zdaniem autora – dodatkowo wzmogło wzrost nastrojów antypolskich wśród społeczności ukraińskiej. Odnosząc się do bolesnego zagadnienia mordowania polskiej ludności cywilnej, autor stwierdza (cyt., str. 134): „Jestem zdania, że odpowiedzialność za podjęcie decyzji o zamordowaniu kilkudziesięciu tysięcy cywilnych Polaków, w tym starców, kobiet i dzieci, w myśl zasady odpowiedzialności zbiorowej, w pierwszej kolejności ponosi kierownictwo banderowskie.”. Jak więc widać, Ihor Iliuszyn - po pierwsze zaniża liczbę polskich ofiar, po drugie zaś ich zaistnienie składa na karb „odpowiedzialności zbiorowej” za współpracę Polaków z partyzantami radzieckimi i (niezależnie) z okupacyjną administracją niemiecką. „Zapomina” o programowym, doktrynalnym charakterze działalności struktur zorganizowanego nacjonalizmu ukraińskiego, opartego na zbrodniczej ideologii (szczegółowo rozpracowanych przez dr. hab. Wiktora Poliszczuka, vide poprzedni tu mój wpis). Poza tym myli skutek z przyczyną – Polacy faktycznie uciekali się do współpracy z partyzantami radzieckimi, tworzyli oddziały polsko-radzieckie, zabiegali też o pomoc niemiecką – właśnie z powodu mordów popełnianych przez banderowców! Ratując życie nie mieli innego wyjścia, na naszą Armię Krajową nie mogli bowiem niestety liczyć. Odnosząc się natomiast do spekulacji niektórych historyków, autor zaprzecza, jakoby strona radziecka świadomie inicjowała w tamtym czasie konflikt ukraińsko-polski. W części trzeciej (jesień 1944 - 1947) Ihor Iliuszyn podnosi kwestię wymiany ludności pomiędzy Polską a USRR, opisuje napotykane z tym problemy, akcentuje też sprawę polskiej zemsty – m.in. początkowo liczne członkostwo Polaków w tzw. istriebitielnych batalionach (utworzonych przez NKWD), zwalczających nacjonalistów ukraińskich. Równoległe opisuje rozprawienie się ZSRR ze strukturami Armii Krajowej i delegatury polskiego rządu emigracyjnego. Natomiast odnosząc się do sytuacji na powojennych ziemiach polskich autor stwierdza, iż podjęcie w 1947 r. akcji „Wisła” było decyzją suwerenną, nienarzuconą, na którą jednak kierownictwo Polski musiało uzyskać zgodę Związku Radzieckiego. Operację „Wisła” ocenia krytycznie, uznając ją za główną przyczynę postępującej później denacjonalizacji mniejszości ukraińskiej w Polsce.

Reasumując, polecam tę interesującą książkę, dającą przykład podejścia historiografii ukraińskiej do trudnej przeszłości stosunków pomiędzy dwoma sąsiednimi narodami, obarczonych podczas II wojny światowej wpływem polityki ZSRR i Niemiec hitlerowskich.

PS.1. Wiktor Poliszczuk, autor książki poprzednio tu omówionej, kilkakrotnie odniósł się w niej krytycznie wobec poglądów już wcześniej wyrażanych przez Ihora Iliuszyna. Nazwał go (cyt.) „ukraińskim nacjonalistycznym historykiem” twierdzącym (cyt. za W. Poliszczukiem), że „…obecnie celem historiografii ukraińskiej, jak i polskiej, nie powinno być udowadnianie przestępczości ideologii i praktyki OUN-UPA, a takie właśnie zadanie od samego początku postawił przed sobą Wiktor Poliszczuk…”.

PS.2. Tematyka relacji polsko-ukraińskich już kilka razy gościła na moim blogu (i zapewne w przyszłości też się jeszcze pojawi). Z wcześniej proponowanych tu publikacji proponuję odszukać w odpowiednim katalogu recenzję pasjonującej, a dziś pasującej okolicznościowo, książki Piotra Zychowicza pt. „Wołyń zdradzony czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA”.

sobota, 8 lipca 2023

„Gorzka prawda. Cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa”. Autor: Wiktor Poliszczuk

 

Dziś proponuję lekturę okolicznościową. Za trzy dni przypada 80-ta rocznica apogeum masowych, zorganizowanych mordów na ludności polskiej Wołynia.

