wtorek, 19 grudnia 2023

„Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina”. Autorka: Maria Riva

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia! Z tej też okazji nie śmiem Państwa męczyć ciężką lekturą o wojnach, rewolucjach, represyjnych dyktaturach itp. Dla odmiany i świątecznej rozrywki proponuję skandalizującą biografię sławnej kobiety z historii filmu i estrady, która o politykę (i polityków) też się otarła. Równocześnie zastrzegam, iż zarówno polecaną dziś książkę, jak i poniższy tekst, powinny czytać tylko osoby pełnoletnie.

Maria Riva „Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina”

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2021

Nie zaliczam siebie do elitarnego grona kulturoznawców, wiedzę o gwiazdach kina, teatru czy estrady posiadam raczej fragmentaryczną. Gdybym w tytule ujrzał inne znane nazwisko, choćby i równie słynne, zapewne po książkę bym nie sięgnął. Ale cóż, dopadły mnie wspomnienia osobiste z lat 60. ub. wieku, z nastoletniej młodości. Pisałem tu o nich przy okazji omawiania książki p. Elwiry Watały, poświęconej paniom nieheteronormatywnym (wgląd poprzez katalog autorski alfabetyczny lub katalog tematyczny 9). Ci, co tamten tekst przeczytali, domyślili się już, że książkę o Marlenie Dietrich kupić musiałem! Długo w mojej bibliotecznej „zamrażarce” nie pozostawała, kusząc zdjęciem uroczej kobiety na okładce. Autorką jest jej córka, jedyne dziecko tytułowej gwiazdy filmu i estrady. Z czasem również dość znana aktorka, osoba ze świata dużego i małego ekranu, aczkolwiek sławy swej rodzicielki już nie osiągnęła. Maria Riva z d. Sieber (ur. 1924) preferowała ustabilizowane życie rodzinne, macierzyństwo (czterech synów), ale niestety nie odziedziczyła po matce idealnie zgrabnych nóg. Napisała jej fascynującą, skandalizującą biografię, przy okazji wplatając wiele elementów autobiograficznych, uznanych za niezbędne ze względu na konieczność ukazania również i „rodzinnego” oblicza swej mamusi. Gdzieś w Internecie przeczytałem, że córka zachowała się podle, pisząc źle o nieżyjącej matce, w tym wywlekając na światło dzienne jej najbardziej intymne sprawy, które na zawsze powinny pozostać tajemnicą. Autorka, zapewne przewidując podobne zarzuty, stwierdza, że jej matka za życia rozpowszechniała za pośrednictwem mediów wiele informacji nieprawdziwych, przekłamanych albo wręcz całkowicie zmyślonych, które trafiały do obiegu publicznego i przynosiły krzywdę niektórym jej znajomym, osobom sławnym, a z czasem też zniekształciły pamięć o nich. Postanowiła więc je znacząco, zgodnie z prawdą skorygować. Poza tym powszechnie znany życiorys matki obrósł w wiele legend, z których jedynie część znajdowała potwierdzenie w faktach. To również wymagało korekt i wyjaśnień. Względy marketingowe – wzbudzenie czytelniczego zainteresowania pikantnymi szczegółami prywatnego życia sławnej aktorki i piosenkarki, też zapewne zostały wzięte pod uwagę. I tak powstała tytułowa, jedyna „prawdziwa legenda” – Copyright © 2017 by Maria Riva.

Marlene Dietrich (1901-1992) została przez naturę obdarzona dużymi zdolnościami intelektualnymi, zmysłową urodą, zgrabną figurą (w tym boskimi nogami), scenicznym talentem, odwagą, olbrzymią pracowitością, ambicją i uporem w dążeniu do osiągania sukcesów. To oraz trochę tzw. życiowego szczęścia umożliwiło jej zdobycie wielkiej sławy. Podczas lektury najpierw podążamy drogą Marleny ku sławie, a potem długo jesteśmy na jej szczycie – poznajemy wtedy awers i rewers kariery wielkiej gwiazdy filmu i estrady. Później, w latach 70. ub. wieku z zażenowaniem obserwujemy jej postępujący alkoholizm, stopniowo powodujący zawodowy collapse. Upadek zarówno w przenośni, jak i dosłownie – podczas koncertu pijanej artystce zdarzyło się spaść ze sceny do orkiestronu. A w latach 80. spostrzegamy już degrengoladę, rozpad osobowości spowodowany nadużywaniem środków pobudzających, przeciwbólowych, nasennych, a przede wszystkim alkoholu. Te, najbardziej obszerne fragmenty książki obrazujące rozwój, rozkwit i zmierzch kariery sławnej artystki, na pewno zainteresują wspomnianych na wstępie kulturoznawców. Dokładnie poznają cały życiorys słynnej Marleny Dietrich oraz dowiedzą się, jak bogaty był jej repertuar filmowy i estradowy. Poznają też związane z tym liczne i ciekawe informacje dotyczące m.in. działalności europejskich i amerykańskich (głównie) producentów filmowych, wyboru scenariuszy i reżyserów kolejnych filmów, metod reżyserii oraz obsady i gry aktorskiej, charakteryzacji, scenografii, pracy operatorów etc. Autorka, sama będąc osobą sceny i ekranu, owe zagadnienia przedstawiła w sposób profesjonalny, ale jednocześnie zrozumiały dla laika w tej dziedzinie (np. mnie). Dołączyła wiele fotografii, w tym zdjęcia matki i jej filmowych (oraz prywatnych) sławnych partnerów. W takim aspekcie książkę można też uznać za cenną pozycję bibliograficzną przyszłych prac dyplomowych i publikacji naukowych z dziedziny filmoznawstwa, kulturoznawstwa itp.

