Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych,
zdrowych Świąt Bożego Narodzenia! Z tej też okazji nie śmiem Państwa
męczyć ciężką lekturą o wojnach, rewolucjach, represyjnych dyktaturach itp.
Dla odmiany i świątecznej rozrywki proponuję skandalizującą biografię sławnej
kobiety z historii filmu i estrady, która o politykę
(i polityków) też się otarła. Równocześnie zastrzegam, iż zarówno polecaną
dziś książkę, jak i poniższy tekst, powinny czytać tylko osoby
pełnoletnie.
Maria
Riva „Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina”
Społeczny
Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2021
Nie
zaliczam siebie do elitarnego grona kulturoznawców, wiedzę o gwiazdach
kina, teatru czy estrady posiadam raczej fragmentaryczną. Gdybym w tytule ujrzał
inne znane nazwisko, choćby i równie słynne, zapewne po książkę bym nie
sięgnął. Ale cóż, dopadły mnie wspomnienia osobiste z lat 60.
ub. wieku, z nastoletniej młodości. Pisałem tu o nich przy
okazji omawiania książki p. Elwiry Watały, poświęconej paniom
nieheteronormatywnym (wgląd poprzez katalog autorski alfabetyczny lub katalog
tematyczny 9). Ci, co tamten tekst przeczytali, domyślili się już, że
książkę o Marlenie Dietrich kupić musiałem! Długo w mojej
bibliotecznej „zamrażarce” nie pozostawała, kusząc zdjęciem uroczej kobiety na
okładce. Autorką jest jej córka, jedyne dziecko tytułowej gwiazdy filmu i estrady.
Z czasem również dość znana aktorka, osoba ze świata dużego i małego
ekranu, aczkolwiek sławy swej rodzicielki już nie osiągnęła. Maria Riva z d. Sieber (ur. 1924)
preferowała ustabilizowane życie rodzinne, macierzyństwo (czterech synów), ale niestety
nie odziedziczyła po matce idealnie zgrabnych nóg. Napisała jej fascynującą,
skandalizującą biografię, przy okazji wplatając wiele elementów
autobiograficznych, uznanych za niezbędne ze względu na konieczność ukazania również
i „rodzinnego” oblicza swej mamusi. Gdzieś w Internecie przeczytałem,
że córka zachowała się podle, pisząc źle o nieżyjącej matce, w tym
wywlekając na światło dzienne jej najbardziej intymne sprawy, które na zawsze
powinny pozostać tajemnicą. Autorka, zapewne przewidując podobne zarzuty,
stwierdza, że jej matka za życia rozpowszechniała za pośrednictwem mediów wiele
informacji nieprawdziwych, przekłamanych albo wręcz całkowicie zmyślonych,
które trafiały do obiegu publicznego i przynosiły krzywdę niektórym jej
znajomym, osobom sławnym, a z czasem też zniekształciły pamięć o nich.
Postanowiła więc je znacząco, zgodnie z prawdą skorygować. Poza tym powszechnie
znany życiorys matki obrósł w wiele legend, z których jedynie część
znajdowała potwierdzenie w faktach. To również wymagało korekt i wyjaśnień.
Względy marketingowe – wzbudzenie czytelniczego zainteresowania pikantnymi szczegółami
prywatnego życia sławnej aktorki i piosenkarki, też zapewne zostały wzięte
pod uwagę. I tak powstała tytułowa, jedyna „prawdziwa legenda” – Copyright © 2017 by Maria Riva.
Marlene
Dietrich
(1901-1992) została przez naturę obdarzona dużymi zdolnościami intelektualnymi,
zmysłową urodą, zgrabną figurą (w tym boskimi nogami), scenicznym
talentem, odwagą, olbrzymią pracowitością, ambicją i uporem w dążeniu
do osiągania sukcesów. To oraz trochę tzw. życiowego szczęścia umożliwiło jej zdobycie
wielkiej sławy. Podczas lektury najpierw podążamy drogą Marleny ku sławie, a potem
długo jesteśmy na jej szczycie – poznajemy wtedy awers i rewers kariery
wielkiej gwiazdy filmu i estrady. Później, w latach 70. ub. wieku
z zażenowaniem obserwujemy jej postępujący alkoholizm, stopniowo powodujący
zawodowy collapse. Upadek zarówno w przenośni, jak i dosłownie
– podczas koncertu pijanej artystce zdarzyło się spaść ze sceny do orkiestronu.
A w latach 80. spostrzegamy już degrengoladę, rozpad osobowości
spowodowany nadużywaniem środków pobudzających, przeciwbólowych, nasennych, a przede
wszystkim alkoholu. Te, najbardziej obszerne fragmenty książki obrazujące rozwój,
rozkwit i zmierzch kariery sławnej artystki, na pewno zainteresują
wspomnianych na wstępie kulturoznawców. Dokładnie poznają cały życiorys słynnej
Marleny Dietrich oraz dowiedzą się, jak bogaty był jej repertuar filmowy i estradowy.
