piątek, 20 czerwca 2025

„Fall Rot. Upadek Francji 1940”. Autor: Robert Forczyk

 

Dziś również o lekturze okolicznościowej – za dwa dni smutna rocznica. 85 lat temu (22 czerwca 1940 r.) skapitulowała Francja. Naszym przodkom pod dwiema okupacjami zamarły serca. Znikąd nadziei, wszystko wydawało się już stracone. Hitler nadal sprzymierzony ze Stalinem. Wielka Brytania chwilowo niepokonana tylko dzięki wyspiarskiemu położeniu, niewykluczone też, że przyjmie pokojową, niewygórowaną ofertę Niemiec. Stany Zjednoczone tkwią w izolacjonizmie i neutralności. Proszę sobie odwzorować ówczesny stan ducha naszych rodaków, pamiętających iż jeszcze 10 miesięcy wcześniej byli obywatelami dużego niepodległego państwa z ambicjami mocarstwowymi. Zaś w końcu czerwca 1940 r. nie tylko byt naszego państwa wydawał się na zawsze pogrzebany, ale również dalsze istnienie narodu polskiego okazało się realnie zagrożone.

Robert Forczyk „Fall Rot. Upadek Francji 1940”

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2021

To już czwarta „militarna” książka tego autora, którą mam przyjemność zaanonsować. Poprzednie trzy to Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939 oraz dwutomowa Wojna pancerna na froncie wschodnim: Schwerpunkt 1941-1942Czerwony walec 1943-1945 (ich recenzje, z uwzględnieniem przedstawienia sylwetki autora, można odszukać za pośrednictwem katalogów bloga). Tytułowy teraz Fall Rot to kryptonim niemieckiej operacji wojskowej dobicia Francji po tym, gdy się już powiódł poprzedni Fall Gelb - atak na Belgię, Holandię i północną Francję. Ów wcześniejszy Plan Żółty został zrealizowany w dniach 10 maja – 4 czerwca 1940 r. Pozwoliło to Wehrmachtowi rozpocząć 5 czerwca tytułowy Plan Czerwony, którego końcowym rezultatem stała się kapitulacja Francji – podpisanie dn. 22 czerwca upokarzającego rozejmu. Robert Forczyk bardzo dokładnie przeanalizował działania wojenne w ciągu tych łącznie 43 dni. Czytelnikowi podczas lektury pomocne będą załączone mapki wraz z opisami. Przykładowo: przesądzający o porażce Belgii, Holandii i Francji pierwszy okres wojny, tj. główny atak Wehrmachtu przez Ardeny, okrążenie sił alianckich w Belgii, ewakuacja Pierwszego Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego z plaż Dunkierki – wszystko to zostało graficznie przedstawione na str. 180 i szczegółowo objaśnione na stronach 181 i 182. Nie ukrywam jednak, iż nadmiar militariów w książce może czytelnika nieco nużyć – autor zajmuje się niemieckimi i alianckimi jednostkami wojskowymi, przedstawia ich składy, uzbrojenie, szlaki bojowe, bardzo dużo uwagi poświęca logistyce wojennej. W tym aspekcie książka zainteresuje przede wszystkim historyków militariów, oczywiście na pewno przydatna będzie w akademiach wojskowych (wykłady ze strategii, taktyki i logistyki). Autor nie omieszkał też napisać o wcześniejszych, bardzo ograniczonych walkach na froncie francusko-niemieckim we wrześniu 1939 r., o późniejszym tam kilkumiesięcznym zastoju („dziwna wojna”), oraz o kampanii w Norwegii (IV-VI 1940). Frontowi francusko-włoskiemu także poświęcił nieco uwagi (podrozdział pt. Wojna na południu, 10-21 czerwca, str. 375-382).

Ogólnopolitycznego tła wojny Robert Forczyk bynajmniej nie pominął. Już w pierwszym, obszernym rozdziale pt. Droga do klęski, 1918-1939 przedstawił sytuację, w jakiej znajdowały się w owych latach Francja, Wielka Brytania i Niemcy. Omówił panujące w tych państwach warunki społeczne i ekonomiczne, zaprezentował sylwetki czołowych polityków i dowódców wojskowych. Opisał również ich politykę zagraniczną. Francuską i brytyjską – długo ukierunkowaną też poza Europą, skupioną na posiadłościach zamorskich obu państw oraz ich obronie (głównie przed irredentą wewnętrzną). Niemiecką – inną politykę zagraniczną prowadzoną przez kolejne rządy Republiki Weimarskiej, a inną przez Trzecią Rzeszę. Bardzo ciekawie autor również przedstawił ewoluującą politykę wewnętrzną Francji i Wielkiej Brytanii, personalne roszady na szczytach władzy, różne tam opinie co do konieczności i rodzaju zbrojeń. Niezmiernie interesujące są też relacje z sukcesywnych narad premierów i dowódców wojskowych Francji i Wielkiej Brytanii już podczas wojny, gdy m.in. artykułowano wzajemne pretensje, co z czasem musiało doprowadzić do rozerwania sojuszu militarnego. Cyt., str. 337: Francja nie była w stanie samotnie walczyć z Trzecią Rzeszą, a faktyczny wkład wojskowy Wielkiej Brytanii w tę walkę był zdecydowanie niewystarczający. Weygand i Petain zdołali zaszczepić przekonanie, że skoro Francja nie może uzyskać od Wielkiej Brytanii użytecznej pomocy, nie ma sensu brać pod uwagę sugestii Churchilla co do tego, w jaki sposób powinna kontynuować wojnę. Premier Paul Reynaud, będący zdecydowanym przeciwnikiem kapitulacji Francji i zdeterminowany kontynuować wojnę z terenu jej afrykańskich posiadłości, został dn. 16 czerwca przez swoich ministrów (będących pod sytuacyjną presją marszałka Petaina i generała Weyganda) zmuszony do złożenia dymisji. Poddaniu się Francji nie zdołał też zapobiec premier Winston Churchill, który dn. 12 czerwca skierował na kontynent Drugi Brytyjski Korpus Ekspedycyjny. Jego oddziały ewakuowały się drogą morską już po kilku dniach, a wraz z nimi m.in. 24,4 tys. żołnierzy polskich. Dopełnieniem wojennej klęski Francji było zatopienie jej silnej floty (i śmierć 1,3 tys. francuskich marynarzy) przez okręty brytyjskie, co słusznie motywowano obawą przed jej przejęciem przez Kriegsmarine. W ostatnim rozdziale czytamy o najważniejszych - operacyjnych, technicznych i kadrowych - przyczynach porażki armii francuskiej, o alternatywnie możliwych wariantach przebiegu wojny w 1940 r., a także o upokarzającej Francuzów okupacji niemieckiej – najpierw części, a od listopada 1942 r. już całego kraju. Do książki dołączono kilkadziesiąt interesujących fotografii, głównie przedstawiających sylwetki dowódców i żołnierzy (z obu stron frontu) oraz obrazy z pola walki.