Wiktor Poliszczuk „Gorzka prawda. Cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa”

Wiktor Poliszczuk, Ph.D.,1490 Prince John Circle, Oakville, ON., L6J 687, Canada, Toronto 2004

Ani na kartach książki, ani na żółtej okładce nie znalazłem informacji o przedsiębiorcy zajmującym się dystrybucją tej książki w Polsce. W innym formacie (różniący się wygląd okładki, 50 stron więcej) wydało ją w 2006 r. w naszym kraju Wydawnictwo ANTYK Marcin Dybowski (do odszukania w Internecie). Natomiast ten mój kanadyjski (?) egzemplarz nabyłem jakiś czas temu w polskiej księgarni internetowej i …odłożyłem na półkę. Teraz po niego sięgnąłem w związku z przypadającą w lipcu br. 80-tą rocznicą apogeum zorganizowanych, masowych mordów ludności polskiej na Wołyniu.

Najpierw jednak o autorze. Wiktor Poliszczuk (1925-2008) to pół-Ukrainiec (po ojcu), pół-Polak (po matce), sam określający się jako Ukrainiec. Urodzony w Dubnie na Wołyniu. W 1940 r. ojca zamordowało mu NKWD, a jego wraz z matką i dwiema siostrami zesłano do Kazachstanu. W 1946 r., powołując się na polskie pochodzenie matki, repatriowali się do Polski i zamieszkali na Dolnym Śląsku. Wiktor Poliszczuk ukończył w Legnicy liceum pedagogiczne, potem studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim. Krótko był zatrudniony w prokuraturze (skierowany tam celem wywiązania się z ówczesnego 3-letniego nakazu pracy po studiach), a następnie pracował w charakterze radcy prawnego i adwokata. W 1981 r., mając już 56 lat, wyemigrował wraz z żoną i dziećmi do Kanady, gdzie – stykając się z liczną diasporą ukraińską – podjął badania naukowe nad istotą (genezą, ideologią, działalnością) zorganizowanego nacjonalizmu ukraińskiego. Związki z Polską cały czas utrzymywał, polskie obywatelstwo zachował. W 1994 r., mając 69 lat, na Uniwersytecie Wrocławskim obronił pracę doktorską pt. „Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego wg Dmytra Doncowa”. W 2002 r., w wieku 77 lat, na Uniwersytecie Śląskim uzyskał stopień doktora habilitowanego na podstawie ogólnego dorobku naukowego oraz rozprawy habilitacyjnej pt. „Dowody zbrodni OUN i UPA”. W książce znajduje się jedna z ówczesnych recenzji profesorskich w tym przewodzie habilitacyjnym, zawierająca omówienie treści rozprawy habilitacyjnej Wiktora Poliszczuka i jego wcześniejszych opracowań naukowych. Dnia 3 lipca 2003 r. dr hab. Wiktor Poliszczuk wygłosił na Uniwersytecie Jagiellońskim długi, prowokacyjny (jak sam go określił) referat pt. „Rocznica mordów wołyńskich: stan nauki polskiej” (pełna treść w książce). Pod tekstem zamieścił uwagę (cyt.): „Na ten referat nauka polska nie zareagowała. Wnioski z tego niech wyprowadza sam Czytelnik: polscy historycy nie potrafią obalać moich twierdzeń, czy też boją się podjąć ze mną polemikę naukową?”.

Do 2004 r. Wiktor Poliszczuk (wg informacji na okładce) był już autorem ponad 20-tu publikacji książkowych oraz ponad 250-ciu artykułów prasowych, głównie nt. ideologii i działalności struktur zorganizowanego nacjonalizmu ukraińskiego. Dziś tu omawianej publikacji nie należy mylić z inną jego książką, też mającą w tytule „Gorzką prawdę”, wydaną w 1995 r. i również poświęconą owej tematyce. Inspiracją do napisania nowej książki stały się dla autora obchody w 2003 r. 60-tej rocznicy mordów ludności polskiej na Wołyniu. Bardzo krytycznie odniósł się do okolicznościowych publikacji oraz wypowiedzi ukraińskich i polskich historyków, politologów, dziennikarzy i polityków. Polemizując z nimi starał się dowieść niżej wymienionych tez.

·       Nie ma i nigdy nie było konfliktu narodowościowego polsko-ukraińskiego. W wiekach wcześniejszych konflikty między mieszkańcami ziem ukrainnych miewały charakter klasowy i religijny, ale nie narodowościowy. Bywało, iż Polacy i Ukraińcy opowiadali się w nich po tej samej stronie. Natomiast dwudziestowieczny zorganizowany, integralny nacjonalizm ukraiński nie reprezentował całego narodu, lecz jego zdecydowaną mniejszość. Był samozwańczym ruchem politycznym, dążącym do utworzenia państwa typu faszystowskiego. Oprócz mordów na ludności polskiej spowodował zgładzenie w latach 1941-1950 co najmniej 80 tys. cywilnej ludności ukraińskiej!