Poznają też związane z tym liczne i ciekawe informacje dotyczące m.in.
działalności europejskich i amerykańskich (głównie) producentów filmowych,
wyboru scenariuszy i reżyserów kolejnych filmów, metod reżyserii oraz obsady
i gry aktorskiej, charakteryzacji, scenografii, pracy operatorów etc.
Autorka, sama będąc osobą sceny i ekranu, owe zagadnienia przedstawiła w sposób
profesjonalny, ale jednocześnie zrozumiały dla laika w tej dziedzinie (np. mnie).
Dołączyła wiele fotografii, w tym zdjęcia matki i jej filmowych (oraz
prywatnych) sławnych partnerów. W takim aspekcie książkę można też uznać
za cenną pozycję bibliograficzną przyszłych prac dyplomowych i publikacji
naukowych z dziedziny filmoznawstwa, kulturoznawstwa itp.
Z formalnoprawnego
puntu widzenia życiu małżeńskiemu Marleny Dietrich nic nie można zarzucić! Nie
rozwodziła się wielokrotnie, jak to czyniły inne znane gwiazdy filmowe. W ogóle
ani razu się nie rozeszła! Jej pierwszym i jedynym mężem był Rudolph
Sieber (1897-1976), z którym pozostawała w związku małżeńskim zanim
została wdową. Wyszła za niego w roku 1923 i to on był ojcem
Marii. Czy także biologicznym, tego autorka już stuprocentowo nie jest pewna. W każdym
razie, jako mąż i ojciec rodziny, sprawdzał się. Kochał córkę, żonę na
pewno też, ale już tylko … platonicznie, pozostając jej przyjacielem,
doradcą organizacyjnym i finansowym, a niekiedy także powiernikiem
jej relacji intymnych z innymi osobami. Dawała mu do przeczytania
otrzymaną korespondencję miłosną, pokazywała seksowną garderobę, w której
wybierała się na randki. Powyżej napisałem „innymi osobami”, nie zawężając ich
do grona mężczyzn. Marlena Dietrich miała bowiem duży temperament seksualny, wyładowania
którego nie ograniczała do płci brzydkiej. Autorka wymienia jej kochanków i kochanki,
którymi byli/były głównie (ale nie jedynie) osoby bardzo sławne: reżyserzy,
aktorzy i aktorki, pisarze i pisarki, znane postacie ze świata filmu,
estrady, literatury i polityki. Większość tych nazwisk do dziś funkcjonuje
w pamięci publicznej, bez potrzeby zaglądania do encyklopedii. Nie będę
ich tu wymieniał, zresztą podczas lektury straciłem rachubę. Tylko niektóre z tych
osób autorka ukryła pod nadanymi przez siebie przezwiskami, będącymi zapewne do
odszyfrowania przez amerykańskich filmoznawców. Czytelnicy zainteresowani wygenerowaniem
zbioru kochanków i kochanek Marleny powinni w trakcie lektury robić
notatki. Natomiast za autorką wskażę „wyjątek” – gwiazdora filmowego, który nie
zareagował na zachęcające sygnały wysyłane mu przez Marlenę Dietrich i nie
nawiązał z nią romansu, co długo miała mu za złe. Był to sławny aktor John
Wayne, odtwórca postaci bohaterów westernów, ówczesne bożyszcze kobiet. Chyba
tylko on jeden tak się „nieelegancko” zachował i bardzo mu się dziwię. Podczas
wojny słynna zmysłowa artystka „uszczęśliwiała” także amerykańskich żołnierzy, przy
czym nie zawsze byli nimi wyżsi oficerowie. Choć Marlena w życiu zawodowym
i prywatnym jawiła się jako osobą władcza, nieznosząca sprzeciwu i bardzo
dominująca, to w sferze Erosa lubiła bywać niewiastą również uległą. Autorka
wspomina, że matka nieraz wracała z całonocnej randki z opuchniętymi
kolanami, co mogłoby sugerować, iż długo klęczała przed swoim partnerem lub
partnerką. Na tę jej „uległość” pośrednio wskazuje również dokonywany przez nią
wybór mężczyzn i kobiet - osób energicznych, z reguły rosłych i silnych
fizycznie (w książce znajdujemy ich fotografie). Dalej owego aspektu
autorka już nie rozwija, ewentualne elementy tego, co dziś się określa skrótem bdsm,
pozostawia nam w domyśle. Swoje liczne romanse Marlena ciągnęła po kolei albo
równolegle. W tym drugim przypadku dochodziło do wściekłej zazdrości
niektórych jej kochanków, mających pecha darzyć ją nieszczęśliwą miłością
romantyczną. Ale nie do zazdrości ze strony męża, który na boku miał konkubinę,
terroryzowaną przez niego psychicznie, marzącą o jego rozwodzie z Marleną
i swoim małżeństwie z nim (skończyła w zamkniętym zakładzie
psychiatrycznym). Zaręczam, że przeczytawszy o toksycznym związku pana
Siebera i nieszczęśliwej Tamary (Tami) odrzucimy precz wszelkie współczucie
wobec tego regularnie i seryjnie zdradzanego męża wielkiej gwiazdy
filmowej.