 

piątek, 13 czerwca 2025

„Żołnierze Hitlera. Armia niemiecka w Trzeciej Rzeszy”. Autor: Ben H. Shepherd

 

Ben H. Shepherd „Żołnierze Hitlera. Armia niemiecka w Trzeciej Rzeszy”

Wydawnictwo Napoleon V, Oświęcim 2017

Brytyjski historyk stworzył kompleksową monografię wojsk lądowych (Heer) Trzeciej Rzeszy. Przeanalizował i przedstawił nw. tematy:

¾    dokonane przez Hitlera przekształcenie słabej Reichswehry w potężny Wehrmacht – z uwzględnieniem głównie wojsk lądowych (Heer), w dalszym tle pozostawiając równoległy rozwój LuftwaffeKriegsmarine,

¾    struktury organizacyjne Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW) i Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH); wpływ niemieckiego Führera na obsadę w nich stanowisk w okresie pokoju i następnie w latach wojny,

¾    wyszkolenie bojowe żołnierzy oraz postępującą ich indoktrynację ideologią narodowosocjalistyczną,

¾    zmieniający się w latach skład socjalny kadr wyższych oficerów niemieckich, początkowo wywodzących się głównie z warstw szlacheckich,

¾    współdziałanie HeerSS i policją, dopuszczanie się licznych zbrodni wojennych; autor imiennie wskazuje odpowiedzialnych wyższych dowódców, wymienia również tych, którzy się udziałowi w zbrodniach sprzeciwiali,

¾    uczestniczenie Heer w administracji i okupacji podbitych terenów oraz w zwalczaniu partyzantów,

¾    osobiste refleksje i źródła motywacji niemieckich frontowych żołnierzy; autor postarał się je przedstawić na przykładzie wybranych postaci, uznanych za reprezentatywne,

¾    zaopatrzenie materiałowo-techniczne oraz stan jakościowy kadr żołnierskich – bardzo zmienne w kolejnych latach wojny; także rywalizację w tym zakresie pomiędzy HeerWaffen SS,

¾    przebieg działań militarnych na wszystkich frontach lądowych II wojny światowej w Europie i Afryce (dość dokładne opisy),

¾    przyczyny porażek i klęsk Heer, a w rezultacie przegranie wojny przez Niemcy.

Poznajemy dokładną, przedstawioną chronologicznie historię II wojny światowej na lądzie – w aspekcie przede wszystkim działań militarnych, ekonomiki wojennej, głównie z punktu odniesienia do strony niemieckiej. Polityka i dyplomacja pozostają w dalszym tle. Autor ogólnie i skrótowo nadmienia o nich tylko wtedy, gdy uznaje to za konieczne celem wprowadzenia w tematykę organizacji, dyslokacji i kierunków działań sił zbrojnych Trzeciej Rzeszy. Również niedużo miejsca poświęca opozycji wojskowej i nieskutecznemu zamachowi na Hitlera dnia 20 lipca 1944 r. Prof. Shepherd wielokrotnie przy tym polemizuje z wyższymi dowódcami Wehrmachtu, którzy w spisanych po wojnie wspomnieniach przedstawiali własne subiektywne opinie dot. sposobu dowodzenia wojskami niemieckimi, zazwyczaj zwalając winę na Hitlera za większość militarnych niepowodzeń. Dowodzi, że ich alternatywne koncepcje bynajmniej nie zapobiegłyby finalnej klęsce Trzeciej Rzeszy. Polonica w książce oczywiście także napotykamy, jej rozdział III przedstawia przebieg agresji na Polskę w 1939 r. Powstaniu warszawskiemu autor poświęca trzy strony w rozdziale XXIII. Generalnie autor pisze o nas z sympatią, podkreśla też martyrologię polskiej ludności cywilnej, datującą się już od września 1939 r.

piątek, 6 czerwca 2025

„Zapiski oficera z niewoli”. Autor: Piotr Nikołajewicz Palij

 

Piotr Nikołajewicz Palij „Zapiski oficera z niewoli”

Fundacja historia.pl, Gdańsk 2022

Jak bardzo pogmatwane mogą być ludzkie losy! A zwłaszcza losy żołnierskie, w tym konkretnym przypadku oficera Armii Czerwonej. Autor (ur. 1910, zm.?) snuje wspomnienia z okresu swego życia od stycznia 1941 r. do listopada 1944 r., niekiedy wybiegając też retrospektywnie w dalszą przeszłość. Pieszczoszkiem władzy radzieckiej to on nie był – zdążył już mieć za sobą dziewięć miesięcy więziennej odsiadki (bez wyroku) za wyimaginowany ukraiński nacjonalizm. Do partii bolszewickiej nie należał. Będąc z wykształcenia inżynierem elektrykiem, na początku 1941 r. został zmobilizowany do Armii Czerwonej w stopniu kapitana i skierowany do robót techniczno-fortyfikacyjnych na zachodniej granicy ZSRR. Czyli na naszych ziemiach zagrabionych jesienią 1939 r. Spotykał się tam z ludnością polską, której wyraźnie współczuł. Ale nie z powodu utraty przez nasz kraj niepodległości, lecz obserwując terror ją dotykający. Obszernie i barwnie opisał swoje ówczesne inżynierskie zadania, toksyczną atmosferę panującą w dowództwie oraz warunki służby wojskowej na granicy, także te socjalne i materialne. Równolegle na skutek rozłąki zaczęło mu się rozpadać małżeństwo. Wybuch wojny całkowicie kpt. inż. Piotra Palija zaskoczył (podobnie jak zresztą samego Stalina). Od 22 czerwca 1941 r. dzielnie walczył w odwrocie (awansując na stopień majora) – aż do 26 lipca, gdy ranny i nieprzytomny trafił do niemieckiej niewoli. I właśnie pobytowi w niej głównie jest poświęcona treść książki – jej części druga i trzecia. Autor przeżył niemiecką niewolę, ponieważ jako majora kierowano go do obozów oficerskich, gdzie warunki pobytu były lepsze niż w miejscach przetrzymywania (nieraz pod gołym niebem) jeńców niższych stopniem. „Lepsze” w tym wypadku nie znaczyło jednak dobre czy nawet dostateczne. Mjr inż. Piotr Palij cierpiał tam chroniczny głód. Narażony był też na represje ze strony niemieckich strażników oraz zorganizowanej grupy współwięźniów, terroryzujących kolegów. Początkowo trzymano go w obozach jenieckich na terenie okupowanej Polski i właśnie tam miał najcięższe warunki pobytu. Przy okazji nadmieniam: autor-narrator był wyraźnie na bakier z geografią Polski – Góry Świętokrzyskie pomyliły mu się z Karpatami. W 1942 r. przewieziono go do Niemiec, gdzie już mu się znacznie poprawiło, a to za sprawą posiadania odpowiedniego wykształcenia technicznego. Pomyślnie przeszedł test z wiedzy i umiejętności, jakiemu go poddano. Wraz z innymi jeńcami uznanymi za specjalistów został skierowany do obozu w miejscowości Wolgast, w którym wykonywano prace techniczne na rzecz pobliskiego ośrodka w Peenemünde, gdzie pod kierunkiem profesora Wernera von Brauna wytwarzano i testowano niemiecką broń rakietową. Tam już głodu, chłodu ani innych fizycznych dolegliwości autor nie zaznał. Załatwiono mu nawet wizytę u dentysty i protetyczne uzupełnienie braków w uzębieniu (wcześniej, jeszcze w obozie w Polsce, stracił trzy zęby w bójce ze współwięźniami).

