Marian Kaleta
„Emigrancka spółka >>Szmugiel<<. Wspomnienia dostawcy sprzętu poligraficznego
przemycanego do Polski dla opozycji antykomunistycznej w latach 1978-1989”.
Instytut Pamięci
Narodowej, Warszawa 2015.
Są to wydane przez IPN wspomnienia Mariana Kalety (ur. 1945), zawodowego
rewolucjonisty, jak sam siebie określa. A czym się jako ów rewolucjonista
zajmował – o tym od razu informuje tytuł książki. Czyli otrzymujemy pamiętnik
nie tylko świadka epoki, lecz zarazem aktywnego uczestnika wydarzeń, które
doprowadziły do polskiej transformacji ustrojowej. A choć pana Kalety nie można
zaliczyć do pierwszej ligi tych, którzy obalili komunizm, to jednak daleko od
nich nie odstaje - zna się z nimi osobiście, z większością jest „na ty”. I
krótkie swoje opinie o nich (nie zawsze pozytywne) w książce też szczerze prezentuje.
Podczas
lektury możemy wyodrębnić trzy jej aspekty.
Pierwszym
i najbardziej wyeksponowanym jest zarys dziejów emigracji solidarnościowej –
losów polskich emigrantów politycznych i ich wkładu w walkę z rządem PRL. Na
tym tle mamy bardzo szczegółowo przedstawioną działalność autora, prawdziwego
potentata (do czasu wielkiej wpadki!) w dziedzinie szmuglu sprzętu
poligraficznego (i nie tylko poligraficznego) do Polski.
Za
drugi aspekt książki możemy uznać osobiste dzieje autora i jego rodziny. Oraz
jego poglądy polityczne, także na współczesność (wspomnienia spisał w 2014 r.).
Przebijają przez nie rozgoryczenie i frustracja, co nawet autor dość akcentuje.
Podsumowując swe życiowe dokonania na niwie zawodowej i politycznej, uważa się
za człowieka niespełnionego i niedocenionego. A może raczej docenionego
poniewczasie, gdy już najlepsze i niewykorzystane lata miał za sobą. Natomiast
pominiętego w latach 90-tych ub. wieku podczas obejmowania stanowisk
państwowych przez byłych opozycjonistów.
W
tym miejscu pozwolę sobie potwierdzić subiektywny pogląd autora, że nadawałby
się do służb specjalnych III RP. Dlaczego jednak ostatecznie tam nie trafił
(pomimo kilku politycznych „zmian warty” jeszcze w latach 90-tych), to
pozostaje tajemnicą, choć z treści książki można by wysnuć pewne wnioski i w
tym zakresie.
Trzecim
aspektem staje się wątek rozliczeniowy, i to w sferze materialnej. Autor stara
się porównać środki finansowe formalnie przekazane przez Zachód - z tymi faktycznie
skierowanymi na działalność opozycyjną w kraju i na emigracji, przy czym ów
bilans jest bardzo daleki od wyjścia na zero. To w skali, nazwijmy ją, makro. A
w mikroskali - autor pofatygował się prześledzić wyrywkowo dalsze losy sprzętu
przerzuconego przez siebie do Polski (tego nieprzejętego przez Służbę
Bezpieczeństwa PRL). I dochodził do wniosku, iż ów sprzęt poligraficzny nie
zawsze docierał do najbardziej potrzebujących, za to niekiedy mógł się pojawiać
się w obrocie na krajowym czarnym rynku.
Lektura
jest więc ciekawa, chwilami wręcz pasjonująca. Uważam tylko, że po tę książkę powinny
sięgnąć osoby już „wyrobione” historycznie i politologicznie. Niezależnie od
wyznawanych przez siebie poglądów. Uzupełnią swoją wiedzę o bardzo ciekawe i
szerzej dotąd nieznane szczegóły działalności opozycyjnej w czasach PRL.
Natomiast
gdyby ktoś chciał się z niej dopiero zacząć uczyć naszej najnowszej historii,
to otrzyma obraz tej historii - będący tłem dla tytułowych wspomnień - zdecydowanie
i emocjonalnie jednostronny oraz pełen przemilczeń.