Dziś coś bardzo
mocnego. Pozafrontowy realizm II wojny światowej. Nosił wilk razy kilka,
ponieśli i wilka.
Niclas Sennerteg
„Zemsta Stalina 1944-1945”.
Wydawnictwo
Sensacje XX Wieku Bogusław Wołoszański, Warszawa 2007.
Książkę
tę należy zaliczyć do tzw. reportaży historycznych. Szwedzki autor opisuje
przebieg wydarzeń ostatnich miesięcy II wojny światowej, koncentrując się
na dramacie rozgrywającym się na terenach wschodnich byłej III Rzeszy. Za
podstawę opisów przyjmuje dokumentację źródłową – zarówno tę formalną i urzędową
(dotyczącą przebiegu wojny i działań niemieckich władz administracyjnych),
jak też – w bardzo szerokim zakresie – relacje uczestników wydarzeń, tj. poszczególnych
żołnierzy i uchodźców cywilnych.
Przebywamy
więc wraz z Sennertegiem w Prusach Wschodnich, w Trójmieście, na
Helu, na Pomorzu, w Poznańskiem, wreszcie za Odrą, już na terenie
dzisiejszych Niemiec. Razem z Armią Czerwoną postępujemy na zachód,
konsekwentnie likwidując opór Wehrmachtu z samym Wehrmachtem włącznie.
Przy
okazji przyglądamy się zjawiskom strasznym – zachowaniu się czerwonoarmistów na
zdobytych terenach, szczególnie wobec ludności cywilnej, w tym niemieckich
kobiet. Autor, obszernie cytując fragmenty wspomnień, nie szczędzi nam
drastycznych szczegółów. Gwałtom na kobietach, jak również ich społecznym
następstwom, poświęcony jest jeden z rozdziałów książki.
Ludność
cywilna, wiedząc co ją czeka, ucieka w panice na zachód. Drogą lądową – dopóki
można. Pociągami, samochodami, furmankami, pieszo. A wszystko to w bardzo
ciężkich warunkach zimowych 1945 r. Uciekinierów jest dużo. To bowiem nie
tylko stali niemieccy mieszkańcy terenów wschodnich. To także Niemcy przybyli
tam wcześniej z zachodniej części kraju w ochronie przed
amerykańskimi i angielskimi bombardowaniami. Można by więc rzec – wpadli z deszczu
pod rynnę.
A gdy
wojska radzieckie rozdzieliły siły niemieckie na okrążone i przyparte do
morza enklawy, ewakuacja ludności cywilnej może się odbywać już tylko drogą
morską. Ale na Bałtyku na statki wypełnione cywilami, żołnierzami oraz sprzętem
wojennym polują radzieckie samoloty i okręty podwodne. Bywa, że przerażająco
skutecznie.
Podczas
tej gehenny nieraz zawodzi słynna niemiecka precyzja i dyscyplina.
Administracje wojskowa, cywilna i partyjna (NSDAP) działają często
w sposób nieskoordynowany i sobie tylko wzajemnie przeszkadzają. Do
głosu dochodzą najniższe instynkty, chęć wyrwania się z tego piekła i przeżycia
za wszelką cenę.
Książka
jest beznamiętnym, reporterskim opisem właśnie tego dwudziestowiecznego dantejskiego
piekła. Autor nie lituje się nad losem opisywanych zbiorowości i pojedynczych
osób – on tylko te losy wiernie relacjonuje. Na którejś stronie książki Niclas Sennerteg
trafnie zauważa, że działania wojenne na froncie wschodnim toczą się
wg standardów starotestamentowych. Nie omieszka przy tym kilka razy
nadmienić, iż Niemcy ponoszą konsekwencje swoich wcześniejszych zbrodni
i obłędnej rasistowskiej polityki. Okrutni czerwonoarmiści są często tylko
dlatego okrutni, ponieważ ich kraj dopiero co uwolnił się od niemieckiego
bestialstwa.
Zachodni
czytelnicy na pewno odbiorą tę książkę z wielką empatią dla cierpień
niemieckiej ludności cywilnej. Dla samych Niemców będzie to wręcz opis ich
narodowej martyrologii. Zupełnie inne refleksje najdą jednak nas-Polaków, czy Rosjan
lub Białorusinów, o Żydach już nie wspominając.
Ja
w czasie tej lektury, znając dobrze historię wcześniejszego okresu
II wojny światowej, odczuwałem często tzw. Schadenfreude. Przyznaję
to z pewnym wstydem. Chcieliście wojny totalnej (total Krieg), narzuciliście
Europie ów styl wojowania, no to go teraz macie. Jeszcze w 1940 r. po
zwycięstwie nad Francją prawie wszyscy całowaliście w dupę Hitlera. Później nic was też nie obchodziły oddziały Einsatzgruppen SS, masowe rozstrzeliwania (także
kobiet i małych dzieci), obozy koncentracyjne, komory gazowe – bardziej
udawaliście, że o nich nie wiecie, niż naprawdę nie wiedzieliście. Albo
nie chcieliście wiedzieć - zatykaliście uszy, gdy przenikały do was niemieckojęzyczne
informacje radiowe BBC lub przekazywane w zaufaniu wieści przez świadków zbrodni
czy nawet ich szeregowych uczestników, którymi przecież nieraz bywali wasi
krewni, powinowaci i koledzy.
Również
od siebie dodam (autor książki takiego wniosku nie wyciąga), iż Niemcy mieli
cholerne szczęście, że zwycięzcy rychło podzielili się na dwa obozy po obu
stronach żelaznej kurtyny. Gdyby nie późniejsza tzw. zimna wojna, alianci być
może dalej zgodnie „pochylaliby się” nad losem Niemiec i Niemców.
Amerykański plan Morgenthau’a został już nawet wstępnie zaakceptowany przez
Roosevelta i Churchilla na konferencji w Quebeku we wrześniu
1944 r. Gdyby wszedł w życie, to powojenne Niemcy zamknęłyby się w
granicach dwóch zdemilitaryzowanych państw rolniczych, całkowicie pozbawionych
przemysłu ciężkiego, terytorialnie łącznie dużo mniejszych niż dzisiejsza
Republika Federalna. Beneficjentami odłączonych terytoriów niemieckich
(wg granic III Rzeszy z 1937 r.) miały bowiem stać się,
oprócz Polski i ZSRR, także Dania i Francja.