wtorek, 29 marca 2022

„Przegrane zwycięstwo. Wojna polsko-bolszewicka 1918-1920”. Autor: Andrzej Chwalba

 

Dziś znów prof. Andrzej Chwalba jest autorem polecanej Państwu książki. Tym razem napisanej bez udziału red. Wojciecha Harpuli, choć o tematyce bardzo zbliżonej do omówionej w poprzednim tu artykule.

Przy okazji nadmieniam, iż kolejny wpis na blogu zostanie zamieszczony już dnia 1 kwietnia br.

Andrzej Chwalba „Przegrane zwycięstwo. Wojna polsko-bolszewicka 1918-1920”

Wydawnictwo Czarne Sp. z o.o., Wołowiec 2020

Kolejna, interesująca książka traktująca o wojnie polsko-bolszewickiej. Autor zaprezentował temat kompleksowo – oprócz przebiegu działań stricte militarnych przedstawił uwarunkowania polityczno-ideologiczne, dyplomatyczne, narodowościowe, organizacyjno-logistyczne, ekonomiczne, socjologiczne, a nawet psychologiczne (żołnierzy i ludności cywilnej). I to u obu stron konfliktu. Można więc rzec, iż otrzymaliśmy rzetelne, profesjonalne vademecum tytułowej wojny, napisane z polotem i nietrudne w odbiorze czytelniczym. No i oczywiście niezwykle interesujące, nawet dla osób już obznajomionych z tą tematyką.

Profesor Andrzej Chwalba, w przeciwieństwie do innych historyków, datuje początek konfliktu zbrojnego nie na rok 1919, lecz na późną jesień roku 1918, gdy w głębi Rosji doszło do starcia stacjonującej tam polskiej dywizji strzelców z Armią Czerwoną. Szczegóły na str. 13. Wytłumaczenia wymaga również użyte w tytule sformułowanie „przegrane zwycięstwo”. Biorąc książkę do ręki przypuszczałem, że być może autor miał na myśli niewykorzystanie owoców zwycięstw w bitwach warszawskiej, zamojskiej i niemeńskiej, tj. niepójście „za ciosem” jesienią 1920 r. jeszcze dalej na wschód. Albo że autor tak skomentował samoograniczenie się (terytorialne) polskich negocjatorów podczas rokowań pokojowych w Rydze. Ale nie – profesor rozumie tę „przegraną” bardziej ogólnopolitycznie, co też przystępnie wyjaśnia.

Po pierwsze – autor bynajmniej nie jest przekonany (choć tego nie wyklucza), że ofensywa Wojska Polskiego wiosną 1920 r. na Kijów nosiła charakter tylko prewencyjny, tj. faktycznie wyprzedzający natarcie Armii Czerwonej. A jeśli nawet tak było, mogło się to okazać następstwem niepodjęcia przez Polskę realnych rokowań pokojowych w 1919 r., czym byli wówczas bardzo zainteresowani bolszewicy. Fakt ten, pozornie drugorzędny, był podczas tamtej wojny dyplomatycznie wykorzystywany przez Rosję. Opinia publiczna, europejska i światowa, została przez propagandę bolszewicką przekonana, że to strona polska jest napastnikiem. I tak już pozostało aż do zawieszenia broni w październiku 1920 r. Także i dziś historiografia rosyjska lansuje ów pogląd.

Po drugie – nie powiódł się plan marszałka Józefa Piłsudskiego powstania pomiędzy Polską a Rosją niepodległej Ukrainy i autonomicznej Białorusi (w związku z Rzecząpospolitą), a marzenia ich liderów politycznych i wojskowych zostały zaprzepaszczone w traktacie ryskim. Podmiotowo obie te republiki znalazły się w treści pokoju ryskiego, nie reprezentowali ich tam jednak białoruscy i ukraińscy sojusznicy Polski, lecz … rosyjscy i ukraińscy bolszewicy. Bezsprzecznie więc wojnę o sojuszniczą Ukrainę Polska z Rosją przegrała. Przybyłych do Rygi przedstawicieli władz Ukraińskiej Republiki Ludowej w ogóle nie dopuszczono do obrad. Pełną treść traktatu pokojowego zawartego dn. 18 marca 1921 r. w Rydze (Dz.U. z 1921 r. Nr 49, poz. 300) można znaleźć pod linkiem:

https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19210490300/O/D19210300.pdf

Po trzecie – Wilno do lipca 1920 r., czyli do zajęcia miasta przez nacierającą Armię Czerwoną i oddania go Litwinom, znajdowało się już pod polską administracją, więc gdyby nie przegrana wyprawa kijowska, to tak by pozostało. Nie byłby potrzebny późniejszy „bunt Żeligowskiego” ani fikcja „Litwy Środkowej”. Nie doszłoby do wywołanej tym awantury w dyplomacji europejskiej, osłabionej Polsce bynajmniej nie służącej.

