I następny
19-latek udaje się z Wehrmachtem na Ostfront.
Guenter K.
Koschorrek „Krwawy śnieg”.
Wydawnictwo
Vesper, Poznań 2012.
Literatura
pamiętnikarska pola walki. Wspomnienia młodego żołnierza (rocznik 1923) z lat
1942-1945, przekonanego, że walczy za ojczyznę i raczej niezaprzątającego sobie
głowy zawiłościami natury politycznej.
Jesienią
1942 r., po przeszkoleniu, autor wyrusza na front wschodni. Jego jednostka
zostaje skierowana do Stalingradu, co młody Guenter przyjmuje z entuzjazmem.
Wprost nie może się doczekać końca długiej podróży, tak mu spieszno na front
pod Stalingradem.
Rzecz
nietypowa - pomimo młodego wieku Guenter prowadzi pamiętnik, choć jest to w
wojsku formalnie zabronione. Posłuży mu on po latach do napisania tej książki.
W
jego wspomnieniach odnajdujemy bardzo realistyczne opisy życia w okopach
pierwszej linii frontu, oczywiście z uwypukleniem staczanych walk. Widziane
oczyma cekaemisty, jako że autor - narrator obsługuje karabin maszynowy.
Pełni
służbę głównie na froncie wschodnim, choć nie tylko. Wojenne losy rzucają go
również do Francji, Włoch i Danii.
W
życiu ma olbrzymie szczęście - dwa razy udaje mu się umknąć prawie pewnej śmierci.
Pierwszy raz ucieka spod jej kosy pod Stalingradem, gdy – jako ranny żołnierz –
zostaje w grudniu 1942 r. odtransportowany na tyły. Drugi raz tuż po
zakończeniu wojny, gdy cudem wywinął się od włączenia go do kontyngentu jeńców
wojennych wywożonych do ZSRR.
W
życiu osobistym już mu tak szczęście nie dopisuje. Po wojnie porzuca go żona –
dla okupacyjnego żołnierza amerykańskiego, z którym następnie wyjeżdża do USA,
po rozwodzie zabierając tam także dziecko Guentera. Autor swoją córkę ujrzy
dopiero po kilkudziesięciu latach, gdy (cyt., str. 10) „założyła już własną
rodzinę i zdążyła zrobić mnie dziadkiem. I to dwukrotnie.”.
W
książce znajdziemy dużo informacji o okrucieństwie żołnierzy radzieckich, ale za
to nic o głównej tego przyczynie, czyli o faktycznym postępowaniu Niemców na
okupowanych terytoriach. Ani mru-mru o Holokauście czy o innych zbrodniach na ludności
cywilnej i jeńcach wojennych. Autor coś tam tylko bąka o sadystycznych
skłonnościach niektórych swoich kolegów dobijających rannych żołnierzy
radzieckich.
Czyli
– przemilczeń cała masa. Ale kłamstw propagandowych nie ma, Guenter niewygodne
tematy po prostu pomija.
Polska
i Polacy na kartach książki pojawiają się bardzo rzadko i tylko w tle.
Osobiście mało mnie szlag nie trafił, gdy na str. 131 przeczytałem (cyt.)
„Letnie wakacje [1943 r.; K.R.] spędziłem w wojskowym domu wypoczynkowym dla
ozdrowieńców w Radomiu w Generalnym Gubernatorstwie. Czas minął miło i
odzyskałem pełnię sił. Pogoda była piękna, więc się opaliłem.”.
Radom
to miasto, w którym spędziłem dzieciństwo i wczesną młodość (do matury). Teraz
też tam bardzo często (z powodów rodzinnych) jeżdżę. Może uda mi się
zlokalizować budynek, w którym mieścił się ów „wojskowy dom wypoczynkowy dla
ozdrowieńców”.