sobota, 17 grudnia 2022

„Ukraińcy. Opowieści niepoprawne politycznie VI”. Autor: Piotr Zychowicz

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wesołych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia. I znalezienia pod choinką prezentu – najlepiej jakiejś dobrej książki o tematyce historycznej. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli w jej wyborze pomocny okaże się ten blog. A może od razu wybierzecie Państwo tytuł, o którym poniżej? Jeśli tak, to już w najbliższych dniach wypada odwiedzić księgarnię. I dołączyć tę książkę do na pewno już nabytych „Dam Władysława Jagiełły”, o których pisałem w poprzednim tu artykule.

Piotr Zychowicz „Ukraińcy. Opowieści niepoprawne politycznie VI”

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2022

Za tydzień, akurat w Wigilię, upłynie już dziesięć miesięcy wojny rosyjsko-ukraińskiej. Walka z rosyjskim agresorem na pewno przyciąga zainteresowanie naszym wschodnim sąsiadem i jego historią. Od niedawna na rynku księgarskim dostępna jest kolejna „niepoprawna politycznie” książka p. Piotra Zychowicza, mojego ulubionego publicysty historycznego. Ulubionego, choć z małymi wyjątkami - o czym nadmieniałem omawiając tu jego poprzednie książki. Miewałem bowiem także nieco zastrzeżeń - można je poznać odnajdując wcześniejsze recenzje w katalogach czytelni. Ale jeśli chodzi o tę jego ostatnią książkę, to uwag krytycznych nie mam żadnych – ani do autora, ani wobec wydawcy. Mimo że, jak wiedzą moi stali czytelnicy, bywam czepliwy – czy to w przypadku dostrzeżenia błędów historycznych (faktograficznych), czy pisarskich edytorskich. Jak również w przypadku stwierdzenia naciąganych komentarzy historycznych, z którymi się nie zgadzam. Ale tym razem - chapeau bas!

Książka pt. „Ukraińcy (…)” to zbiór tekstów dotyczących historii Ukrainy oraz trudnych relacji polsko-ukraińskich na przestrzeni wieków, oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem wieku XX. Część I to 13 wywiadów autora z uznanymi znawcami tematyki, głównie z profesorami historii. W częściach II-VI odnajdujemy już autorskie eseje Pana Piotra, podparte literaturą historyczną oraz jego własnymi badaniami źródeł (dokumentacji urzędowej, pamiętników, rozmów ze świadkami epoki). Książka napisana jest emocjonalnie, teksty zawierają nieco kolokwializmów, a odnosząc się do czasów przedrozbiorowych autor chwilami pisze Sienkiewiczem. Czytelnika wychowanego na Trylogii to na pewno przyciągnie! Lekturę wzbogaca interesująca dokumentacja fotograficzna. Autor nie skrywa własnych opinii, z nostalgią odnosi się do niewykorzystanej szansy, jaką obu narodom stwarzała unia hadziacka (1658). https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_hadziacka O psujących wspólną historię politykach polskich i ukraińskich wyraża się bardzo krytycznie, słusznie wieszając na nich psy. Pozytywne postacie historyczne również wymienia. Przeprowadza analizę ważnych wydarzeń dziejowych, ale odnosi się też do indywidualnych losów ludzi owymi wydarzeniami dotkniętych. Zauważa płynność tożsamości narodowościowej na obszarach mieszanych etnicznie. W zależności od chwilowej na danym terenie przewagi polityczno-militarnej, podawano się bądź za Ukraińców, bądź za Polaków. Bariera językowa nie stanowiła przeszkody, na ogół biegle posługiwano się obydwoma językami. We wsiach było to skutkiem więzi sąsiedzkich, a nawet rodzinnych. Po wkroczeniu w 1944 r. Armii Czerwonej na Wołyń i do Galicji Wschodniej niektórzy dotąd aktywni tam banderowcy, chcąc uciec od odpowiedzialności, przyjmowali polskie nazwiska i ochotniczo wstępowali do wojska gen. Zygmunta Berlinga. Nieliczni bywali rozpoznani, aresztowani i skazani (otrzymywali wyroki śmierci lub zsyłki do łagru). A ilu się „udało” i po wojnie, jeśli ją przeżyli, urządzili się jako Polacy na naszych tzw. ziemiach odzyskanych? Autor dowodzi też, iż historii nie można podzielić na czarną i białą, gdyż pomiędzy tymi skrajnymi kolorami występuje cała gama odcieni szarości. Przykładem niech tu będzie rozdział o istriebitielnych batalionach (str. 391-401). Kto wie, co to zacz, ręka do góry! Lasu podniesionych rąk nie widzę. Ja wiedziałem, chociaż pewne szczegóły (i konkretne przypadki) poznałem dopiero dzięki tej książce. Za to nie miałem pojęcia o idiotycznej postawie politycznej naszego rządu w latach 1932 i 1933 odnośnie Wielkiego Głodu na Ukrainie. Polscy przywódcy państwowi, zamiast owe wydarzenia nagłaśniać w kraju oraz informować o nich cały świat, zachowywali się niczym użyteczni idioci (ściśle wg terminologii Włodzimierza Lenina). Alarmujący warszawską centralę akredytowani w ZSRR nasi dyplomaci oraz działający tam oficerowie polskiego wywiadu bywali karceni za podawanie wyolbrzymionych, niesprawdzonych i tylko jakichś jednostkowych informacji! Prasie nałożono kaganiec cenzury, nie pozwalając rzetelnie i obszernie pisać o szalejącym tuż za granicą Hołodomorze, ogarniającym przecież także mniejszość polską na radzieckiej Ukrainie. A wszystko to w imię dobrej polityki sąsiedzkiej z ZSRR, opartej na właśnie zawartym dn. 25 lipca 1932 r. Pakcie Nieagresji między Rzecząpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Rad (Dz.U. z 1932 r. Nr 115, poz. 951; pełny tekst tego paktu można odnaleźć w ISAP na internetowej stronie sejmu).