Po czwarte – gdyby nie bardzo trudna sytuacja polityczno-militarna Polski w lipcu 1920 r., to nie zaakceptowalibyśmy podczas konferencji w Spa odebrania polskiej części Śląska Cieszyńskiego (Zaolzia) przez Czechosłowację (1919 r.), a i wynik plebiscytu na Warmii i Mazurach mógłby być dla Polski nieco korzystniejszy. 

Po piąte – autor przytacza straty demograficzne i materialne Polski spowodowane wojną. Samych żołnierzy utraciliśmy ponad 200 tysięcy (zabitych, zmarłych, zaginionych i rannych). Finanse i gospodarka Polski legły w ruinie. A wszystko tylko po to, abyśmy jesienią 1920 r. terytorialnie powrócili do (mniej więcej) punktu wyjścia wiosną tegoż roku. A konkretnie to nawet trochę cofnęli się – przecież granica ryska przebiega na zachód od linii stacjonowania oddziałów polskich, z której wiosną 1920 r. wyruszyła nasza ofensywa (proponuję zerknąć do atlasu historycznego).

I wreszcie po szóste – pamięć o działaniach wojennych, w tym o ich okrucieństwie (po obu stronach), rzutowała na całokształt stosunków polsko-radzieckich w okresie międzywojennym, nie tylko na szczeblu przywódców politycznych, ale również wśród społeczeństw obydwu państw. W ZSRR przyćmiły ją zapewne kolektywizacja rolnictwa i Wielki Głód w latach 1929-1933 oraz Wielki Terror lat 1935-1938.

Tyle gwoli dowiedzenia tezy anonsowanej w tytule książki. Proszę jednak nie zrozumieć, iż ww. wątki „rozliczeniowe” są w niej wiodącymi. Absolutnie nie – autor nie poświęca im zbyt wiele miejsca, natomiast (jak już napisałem na wstępie) dość szczegółowo, analitycznie podchodzi do wszystkich aspektów wojny polsko-bolszewickiej. Nie zawiodą się więc czytelnicy preferujący opisy operacji wojskowych, ani czytelnicy widzący wojnę w jej innych aspektach – także tych tylko „okołomilitarnych”, choć nieraz przesądzających o rezultacie finalnym.

Powracając zaś do tytułowej tezy, dowiedzionej w ww. sześciu punktach – Pan Profesor ma oczywiście rację. Ale zwróćmy też uwagę na pewien psychologiczny aspekt uboczny i również nieco „pogdybajmy”. Gdyby nie krwawa kampania 1920 roku, to społeczeństwo polskie nie poznałoby na własnej skórze, jak w praktyce wyglądała implementacja komunizmu, stosowana przez PolrewkomGalrewkom na okupowanych terenach. Nie doświadczono by też bandytyzmu i okrucieństw czerwonoarmistów. Latem 1920 r. nie doszłoby do śmiertelnego zagrożenia niepodległości Ojczyzny i konieczności wielkiego, polskiego zrywu patriotycznego. W takiej to hipotetycznej sytuacji KPRP/KPP zapewne nie byłaby w całym okresie międzywojennym zdelegalizowana i mogłaby odnotowywać sondażowe wyższe słupki poparcia społecznego (używając dzisiejszej terminologii), analogicznie jak to miało miejsce w przypadku partii komunistycznych Czechosłowacji i państw Europy zachodniej. Tylko dlatego tak się nie stało, ponieważ społeczeństwo II RP, choć w większości robotniczo-chłopskie, miało za sobą bardzo przykre doświadczenia roku 1920. Polskie zwycięstwo nie okazało się więc tak całkowicie „przegrane”, nauka nie poszła w las. W Europie międzywojennej chyba tylko w Niemczech, w Polsce i na Węgrzech zdawano sobie sprawę z realnego zagrożenia, jakie niesie leninowsko-stalinowski komunizm. A że przywódcy tych dwóch pierwszych państw je w 1939 r. zbagatelizowali, to już zupełnie inna bajka.