·       Masowe i okrutne mordy na ludności polskiej Wołynia i Galicji w latach 1943 i 1944 miały charakter doktrynalny, metodyczny i planowy. Struktury OUN Bandery dokonywały ich w sposób skoordynowany, z wyprzedzeniem ustalając daty i miejscowości. Niektórzy historycy ukraińscy (wymienieni w książce) usiłują zafałszować ten obraz twierdzeniem, iż mordów spontanicznie i żywiołowo dopuszczało się ukraińskie ciemne chłopstwo, mszczące się za krzywdy doznane od Polaków.

·       Nacjonaliści ukraińscy wymordowali na Wołyniu i w Galicji ogółem nie mniej niż 120 tys. cywilnej ludności polskiej. Natomiast liczba „odwetowych” tam ofiar padłych z rąk polskich wynosi tylko ok. 2 tys. cywilnej ludności ukraińskiej. Podawane przez ukraińskich i polskich (!) historyków liczby wyższe są nieprawdziwe, odnoszą się bowiem do uzbrojonych banderowców zabitych w walce (w obronie lub podczas akcji pacyfikacyjnej), a takich przecież nie można określić mianem niewinnych, cywilnych ofiar.

·       Nonsensem jest przypisywanie wywiadowi niemieckiemu lub radzieckiemu inspirowania banderowców do mordowania ludności polskiej. Niemcy w przełomowym dla nich 1943 r. pragnęli zachować spokój na terenach okupowanych i bez przeszkód pobierać kontyngenty żywnościowe z wsi ukraińskich i polskich. Partyzanci radzieccy zaś wykorzystywali polskie wioski w celach zaopatrzenia, a po rozpoczęciu przez banderowców akcji ludobójczej udzielali Polakom ochrony. Poza tym na Wołyniu działały „mieszane” oddziały partyzanckie polsko-radzieckie (podporządkowane ZSRR), również starające się ochraniać polską ludność cywilną. Oddziały naszej Armii Krajowej pojawiły się tam dopiero w końcu 1943 r., gdy banderowcy zdążyli już zrobić „co swoje”.

·       Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) w znaczeniu formalnoprawnym nie była formacją ani ukraińską, ani powstańczą, ani w ogóle armią. Stanowiły ją bowiem oddziały zbrojne Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, której poparcia i występowania w imieniu Ukrainy odmawiała zdecydowana większość narodu ukraińskiego. Poza kadrą dowódczą (wywodzącą się głównie z Galicji) służyli w nich nie powstańcy-ochotnicy, lecz przymusowo wcieleni wołyńscy i galicyjscy chłopi, którym w razie odmowy lub dezercji (a także ich rodzinom) grożono śmiercią, i bynajmniej nie były to czcze groźby. Armią zaś UPA też nie można nazwać, gdyż armia jest siłą zbrojną państwa, a OUN państwem przecież nie była.

·       Polska akcja „Wisła” została w 1947 r. podjęta w stanie wyższej konieczności i musiałby ją przeprowadzić także inny niż komunistyczny rząd polski. Ukraińscy nacjonaliści zamierzali bowiem oderwać południowo-wschodnie tereny od naszego państwa. Autor krytycznie odniósł się do uchwały polskiego Senatu, potępiającej akcję „Wisła”.

·       Powstałe po rozpadzie ZSRR niepodległe państwo ukraińskie niepotrzebnie kreuje zbrodniarzy banderowskich na swoich bohaterów narodowych. Podobną politykę prowadzi działający w naszym kraju Związek Ukraińców w Polsce.