Obozowe wspomnienia Piotra Palija są niezwykle interesujące. Chronologicznie i detalicznie opisuje trudy jenieckiego życia, często przeistaczające się w codzienną walkę o byt. Wspomina i ciekawie charakteryzuje sylwetki nadzorujących go Niemców, jeńców-współwięźniów oraz rosyjskich przedwojennych emigrantów – z którymi los go zetknął i którzy wywarli wpływ na jego dalsze życie. Snuje swoje ówczesne refleksje polityczne wynikające z przebiegu wojny i przybliżającej się klęski Trzeciej Rzeszy. I właśnie owe przemyślenia skłoniły go oraz niektórych kolegów z obozu w Wolgaście do zgłoszenia akcesu do Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej, pod dowództwem gen. Własowa walczącej u boku Wehrmachtu. Po pewnych perypetiach trafił do niej w listopadzie 1944 r. Był przekonany, że przynależność do dużej, zorganizowanej jednostki wojskowej uchroni go po wojnie od wydania w ręce władz radzieckich. Natomiast pozostając do końca wojny w niemieckiej niewoli nie widział dla siebie później żadnych szans. Po zajęciu ośrodka w Peenemünde przez Armię Czerwoną zostałby deportowany do ZSRR, gdzie – dobrze znając radzieckie realia – mógł się domyślać, jak zostaną potraktowani byli jeńcy. I na tym swoje oficerskie zapiski z niewoli mjr inż. Piotr Palij zakończył. Jak wiemy z historii, jego polityczne kalkulacje okazały się naiwne. Nie docenił siły wpływu Stalina na zachodnich aliantów. Własowcy wraz z dowódcą zostali gremialnie przekazani do ZSRR, gdzie ich skazano na śmierć lub na długoletnie pobyty w łagrach. Samemu autorowi udało się jednak tego uniknąć. Jak? Nie wiadomo, to już amerykańska tajemnica wojskowa! O jego dalszych wojennych i powojennych losach mamy jedynie zwięzłą notkę na okładce książki. Więcej możemy się dowiedzieć z Wikipedii:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Palij

A propos. Na wstępie podałem rok 1910 jako właściwy dla narodzin Piotra Palija vel Drozdowa. Wikipedia natomiast (wgląd w dniu dzisiejszym) wskazuje rok 1908. Na str. 19 książki w górnych czterech wierszach możemy przeczytać (cyt.): …mieszkałem do dnia, gdy w połowie 1915 roku (…). Miałem wtedy pięć i pół roku. Proste obliczenie arytmetyczne umożliwia tu określenie początku roku 1910 jako czasokresu przyjścia autora na świat: r.1910+r.1911+r.1912+r.1913+r.1914+1/2 r.1915 = pięć i pół roku.

 

piątek, 30 maja 2025

„Kto sieje wiatr… Opowieść żołnierza Dywizji SS Totenkopf”. Autor: Herbert Brunnegger

 

Herbert Brunnegger „Kto sieje wiatr… Opowieść żołnierza Dywizji SS Totenkopf

Wydawca Bellona, Warszawa 2023

Jest to przede wszystkim tzw. literatura pola walki, oparta o zarys wojennej (oraz tużprzedwojennej i tużpowojennej) autobiografii Herberta Brunneggera (1923-2002). Autorowi nie dane było zaznać dobrego dzieciństwa. Aby wyrwać się z nie całkiem przyjaznego i nie całkiem rodzinnego domu, w wieku 15 lat na własną prośbę wstąpił do formacji wartowniczych SS-Totenkopfverbände, mimo iż dolną granicę wieku dla ochotników ustalono tam na lat 17. O dużych problemach osobistych autora świadczy m.in. fakt wcześniejszego posługiwania się przezeń nazwiskiem Mölzer, czyli panieńskim nazwiskiem matki. O tym, że formalnie jest Brunneggerem, dowiedział się dopiero w 1941 r. podczas walk na froncie wschodnim, gdy funkcjonariusze pionu kadr SS już dokładnie sprawdzili „aryjskość” jego oraz jego biologicznego ojca. Autorowi, mimo iż pisał wspomnienia w wieku dojrzałym, udało się (z pamięci i notatek) odwzorować poglądy, refleksje i reakcje bardzo młodego człowieka, którym był w rozpamiętywanych latach 1938-1945.

Po okresie pilnowania więźniów obozu koncentracyjnego w Niemczech, Brunnegger nieprzerwanie pełnił żołnierską służbę w kolejnych dywizjach Waffen-SS, dochodząc w nich do rangi odpowiadającej wojskowemu stopniowi starszego sierżanta (zob. tabela porównawcza stopni na str. 33 i 34). Walczył kolejno w Polsce, we Francji, w Związku Radzieckim (najdłużej), we Włoszech i w Niemczech (na froncie zachodnim). Poginęli tam wszyscy jego bliscy koledzy, z którymi rozpoczynał służbę, jak też ci, z którymi się później zaprzyjaźnił w okopach. Cały czas był żołnierzem pierwszej linii frontu – poza okresami reorganizacji dywizji i przeniesienia do służby logistycznej (powrócił z niej ochotniczo na front), czy leczenia szpitalnego. Powierzano mu funkcje łącznościowca, kierowcy-zaopatrzeniowca (pod nieprzyjacielskim ostrzałem dowoził amunicję), walczył też jako zwiadowca, oraz – sytuacyjnie, w miarę frontowej potrzeby – potrafił zadziałać jako dywersant. W ostatnich tygodniach wojny faktycznie pełnił funkcję oficerską, dowodząc kompanią. Żołnierskie szczęście nie opuściło go nawet w niewoli, z której w ostatniej chwili zdołał umknąć, żeby nie zostać powleczonym na Syberię. Groziło mu to, ponieważ Stalin wymógł na aliantach zachodnich, aby niemieckich jeńców mających za sobą również kampanię na froncie wschodnim wydawali ZSRR. Za to w miłości Brunnegger nie miał szczęścia za grosz. Dwie kolejne wojenne narzeczone, które młodzieńczo pokochał, a których fotografie i listy bardzo mu pomagały przetrwać ciężką, frontowo-okopową rzeczywistość, z czasem puściły go kantem. Pierwsza, gdy się nią zainteresował inny żołnierz, starszy stopniem, niebędący aż tak daleko na froncie. Druga, gdy w 1945 r. Herbert ukradkiem powrócił do niej zbiegłszy z niewoli, obawiała się już związać z podoficerem mających złą sławę Waffen-SS. Reasumując, książką na pewno nie rozczaruje się czytelnik lubiący poznawać ciężką prozę żołnierskiego życia:

Ø  kwaterowanie w koszarach, musztry i ćwiczenia w czasie pokoju,

Ø  później długotrwałe boje na pierwszej linii frontu, także w nieprzyjacielskim okrążeniu,

Ø  ekstremalne warunki pogodowe i terenowe podczas walk; w zależności od pory roku upał bądź wielki mróz, gęste lasy i nieprzejezdne drogi,

Ø  niedojadanie, uciążliwe choroby układu pokarmowego, smród, brud i wszy w okopach,

Ø  ginący bądź ciężko ranni towarzysze broni, obserwowane przy tym okrucieństwo przeciwnika,

Ø  duże kłopoty osobiste związane z traktowaniem przez wojskowego przełożonego,

Ø  leczenie odniesionych ran, rzadkie i krótkie urlopy, także rozterki miłosne nieodłączne przecież młodemu wiekowi.