PS.1. Na zakończenie drobna uwaga. Na str. 361, mniej więcej w połowie strony, wymienione są miasta, w których podczas krótkotrwałej bolszewickiej okupacji zostały utworzone rejonowe komitety rewolucyjne (tzw. rewkomy). Wśród tych miast wymieniony jest Lublin. Ale przecież w 1920 r. Armia Czerwona do Lublina w ogóle nie dotarła. Ewentualnie mógł więc to być rewkom tylko konspiracyjny.

PS.2. Inne, omówione tu już lektury poświęcone wojnie polsko-bolszewickiej, są wymienione w katalogu tematycznym 1. Proponuję tam zajrzeć, aby m.in. przeczytać jak przegrane zwycięstwo komentuje p. Piotr Zychowicz w książce pt. „Pakt Piłsudski-Lenin, czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium” (Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2015).

 

sobota, 19 marca 2022

„Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii”. Autorzy: Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula

 

Na naszych oczach dopisywany jest kolejny podrozdział historii relacji polsko-rosyjskich. Za jego początek można przyjąć datę 15.03.2022 r., gdy polski wicepremier wraz z towarzyszącym mu polskim premierem udali się na ogarniętą wojną Ukrainę do Kijowa, znajdującego się pod rosyjskim ostrzałem.

Dziś jednak o wcześniejszych rozdziałach historii, wnikliwie już przez badaczy przeanalizowanych.

Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula „Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2021

Historyk - profesor Andrzej Chwalba oraz politolog - redaktor Wojciech Harpula prowadzą niezwykle interesującą dyskusję nt. stosunków polsko-rosyjskich na przestrzeni wieków. Analizując najważniejsze wydarzenia badają je także pod kątem możliwego przebiegu alternatywnego, tj. innego niż w rzeczywistości historycznej, ale prawdopodobnego. Troszkę się nawet spierają. Pan redaktor prezentuje w tej rozmowie postawę raczej polonocentryczną, natomiast pan profesor stara się uwzględniać również ogląd historii oczami naszego wschodniego sąsiada, przedstawiać jego racje i interesy, często kolidujące z polskimi. Czytelnik odnosi wrażenie uczestnictwa w cyklu ciekawych seminariów historycznych, poświęconych relacjom polsko-ruskim, polsko-litewskim, litewsko-ruskim, polsko-moskiewskim, polsko-rosyjskim, polsko-radzieckim i znów polsko-rosyjskim. Profesor obala mity funkcjonujące w naszej historiografii, np. ten o zaprzepaszczonej szansie trwałego opanowania Moskwy w okresie Wielkiej Smuty – nieobsadzenia (wskutek oporu króla Zygmunta III Wazy) na tronie moskiewskim królewicza Władysława (późniejszego naszego króla Władysława IV). Profesor dowodzi, iż car Władysław Zygmuntowicz Waza musiałby prowadzić politykę zgodną z interesami Cerkwi prawosławnej i elity bojarskiej. W przeciwnym razie by go tam, zgodnie z ichnią tradycją, szybko a skrycie zgładzono. A już jego syn (z hipotetycznego małżeństwa Władysława z jakąś narzuconą mu bojarską córką) za nic miałby interesy Rzeczypospolitej, kierowałby się wyłącznie moskiewską racją stanu i kontynuowałby zbieranie (przyłączanie) do Moskwy kolejnych ziem ruskich. Przyznaję, iż wywód profesora Chwalby (powyżej w telegraficznym skrócie) mnie przekonał, dotychczas bowiem podzielałem pogląd o wielkim błędzie króla Zygmunta III Wazy w polityce zagranicznej na odcinku polsko-moskiewskim.

Dużo miejsca w dyskusji panowie poświęcają też relacjom polsko-rosyjskim w XIX wieku. Profesor sprzeciwia się określaniu Królestwa Polskiego w latach 1815-1830 mianem kraju autonomicznego. Dowodzi, iż było to wówczas niepodległe państwo, związane z Rosją tylko osobą panującego. A i na tzw. Ziemiach Zabranych, tj. województwach przyłączonych do Rosji, trwała w tamtym czasie polonizacja zamieszkującej je ludności. Nie kwestionując szczerego patriotyzmu insurgentów profesor odnosi się jednak krytycznie do powstań listopadowego i styczniowego, podkreśla ich negatywne i nieodwracalne skutki dla polskości.

