I znów
literatura wspomnieniowa. Ale tym razem to już nie pamiętniki szarych ludzi.
Autor to jedna ze
znaczących postaci polskiej polityki w pierwszej połowie XX w., mających realny
wpływ na losy naszych przodków.
Adam Ronikier
„Pamiętniki 1939-1945”.
Wydawnictwo
Literackie, Kraków 2013.
Książka
napisana w 1945 r., polszczyzną inteligenta żyjącego w latach 1881-1952, która
dzisiejszego czytelnika już nieco dziwi. Np. luksusowy samochód osobowy to „limusina”
a nie limuzyna. Ale przecież jeszcze w latach 70-tych ub. wieku pisano u nas „computer”
(wymawiając to słowo z angielska), a nie po prostu: komputer (fonetycznie tak
jak literalnie).
Do
rzeczy.
Autor
pamiętników to prezes dwóch różnych instytucji, choć działających pod tą samą
nazwą „Rada Główna Opiekuńcza”. RGO istniała na okupowanych ziemiach polskich w
okresie pierwszej, a następnie drugiej wojny światowej. Adam hrabia Ronikier
pełnił funkcję prezesa również owej drugiej RGO - do października 1943 r., gdy
został zdymisjonowany przez Generalnego Gubernatora Hansa Franka. Później był
przez Gestapo szykanowany, nawet więziony przez ok. 2 miesiące, ale potem
jednak wypuszczony.
Pamiętniki
rzucają b. ciekawe światło na szczegóły polityki Niemców w okupowanej Polsce.
Ukazują ich indywidualne sylwetki, niektórzy Niemcy byli Polakom dość
przychylni. Z czasem owych „niektórych” nawet przybywało - wprost
proporcjonalnie do przybliżania się frontu wschodniego.
Treść
wspomnień wkracza za kulisy historii, odsłania fakty znane dotychczas tylko
zawodowym historykom, a i to zapewne nie wszystkim. Autor nie szczędzi np. słów
krytyki delegaturze rządu londyńskiego w kraju i osobiście delegatowi -
wicepremierowi Jankowskiemu. Obwinia ich m.in. o zaniechania, które doprowadziły
do eskalacji rzezi wołyńskiej.
Jak
już tu, na blogu, wspomniałem, niedawno obejrzałem film pt. „Wołyń” w reżyserii
Wojciecha Smarzowskiego. Jest tam taka krótka scenka: główna bohaterka czyni
zarzut miejscowemu AK-owcowi, iż nasza konspiracja tylko zbroi się i
przygotowuje do walki z Niemcami, a nie potrafi obronić miejscowej, polskiej,
wiejskiej ludności przed ukraińską hołotą uzbrojoną głównie w siekiery i widły.
Ów fragment scenariusza filmu zdaje się więc tylko potwierdzać to, z czego już w
pełni zdawał sobie sprawę świadek epoki, wtajemniczony w arkana polityki
polskiego państwa podziemnego.
Adam
hr. Ronikier nie był bowiem kolaborantem. Piastując oficjalne stanowisko
prezesa Rady Głównej Opiekuńczej utrzymywał jednocześnie stałe, nieformalne
kontakty z czołowymi przedstawicielami dowództwa Armii Krajowej i Delegatury
Rządu na Kraj. Opisy tych kontaktów również znajdziemy w książce.