środa, 20 listopada 2019

„Lech. Leszek. Wygrać wolność. Lech Wałęsa i Leszek Balcerowicz w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską”


Maciej Gablankowski [red.] „Lech. Leszek. Wygrać wolność. Lech Wałęsa i Leszek Balcerowicz w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską”
Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2019

Tytułowi panowie rozmawiają ze sobą (głównie) oraz z panią Katarzyną, inicjującą i pogłębiającą niektóre wątki ich rozmowy, a także przypominającą im konsekwencje przemian zachodzących w naszym kraju w latach 1988-1992, widziane oczami zwykłych, szarych ludzi.
Lech Wałęsa i Leszek Balcerowicz cierpliwie dowodzą słuszności swoich poczynań. I mają po stokroć rację. Czytelnik, nawet ten niebędący ich politycznym sympatykiem, powinien to sobie uzmysłowić na podstawie realiów tamtego okresu, dziś już historycznych. Bo na decyzje z przełomu lat 80. i 90. ub. wieku należy spojrzeć przez pryzmat ówczesnych realnych możliwości polityczno-społeczno-ekonomicznych.

Metody przyjęte wówczas przez nowe siły rządzące Polską były odmienne w polityce i gospodarce.

W polityce postępowano bardzo ostrożnie i ewolucyjnie. Istniał bowiem jeszcze upadający Związek Radziecki mający bazy wojskowe w Polsce i NRD. Ten jego upadek też nie był zresztą w 100% przesądzony. Jaką przyjęto by tam strategię polityczną w razie powodzenia tzw. puczu Janajewa (lipiec 1991)? Pytanie dość retoryczne. Poza tym, siłom jeszcze rządzącym w 1989 r. w NRD i Czechosłowacji bardzo, ale to bardzo nie podobały się polskie reformy demokratyczne. W celu ich wspólnego stłumienia czekano tylko na gwizdek z Moskwy. Krwawe chińskie rozwiązanie (czerwiec 1989) dawało tu odpowiedni przykład.
Sytuacja wewnętrzna też nie była klarowna. Około dwumilionowa PZPR uszanowała przecież wynik wyborów i oddawała władzę dobrowolnie !!! Członkowie tej partii, liczni jej etatowi działacze, żołnierze zawodowi, milicjanci, esbecy, pracownicy administracji i wymiaru sprawiedliwości nie zgodziliby się zostać z dnia na dzień obywatelami drugiej czy trzeciej kategorii. Swego czasu Jaruzelski i Kiszczak sporo się „nagimnastykowali” przekonując podległy aparat partyjno-państwowy do Okrągłego Stołu i jego ustaleń. Akcentując konieczność ewolucyjnego i pokojowego charakteru polskiej transformacji Prezydent USA George Bush senior w 1989 r. poparł kandydaturę gen. Wojciecha Jaruzelskiego na Prezydenta RP.
Na szczęście więc nie popełniliśmy błędów z listopada 1830 r. i stycznia 1863 r. Bo w tamtych, bardziej odległych już historycznie czasach, idąc na całość, wyraźnie przeszarżowaliśmy. Wykreowaliśmy kolejnych bohaterów narodowych, ale daliśmy równie wielki co niepotrzebny upust krwi i utraciliśmy posiadane choć ograniczone swobody polityczne.
Czy w 1989 roku miało w Polsce dojść do wojny domowej, w którą „ochoczo” włączyłyby się (a nawet ją zainspirowały) państwa ościenne, tylko przy medialnym lamencie i sankcjach gospodarczych ze strony Zachodu?

Powyższe absolutnie nie oznacza, iż obóz Lecha Wałęsy potulnie przystawał na propozycje generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Po wygranych przez Solidarność czerwcowych wyborach uniemożliwiono Kiszczakowi sformowanie rządu, a następnie rozbito peerelowską koalicję PZPR+ZSL+SD, tworząc we wrześniu 1989 r. pierwszy niekomunistyczny rząd z premierem Tadeuszem Mazowieckim na czele. O realizacji przedsięwzięcia „Wasz prezydent, nasz premier” opowiada główny tego kreator– Lech Wałęsa.

