Maciej
Gablankowski [red.] „Lech. Leszek. Wygrać wolność. Lech Wałęsa i Leszek
Balcerowicz w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską”
Wydawnictwo Znak
Horyzont, Kraków 2019
Tytułowi
panowie rozmawiają ze sobą (głównie) oraz z panią Katarzyną, inicjującą i pogłębiającą
niektóre wątki ich rozmowy, a także przypominającą im konsekwencje
przemian zachodzących w naszym kraju w latach 1988-1992, widziane oczami
zwykłych, szarych ludzi.
Lech
Wałęsa i Leszek Balcerowicz cierpliwie dowodzą słuszności swoich poczynań.
I mają po stokroć rację. Czytelnik, nawet ten niebędący ich politycznym
sympatykiem, powinien to sobie uzmysłowić na podstawie realiów tamtego okresu, dziś
już historycznych. Bo na decyzje z przełomu lat 80. i 90.
ub. wieku należy spojrzeć przez pryzmat ówczesnych realnych możliwości
polityczno-społeczno-ekonomicznych.
Metody
przyjęte wówczas przez nowe siły rządzące Polską były odmienne w polityce
i gospodarce.
W polityce postępowano
bardzo ostrożnie i ewolucyjnie. Istniał bowiem jeszcze upadający
Związek Radziecki mający bazy wojskowe w Polsce i NRD. Ten jego
upadek też nie był zresztą w 100% przesądzony. Jaką przyjęto by tam
strategię polityczną w razie powodzenia tzw. puczu Janajewa (lipiec 1991)?
Pytanie dość retoryczne. Poza tym, siłom jeszcze rządzącym w 1989 r. w NRD
i Czechosłowacji bardzo, ale to bardzo nie podobały się polskie reformy
demokratyczne. W celu ich wspólnego stłumienia czekano tylko na gwizdek z Moskwy.
Krwawe chińskie rozwiązanie (czerwiec 1989) dawało tu odpowiedni przykład.
Sytuacja
wewnętrzna też nie była klarowna. Około dwumilionowa PZPR uszanowała przecież wynik
wyborów i oddawała władzę dobrowolnie !!! Członkowie tej partii,
liczni jej etatowi działacze, żołnierze zawodowi, milicjanci, esbecy, pracownicy
administracji i wymiaru sprawiedliwości nie zgodziliby się zostać z dnia
na dzień obywatelami drugiej czy trzeciej kategorii. Swego czasu Jaruzelski i Kiszczak
sporo się „nagimnastykowali” przekonując podległy aparat partyjno-państwowy do
Okrągłego Stołu i jego ustaleń. Akcentując konieczność ewolucyjnego
i pokojowego charakteru polskiej transformacji Prezydent USA George Bush
senior w 1989 r. poparł kandydaturę gen. Wojciecha Jaruzelskiego
na Prezydenta RP.
Na
szczęście więc nie popełniliśmy błędów z listopada 1830 r. i stycznia
1863 r. Bo w tamtych, bardziej odległych już historycznie czasach,
idąc na całość, wyraźnie przeszarżowaliśmy. Wykreowaliśmy kolejnych bohaterów
narodowych, ale daliśmy równie wielki co niepotrzebny upust krwi i utraciliśmy
posiadane choć ograniczone swobody polityczne.
Czy
w 1989 roku miało w Polsce dojść do wojny domowej, w którą
„ochoczo” włączyłyby się (a nawet ją zainspirowały) państwa ościenne,
tylko przy medialnym lamencie i sankcjach gospodarczych ze strony Zachodu?
Powyższe
absolutnie nie oznacza, iż obóz Lecha Wałęsy potulnie przystawał na propozycje
generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Po wygranych przez
Solidarność czerwcowych wyborach uniemożliwiono Kiszczakowi sformowanie rządu,
a następnie rozbito peerelowską koalicję PZPR+ZSL+SD, tworząc we wrześniu
1989 r. pierwszy niekomunistyczny rząd z premierem Tadeuszem
Mazowieckim na czele. O realizacji przedsięwzięcia „Wasz prezydent, nasz
premier” opowiada główny tego kreator– Lech Wałęsa.
