wtorek, 25 października 2016

„Przystanek Moskwa. Niemiecki lekarz na froncie wschodnim 1941-1942”. Autor: Heinrich Haape

No i jeszcze ten Ostfront. Ależ ja się go uczepiłem!

Heinrich Haape „Przystanek Moskwa. Niemiecki lekarz na froncie wschodnim 1941-1942”.
Wydawca KATMAR sp. z o.o., Gdańsk 2015.

Literatura tzw. wspomnieniowa. Autor żył w ciekawych czasach, był świadkiem i zarazem uczestnikiem wydarzeń określonych w tytule książki.
Poznajemy piekło wojny we frontowych okopach. Ataki radzieckiej piechoty, czołgów, artylerii i lotnictwa. Błoto, śnieg, mróz, odmrożenia, wszy, tyfus, dezynteria. Wszystko to bardzo realistycznie zapisywane we wspomnieniach, wówczas młodego (rocznik 1910) lekarza wojskowego, bohatera wojennego. Na karty tej książki zaś przez niego przelane dopiero kilkanaście lat po wojnie.
Ci, którzy lubią literaturę pola walki, na pewno się nie rozczarują. Otrzymają obraz najpierw ofensywy Wehrmachtu na Moskwę w 1941 r., a później odwrotu zimą 1941/1942, okupionego bardzo ciężkimi stratami. Wojna widziana z perspektywy oficera batalionu piechoty, stacjonującego w pierwszej linii okopów.

Autor nie kłamie i nie koloryzuje. Ale czy jest szczery? Nie do końca. Wiele drażliwych spraw, jak chociażby postępowanie z cywilną ludnością żydowską czy z radzieckimi jeńcami wojennymi, po prostu przemilcza. Geopolityki w jego wspomnieniach też jest malutko. Wskazuje doskonałe przygotowanie ZSRR do wojny, mocno nadwyrężone zaskakującym, wyprzedzającym atakiem ze strony Niemiec. Zżyma się na krótkowzroczną politykę okupacyjną, zrażającą do Niemców ludność podbitych terenów. Wielbicielem Hitlera i nazizmu na pewno nie jest. Ale jako opozycjonista wobec systemu, choćby tylko bierny, też się nie prezentuje.
Nade wszystko pozostaje bowiem zdyscyplinowanym oficerem Wehrmachtu i wiernym towarzyszem broni swoich kolegów z batalionu. A zdecydowana większość tych kolegów pada w boju, co H. Haape dokładnie opisuje.

Autor przemilcza również sposób, jak udało mu się „wyreklamować” z okopów frontu wschodniego i uzyskać w 1943 r. skierowanie do jednostki artylerii stacjonującej na zachodzie. Czytelnik dowiaduje się o tym fakcie dopiero z krótkiego CV autora, zamieszczonego na tylnej stronie okładki książki. I od tegoż tekstu radzę rozpocząć lekturę – od razu poznamy, kto tworzy narrację.

Poloniców we wspomnieniach Heinricha Haape zupełnie brak. Tyle tylko, że autor – przejeżdżając przez nasz kraj – wyraża się o nim „Polska”, a nie „Generalna Gubernia”. Ponadto jednym z raczej negatywnych bohaterów książki jest pochodzący z Prus Wschodnich oficer Wehrmachtu o nazwisku „Bolski”, przekornie przezywany przez kolegów „Polski” i wtedy zaciekle podkreślający swoją stuprocentową niemieckość. Ale to tylko taki epizodzik, ów niepolski Bolski wkrótce pada w boju i znika z kart wspomnień.