To tylko główne tezy autora, w książce znajduje się ich więcej. Dowodząc ich Wiktor Poliszczuk bazuje na bogatym zbiorze zgromadzonych materiałów źródłowych. Spowodowało to, że ukraińscy i polscy (!) polemiści unikali z nim dyskusji merytorycznej, uciekając się do niskich pomówień o bycie peerelowskim prokuratorem lub nawet rosyjskim (a wcześniej radzieckim) agentem. Trzeba jednak obiektywnie przyznać, iż Wiktor Poliszczuk nie pozostawał im dłużny – w książce też pozwala sobie względem nich na tzw. wycieczki osobiste, co przydaje lekturze swoistego smaczku i wzmaga ciekawość czytelniczą. Nie oszczędza naukowców-historyków, publicystów i polityków cieszących się w tamtym czasie (dziś zresztą też) największym nawet autorytetem. Podsumowując muszę jednak koniecznie stwierdzić, iż autor – w niektórych swoich dygresjach i komentarzach – bardzo pomylił się co do ogólnej oceny strategii i głównych kierunków polityki zagranicznej niepodległego państwa ukraińskiego. Książkę kończy kilkustronicowy suplement – dwa krótkie teksty dopisane w styczniu i lutym 2005 r., zawierające m.in. krytykę „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie. Wiktor Poliszczuk nie przewidział następujących później agresywnych poczynań Rosji, w tym aneksji Krymu, zainicjowania separatyzmu wschodnich obwodów Ukrainy (donieckiego i ługańskiego), a przede wszystkim wojny rozpoczętej dn. 24 lutego 2022 r. Zatem owe parę końcowych stron proponuję potraktować jako wąziutki i zbędny margines tej publikacji, mając na względzie jej datę. Główny, tytułowy temat książki został w niej bowiem przeanalizowany ciekawie, wszechstronnie i z odniesieniem do bogatego materiału źródłowego, zgromadzonego własnym staraniem autora. W głównym nurcie dyskusyjnym historiografii prace dr. hab. Wiktora Poliszczuka są jednak obecnie pomijane, skazywane na przemilczenie – zapewne z powodu jego argumentów ad personam wobec współczesnych historyków polskich i ukraińskich, jak też ze względu na ww. chybione komentarze dotyczące zmian w polityce (wewnętrznej i międzynarodowej) państwa ukraińskiego po 2004 r. Stanowi to klasyczny przykład znienawidzonej przeze mnie cenzury tzw. podmiotowej, polegającej na „oszołomskim” rugowaniu utworów z przestrzeni publicznej nie z powodu ich treści, lecz nazwiska twórcy i jego przekonań politycznych czy światopoglądowych. Na szczęście owo rugowanie ze względu na Internet nigdy nie okazuje się w pełni skuteczne.

Reasumując, niełatwo mi dziś tę bardzo interesującą publikację Państwu polecać, mając na względzie, iż obecnie jest trudnodostępna – chociaż może warto spróbować jej poszukać na stronie internetowej polskiego wydawnictwa wymienionego na wstępie. Ale pan dr hab. Wiktor Poliszczuk napisał przecież więcej książek nt. zorganizowanego nacjonalizmu ukraińskiego, w tym zbrodni na ludności polskiej. Informacje o jego publikacjach, wraz z ofertami sprzedaży, można uzyskać surfując w Internecie. Wystarczy tylko wpisać w okienko przeglądarki jego imię i nazwisko. Przy okazji znajdziecie Państwo też sporo informacji o autorze, nawet na filmach You Tube (a propos tychże filmików – zauważycie Państwo szerokie spectrum ich wytwórców: od ultrakatolickiego Radia Maryja po wyraźnie lewicowy tygodnik Przegląd). Mnie ucieszyła wiadomość, że prywatne archiwum Wiktora Poliszczuka, na które wielokrotnie powołuje się w książce, w 2013 r. ostatecznie trafiło z kanadyjskiego Toronto do polskiego Archiwum Akt Nowych w Warszawie. 

PS. Pisząc o polskich oddziałach partyzanckich (podległych jednak dowództwu radzieckiemu), walczących z banderowcami na Wołyniu, autor nie wspomniał o dwóch komendantach takich oddziałów. A są to niezwykle barwne postacie, niesłusznie w III RP skazane na przemilczenie. Pokrótce więc o nich (szczegóły można znaleźć w encyklopediach, Wikipedii nie wyłączając). Jeden z tych dowódców to gen. Józef Sobiesiak (1914-1971), który już w latach 60-tych ub. wieku był autorem książek bardzo realistycznie opisujących zbrodnie OUN-UPA i walkę z banderowcami (bzdurą są więc współczesne twierdzenia, jakoby peerelowska cenzura zabraniała o tym wspominać). „Burzany”, „Przebraże”, „Ziemia płonie” – do odszukania w dobrych bibliotekach. W 1982 r. Józef Sobiesiak został pośmiertnie odznaczony izraelskim medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Drugim komendantem był natomiast płk Robert Satanowski (1918-1997), który już w 1949 r. opuścił (na własne życzenie) wojsko, by poświęcić się karierze artystycznej. Osiągnął w niej wiele sukcesów, stał się sławnym w skali międzynarodowej dyrygentem, był dyrektorem artystycznym polskich i niemieckich teatrów muzycznych, a w latach 1982-1990 dyrektorem Teatru Wielkiego w Warszawie.