poniedziałek, 28 listopada 2016

„Krwawy śnieg”. Autor: Guenter K. Koschorrek

I następny 19-latek udaje się z Wehrmachtem na Ostfront.

Guenter K. Koschorrek „Krwawy śnieg”.
Wydawnictwo Vesper, Poznań 2012.

Literatura pamiętnikarska pola walki. Wspomnienia młodego żołnierza (rocznik 1923) z lat 1942-1945, przekonanego, że walczy za ojczyznę i raczej niezaprzątającego sobie głowy zawiłościami natury politycznej.

Jesienią 1942 r., po przeszkoleniu, autor wyrusza na front wschodni. Jego jednostka zostaje skierowana do Stalingradu, co młody Guenter przyjmuje z entuzjazmem. Wprost nie może się doczekać końca długiej podróży, tak mu spieszno na front pod Stalingradem.

Rzecz nietypowa - pomimo młodego wieku Guenter prowadzi pamiętnik, choć jest to w wojsku formalnie zabronione. Posłuży mu on po latach do napisania tej książki.
W jego wspomnieniach odnajdujemy bardzo realistyczne opisy życia w okopach pierwszej linii frontu, oczywiście z uwypukleniem staczanych walk. Widziane oczyma cekaemisty, jako że autor - narrator obsługuje karabin maszynowy.
Pełni służbę głównie na froncie wschodnim, choć nie tylko. Wojenne losy rzucają go również do Francji, Włoch i Danii.

W życiu ma olbrzymie szczęście - dwa razy udaje mu się umknąć prawie pewnej śmierci. Pierwszy raz ucieka spod jej kosy pod Stalingradem, gdy – jako ranny żołnierz – zostaje w grudniu 1942 r. odtransportowany na tyły. Drugi raz tuż po zakończeniu wojny, gdy cudem wywinął się od włączenia go do kontyngentu jeńców wojennych wywożonych do ZSRR.

W życiu osobistym już mu tak szczęście nie dopisuje. Po wojnie porzuca go żona – dla okupacyjnego żołnierza amerykańskiego, z którym następnie wyjeżdża do USA, po rozwodzie zabierając tam także dziecko Guentera. Autor swoją córkę ujrzy dopiero po kilkudziesięciu latach, gdy (cyt., str. 10) „założyła już własną rodzinę i zdążyła zrobić mnie dziadkiem. I to dwukrotnie.”.

W książce znajdziemy dużo informacji o okrucieństwie żołnierzy radzieckich, ale za to nic o głównej tego przyczynie, czyli o faktycznym postępowaniu Niemców na okupowanych terytoriach. Ani mru-mru o Holokauście czy o innych zbrodniach na ludności cywilnej i jeńcach wojennych. Autor coś tam tylko bąka o sadystycznych skłonnościach niektórych swoich kolegów dobijających rannych żołnierzy radzieckich.
Czyli – przemilczeń cała masa. Ale kłamstw propagandowych nie ma, Guenter niewygodne tematy po prostu pomija.

Polska i Polacy na kartach książki pojawiają się bardzo rzadko i tylko w tle. Osobiście mało mnie szlag nie trafił, gdy na str. 131 przeczytałem (cyt.) „Letnie wakacje [1943 r.; K.R.] spędziłem w wojskowym domu wypoczynkowym dla ozdrowieńców w Radomiu w Generalnym Gubernatorstwie. Czas minął miło i odzyskałem pełnię sił. Pogoda była piękna, więc się opaliłem.”.
Radom to miasto, w którym spędziłem dzieciństwo i wczesną młodość (do matury). Teraz też tam bardzo często (z powodów rodzinnych) jeżdżę. Może uda mi się zlokalizować budynek, w którym mieścił się ów „wojskowy dom wypoczynkowy dla ozdrowieńców”.