W gospodarce
natomiast – terapia szokowa. Leszek Balcerowicz opowiada, jak jeszcze w latach 80.
wraz z zespołem współpracowników przygotował teoretyczne podwaliny pod
transformację społeczno-ekonomiczną, nie wierząc wtedy, iż powstaną warunki do
jej przeprowadzenia. Potem więc już tylko przekuwał tę teorię w pionierską
praktykę, do czego potrzebował trzech ważnych czynników:
1)
politycznego,
rządowego wsparcia ze strony premierów Mazowieckiego i Bieleckiego,
2)
poparcia,
a przynajmniej nie przeszkadzania przez Lecha Wałęsę, mającego wówczas posłuch
u większości społeczeństwa,
3)
własnego
zdecydowania i odporności na stres, umiejętności pokonywania trudności
piętrzonych przed nim przez dyletanckich i (lub) demagogicznych
przeciwników politycznych.
O powyższej
„triadzie” panowie Lech i Leszek szczegółowo rozprawiają, teraz zapewne
już z nostalgią. Obszernie nawiązują również do działań na arenie
międzynarodowej. Lech Wałęsa wspomina swoje historyczne wystąpienie przed
Kongresem USA, a także jak potrafił przeprowadzić „przez bufet” sporną
sprawę z Prezydentem Rosji Borysem Jelcynem. Leszek Balcerowicz opowiada o skutecznych
staraniach mających na celu nie tylko redukcję polskiego długu zagranicznego,
ale też pozyskanie funduszu zabezpieczającego wymienialność złotówki na
zachodnie waluty.
Osobiście
nie neguję, iż wdrożona w latach 90. ub. wieku transformacja
gospodarcza spowodowała, że wielu osobom nagle świat się na głowę zawalił.
Stanęły przed widmem bezrobocia, niewypłacalności własnych zobowiązań, nawet wobec
braku środków na życie. Pojawiły się w Polsce rzesze bezdomnych, zjawisko
w PRL w zasadzie nieznane. W nocy strach się jest po mieście
poruszać. Sam zostałem napadnięty na tle rabunkowym przez dwóch zbirów na warszawskiej
ul. Grójeckiej w okolicach Placu Zawiszy (w 2002 r.). W latach
90-tych dwie osoby znane mi z widzenia (sąsiedzi z budynku) popełniły
samobójstwo z powodu utraty pracy, niemożności płacenia za mieszkanie
spółdzielcze, groźby eksmisji i nachodzenia ich przez komornika. Podobnych
sytuacji zapewne było więcej. Opisywanie negatywnego (ale
i pozytywnego !) wpływu reformy ekonomicznej, zainicjowanej
i zrealizowanej przez Leszka Balcerowicza, na indywidualne życiorysy, to problem
zbyt złożony, aby się tu dziś nim zajmować.
Należy
natomiast przyznać, iż owa „końska kuracja” uzdrowiła ciężko chorego pacjenta,
jakim była polska gospodarka odziedziczona po peerelowskich ekonomicznych dyletantach
i doktrynerach (nie mam tu na myśli
ostatniego premiera PRL Mieczysława Rakowskiego i jego ministra
Mieczysława Wilczka). Nasi wschodni sąsiedzi również odrzucili nieefektywny
ustrój społeczno-ekonomiczny, ale drogą wytyczoną wówczas przez Balcerowicza
nie poszli. I co? Ich gospodarki drepczą w miejscu, a oni sami
są u nas gastarbeiterami. Od spotykanych Ukraińców nieraz słyszę, że „Wam
się udało, a nam nie.”.
Reasumując
– osoby dziś już starsze, a w tamtych latach interesujące się polityką
i ją rozumiejące, z tej książki już raczej niczego nowego się nie
dowiedzą (poza drobnymi szczegółami
biograficznymi LW i LB oraz z tzw. kuchni politycznej). Natomiast
przeżyją to wszystko (w myślach) jeszcze raz, przy okazji oceniając własne
ówczesne poglądy i zachowania, oraz wspominając (dobrze lub źle) losy
swoje i rodziny w latach 90-tych, czyli przebieg takiej osobistej,
indywidualnej transformacji ustrojowej (w skali mikro).
Za
to osoby młodsze naprawdę mają szansę znacznie poszerzyć i uporządkować wiedzę
historyczną. Lektura książki da im okazję poznania historii polskiej transformacji
– przystępnie, ciekawie i bezpośrednio opowiedzianej przez jej czołowych kreatorów
i uczestników.