Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych,
zdrowych Świąt Bożego Narodzenia. I znalezienia pod choinką prezentu –
najlepiej jakiejś dobrej książki o tematyce historycznej. Będzie mi
niezmiernie miło, jeśli w jej wyborze pomocny okaże się ten blog. A może
od razu wybierzecie Państwo tytuł, o którym poniżej? Jeśli tak, to już w najbliższych
dniach wypada odwiedzić księgarnię. I dołączyć tę książkę do na pewno już
nabytych „Dam Władysława Jagiełły”, o których pisałem w poprzednim tu
artykule.
Piotr
Zychowicz „Ukraińcy. Opowieści niepoprawne politycznie VI”
Dom
Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2022
Za
tydzień, akurat w Wigilię, upłynie już dziesięć miesięcy wojny
rosyjsko-ukraińskiej. Walka z rosyjskim agresorem na pewno przyciąga
zainteresowanie naszym wschodnim sąsiadem i jego historią. Od niedawna na rynku
księgarskim dostępna jest kolejna „niepoprawna politycznie” książka p. Piotra
Zychowicza, mojego ulubionego publicysty historycznego. Ulubionego, choć z małymi
wyjątkami - o czym nadmieniałem omawiając tu jego poprzednie książki.
Miewałem bowiem także nieco zastrzeżeń - można je poznać odnajdując wcześniejsze
recenzje w katalogach czytelni. Ale jeśli chodzi o tę jego ostatnią
książkę, to uwag krytycznych nie mam żadnych – ani do autora, ani wobec
wydawcy. Mimo że, jak wiedzą moi stali czytelnicy, bywam czepliwy – czy to w przypadku
dostrzeżenia błędów historycznych (faktograficznych), czy pisarskich edytorskich.
Jak również w przypadku stwierdzenia naciąganych komentarzy historycznych,
z którymi się nie zgadzam. Ale tym razem - chapeau bas!
Książka
pt. „Ukraińcy (…)” to zbiór tekstów dotyczących historii Ukrainy oraz
trudnych relacji polsko-ukraińskich na przestrzeni wieków, oczywiście ze
szczególnym uwzględnieniem wieku XX. Część I to 13 wywiadów
autora z uznanymi znawcami tematyki, głównie z profesorami historii. W częściach II-VI
odnajdujemy już autorskie eseje Pana Piotra, podparte literaturą historyczną
oraz jego własnymi badaniami źródeł (dokumentacji urzędowej, pamiętników, rozmów
ze świadkami epoki). Książka napisana jest emocjonalnie, teksty zawierają nieco
kolokwializmów, a odnosząc się do czasów przedrozbiorowych autor chwilami
pisze Sienkiewiczem. Czytelnika wychowanego na Trylogii to na pewno
przyciągnie! Lekturę wzbogaca interesująca dokumentacja fotograficzna. Autor
nie skrywa własnych opinii, z nostalgią odnosi się do niewykorzystanej
szansy, jaką obu narodom stwarzała unia hadziacka (1658). https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_hadziacka O psujących wspólną
historię politykach polskich i ukraińskich wyraża się bardzo krytycznie,
słusznie wieszając na nich psy. Pozytywne postacie historyczne również
wymienia. Przeprowadza analizę ważnych wydarzeń dziejowych, ale odnosi się też do
indywidualnych losów ludzi owymi wydarzeniami dotkniętych. Zauważa płynność tożsamości
narodowościowej na obszarach mieszanych etnicznie. W zależności od chwilowej
na danym terenie przewagi polityczno-militarnej, podawano się bądź za
Ukraińców, bądź za Polaków. Bariera językowa nie stanowiła przeszkody, na ogół
biegle posługiwano się obydwoma językami. We wsiach było to skutkiem więzi
sąsiedzkich, a nawet rodzinnych. Po wkroczeniu w 1944 r. Armii
Czerwonej na Wołyń i do Galicji Wschodniej niektórzy dotąd aktywni tam banderowcy,
chcąc uciec od odpowiedzialności, przyjmowali polskie nazwiska i ochotniczo
wstępowali do wojska gen. Zygmunta Berlinga. Nieliczni bywali rozpoznani,
aresztowani i skazani (otrzymywali wyroki śmierci lub zsyłki do łagru). A ilu
się „udało” i po wojnie, jeśli ją przeżyli, urządzili się jako Polacy na
naszych tzw. ziemiach odzyskanych? Autor dowodzi też, iż historii nie można
podzielić na czarną i białą, gdyż pomiędzy tymi skrajnymi kolorami występuje
cała gama odcieni szarości. Przykładem niech tu będzie rozdział o istriebitielnych
batalionach (str. 391-401). Kto wie, co to zacz, ręka do góry! Lasu
podniesionych rąk nie widzę. Ja wiedziałem, chociaż pewne szczegóły (i konkretne
przypadki) poznałem dopiero dzięki tej książce. Za to nie miałem pojęcia o idiotycznej
postawie politycznej naszego rządu w latach 1932 i 1933 odnośnie
Wielkiego Głodu na Ukrainie. Polscy przywódcy państwowi, zamiast owe wydarzenia
nagłaśniać w kraju oraz informować o nich cały świat, zachowywali się
niczym użyteczni idioci (ściśle wg terminologii Włodzimierza Lenina).