Duży niedosyt natomiast powstaje gdy autor sięga po tło historyczne – jego wspomnienia są pełne przemilczeń i przekłamań. Waffen-SS to wg Brunneggera zwykła formacja wojskowa, w zasadzie taka jak Wehrmacht. Himmlera rzekomo nikt w niej nie lubił. Wojenne zbrodnie i przestępstwa owszem, zdarzały się, ale miały charakter tylko incydentalny, często wywołany okrucieństwem przeciwnika, a poza tym głównie popełniali je renegaci rosyjscy wcieleni do Waffen-SS. O działalności na wschodzie Einsatzgruppen, Holokauście, masowych mordach ludności cywilnej, ludobójczych obozach koncentracyjnych, autor nic nie wspomina! Za to bardzo nie podobała mu się wojenna propaganda radziecka wzywająca czerwonoarmistów do zemsty na Niemcach. Rzekomo nie rozumiał, za co mieli się mścić. Osobiście Brunnegger prezentuje się jako niezwykle honorowy żołnierzyk, upominający nawet swego przełożonego, spostrzegłszy jak ten popełnił zbrodnię. O kampanii w 1939 r. w Polsce wspomina tylko enigmatycznie (cyt. str. 89): Naszym zadaniem było jedynie oczyszczanie zaplecza po przejściu jednostek frontowych. W każdym dobrym opracowaniu historycznym odnoszącym się do wojny obronnej Polski w 1939 r. przeczytamy jak owo „oczyszczanie zaplecza” przez formacje SS wyglądało. Zob. np. „Najazd 1939. Niemcy przeciw Polsce” – autor Jochen Böhler (do opisu książki można dotrzeć poprzez katalog alfabetyczny autorski lub katalog tematyczny 1). W pierwszej połowie 1944 r. Brunnegger przebywał przez pewien czas w Warszawie, którą zapamiętał jako miasto wyjątkowo nieprzyjazne dla Niemców, gdzie strzelaniny uliczne, napady na żołnierzy Wehrmachtu były na porządku dziennym. Na szczęście polski wydawca znalazł sposób na tę „historyczną wstrzemięźliwość” autora. W tekście książki zamieścił objaśniające przypisy, których nie radzę pomijać. A przede wszystkim na str. 11-34 znajdujemy obszerną „Przedmowę do drugiego wydania polskiego” autorstwa dr. Łukasza Przybyło, przedstawiającą rys historyczny (organizację, sylwetki dowódców, szlak bojowy, zbrodnie wojenne) jednostek Waffen-SS, w tym również tych macierzystych Herberta Brunneggera. Na obwolucie oraz kilkunastu ostatnich kartach mamy liczne fotografie przedstawiające autora, jego kolegów, także inne postacie wspomniane w książce. Widzimy tam też urzędowe poświadczenie przebiegu służby wojskowej autora.

wtorek, 20 maja 2025

„Druga wojna światowa. Inna historia”. Autor: Marco Pizzuti

 

W tym miesiącu nadal koncentrujemy się na 80-tej rocznicy bezwarunkowej kapitulacji sił zbrojnych Trzeciej Rzeszy i tym samym zakończenia drugiej wojny światowej w Europie. Dziś w tej sprawie oddajemy głos autorowi włoskiemu.

Marco Pizzuti „Druga wojna światowa. Inna historia”

Wydawnictwo RM, Warszawa 2022

Tytuł może nieco mylić, książka nie zawiera opisu przebiegu całej drugiej wojny światowej, chociaż dotyczy osób i wydarzeń ściśle z nią związanych. Przeczytamy szereg interesujących esejów historycznych, niekiedy z pogranicza teorii spiskowych, aczkolwiek po każdym rozdziale autor zamieścił przypisy mające jakoby uwiarygodnić podane informacje. Niektóre jego eseje dotyczą hipotez całkiem poważnie rozważanych przez uznanych historyków. Inne jednak brzmią zupełnie sensacyjnie, wręcz niewiarygodnie. Tak czy inaczej, jest to lektura dość pasjonująca, choć czytelnik nie powinien jej traktować jak pozycji popularnonaukowej i raczej nie wykorzystywać w formie źródła informacji do pisanej pracy dyplomowej czy ważnej publikacji o tematyce historycznej. Ad rem. Włoski autor przedstawił swój punkt widzenia odnośnie poniższych kwestii.

§  Włoski faszyzm długo nie szedł w parze z antysemityzmem, tak charakterystycznym dla nazizmu. Z kolei hitlerowcy, zanim eskalowali zbrodnicze prześladowania, efektywnie pomagali niemieckim Żydom w organizacji ich emigracji do Palestyny.

§  Oficjalna, podawana we współczesnych, naukowych publikacjach biografia Hitlera zawiera dużo nieścisłości. Miał on bowiem przynajmniej jednego żydowskiego dziadka. Podczas pierwszej wojny światowej kapral Hitler bardziej dekował się za linią frontu niż przebywał w okopach. Na odznaczenie Krzyżem Żelaznym pierwszej klasy nie zasłużył, okoliczności przyznania mu go pozostają niewyjaśnione.

§  Pod koniec drugiej wojny światowej niemiecki Führer bynajmniej nie popełnił samobójstwa w berlińskim bunkrze, lecz uciekł z Evą Braun do Argentyny, gdzie od 1943 r. posiadał w Patagonii swoją zapasową rezydencję. Pozwolę sobie zauważyć, iż chyba tyle w tym prawdy, co w zabawnej książce Timura Vermesa pt. „On wrócił” (do jej opisu można dotrzeć poprzez katalog autorski alfabetyczny albo katalog tematyczny 9).

§  Nie tylko przed drugą wojną światową, ale również już w jej trakcie koncerny amerykańskie kontrolowały i wykorzystywały, poprzez powiązania kapitałowe, przedsiębiorstwa w Trzeciej Rzeszy produkujące dla potrzeb Wehrmachtu. Ich obiekty bywały celowo oszczędzane podczas dywanowych nalotów bombowych na Niemcy.