Z formalnoprawnego puntu widzenia życiu małżeńskiemu Marleny Dietrich nic nie można zarzucić! Nie rozwodziła się wielokrotnie, jak to czyniły inne znane gwiazdy filmowe. W ogóle ani razu się nie rozeszła! Jej pierwszym i jedynym mężem był Rudolph Sieber (1897-1976), z którym pozostawała w związku małżeńskim zanim została wdową. Wyszła za niego w roku 1923 i to on był ojcem Marii. Czy także biologicznym, tego autorka już stuprocentowo nie jest pewna. W każdym razie, jako mąż i ojciec rodziny, sprawdzał się. Kochał córkę, żonę na pewno też, ale już tylko … platonicznie, pozostając jej przyjacielem, doradcą organizacyjnym i finansowym, a niekiedy także powiernikiem jej relacji intymnych z innymi osobami. Dawała mu do przeczytania otrzymaną korespondencję miłosną, pokazywała seksowną garderobę, w której wybierała się na randki. Powyżej napisałem „innymi osobami”, nie zawężając ich do grona mężczyzn. Marlena Dietrich miała bowiem duży temperament seksualny, wyładowania którego nie ograniczała do płci brzydkiej. Autorka wymienia jej kochanków i kochanki, którymi byli/były głównie (ale nie jedynie) osoby bardzo sławne: reżyserzy, aktorzy i aktorki, pisarze i pisarki, znane postacie ze świata filmu, estrady, literatury i polityki. Większość tych nazwisk do dziś funkcjonuje w pamięci publicznej, bez potrzeby zaglądania do encyklopedii. Nie będę ich tu wymieniał, zresztą podczas lektury straciłem rachubę. Tylko niektóre z tych osób autorka ukryła pod nadanymi przez siebie przezwiskami, będącymi zapewne do odszyfrowania przez amerykańskich filmoznawców. Czytelnicy zainteresowani wygenerowaniem zbioru kochanków i kochanek Marleny powinni w trakcie lektury robić notatki. Natomiast za autorką wskażę „wyjątek” – gwiazdora filmowego, który nie zareagował na zachęcające sygnały wysyłane mu przez Marlenę Dietrich i nie nawiązał z nią romansu, co długo miała mu za złe. Był to sławny aktor John Wayne, odtwórca postaci bohaterów westernów, ówczesne bożyszcze kobiet. Chyba tylko on jeden tak się „nieelegancko” zachował i bardzo mu się dziwię. Podczas wojny słynna zmysłowa artystka „uszczęśliwiała” także amerykańskich żołnierzy, przy czym nie zawsze byli nimi wyżsi oficerowie. Choć Marlena w życiu zawodowym i prywatnym jawiła się jako osobą władcza, nieznosząca sprzeciwu i bardzo dominująca, to w sferze Erosa lubiła bywać niewiastą również uległą. Autorka wspomina, że matka nieraz wracała z całonocnej randki z opuchniętymi kolanami, co mogłoby sugerować, iż długo klęczała przed swoim partnerem lub partnerką. Na tę jej „uległość” pośrednio wskazuje również dokonywany przez nią wybór mężczyzn i kobiet - osób energicznych, z reguły rosłych i silnych fizycznie (w książce znajdujemy ich fotografie). Dalej owego aspektu autorka już nie rozwija, ewentualne elementy tego, co dziś się określa skrótem bdsm, pozostawia nam w domyśle. Swoje liczne romanse Marlena ciągnęła po kolei albo równolegle. W tym drugim przypadku dochodziło do wściekłej zazdrości niektórych jej kochanków, mających pecha darzyć ją nieszczęśliwą miłością romantyczną. Ale nie do zazdrości ze strony męża, który na boku miał konkubinę, terroryzowaną przez niego psychicznie, marzącą o jego rozwodzie z Marleną i swoim małżeństwie z nim (skończyła w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym). Zaręczam, że przeczytawszy o toksycznym związku pana Siebera i nieszczęśliwej Tamary (Tami) odrzucimy precz wszelkie współczucie wobec tego regularnie i seryjnie zdradzanego męża wielkiej gwiazdy filmowej.