Analizując okres I wojny światowej profesor dowodzi, że gdyby Rosja wytrwała w sojuszu z ententą do 1918 r. (co udaremnił przewrót bolszewicki sprzężony z operacją wywiadu niemieckiego), to znalazłaby się w obozie zwycięzców wojny i współdyktowałaby w Wersalu warunki pokoju. Wówczas odrodzona Polska zamknęłaby się w granicach Królestwa Kongresowego powiększonego tylko o Wielkopolskę i Galicję Zachodnią, dodatkowo pozostając w jakiejś formie związku z Rosją. Innym mitem obalanym przez profesora jest ten, iż wyprawa kijowska Piłsudskiego wiosną 1920 r. była konsekwencją nieprzerwanie agresywnych zamiarów Rosji Radzieckiej wobec Polski już od 1918 r. Profesor dowodzi, że to Józef Piłsudski odrzucił rosyjskie propozycje pokojowe przedstawiane Polsce w 1919 r. i na początku 1920 r., nb. dla nas terytorialnie korzystne, z przebiegiem granicy nie gorszym niż ta wynegocjowana w 1921 r. w Rydze. W razie ich przyjęcia cała dramatyczna kampania roku 1920, wraz z jej szkodliwymi skutkami (demograficznymi i materialnymi) oraz politycznymi następstwami, okazałaby się niepotrzebna. Wysuwany w polskiej historiografii argument o prewencyjnym, wyprzedzającym uderzeniu Wojska Polskiego jest słuszny w kontekście przygotowywanego natarcia Armii Czerwonej, ale dopiero po niepodjęciu przez nas realnych rokowań pokojowych.

Tyle – wyrywkowo – gwoli zachęty do lektury. Po tę przystępnie napisaną książkę mogą sięgnąć zarówno osoby historycznie już „zaawansowane”, jak i początkujący miłośnicy tej pięknej nauki. Pierwsi przeczytają interesujący, profesorski komentarz do znanych im wydarzeń. Ci drudzy prześledzą dzieje Polski przez pryzmat stosunków ze wschodnim sąsiadem, zrozumieją znaczenie i skutki faktów historycznych zapamiętanych (lub niezapamiętanych) z nauki w szkole.

PS. Tytułową tematykę ciekawie opisuje również Jan Kochańczyk w pracy pt. „Polska – Rosja. Czas wojny, czas pokoju” (Wydawnictwo Videograf SA, Chorzów 2014). Recenzja do odszukania poprzez autorski katalog alfabetyczny A-K lub katalog tematyczny 6. W jej zakończeniu napisałem o trzech istotnych błędach merytorycznych zauważonych w książce p. Kochańczyka. Powiadomiłem o nich e-mailem Videograf, który mi nie odpowiedział. Mam nadzieję, iż je jednak usunął w ew. dodruku lub kolejnym wydaniu.

 

środa, 9 marca 2022

„Historyczne Archiwum X. Tajemnicze zgony znanych Polaków”. Autor: Sławomir Koper

 

Sławomir Koper „Historyczne Archiwum X. Tajemnicze zgony znanych Polaków”

Wydawca Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2021

Tytułem książki autor nawiązuje do policyjnego Archiwum X, badającego możliwości schwytania sprawców zbrodni dokonanych przed wieloma laty. Przedstawia dziwne okoliczności zejścia z tego świata postaci znanych z historii politycznej i z historii literatury. Białych plam historii przy tym nie odkrywa, ale akcentuje, iż nie były to zgony naturalne. W określaniu ich przyczyn oraz osób domniemanych morderców bywa jednak nieco bardziej wstrzemięźliwy niż np. śp. Dariusz Baliszewski, swego czasu również się tą tematyką pasjonujący. Tytułowymi znanymi Polakami p. Sławomir Koper uczynił (chronologicznie):

¾    króla Bolesława Śmiałego i zabitego przezeń biskupa św. Stanisława,

¾    króla Władysława Warneńczyka,

¾    książąt Stanisława i Janusza III, ostatnich władców Mazowsza (po ich śmierci Mazowsze zostało inkorporowane do Królestwa Polskiego),

¾    króla Stefana Batorego,

¾    księcia Józefa Poniatowskiego,

¾    płk. Walerego Sławka,

¾    gen. Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego,

¾    inż. Stefana Witkowskiego, organizatora i komendanta konspiracyjnej organizacji „Muszkieterzy” (tak właśnie brzmiała jej formalna nazwa, nb. językowo też poprawna; autor - podobnie jak wielu innych historyków - chyba sugeruje się tytułem powieści Aleksandra Dumasa i organizację nazywa: „Muszkieterowie”); zainteresowanym tą organizacją polecam książkę Jerzego Rostkowskiego, tu również omówioną,

¾    gen. Karola Świerczewskiego,

¾    Tadeusza Borowskiego,

¾    Bolesława Bieruta,

¾    Jana Lechonia,

¾    Jerzego Zawieyskiego.