§  W ostatnich dniach maja 1940 r. Hitler świadomie dopuścił do morskiej ewakuacji wojsk brytyjskich z plaż pod Dunkierką. Pragnął bowiem zawarcia pokoju z Wielką Brytanią. Planował też przywrócenie na tron brytyjski byłego króla Edwarda VIII. O przyczynie jego dobrowolnej abdykacji pisałem przy okazji omawiania pasjonującej książki p. Anne Sebba pt. „Ta kobieta. Biografia Wallis Simpson” (opis proszę odnaleźć zaglądając do katalogu autorskiego alfabetycznego lub katalogu tematycznego 9).

§  Napaść Niemiec na ZSRR dn. 22 czerwca 1941 r. wyprzedziła atak radziecki mający nastąpić 6 lipca tamtego roku. Czyli niemiecka operacja Barbarossa zapobiegła analogicznej radzieckiej, noszącej kryptonim Groza.

§  Japoński atak na Pearl Harbor dn. 7 grudnia 1941 r. nie był dla władz amerykańskich zaskoczeniem. Informacja o nim dotarła do rządu USA z wyprzedzeniem.

§  Hitlerowskim Niemcom udało się jednak wyprodukować bombę atomową. W październiku 1944 r. dokonali udanej próby jej wybuchu. Bomby nie użyli tylko z obawy przed straszną zemstą aliantów. Wspomina o tym (ze sceptycyzmem) również Richard J. Evans w książce pt. „Wojna Trzeciej Rzeszy”, którą omówiłem w poprzednim tu artykule.

§  W ostatnim okresie drugiej wojny światowej nie tylko żołnierze radzieccy dopuszczali się zbrodni na ludności cywilnej Niemiec. Czynili to również alianci zachodni w Niemczech i we Włoszech (autor podaje liczne tego przykłady).

Reasumując, w książce przeczytamy m.in. o historii „nie do wiary”, aczkolwiek (jak już wspomniałem) Marco Pizzuti podał źródła także owych nieprawdopodobnych, sensacyjnych informacji. Tylko jak je zweryfikować? „Rewelacyjnych” ciekawostek jest zresztą w jego esejach więcej, wszystkich nie wymieniłem. Pisał je z punktu widzenia obywatela państwa walczącego podczas wojny po stronie Trzeciej Rzeszy. Odnosząc się obszernie do tragedii ludności cywilnej oraz do traktowania jeńców wojennych autor nie zakwestionował Holokaustu ani innych, licznych zbrodni niemieckich. Na kartach książki nadmieniał o nich jednak tylko dość ogólnie, koncentrując się na cierpieniach niemieckich i włoskich cywilów oraz wziętych do niewoli żołnierzy państw Osi.

PS. Na str. 165 autor błędnie podaje, jakoby USA wypowiedziały wojnę Niemcom i Włochom. W rzeczywistości to wymienione państwa Osi dnia 11 grudnia 1941 r. wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym (na str. 196 autor już tego błędu nie powtarza, pisze bowiem o wypowiedzeniu Stanom wojny przez Hitlera).

sobota, 10 maja 2025

„Wojna Trzeciej Rzeszy”. Autor: Richard J. Evans

 

Dwa dni temu upłynęło 80 lat od daty bezwarunkowej kapitulacji hitlerowskich Niemiec. W poprzednim tu artykule polecałem książkę opisującą losy Polski i Polaków podczas drugiej wojny światowej. Dziś proponuję lekturę również okolicznościową i poniekąd analogiczną – traktującą o Trzeciej Rzeszy i jej społeczeństwie w tamtych latach.

Richard J. Evans „Wojna Trzeciej Rzeszy”

Wydawnictwo Napoleon V, Oświęcim 2016

Jest to ostatni tom trylogii o historii Trzeciej Rzeszy tego autora. Pierwsze dwa (nie czytałem!) to „Nadejście Trzeciej Rzeszy” i „Trzecia Rzesza u władzy”. Lektura książki nie musi być poprzedzona poznaniem tamtych dwóch wcześniejszych tomów – oczywiście pod warunkiem, że czytelnik posiada wiedzę o genezie i funkcjonowaniu hitleryzmu, oraz o oddziaływaniu przezeń na niemieckie społeczeństwo i gospodarkę do czasu wybuchu II wojny światowej. Bowiem w trzecim, dziś omawianym tomie brytyjski profesor opisuje państwo niemieckie i Niemców już w latach wojny. Dokładnie przedstawia zbrodniczą politykę nazistów: zbrodnie wojenne (zarówno te podczas działań zbrojnych, jak i późniejsze na jeńcach), przymusowe wysiedlenia ludności polskiej z terenów przyłączonych do Rzeszy, ogrom, „technologię” oraz strukturę terytorialną Holokaustu, terror wobec mieszkańców podbitych państw, funkcjonowanie obozów koncentracyjnych i obozów śmierci, morderczą pracę przymusową milionów robotników ściągniętych do Rzeszy z całej okupowanej Europy. Autor ukazuje też reakcję na to przeciętnych Niemców, przywołując ich zachowane spisane wspomnienia. Postawa większości tych ludzi była aprobująca – od aktywnego, często ochotniczego współuczestnictwa w zbrodniczej działalności, po bierne przekonanie, że trudno, dobrze to nie wygląda, ale tak już widać musi być, w końcu nasz ukochany Führer nie może się mylić i najlepiej wie jak zapewnić Trzeciej Rzeszy świetlaną przyszłość. Tylko bardzo nieliczni Niemcy nie ulegali owemu ideologicznemu, światopoglądowemu zaczadzeniu. Było ono tak silne, że nawet w ostatnich miesiącach wojny oraz tuż po jej zakończeniu Niemcy nie uważali siebie za winnych. W ślad za Hitlerem i jego tubą propagandową (Goebbelsem) uparcie i z przekonaniem twierdzono, że za wybuch i z czasem niekorzystny dla Trzeciej Rzeszy przebieg wojny było odpowiedzialne „międzynarodowe żydostwo” i jego plutokratyczni (Wielka Brytania, USA) oraz komunistyczni (ZSRR) poplecznicy. W niemieckie wojenne i ludobójcze zbrodnie najpierw rzekomo w ogóle nie wierzono, a później – w obliczu przedstawionych dowodów – wypierano się własnej wiedzy o nich. Autor jednak skutecznie dowodzi, iż także szarzy, przeciętni Niemcy byli owych potworności świadomi. Zbyt wielu ich rodaków (członków rodzin, przyjaciół, znajomych etc.) było w zbrodnie bezpośrednio lub pośrednio zaangażowanych, aby wiedza o nich nie przeniknęła do większości społeczeństwa. „Odważni” posiadacze odpowiednich radioodbiorników mogli słuchać niemieckojęzycznych audycji BBC, na bieżąco informujących słuchaczy o potwornych działaniach niemieckiego okupanta. Poza tym reżim, chcąc zmobilizować społeczeństwo do jak największego wysiłku wojennego, kilka razy dokonał tzw. kontrolowanego przecieku informacji. Ludności musiano bowiem uświadomić, iż pewne sprawy (głównie eksterminacja Żydów) zaszły już za daleko, są nieodwracalne, a więc trzeba nadal prowadzić totalną wojnę, aby uniknąć strasznej zemsty przeciwników.

