Andrzej
Witkowski „Szukając sprawców ZŁA. Rozmawiał Leszek Pietrzak”.
Wydawnictwo
Bollinarii Publishing House, Warszawa 2016.
Prokurator
Andrzej Witkowski w rozmowie z Leszkiem Pietrzakiem przedstawia swój życiorys
zawodowy, ze szczególnym uwzględnieniem prowadzonego dwukrotnie (w latach
1990-1991 i 2002-2004) śledztwa w sprawie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszko. Śledztwa
tego nie dane było mu ukończyć, ponieważ decyzjami zwierzchników zostawał od
niego odsunięty.
Do
trzech razy sztuka. Dnia 4 marca 2016 r. Andrzej Witkowski skierował do
Ministra Sprawiedliwości – Prokuratora Generalnego wniosek o przywrócenie do
czynnej służby w prokuraturze. Wyraził (cyt., str. 128) „swoją wolę powrotu do
sprawy księdza Jerzego Popiełuszki”, mając nadzieję na (cyt., też str. 128) „ukończenie
rozpoczętego przed laty, wciąż otwartego śledztwa dotyczącego zabójstwa bł. księdza
Jerzego Popiełuszki.”.
Wolałbym
tu nie przytaczać ustaleń poczynionych przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego
podczas dwóch poprzednich śledztw – nie o wszystkich się on zresztą w książce
wypowiada, mając na względzie tajemnicę służbową. Ale przecież tego, co już w
książce ujawnił, nie można pominąć. Prokurator Witkowski to autorytet w
dziedzinie prokuratorskich śledztw w sprawach zabójstw, osobiście takie
śledztwa z powodzeniem prowadzący, czyli – właściwy człowiek na właściwym
stanowisku.
Powyższego
proszę nie zrozumieć, iż bezkrytycznie przyjmuję wersję motywacji i organizacji
zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszko, zarysowaną (bardzo ogólnie) w omawianej książce.
Ale jej też nie odrzucam i wyrażam nadzieję, że prokuratorowi Witkowskiemu dana
będzie możliwość ponownego zajęcia się tą sprawą. A może już taką możliwość otrzymał
– w końcu minęło prawie pół roku od złożenia przez niego wniosku do Ministra
Sprawiedliwości.
Czy
czas pracuje na jego korzyść? I tak, i nie.
Nie
– ponieważ części potencjalnych świadków i potencjalnych oskarżonych nie ma już
wśród żyjących, pozostałych może zawodzić pamięć, a z akt sprawy „wyparowała” część
dowodów zgromadzonych wcześniej przez prokuratora Witkowskiego (ubytki takie wymienia
w książce).
Tak
– ponieważ w miarę upływu lat osłabły lub w ogóle zniknęły obawy potencjalnych świadków
(tych jeszcze żyjących) przed zemstą i długimi rękami „Onych”, którzy mogliby spowodować,
aby osobę im niewygodną spotkał np. śmiertelny wypadek drogowy. Tacy „Oni”
(zakładając, że istnieli) to dziś już mocno starsi panowie bez żadnego
instrumentarium władzy.
Reasumując,
tę niewielką objętościowo książeczkę (150 stron wraz z załącznikami) gorąco
polecam. Autor i zarazem narrator jawi się w niej przede wszystkim jako fachowiec
kochający swoją profesję - mający oczywiście własne poglądy polityczne (któż
ich nie ma), ale niekierujący się nimi w bieżącej działalności zawodowej. Żadnych
politycznych uprzedzeń się w książce nie doczytamy. Autor kilkakrotnie
wypowiada się z uznaniem o swojej współpracy zawodowej (w czasach PRL) także z
członkami partii, a przynależności partyjnej nie tai w odniesieniu do osób nawet
ze swojej najbliższej rodziny.