Jedyną prawdziwą miłością Marleny Dietrich, jak sama to przyznawała, była jej córka Maria (autorka książki), którą kochała wielką, zaborczą miłością matczyną, ingerując w najdrobniejsze jej sprawy osobiste. Równocześnie wykorzystywała córkę we własnej karierze zawodowej – Maria pomagała w sprawach garderobianych, scenograficznych, od małej dziewczynki była na liczne posyłki, odbierała prywatną korespondencję, telefony itp. Marlena postępowała tak, nie przejmując się koniecznością edukacji dziecka. Córkę posłała do szkoły ze sporym opóźnieniem, a i później na długie tygodnie odrywała ją od nauki, jeśli akurat rzekomo okazywała się niezbędna do pomocy w pracy nad jakimś filmem. Wtedy ojciec starał się, aby Maria mogła nadrobić zaległości biorąc prywatne korepetycje. Gdy matka uznała córkę za kobietę dojrzałą, dzieliła się z nią zwierzeniami także o swoim życiu intymnym. Córka również szczerze wspomina, jak – mając niespełna 16 lat – została poddana wymuszonej (!) inicjacji seksualnej lesbijskiej, którą skrycie zaaranżowała matka, angażując do tego swoją byłą kochankę, kobietę silną, zdolną pokonać opór fizyczny młodziutkiej dziewczyny. Maria przez jakiś czas pozostawała pod jej dominacją (w książce nadała jej przezwisko Nosorożec). Autorka przypuszcza, iż miało to na celu odsunięcie nastolatki od świata mężczyzn, potencjalnego macierzyństwa i przypisanie na zawsze do funkcji najbliższej przyjaciółki, powiernicy i pomocnicy matki, całkowicie od niej zależnej. Marii udało się jednak wyzwolić z chorobliwej matczynej kurateli. Dwa razy wychodziła za mąż, a jej drugie małżeństwo okazało się bardzo udane, owocujące czterema synami. Przez karty książki przebija żal i pretensja autorki wobec matki, że nie zapewniła jej normalnego dzieciństwa i nastoletniej młodości. Mimo to bardzo matkę kochała, a w ostatnich latach jej życia nadzorowała oraz osobiście sprawowała trudną opiekę nad starą i już bardzo niedołężną kobietą, ciągle jednak kapryśną i nieznośną dla otoczenia.

Cóż by tu jeszcze dodać? W tle biografii Marleny Dietrich mamy wzmianki o równolegle zachodzących ważnych wydarzeniach historycznych: pierwszej wojnie światowej, dojściu Hitlera do władzy w Niemczech, zajęciu przez niego Austrii i następnie Czech, drugiej wojnie światowej, zimnej wojnie itd. Autorka przeplata nimi życiorys matki, przy okazji wskazując jej liberalne poglądy i postawę polityczną, m.in. nienawiść do reżimu hitlerowskiego i uwieńczone sukcesem staranie o nabycie obywatelstwa USA. Z zainteresowaniem czytamy też o międzykontynentalnych morskich podróżach olbrzymimi, luksusowymi transatlantykami. Wielkimi pasażerskimi boeingami jeszcze się wtedy z Europy do Ameryki nie latało. Poloniców w książce w zasadzie brak. Raz, gdzieś w dalekim tle, mignęło nazwisko Paderewskiego. Nasz kraj jest też ogólnie wspomniany jako jeden z etapów artystycznego tournée Dietrich. Na str. 673 autorka „wylicza” straty ludnościowe poniesione przez poszczególne państwa uczestniczące w drugiej wojnie światowej, Polski przy tym w ogóle nie wymieniając!

Książką, być może bardziej niż czytelnicy, zainteresują się czytelniczki. Została bowiem napisana przez kobietę, a w jej treści odnajdujemy sporo damskich intymności z zakresu wyboru kreacji wyjściowych i bielizny (często również „wyjściowej”), higieny osobistej, używania irygatorów, podpasek, tamponów, krążków i czopków, comiesięcznych przypadłości i paniki w razie ich braku, „poprawiania” urody i figury, zapobiegania ciąży i chorobom wenerycznym, flirtów, pożądań oraz wielkich, ale przemijających uczuć. Natomiast moją „męską korzyścią” okazało się to, iż na stare lata dokładnie i ze szczegółami poznałem dzieje i charakter kobiety, o której, mimo że była ode mnie o pół wieku starsza, jako napalony małolat śniłem w okresie dojrzewania. Myślę, że wtedy nie ja jeden. Ale też się nieco teraz rozczarowałem. I to bynajmniej nie z powodu poznania rozwiązłego trybu życia Marleny – to można seksownej, sławnej gwieździe filmowej wybaczyć. Rozczarowanie odczułem z powodu jej stałej i silnej awersji do zwierząt domowych. Raz nawet, przy okazji kolejnej przeprowadzki, kazała służbie uśmiercić posiadane przez córkę psy. Na szczęście Maria temu zapobiegła i oddała zwierzaki do schroniska, o czym przeczytałem z sympatią do autorki. Osobiście bowiem niezmiernie lubię wszystko, co szczeka i miauczy.