Przebieg działań zbrojnych jest w książce przedstawiony dość wybiórczo. Autor bardzo dokładnie opisuje bitwę i odwrót Wehrmachtu spod Moskwy (XII 1941, I 1942) oraz jego klęskę pod Stalingradem (XII 1942, I 1943). Natomiast pozostałe kampanie na wszystkich frontach w Europie i Afryce zrelacjonowane są mniej lub bardziej pobieżnie. Autor analizuje też ówczesną politykę wewnętrzną i zagraniczną Hitlera oraz jego kliki (partyjnej, SS i wojskowej), zamierzenia realizowane i zaniechane. Przedstawia kulisy, przebieg i następstwa zamachu stanu dnia 20 lipca 1944 r., zakończonego klapą. Osobne partie książki dotyczą logistycznego wojennego wysiłku Trzeciej Rzeszy oraz przeżyć niemieckiej ludności cywilnej. Czytamy w nich:

¾    o zmilitaryzowaniu państwa i wdrożonej ekonomice wojennej, długo zapewniającej warunki prowadzenia działań zbrojnych,

¾    o usiłowaniach skonstruowania Wunderwaffe, mającej przechylić szalę zwycięstwa na stronę Trzeciej Rzeszy; autor nadmienia (na str. 605 i 606) o istnieniu niepotwierdzonej później informacji, jakoby zespołowi niemieckich fizyków udało się przeprowadzić jesienią 1944 r. i zimą 1945 r. łącznie trzy próbne detonacje taktycznej broni nuklearnej,

¾    o powszechnym racjonowaniu większości towarów, w tym przede wszystkim żywności, której racje, w miarę biegu lat wojny, były coraz to bardziej ograniczane,

¾    o przebiegu i skutkach alianckich bombardowań Niemiec,

¾    o zimowym exodusie ludności Prus Wschodnich,

¾    o masowych zgwałceniach ok. 1,5 mln Niemek (niektórych wielokrotnie) przez czerwonoarmistów,

¾    o powszechnym poborze do wojska, czego końcowym akordem jesienią 1944 r. stał się Volksturm, mobilizujący wszystkich jeszcze zdolnych do noszenia broni mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat.

Reżim aż do ostatniej chwili trzymał w karbach niemieckie społeczeństwo – uznaniowo stwierdzone tzw. sabotowanie wysiłku wojennego było natychmiast karane śmiercią. Pod tym pojęciem rozumiano np. publicznie wyrażane wątpliwości co do kontynuowania wojny, oraz uchylanie się od uczestnictwa w Volksturmie. Bezwarunkowa kapitulacja Trzeciej Rzeszy pociągnęła za sobą falę samobójstw – od Hitlera ze świeżo poślubioną żoną oraz małżeństwa Goebbelsów („przy okazji” mordujących sześcioro własnych dzieci), aż po wielu dowódców wojskowych i funkcjonariuszy, nieraz tylko średniego szczebla władzy. A nawet przeciętnych Niemców niewidzących dla siebie warunków do życia po bezprzykładnej klęsce ich państwa i śmierci uwielbianego Führera. Autor wszystkich „najważniejszych” samobójców kolejno wymienia, wskazując pełnione przez nich funkcje w aparacie władzy Trzeciej Rzeszy. Okres powojenny to z kolei procesy norymberskie i powszechnie realizowana (z różnym skutkiem) denazyfikacja społeczeństwa niemieckiego. O tym również profesor Richard J. Evans dość dokładnie pisze, wymieniając osoby skazane i zasądzone im wyroki. Książkę (powstałą w 2003 r.) kończy opisem podejścia społeczeństwa zjednoczonych Niemiec do własnej historii, na ogół racjonalnego, uznającego i potępiającego okrutne zbrodnie popełnione przez poprzednie pokolenia. Ale też niezapominającego o ich martyrologii – ofiarach bombardowań, masowych wysiedleń i gwałtów.

PS. Książkę, mimo dobrej znajomości jej tytułowego tematu, przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Polecam ją osobom pragnącym zgłębić historię II wojny światowej przede wszystkim na odcinku niemieckiej polityki wewnętrznej i sytuacji zaistniałej w samej Rzeszy oraz na okupowanych obszarach w tamtym czasie, a z dyplomacją i walkami na frontach w nieco dalszym tle. Na zakończenie muszę zwrócić uwagę na jeden bardzo istotny błąd faktograficzny (w moim egzemplarzu książki na str. 651). 20 kwietnia 1945 r. był dniem 56-tych, a nie 66-tych (jak błędnie tam stoi), urodzin Hitlera.

czwartek, 1 maja 2025

„Polska krwawi, Polska walczy. Jak żyło się pod okupacją 1939-1945”. Autor: Andrzej Chwalba

 

Andrzej Chwalba „Polska krwawi, Polska walczy. Jak żyło się pod okupacją 1939-1945”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2024

Za tydzień będziemy obchodzić 80-tą rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej w Europie. Wojna oraz jej polityczne następstwa tak przeorały Polskę, że w 1945 r. już mało co przypominała to państwo sprzed 1 września 1939 r. Profesor Andrzej Chwalba chronologicznie i tematycznie opisał trwający prawie 6 lat kataklizm pustoszący nasz kraj. Pustoszący materialnie, demograficznie oraz duchowo. Czytelnik otrzymuje w miarę zwięzłe vademecum tego, co się w Polsce w latach wojny działo. Napisałem „w miarę zwięzłe”, ponieważ na 541 stronach autor zmieścił następujące tematy, z których większość doczekała się już odrębnych, niekiedy bardziej obszernych opracowań.

Ø  Wojna obronna w 1939 r. – militarny przebieg oraz polityczne i terytorialne następstwa. Zachowanie i nieraz tragiczne losy ludności cywilnej podczas działań zbrojnych.

Ø  Rozbiór II Rzeczypospolitej - podział państwa na pięć okupowanych obszarów: Ziem Zachodnich (tj. terenów inkorporowanych do III Rzeszy), Generalnego Gubernatorstwa, terenów przyłączonych do ZSRR, Litwy i Słowacji. Autor charakteryzuje politykę każdego okupanta, małej marionetkowej Słowacji nie wyłączając.

Ø  Sytuacja w latach 1939-1941 na ziemiach wschodnich włączonych w skład Związku Radzieckiego. Przemiany administracyjne i ekonomiczne, terror wobec ludności polskiej (głównie, chociaż nie tylko polskiej). Morderstwa przedstawicieli elit, oficerów wojska i funkcjonariuszy służb mundurowych. Zsyłki do łagrów oraz wywózki (przymusowe przesiedlenia) na odległe tereny ZSRR. Nieudana konspiracja niepodległościowa. Także okresowe złagodzenie kursu antypolskiego, faworyzowanie wybranych polskich literatów i naukowców.

