Pochmurne dni
listopadowe. Za nami smutne święta. Przez ostatnie dni chodziliśmy poważni i
ponurzy.
Może czas się
więc wreszcie rozerwać i nieco pośmiać?
Timur Vermes „On
wrócił”.
Wydawca: Grupa
Wydawnicza Foksal Sp. z o.o., Warszawa 2014.
Lato
2011 r. W Berlinie na niezabudowanej parceli budzi się Adolf Hitler. Dokładnie
w takim stanie, w jakim był dn. 30 kwietnia 1945 r. tuż przed samobójczą
śmiercią i spaleniem jego zwłok. Ubrany w mundur jeszcze śmierdzący benzyną. Ma
nadal 56 lat, a nie 122, jak by wynikało z wieku liczonego od dnia narodzin.
Nie
ukrywa, kim jest. Robi oszałamiającą karierę medialną. I to w mediach
liberalnych, kosmopolitycznych, bynajmniej nie neonazistowskich. Wszyscy
uważają go bowiem za świetnego parodystę, który nawet nie musi przygotowywać
swoich tekstów, lecz je wygłasza improwizując. A on tylko (i aż) jest po prostu
sobą!
Natomiast
neonaziści widzą w nim Żyda, który zrobił sobie doskonałą operację plastyczną,
aby kompromitować ich ruch, więc spuszczają mu ciężki łomot.
Książka
dość zabawna, w Niemczech była wręcz sezonowym hitem wydawniczym. U nas tak jej
nie odebrano - z jednej podstawowej przyczyny. Nie chodzi tu bowiem o
złowrogość jej „bohatera”, lecz o to, iż jest to powieść „z kluczem”, tj.
zawierająca mnóstwo odniesień i aluzji do współczesnych postaci ze środowiska
społeczno-politycznego Niemiec. Trzeba by tam mieszkać i żyć, aby rozpoznawać
osoby wszystkich VIP-ów i innych tzw. celebrytów, tak bardzo irytujących Adolfa
Hitlera. To dokładnie tak, jakby u nas pojawił się nagle np. żyjący marszałek
Józef Piłsudski i komentował wypowiedzi oraz zachowania współczesnych polskich
polityków i dziennikarzy. My byśmy się przednie ubawili, ale już za granicą
niewiele by z tego zrozumiano.
Przeczytać
jednak można, lektura bynajmniej nie nudzi. Autor wiernie odwzorowuje sposób
myślenia i w ogóle logikę Hitlera, co współcześnie bardziej dziwi i śmieszy niż
przeraża. Ponadto bardzo zabawne jest zetknięcie Hitlera ze współczesną
techniką, głównie komputerami (jakimiś telewizorami, przed którymi stoją
maszyny do pisania bez wałków) i Internetem. Ale spokojnie - Wódz sobie i z tym
poradził, a z czasem nawet założył własny portal internetowy.
Nie
przypuszczam, aby autorowi przyświecał jakiś inny cel niż satyryczny. To
Niemiec pochodzenia tureckiego, a więc chyba nieobciążony genetycznie nazizmem.