niedziela, 28 sierpnia 2016

„Szukając sprawców ZŁA (...)". Autor: Andrzej Witkowski

Andrzej Witkowski „Szukając sprawców ZŁA. Rozmawiał Leszek Pietrzak”.
Wydawnictwo Bollinarii Publishing House, Warszawa 2016.

Prokurator Andrzej Witkowski w rozmowie z Leszkiem Pietrzakiem przedstawia swój życiorys zawodowy, ze szczególnym uwzględnieniem prowadzonego dwukrotnie (w latach 1990-1991 i 2002-2004) śledztwa w sprawie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszko. Śledztwa tego nie dane było mu ukończyć, ponieważ decyzjami zwierzchników zostawał od niego odsunięty.
Do trzech razy sztuka. Dnia 4 marca 2016 r. Andrzej Witkowski skierował do Ministra Sprawiedliwości – Prokuratora Generalnego wniosek o przywrócenie do czynnej służby w prokuraturze. Wyraził (cyt., str. 128) „swoją wolę powrotu do sprawy księdza Jerzego Popiełuszki”, mając nadzieję na (cyt., też str. 128) „ukończenie rozpoczętego przed laty, wciąż otwartego śledztwa dotyczącego zabójstwa bł. księdza Jerzego Popiełuszki.”.

Wolałbym tu nie przytaczać ustaleń poczynionych przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego podczas dwóch poprzednich śledztw – nie o wszystkich się on zresztą w książce wypowiada, mając na względzie tajemnicę służbową. Ale przecież tego, co już w książce ujawnił, nie można pominąć. Prokurator Witkowski to autorytet w dziedzinie prokuratorskich śledztw w sprawach zabójstw, osobiście takie śledztwa z powodzeniem prowadzący, czyli – właściwy człowiek na właściwym stanowisku.
Powyższego proszę nie zrozumieć, iż bezkrytycznie przyjmuję wersję motywacji i organizacji zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszko, zarysowaną (bardzo ogólnie) w omawianej książce. Ale jej też nie odrzucam i wyrażam nadzieję, że prokuratorowi Witkowskiemu dana będzie możliwość ponownego zajęcia się tą sprawą. A może już taką możliwość otrzymał – w końcu minęło prawie pół roku od złożenia przez niego wniosku do Ministra Sprawiedliwości.
Czy czas pracuje na jego korzyść? I tak, i nie.
Nie – ponieważ części potencjalnych świadków i potencjalnych oskarżonych nie ma już wśród żyjących, pozostałych może zawodzić pamięć, a z akt sprawy „wyparowała” część dowodów zgromadzonych wcześniej przez prokuratora Witkowskiego (ubytki takie wymienia w książce).
Tak – ponieważ w miarę upływu lat osłabły lub w ogóle zniknęły obawy potencjalnych świadków (tych jeszcze żyjących) przed zemstą i długimi rękami „Onych”, którzy mogliby spowodować, aby osobę im niewygodną spotkał np. śmiertelny wypadek drogowy. Tacy „Oni” (zakładając, że istnieli) to dziś już mocno starsi panowie bez żadnego instrumentarium władzy.

Reasumując, tę niewielką objętościowo książeczkę (150 stron wraz z załącznikami) gorąco polecam. Autor i zarazem narrator jawi się w niej przede wszystkim jako fachowiec kochający swoją profesję - mający oczywiście własne poglądy polityczne (któż ich nie ma), ale niekierujący się nimi w bieżącej działalności zawodowej. Żadnych politycznych uprzedzeń się w książce nie doczytamy. Autor kilkakrotnie wypowiada się z uznaniem o swojej współpracy zawodowej (w czasach PRL) także z członkami partii, a przynależności partyjnej nie tai w odniesieniu do osób nawet ze swojej najbliższej rodziny.