Jedyną
prawdziwą miłością Marleny Dietrich, jak sama to przyznawała, była jej córka Maria
(autorka książki), którą kochała wielką, zaborczą miłością matczyną, ingerując
w najdrobniejsze jej sprawy osobiste. Równocześnie wykorzystywała córkę we
własnej karierze zawodowej – Maria pomagała w sprawach garderobianych,
scenograficznych, od małej dziewczynki była na liczne posyłki, odbierała prywatną
korespondencję, telefony itp. Marlena postępowała tak, nie przejmując się
koniecznością edukacji dziecka. Córkę posłała do szkoły ze sporym opóźnieniem,
a i później na długie tygodnie odrywała ją od nauki, jeśli akurat rzekomo
okazywała się niezbędna do pomocy w pracy nad jakimś filmem. Wtedy ojciec
starał się, aby Maria mogła nadrobić zaległości biorąc prywatne korepetycje. Gdy
matka uznała córkę za kobietę dojrzałą, dzieliła się z nią zwierzeniami także
o swoim życiu intymnym. Córka również szczerze wspomina, jak – mając niespełna
16 lat – została poddana wymuszonej (!) inicjacji seksualnej lesbijskiej,
którą skrycie zaaranżowała matka, angażując do tego swoją byłą kochankę, kobietę
silną, zdolną pokonać opór fizyczny młodziutkiej dziewczyny. Maria przez jakiś
czas pozostawała pod jej dominacją (w książce nadała jej przezwisko
Nosorożec). Autorka przypuszcza, iż miało to na celu odsunięcie nastolatki od świata
mężczyzn, potencjalnego macierzyństwa i przypisanie na zawsze do funkcji
najbliższej przyjaciółki, powiernicy i pomocnicy matki, całkowicie od niej
zależnej. Marii udało się jednak wyzwolić z chorobliwej matczynej kurateli.
Dwa razy wychodziła za mąż, a jej drugie małżeństwo okazało się bardzo
udane, owocujące czterema synami. Przez karty książki przebija żal
i pretensja autorki wobec matki, że nie zapewniła jej normalnego
dzieciństwa i nastoletniej młodości. Mimo to bardzo matkę kochała,
a w ostatnich latach jej życia nadzorowała oraz osobiście sprawowała trudną
opiekę nad starą i już bardzo niedołężną kobietą, ciągle jednak kapryśną
i nieznośną dla otoczenia.
Cóż
by tu jeszcze dodać? W tle biografii Marleny Dietrich mamy wzmianki
o równolegle zachodzących ważnych wydarzeniach historycznych: pierwszej
wojnie światowej, dojściu Hitlera do władzy w Niemczech, zajęciu przez
niego Austrii i następnie Czech, drugiej wojnie światowej, zimnej
wojnie itd. Autorka przeplata nimi życiorys matki, przy okazji wskazując
jej liberalne poglądy i postawę polityczną, m.in. nienawiść do reżimu
hitlerowskiego i uwieńczone sukcesem staranie o nabycie obywatelstwa USA.
Z zainteresowaniem czytamy też o międzykontynentalnych morskich
podróżach olbrzymimi, luksusowymi transatlantykami. Wielkimi pasażerskimi boeingami
jeszcze się wtedy z Europy do Ameryki nie latało. Poloniców
w książce w zasadzie brak. Raz, gdzieś w dalekim tle, mignęło
nazwisko Paderewskiego. Nasz kraj jest też ogólnie wspomniany jako jeden z etapów
artystycznego tournée Dietrich. Na str. 673 autorka „wylicza”
straty ludnościowe poniesione przez poszczególne państwa uczestniczące
w drugiej wojnie światowej, Polski przy tym w ogóle nie wymieniając!
Książką,
być może bardziej niż czytelnicy, zainteresują się czytelniczki. Została bowiem
napisana przez kobietę, a w jej treści odnajdujemy sporo damskich
intymności z zakresu wyboru kreacji wyjściowych i bielizny (często
również „wyjściowej”), higieny osobistej, używania irygatorów, podpasek,
tamponów, krążków i czopków, comiesięcznych przypadłości i paniki
w razie ich braku, „poprawiania” urody i figury, zapobiegania ciąży i chorobom
wenerycznym, flirtów, pożądań oraz wielkich, ale przemijających uczuć. Natomiast
moją „męską korzyścią” okazało się to, iż na stare lata dokładnie i ze
szczegółami poznałem dzieje i charakter kobiety, o której, mimo że
była ode mnie o pół wieku starsza, jako napalony małolat śniłem w okresie
dojrzewania. Myślę, że wtedy nie ja jeden. Ale też się nieco teraz rozczarowałem.
I to bynajmniej nie z powodu poznania rozwiązłego trybu życia Marleny
– to można seksownej, sławnej gwieździe filmowej wybaczyć. Rozczarowanie odczułem
z powodu jej stałej i silnej awersji do zwierząt domowych. Raz nawet,
przy okazji kolejnej przeprowadzki, kazała służbie uśmiercić posiadane przez
córkę psy. Na szczęście Maria temu zapobiegła i oddała zwierzaki do
schroniska, o czym przeczytałem z sympatią do autorki. Osobiście bowiem
niezmiernie lubię wszystko, co szczeka i miauczy.