Jak już nadmieniłem, książka traktuje o bardzo trudnych relacjach polsko-ukraińskich. Z uwagi na trwającą wojnę i towarzyszące jej społeczne emocje wolałbym się tu do nich szczegółowo nie odnosić. W naszym kraju nie brak osób nadal spoglądających na naród ukraiński głównie przez pryzmat Wołynia 1943. Jest to m.in. efektem przemilczeń lub relatywizacji tych wydarzeń w historiografii ukraińskiej. Nie chcę tu przypominać szeregu konkretnych działań przynoszących wstyd i hańbę niestety również i polskiej stronie konfliktu. W Internecie nie brak wszak trolli gotowych tendencyjnie wyrywać całe zdania z kontekstu – jedne (trolle) czynią to z niewiedzy i przyrodzonej głupoty, inne na polityczne zamówienie; często zresztą jedno nie wyklucza drugiego. Od razu więc odsyłam Państwa do lektury książki p. Piotra Zychowicza, który – starając się przedstawić całokształt naszej wspólnej z Rusinami-Ukraińcami historii – nie pominął wydarzeń najbardziej nawet tragicznych. Opisał i skomentował je neutralnie, tj. nie sytuując się w pozycji ani ukrainofoba, ani ukrainofila. Przez jego teksty przebija natomiast sympatia wobec koncepcji federalistycznej i do poglądów politycznych międzywojennego obozu konserwatywnego, z odwołaniem do publicystyki Adolfa Bocheńskiego. Podzielam to spojrzenie. Napisałem o tym omawiając książkę Adolfa Bocheńskiego pt. „Imperializm państwowy. Wybór pism” (Ośrodek Myśli Politycznej i Muzeum Historii Polski, Kraków-Warszawa 2015). Dostęp poprzez odpowiedni katalog (autorski lub tematyczny 1).

PS. W rozdziale pt. „Esesman na Ukrainie” (str. 265-275) autor nawiązuje do wspomnień Ericha Stahla, nie podając jednakże tytułu publikacji. Wyjaśniam, iż chodzi o książkę Ericha Stahla pt. „Przeszedłem piekło z Waffen-SS na froncie wschodnim” (Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2019). Była już omówiona na blogu, do recenzji można dotrzeć poprzez odpowiedni katalog (autorski lub tematyczny 7).