Pan Sławomir Koper przedstawia również tło historyczne i (zwięźle) życiorysy wymienionych osób. Niekiedy też ich nałogi oraz zachowania i preferencje seksualne, przez co lektura nabiera rumieńców. I bardzo słusznie. Uważam, iż skutkiem ubocznym przejścia do historii może być pozbawienie intymności. Książkę czyta się jednym tchem. Składające się na nią eseje historyczne napisane są lekkim piórem, w sposób absorbujący uwagę czytelnika. Nie bez racji autor cieszy się opinią doskonałego popularyzatora historii.

Reasumując, lekturę „Historycznego Archiwum X (…)” gorąco dziś Państwu polecam. No i mam nadzieję, iż p. Sławomir Koper – zgodnie z zapowiedzią w „Zakończeniu” (str. 331, 332) – powróci do tytułowej tematyki w odniesieniu do innych znanych naszych rodaków. Już nawet zasygnalizował, że weźmie na warsztat okoliczności śmierci Adama Mickiewicza i Wacława Kisielewskiego (tego ze sławnego duetu fortepianowego „Marek i Wacek”). Szanowny Panie Sławomirze - trzymamy za słowo. Przy okazji podpowiadam, aby na tej dodatkowej liście również umieścić (chronologicznie wg dat zgonów): Jeremiego Wiśniowieckiego, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, cara Aleksandra I (zarazem króla Polski), Stefana Bobrowskiego, marszałka Józefa Piłsudskiego, Józefa Unszlichta, Juliana Leszczyńskiego (Leńskiego), marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, mjr. Jerzego Sosnowskiego, Marcelego Nowotko, Bolesława Mołojca (wraz z bratem Zygmuntem i ich łączniczką), Pawła Findera, gen. Władysława Sikorskiego, Piotra Jaroszewicza i Andrzeja Leppera.

Osobom, które zdziwiło wymienienie powyżej postaci marszałka Józefa Piłsudskiego, polecam lekturę książki dr. Marka Kamińskiego – jej opis do odszukania na blogu poprzez katalog alfabetyczny autorski A-K lub katalog tematyczny 1.

Postać marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza była już prezentowana w innych publikacjach p. Sławomira Kopera, tutaj przeze mnie bardzo polecanych (dostęp do ich recenzji też poprzez ww. katalogi). Zapewne jednak jeszcze nie wszyscy czytelnicy blogu te książki przeczytali. Ponadto niedawno zaszła nowa okoliczność – otwarcie grobu i ekshumacja zwłok na warszawskich Powązkach, której wyniki na pewno są warte opisania w kolejnej publikacji.

PS. Na dowód, iż b. dokładnie przeczytałem „Historyczne Archiwum X (…)”, pozwolę sobie zwrócić uwagę na dwie zauważone w książce drobne nieścisłości geograficzno-historyczne.

§  Na str. 88 (kończącej esej 3, poświęcony ostatnim książętom mazowieckim) jest wymieniony Radom wśród innych grodów Mazowsza. Otóż Radom historycznie nigdy nie leżał na Mazowszu. Został doń przyłączony dopiero dn. 1 stycznia 1999 r., a uczynił to Marian Krzaklewski, ówczesny niekoronowany władca Polski (żartując mam tu oczywiście na myśli nowy, dotąd aktualny podział administracyjny kraju, dokonany za rządów AWS).

§  Na str. 100 (w eseju 4, poświęconym królowi Stefanowi Batoremu) czytamy, cyt.: „Grodno leżało niemal w połowie drogi z Warszawy do Wilna, co gwarantowało (…) możliwość względnie szybkiego dotarcia do obu stolic.”. Pragnę zauważyć, iż Warszawę stolicą Polski (Korony) uczynił dopiero król Zygmunt III Waza, następujący po Stefanie Batorym.