Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę Wesołych Świąt
Bożego Narodzenia, udanego Sylwestra oraz Szczęśliwego Nowego 2020 Roku. I znalezienia
po choinką prezentu – najlepiej jakiejś dobrej książki historycznej.
Podczas świąt i następującego po nich dłuższego weekendu
proponuję też wygospodarować czas na ciekawą lekturę oraz sport i turystykę,
oczywiście tę pieszą. Jeśli ktoś już się natomiast uprze siedzieć przy
komputerze, to zachęcam do poczytania tego, co już od ponad trzech lat tu
wypisuję (w wyborze niech będą pomocne katalogi czytelni - alfabetyczny i tematyczne).
Dziś zachęcam do lektury o Laurentym Berii, postaci złowrogiej
lecz niejednoznacznej.
A następnego wpisu na blogu proszę się spodziewać zaraz na
początku przyszłego roku.
Francoise Thom
„Beria. Oprawca bez skazy”
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o., Warszawa 2016
Książka
naprawdę bardzo ciekawa, dość przystępnie napisana (oraz przetłumaczona), ale
przesadziłbym polecając ją szerokiemu gronu czytelników. Jest to bowiem
opracowanie stricte naukowe o formacie i grubości (999 stron)
encyklopedii. Zatem do sięgnięcia po nią zachęcam przede wszystkim entuzjastów
historii, niekoniecznie z formalnym wykształceniem historycznym (sam zresztą
takiego nie mam).
Francuska
pani profesor napisała polityczną biografię Ławrientija Berii (1899-1953) z historią
Rosji i Związku Radzieckiego w tle. Tytułowy bohater-oprawca żył w niezwykle
burzliwych czasach (dwie wojny światowe, dwie rewolucje rosyjskie) i miał pewien
wpływ na bieg historii. Na zachodzie w politycznych kuluarach zwano go
Himmlerem Stalina. Było to określenie jak najbardziej słuszne.
Wśród
wszystkich najbliższych „przybocznych” Stalina, Beria wyróżniał się
inteligencją, sprytem, ambicją i samodzielnością działania, niekiedy nawet
nie zgadzając się z Wodzem, ale skrzętnie to skrywając i robiąc swoje.
Wódz rozpracował go dopiero w ostatnich kilkunastu miesiącach swojego
życia. Powziął zamiar politycznego (i fizycznego, w stalinowskim ZSRR
było to normą) zniszczenia Berii, ale cóż – był już na to za stary i zbyt „schematyczny”.
Zaczął działać wg scenariusza pozbycia się Jeżowa w roku 1938, co
Beria szybko rozszyfrował. Ostatecznie więc to nie Stalin pozbył się Berii, ale
Beria – Stalina. I na sto kilkanaście dni przejął, wraz z Malenkowem
i Chruszczowem, stery rządu ZSRR.
Autorka
bardzo ciekawie opisuje kilkudziesięcioletnie kremlowskie zapasy, w których
uczestniczył Beria, zadając politycznym rywalom śmierć zarówno z polecenia
Stalina, jak i z własnej inicjatywy. Stalinowski Kreml można by
nazwać gniazdem żmij, gdyby to nie uwłaczało żmijom. Kłębowisko żmij jest bowiem
bardzo niebezpieczne tylko dla nieostrożnego turysty. Kremlowskie żmije zaś
kąsały się śmiertelnie w swoim gnieździe nawzajem. I był to żywioł
Berii. Najpierw sam uniknął likwidacji przez Jeżowa, a następnie przez
prawie 15 lat, poprzez misterne intrygi, współdecydował z Wodzem (albo
wręcz decydował osobiście), który ze stalinowskich „wydwiżeńców” posiada prawo
do dalszego życia.
Jak
już nadmieniłem, w tle toczyła się wielka historia. Francoise Thom
przedstawia dzieje republik kaukaskich, w tym rodzinnej dla Berii (i Stalina)
Gruzji. O ile jednak Wódz okazał się Gruzinem całkowicie w Rosji
zasymilowanym, to tego o Berii już powiedzieć nie można. Był bowiem
skrytym patriotą gruzińskim, utrzymującym niejawne kontakty z gruzińskimi
emigrantami politycznymi, nieraz ich po cichu wspierając.
Autorka
bardzo obszernie, jak na dysertację naukową przystało, przedstawia też działalność
Berii podczas II wojny światowej i w pierwszych latach
powojennych. Opisuje, jak Beria – wykonując i twórczo rozwijając rozkazy
Stalina – walnie przyczynił się do zwycięstwa nad Niemcami, podporządkowania
państw środkowoeuropejskich oraz wejścia ZSRR w posiadanie broni atomowej.
I o tym
wszystkim, co powyżej, przeciętni miłośnicy historii już raczej wiedzą,
oczywiście nie w takich detalach jak jest to w książce prof. Thom.
Dla historyków najbardziej jednak pasjonujące okazuje się owe sto kilkanaście
dni Ławrientija Berii po śmierci Stalina – od marca do czerwca 1953 r. Autorka
opisuje (i dokumentuje w przypisach) działalność Berii w tym
okresie.
W najbardziej
telegraficznym skrócie: Beria to w tamtym czasie prekursor Gorbaczowa, zamierzający
wprowadzić kilkadziesiąt lat wcześniej pieriestrojkę i głasnost (autorka
nawet kilkakrotnie używa tych terminów w odniesieniu do działań jej
„bohatera”). Szedł nawet dalej. Zamierzał rozmontować centralistycznie zarządzany
Związek Radziecki, czyniąc z niego dobrowolną federację niezależnych
republik, i w ogóle … wyeliminować komunizm. Poszedł jednak za
daleko, a przede wszystkim za szybko. Nie docenił też sprytu, odwagi i determinacji
innych kremlowskich sierot po Stalinie, głównie Chruszczowa. Pierwsze sygnały o ich
spisku dotarły do Berii zbyt późno. Został przez swoich partyjnych kompanów fizycznie
zlikwidowany. Autorka, bazując na odtajnionej dokumentacji oraz wspomnieniach
(w tym syna Berii), przedstawia trzy najbardziej prawdopodobne wersje
śmierci Ławrientija Berii.
Poloniców
jest w książce co niemiara. Niektóre całe jej rozdziały i podrozdziały
są poświęcone sprawom Polski i Polaków w ZSRR. Trudno zresztą, aby
było inaczej. Już od wojny w latach 1919 i 1920 oba państwa miały
fragmenty wspólnej historii, a po dniu 17 września 1939 r. ich historia
splotła się już nierozerwalnie. Zaciekawionych odsyłam do lektury.