środa, 2 listopada 2016

„Zigzag. (...)". Autor: Nicholas Booth

Teraz nieco o froncie zachodnim II wojny światowej. A konkretnie – o wielkiej akcji dezinformacyjnej mającej zmylić Niemców co do miejsca inwazji na kontynent.

Nicholas Booth „Zigzag. Niewiarygodne wojenne przygody podwójnego agenta Eddiego Chapmana”. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008.

Już sam podtytuł książki dokładnie informuje, czyje losy ona przedstawia. Należy jednak koniecznie dodać, iż autor nie poprzestaje na tytułowych „wojennych przygodach”, lecz chronologicznie i dość szczegółowo przedstawia pełną biografię Arnolda Edwarda Chapmana (1914-1997) – angielskiego kryminalnego przestępcy i tajnego agenta. A przy tym charyzmatycznego i bardzo inteligentnego człowieka, choć formalnie bez nawet średniego wykształcenia.
Książkę można określić mianem powieści biograficznej i (zarazem) reportażu historycznego. Do jej napisania autor wykorzystał wszystkie dostępne źródła – wcześniejsze autobiograficzne opracowania samego Chapmana, odtajnione akta brytyjskich służb specjalnych oraz relacje świadków epoki, w tym członków rodziny i znajomych tytułowego bohatera. Wszystko to zostało udokumentowane w umieszczonym na końcu książki obszernym rozdziale pt. „Spis źródeł”.

Ale przejdźmy od formy do treści.
Brytyjski kontrwywiad w czasie II wojny światowej był – na odcinku niemieckim – niezwykle skuteczny. Abwehrze nie udało się umieścić na wyspie ani jednego agenta, który z powodzeniem prowadziłby tam działalność szpiegowską i dywersyjno-sabotażową. Mimo że wielu z nich zrzucono nad Anglią na spadochronach lub wysadzono na ląd z łodzi podwodnych. Na każdego agenta oczekiwał jednak angielski „komitet powitalny”, który przedstawiał schwytanemu szpiegowi „propozycję nie do odrzucenia”: służbę dla rządu JKM w roli podwójnego agenta, czyli dezinformatora pierwotnych, niemieckich mocodawców. Alternatywą było tylko rychłe rozstrzelanie - nie uniknęli go odmawiający współpracy lub uznani za nienadających się do roli podwójnych agentów.
Bohaterowie doskonałych powieści sensacyjnych pt. „Igła” Kena Folleta oraz pt. „Ostatni szpieg Hitlera” Daniela Silvy pełnią tu rolę wyjątków tylko potwierdzających ww. regułę.

Dziś już wiemy, że było to możliwe dzięki deszyfrującej Enigmie. Kontrwywiad brytyjski orientował się co do daty i miejsca przybycia nieproszonego gościa. Odpowiednio wcześniej opracowywano plan ujęcia go, licząc przy tym (bardzo słusznie) na współpracę miejscowego społeczeństwa, skutecznie uwrażliwionego na obecność na swoim terenie osób „obcych”.

Także i Eddiego Chapmana już oczekiwano w Anglii w grudniu 1942 r., alarmując odpowiednie służby, z lokalną policją włącznie. Zupełnie niepotrzebnie. Chapman zgłosił się sam, natychmiast po wylądowaniu na spadochronie. Pomimo iż nic nie wskazywało na grożące mu niebezpieczeństwo - wylądował na odludziu, przez nikogo nie zauważony.
Dalszych perypetii nie będę opisywał, byłoby to streszczenie książki. Wspomnę tylko, że był tak wiarygodny w dezinformacji Niemców, iż ci w 1944 r. ponownie zrzucili go na spadochronie nad Anglią. Bo w międzyczasie, po „wykonaniu zadania”, Chapman zdążył powrócić do kolegów z Abwehry.
Tak – kolegów. Bowiem z Niemcami, wobec których grał podwójną rolę, był bardziej zaprzyjaźniony niż z faktycznymi angielskimi mocodawcami. I oni traktowali go, także w wymiarze finansowym, daleko lepiej niż służby brytyjskie. O tym także jest omawiana książka.

Na zakończenie o polonicach. Są dwa. Pierwsze to wzmianka o innym podwójnym agencie – Polaku Czerniawskim, pseudonim Brutus. Osobiście nie zetknął się ani nie współpracował z Chapmanem. Autor wspomina o nim tylko przy okazji omawiana skuteczności ściśle tajnego brytyjskiego systemu podwójnych agentów.
Drugie „polonica” to zadanie, jakie tuż po wojnie służby brytyjskie zleciły Chapmanowi. Włamanie do polskiej ambasady w Londynie i wyniesienie z niej jakichś dokumentów. Chapman dobrze wywiązał się i z tego służbowego obowiązku. Niestety autor nie informuje, jakie to były dokumenty i czego dotyczyły. Polski wydawca książki również tego zaniedbał (aż się prosi o stosowny przypis). Możemy się więc zastanawiać, czy były to tajne dokumenty wywiadowcze, których Anglicy nie chcieli pozostawić w posiadaniu władz Polski już Ludowej. A może chodziło o tajne zobowiązania rządu JKM wobec Polski, podjęte w okresie wcześniejszym?

I jeszcze jedna refleksja. Wielka szkoda, iż angielski kontrwywiad był tak piekielnie doskonały tylko na odcinku niemieckim. A nie na radzieckim. Przez wiele lat brytyjskie służby specjalne były skutecznie penetrowane przez „Piątkę z Cambridge”. Gdyby nie to zaniedbanie, może historia Polski potoczyłaby się inaczej. Kim Philby najprawdopodobniej maczał palce w tzw. katastrofie gibraltarskiej, w której zginął gen. Sikorski. Przebywał w tych dniach (początek lipca 1943 r.) na Gibraltarze. Lecący do Moskwy radziecki ambasador Majski również (w jego ekipie na pewno znajdowali się też tajni agenci). Ale to już zupełnie inna historia. O tym tylko tak, niejako przy okazji.