czwartek, 18 sierpnia 2016

„Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej”. Autor: Andrzej Leder

Andrzej Leder „Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej”.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.

Autor w sposób naukowy - z pozycji przede wszystkim filozofa, psychologa i socjologa, a dopiero potem historyka - naświetla przemiany społeczno-ekonomiczne zaistniałe w Polsce w latach 1939-1956, jak również trwające po dzień dzisiejszy ich skutki.
Dlaczego rewolucja „prześniona”? Ano dlatego, że dokonali jej bez naszego przyzwolenia, za nas, ale i dla nas (czego dowodzi p. Leder) ludzie OBCY - narodowi socjaliści Hitlera i narodowi komuniści Stalina. Nie była to rewolucja „wyśniona”, bo o niej nie marzyliśmy. Nie była też „przespana”, gdyż jakiś polski udział również się w niej zaznaczył. A zatem - rewolucja prześniona.
I oczywiście rewolucja a nie ewolucja, gdyż brutalną siłą zburzono stary porządek i wprowadzono nowe prawa.
Polska w latach 1939-56 została wręcz przeorana w wymiarze społeczno-ekonomicznym. Autor wymienia trzy główne „działy” dokonanej wtedy transformacji.

Pierwszym z nich stało się zniknięcie z Polski mniejszości narodowych, w tym przede wszystkim Żydów - obecnych w naszym kraju przez prawie tysiąc lat. Byli to „wewnętrzni” sąsiedzi, z którymi nasi przodkowie żyli... różnie. Nie zawsze najlepiej, a czasami wręcz fatalnie. Autor koncentruje się na ekonomiczno-społecznych skutkach Holocaustu, wskazuje m.in. bardzo realne choć niezamierzone korzyści, jakie przyniósł on ludności polskiej (lokale, nieruchomości, miejsca pracy).
Jeśliby ktoś teraz, czytając te słowa, oburzył się, to niech się przez chwilę zastanowi nad „co by było, gdyby było”. Krótko i zwięźle rozważmy taki alternatywny wariant historii. Niemcy zachowali więcej człowieczeństwa i nie zdecydowali się na „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” - nie było konferencji w Wannsee, albo zapadły na niej inne ustalenia. A więc w 1944 r. i w 1945 r. w polskich miastach runęły mury zatłoczonych gett i ich mieszkańcy (w łącznej liczbie ponad miliona osób) pragną natychmiast powrócić do swoich przedwojennych mieszkań, domów, oraz odzyskać swoje zakłady pracy, jakimi najczęściej były sklepy, warsztaty rzemieślnicze, hurtownie, drobne przedsiębiorstwa rolno-spożywcze, itp. itd. Czy te obiekty czekały na ich powrót? Czy nowi lokatorzy, właściciele i zarządcy przyjęliby tych starych z otwartymi rękami? Pytania tyleż wstydliwe co retoryczne.

Drugim „działem” prześnionej rewolucji było zniknięcie ziemiaństwa z polskiej wsi. Wszystkie pałace, dwory i dworki znacjonalizowano dekretem PKWN o reformie rolnej, a ich mieszkańców (tych, którzy nie zdążyli lub nie chcieli uciec) przymusowo powysiedlano i niekiedy uwięziono. A ziemię przekazano chłopom bezrolnym i małorolnym - przy często „ambiwalentnej” ich postawie.
Autor przedstawia te wydarzenia na tle relacji „pan - chłop” w dwudziestoleciu międzywojennym, sięga też prawie sto lat wstecz, w czasy rabacji galicyjskiej w 1846 r.  I, powiedzmy sobie szczerze, w przeszłości bywało, że pan wyzyskiwał chłopa, pogardzał nim i bywał wobec niego okrutny. A chłop bezrolny lub małorolny był zacofany, niepiśmienny, wobec pana żywił głęboko skrywaną nienawiść, a gdy mógł znaleźć dla niej ujście, to też bywał okrutny, nawet jeszcze bardziej niż pan. Reforma rolna PKWN stała się więc w istocie nie reformą lecz rewolucją agrarną - przy na ogół biernej, przyzwalającej postawie polskiego chłopstwa.

Trzeci „dział” transformacji to upaństwowienie i industrializacja gospodarki, realizowane w warunkach terroru politycznego. Powstało nowe społeczeństwo, głównie na skutek migracji ludności wiejskiej do miast - do nowych, masowo tworzonych miejsc pracy w hutach, kopalniach i przemyśle maszynowym. Terror miał na celu tresurę polityczną - całkowite podporządkowanie się robotników nowej władzy także i w wewnętrznym przekonaniu (terror szedł bowiem w parze z indoktrynacją ideologiczną).
Nowa, w pierwszym pokoleniu „klasa robotnicza” nie stała się jednak ostoją i społecznym zapleczem nowego systemu, jak to sobie uroili jego twórcy. Wymuszone uprzemysłowienie kraju spowodowało powstanie „industrialnych folwarków”, czyli dużych socjalistycznych przedsiębiorstw zarządzanych właśnie jak ... folwarki. To porównanie użyte przez autora uznaję jednak tylko za częściowo słuszne, ponieważ przedwojenny folwark był z natury rzeczy zarządzany racjonalnie (jeśli zdarzały się wyjątki, to tylko potwierdzające tę regułę). Natomiast przedsiębiorstwa państwowe epoki PRL stosowały zazwyczaj „ekonomię księżycową”, będącą konsekwencją gospodarki nakazowo-rozdzielczej w skali makro. Powodowało to coraz nowe problemy ekonomiczne, a w ich w następstwie niezadowolenie i opór społeczeństwa. Czy jednak protestujący w swej większości przewidzieli finalny efekt protestów, w tym jego prawno-ekonomiczne skutki dla nich samych, to już zupełnie inna bajka.