Ø  Totalne rugowanie polskości na ziemiach przyłączonych do Niemiec. Terror, masowe wypędzenia, sytuacyjne przymuszanie pozostałej ludności do podpisywania Volkslisty. Polacy w Wehrmachcie: 350 tys. – 450 tys. żołnierzy wg naukowych szacunków (str. 182).

Ø  Obraz okupacji niemieckiej w Generalnym Gubernatorstwie. W tym najdłuższym rozdziale książki autor charakteryzuje administrację i gospodarkę GG, antypolską politykę okupanta, egzekucje ludności cywilnej, obozy koncentracyjne, przymusowe wywózki na roboty do Niemiec, Holokaust. Opisuje także powołanie, struktury oraz działalność organów polskiej konspiracji wojskowej i cywilnej. Odrębnie odnosi się do powstania warszawskiego – prezentuje przyczyny wybuchu, przebieg oraz okoliczności i następstwa kapitulacji. Przedstawia bardzo zróżnicowaną sytuację życiową czterech narodowości zamieszkujących GG: Niemców, Ukraińców, Żydów i Polaków (kolejność wg podrozdziałów książki). Oprócz administracyjno-instytucjonalnego otrzymujemy też obraz codziennego, powszechnego bytowania mieszkańców GG, wszystkich trudności i problemów, z którymi musieli się nieustannie borykać.

Ø  Dekompozycja podziemia niepodległościowego po upadku powstania warszawskiego. Postępująca wśród ludności cywilnej utrata zaufania do rządu emigracyjnego i jego stopniowo likwidowanych krajowych agend. Ale także nieufność i opór wobec marionetkowej administracji państwowej organizowanej pod ochronnym parasolem ZSRR. Płonne nadzieje związane z udziałem Stanisława Mikołajczyka i PSL w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej, powstałym latem 1945 r.

Poruszając powyższe tematy autor nie unika spraw dla nas bardzo drażliwych, m.in. incydentalnego uczestnictwa Polaków w masakrach ludności żydowskiej latem 1941 r. (str. 140 i 141), późniejszego tzw. szmalcownictwa (str. 302 i 303), często spotykanego donosicielstwa i denuncjacji, a także rodzimego pospolitego bandytyzmu (str. 448 i 449). Reasumując, gorąco polecam tę książkę przedstawiającą obraz Polski i Polaków podczas wojny. Mogą po nią sięgnąć także osoby już obeznane z dziejami tamtych lat. Odnowią i usystematyzują swoją wiedzę historyczną, jak również zapoznają się z nieznanymi dotąd szczegółami. Ale na zakończenie, aby nikt nie pomyślał, iż się tu bezczelnie podlizuję autorowi, pozwolę sobie wytknąć mu dwa błędy formalne. Na str. 427 (oraz w indeksie nazwisk na str. 536) zmienił imię naszej brytyjsko-polskiej agentki Krystyny Skarbek, nie wiedzieć czemu nazywając ją Ireną. Poza tym pan profesor powinien wiedzieć, że ostatni przedwojenny marszałek Polski to jednak formalnie Śmigły-Rydz, a nie Rydz-Śmigły. Oficjalnie w latach 30-tych ub. wieku przestawił człony swego nazwiska i tak odtąd wszelkie państwowe dokumenty podpisywał. Tak zresztą też go bardzo urzędowo przedstawił premier Felicjan Sławoj Składkowski w słynnym, bulwersującym okólniku z 1936 r.

czwartek, 24 kwietnia 2025

„Niezapomniane”. Autor: Mikołaj M. Krasnow

 

Mikołaj M. Krasnow „Niezapomniane” 

Wydawca: Fundacja historia.pl, Gdańsk 2023 

Dziś proponuję przejmującą opowieść o więzieniach i łagrach radzieckich, sposobem narracji bardzo przypominającą „Inny świat” naszego Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Jej autor to por. Mikołaj Mikołajewicz Krasnow (1918-1959), wnuk znanego rosyjskiego pisarza i generała (w wojnie domowej po stronie Białych) Piotra Mikołajewicza Krasnowa (1869-1947). Wydawca niewiele informuje o ich przedwojennej i wojennej przeszłości (tylko kilka akapitów na odwrocie okładki). Autor trochę więcej, ale jednak wybiórczo i dość fragmentarycznie. Zatem pozwolę sobie odesłać Państwa do ich życiorysów wg Wikipedii:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Niko%C5%82aj_Krasnow_m%C5%82odszy

https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Krasnow

Po uważnym przeczytaniu treści pod ww. linkami znamy już całą drogę życiową wnuka i dziadka. Obaj, plus jeszcze „średni” Krasnow (ojciec pierwszego i syn drugiego) późną wiosną 1945 r., już po bezwarunkowej kapitulacji sił zbrojnych Trzeciej Rzeszy, znaleźli się wraz z rodzinami w austriackim malowniczym Lienzu. Za sobą mieli pechową przeszłość uczestnictwa w drugiej wojnie światowej po niewłaściwej stronie. Ich oddziały walczyły na froncie wschodnim u boku Wehrmachtu. Alianci zachodni poszli na rękę ZSRR i na żądanie Stalina postanowili mu przekazać wszystkich zdrajców - obywateli radzieckich, jacy się znaleźli w ich strefach okupacyjnych Niemiec i Austrii. Ekstradycją początkowo niesłusznie obejmowano także i tych Rosjan, którzy już w całym okresie międzywojennym przebywali na emigracji i nigdy nie posiadali obywatelstwa radzieckiego, jak właśnie rodzina Krasnowów oraz szereg innych postaci wymienionych w książce.

I tak trzech Krasnowów, oficerów kozackich w mundurach Wehrmachtu, dn. 29 maja 1945 r. trafiło w łapy NKWD. Organizacyjnie doszło do tego za sprawą podstępu ze strony okupacyjnych władz brytyjskich. Dziadek - generał i ojciec - pułkownik już z państwa radzieckiego nie powrócili. Dziadka po procesie powieszono, ojciec stracił zdrowie i życie w syberyjskim łagrze. Syn - porucznik (Oberleutnant), autor książki, zdołał jednak przeżyć Stalina i doczekać formalnego uwolnienia dn. 12 sierpnia 1955 r. Następnie, pokonawszy wiele biurokratycznych barier, wyjechał do Sztokholmu, gdzie w okresie od 28 grudnia 1955 r. do 28 stycznia 1956 r. spisał te swoje wspomnienia z lat „niezapomnianych”, tak właśnie je tytułując. Z żoną połączył się dopiero 15 września 1956 r. w Argentynie, dokąd udało się jej wyjechać w roku 1948 (nie będąc wcześniej obywatelką ZSRR ostatecznie jednak uniknęła ekstradycji).