Alarmujący warszawską centralę akredytowani w ZSRR nasi dyplomaci oraz
działający tam oficerowie polskiego wywiadu bywali karceni za podawanie
wyolbrzymionych, niesprawdzonych i tylko jakichś jednostkowych informacji!
Prasie nałożono kaganiec cenzury, nie pozwalając rzetelnie i obszernie pisać
o szalejącym tuż za granicą Hołodomorze, ogarniającym przecież także
mniejszość polską na radzieckiej Ukrainie. A wszystko to w imię
dobrej polityki sąsiedzkiej z ZSRR, opartej na właśnie zawartym dn. 25 lipca
1932 r. Pakcie Nieagresji między Rzecząpospolitą Polską a Związkiem
Socjalistycznych Republik Rad (Dz.U. z 1932 r. Nr 115, poz. 951;
pełny tekst tego paktu można odnaleźć w ISAP na
internetowej stronie sejmu).
Jak
już nadmieniłem, książka traktuje o bardzo trudnych relacjach
polsko-ukraińskich. Z uwagi na trwającą wojnę i towarzyszące jej
społeczne emocje wolałbym się tu do nich szczegółowo nie odnosić. W naszym
kraju nie brak osób nadal spoglądających na naród ukraiński głównie przez
pryzmat Wołynia 1943. Jest to m.in. efektem przemilczeń lub relatywizacji
tych wydarzeń w historiografii ukraińskiej. Nie chcę tu przypominać szeregu
konkretnych działań przynoszących wstyd i hańbę niestety również i polskiej
stronie konfliktu. W Internecie nie brak wszak trolli gotowych
tendencyjnie wyrywać całe zdania z kontekstu – jedne (trolle) czynią to z niewiedzy
i przyrodzonej głupoty, inne na polityczne zamówienie; często
zresztą jedno nie wyklucza drugiego. Od razu więc odsyłam Państwa do
lektury książki p. Piotra Zychowicza, który – starając się przedstawić
całokształt naszej wspólnej z Rusinami-Ukraińcami historii – nie pominął
wydarzeń najbardziej nawet tragicznych. Opisał i skomentował je neutralnie,
tj. nie sytuując się w pozycji ani ukrainofoba, ani ukrainofila. Przez
jego teksty przebija natomiast sympatia wobec koncepcji federalistycznej i do
poglądów politycznych międzywojennego obozu konserwatywnego, z odwołaniem
do publicystyki Adolfa Bocheńskiego. Podzielam to spojrzenie. Napisałem o tym
omawiając książkę Adolfa Bocheńskiego pt. „Imperializm państwowy. Wybór
pism” (Ośrodek Myśli Politycznej i Muzeum Historii Polski,
Kraków-Warszawa 2015). Dostęp poprzez odpowiedni katalog (autorski lub
tematyczny 1).
PS.
W rozdziale pt. „Esesman na Ukrainie” (str. 265-275) autor
nawiązuje do wspomnień Ericha Stahla, nie podając jednakże tytułu publikacji. Wyjaśniam,
iż chodzi o książkę Ericha Stahla pt. „Przeszedłem piekło
z Waffen-SS na froncie wschodnim” (Wydawnictwo Vesper,
Czerwonak 2019). Była już omówiona na blogu, do recenzji można dotrzeć
poprzez odpowiedni katalog (autorski lub tematyczny 7).