W gospodarce natomiast – terapia szokowa. Leszek Balcerowicz opowiada, jak jeszcze w latach 80. wraz z zespołem współpracowników przygotował teoretyczne podwaliny pod transformację społeczno-ekonomiczną, nie wierząc wtedy, iż powstaną warunki do jej przeprowadzenia. Potem więc już tylko przekuwał tę teorię w pionierską praktykę, do czego potrzebował trzech ważnych czynników:
1)     politycznego, rządowego wsparcia ze strony premierów Mazowieckiego i Bieleckiego,
2)     poparcia, a przynajmniej nie przeszkadzania przez Lecha Wałęsę, mającego wówczas posłuch u większości społeczeństwa,
3)     własnego zdecydowania i odporności na stres, umiejętności pokonywania trudności piętrzonych przed nim przez dyletanckich i (lub) demagogicznych przeciwników politycznych.
O powyższej „triadzie” panowie Lech i Leszek szczegółowo rozprawiają, teraz zapewne już z nostalgią. Obszernie nawiązują również do działań na arenie międzynarodowej. Lech Wałęsa wspomina swoje historyczne wystąpienie przed Kongresem USA, a także jak potrafił przeprowadzić „przez bufet” sporną sprawę z Prezydentem Rosji Borysem Jelcynem. Leszek Balcerowicz opowiada o skutecznych staraniach mających na celu nie tylko redukcję polskiego długu zagranicznego, ale też pozyskanie funduszu zabezpieczającego wymienialność złotówki na zachodnie waluty.

Osobiście nie neguję, iż wdrożona w latach 90. ub. wieku transformacja gospodarcza spowodowała, że wielu osobom nagle świat się na głowę zawalił. Stanęły przed widmem bezrobocia, niewypłacalności własnych zobowiązań, nawet wobec braku środków na życie. Pojawiły się w Polsce rzesze bezdomnych, zjawisko w PRL w zasadzie nieznane. W nocy strach się jest po mieście poruszać. Sam zostałem napadnięty na tle rabunkowym przez dwóch zbirów na warszawskiej ul. Grójeckiej w okolicach Placu Zawiszy (w 2002 r.). W latach 90-tych dwie osoby znane mi z widzenia (sąsiedzi z budynku) popełniły samobójstwo z powodu utraty pracy, niemożności płacenia za mieszkanie spółdzielcze, groźby eksmisji i nachodzenia ich przez komornika. Podobnych sytuacji zapewne było więcej. Opisywanie negatywnego (ale i pozytywnego !) wpływu reformy ekonomicznej, zainicjowanej i zrealizowanej przez Leszka Balcerowicza, na indywidualne życiorysy, to problem zbyt złożony, aby się tu dziś nim zajmować.

Należy natomiast przyznać, iż owa „końska kuracja” uzdrowiła ciężko chorego pacjenta, jakim była polska gospodarka odziedziczona po peerelowskich ekonomicznych dyletantach i doktrynerach (nie mam tu na myśli ostatniego premiera PRL Mieczysława Rakowskiego i jego ministra Mieczysława Wilczka). Nasi wschodni sąsiedzi również odrzucili nieefektywny ustrój społeczno-ekonomiczny, ale drogą wytyczoną wówczas przez Balcerowicza nie poszli. I co? Ich gospodarki drepczą w miejscu, a oni sami są u nas gastarbeiterami. Od spotykanych Ukraińców nieraz słyszę, że „Wam się udało, a nam nie.”.

Reasumując – osoby dziś już starsze, a w tamtych latach interesujące się polityką i ją rozumiejące, z tej książki już raczej niczego nowego się nie dowiedzą (poza drobnymi szczegółami biograficznymi LW i LB oraz z tzw. kuchni politycznej). Natomiast przeżyją to wszystko (w myślach) jeszcze raz, przy okazji oceniając własne ówczesne poglądy i zachowania, oraz wspominając (dobrze lub źle) losy swoje i rodziny w latach 90-tych, czyli przebieg takiej osobistej, indywidualnej transformacji ustrojowej (w skali mikro).
Za to osoby młodsze naprawdę mają szansę znacznie poszerzyć i uporządkować wiedzę historyczną. Lektura książki da im okazję poznania historii polskiej transformacji – przystępnie, ciekawie i bezpośrednio opowiedzianej przez jej czołowych kreatorów i uczestników.