Tyle w wielkim skrócie. Każdy kto sięgnie po tę książkę, przeczyta wspaniały epicki opis tragicznych, „niezapomnianych” lat spędzonych w radzieckich więzieniach i łagrach, gęsto wzbogacany interesującymi politycznymi i socjologicznymi komentarzami, podobnie jak to czynił przywołany na wstępie autor „Innego świata”. Mikołaj Krasnow raz miał szczęście, innym razem był bliski śmierci – o jego zmiennych i tragicznych losach czytamy jak w sensacyjnej powieści. Zarazem otrzymujemy obraz organizacji i funkcjonowania radzieckich obozów koncentracyjnych, niewolniczej pracy, życia i śmierci w nich więźniów, porażającej patologii wśród nadzorujących funkcjonariuszy oraz współosadzonych więźniów kryminalnych (tzw. błatnych, urków). Gdy już wreszcie dnia 5 marca 1953 r. diabli wzięli Stalina (w przenośni i dosłownie), radzieckim łagiernikom zaczęło się stopniowo poprawiać. Rozpoczęto sukcesywne ich zwalnianie lub skracanie wyroków, obozowy reżim wyraźnie zelżał. Ostatnie miesiące pobytu w łagrze, jeszcze przed formalnym zwolnieniem, autor spędził w warunkach już półwolnościowych. Przez karty książki przebijają dwa jego wielkie uczucia: nienawiść do systemu komunistycznego (niewygasła po śmierci Stalina) oraz miłość do ojczyzny - Rosji i narodu rosyjskiego. W 1945 r., będąc już w szponach NKWD, obiecał dziadkowi, że – jeżeli dane mu będzie przeżyć – to dla potomnych opisze niedole, jakich on, jego rodzina i naród rosyjski doświadczyli. Słowa dotrzymał. Radziecki system się za to zemścił – wg krótkiej notki na okładce książki autor został zamordowany w Argentynie niedługo po przybyciu tam. Wikipedia jak dotąd tego nie potwierdza, vide link powyżej.

Na zakończenie kilka własnych refleksji, ku „uświadomieniu” polskiego czytelnika tej książki. Nie przeczę, iż wielu rosyjskim patriotom, w tym porewolucyjnym emigrantom, uciekinierom z Rosji bolszewickiej, alianci zachodni zrobili ogromną krzywdę wydając ich w 1945 r. Stalinowi. Ale przecież w swej masie byli to niegdysiejsi urzędnicy i wojskowi, carscy i białogwardyjscy notable, których podejście do sprawy naszej niepodległości było jednoznaczne: co najwyżej autonomia w granicach Królestwa Kongresowego, a i to z odłączeniem Chełmszczyzny. Czy zatem wypada się nam tak nad ich losem litować? Poza tym, oprócz owych rzekomo niesplamionych zbrodniami wojennymi Kozaków, ekstradycji do ZSRR poddano całe masy innych rosyjskojęzycznych żołdaków, mających na rękach krew polskiej (i nie tylko polskiej) ludności cywilnej, m.in. podczas tłumienia powstania warszawskiego. Tu już chyba skrupułów nie żywimy, przynajmniej ja. W syberyjskich łagrach m.in. wylądowały i tam zgniły tysiące rosyjskich i ukraińskich zbrodniarzy wojennych, w niedawnej przeszłości dokonujących mordów na polskich kobietach i dzieciach. Cóż z tego, że formalnie osądzonych nie za to, lecz za dywersję, terroryzm i sabotaż wobec ZSRR, wg „odpowiedniego” radzieckiego paragrafu. Powyższe absolutnie nie oznacza, że relatywizuję zbrodniczy system Gułagu i że jestem zwolennikiem stosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej. To jedynie historyczna dygresja, jak też emocjonalna refleksja – obie po lekturze książki Oberleutnanta Mikołaja Krasnowa.

 

piątek, 18 kwietnia 2025

„Dziki Wschód. Transformacja po polsku 1986-1993”. Autor: Michał Przeperski

 

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę pogodnych, zdrowych Świąt Wielkiejnocy. A w towarzyszącym czasie zadumy i refleksji wskazuję wartą przeczytania książkę o ważnych, historycznie całkiem niedawnych, skomplikowanych losach Polski i Polaków. W drugiej części dzisiejszego artykuliku pozwalam sobie też na chwilę osobistej szczerości.

Michał Przeperski „Dziki Wschód. Transformacja po polsku 1986-1993”

Wydawnictwo Literackie Sp. z. o.o., Kraków 2024

Dla osób w całym tytułowym przedziale czasu już rzeczywiście dorosłych, tj. w 1986 r. mających co najmniej lat 21, czyli dziś będących starszym państwem w wieku 60+, 70+, itd., jest to lektura, którą przyjmą ze wzruszeniem, ponieważ przypomni ich ówczesne osobiste, nieraz traumatyczne przeżycia (chyba że harowali wówczas za granicą i spraw krajowych doświadczali mniej). Dla czytelnika młodszego (będącego na pewno w większości!) stanowi ona z kolei bardzo dobry, obiektywny materiał poznawczy, znacznie wykraczający poza szkolną wiedzę podręcznikową lub rodzinną z opowiadań taty i mamy. Autora nie można zaliczyć do osób bazujących na własnych wspomnieniach – urodził się w roku 1986, a więc w końcówce lat tytułowych dopiero rozpoczynał edukację na poziomie pierwszej klasy szkoły podstawowej. Charakterystykę transformacji ustrojowej oparł na opracowaniach znanych historyków, osobistym prześledzeniu treści wybranych archiwalnych artykułów prasowych i programów telewizyjnych, wypowiedziach polityków, a także na przeprowadzonych wywiadach z osobami, które uznał za reprezentatywne dla opisywanych sytuacji i zjawisk społecznych. Wszystko to interesująco wzbogacił własnym komentarzem, refleksjami, a nawet filozofowaniem („mogło być przecież inaczej”).

Tytułowy rok 1986 to jeszcze trudnozauważalny przebłysk nadciągających zmian. Rok wcześniej w ZSRR zainicjowano pierestrojkę, której jednym z elementów została (od 1987 r.) głasnost’. Nie mogło to pozostawać bez echa w podporządkowanych „demoludach”. W PRL ogłoszono powszechną amnestię i odtąd już zaprzestano wsadzania do więzienia opozycjonistów stricte politycznych. Z czasem z niektórymi z nich władza rozpoczęła nieformalny dialog, później ukoronowany obradami Okrągłego Stołu (6.02.-5.04.1989). Wcześniej siły reformatorskie PZPR rozprawiły się z tzw. betonem partyjnym, eliminując go z władz tej organizacji. Ich reformy gospodarcze okazały się jednakże anemiczne – aż do dnia 1.01.1989 r., gdy weszła w życie nowatorska ustawa o działalności gospodarczej, tzw. ustawa Wilczka-Rakowskiego. Natomiast drugi tytułowy rok 1993 to czas opuszczenia naszego państwa przez ostatnie oddziały Armii Radzieckiej. Był to także rok symptomatycznego przesilenia parlamentarnego – dotychczasowi „chłopcy do bicia”, czyli postkomuniści, w przedterminowych wyborach parlamentarnych „odbili” władzę w państwie (wspólnie z PSL, tj. dawnym ZSL). Nb. cztery lata później ją stracili, po kolejnych czterech znów odzyskali, ale to już wykracza poza zakres tematyczny książki. Z rosnącym zainteresowaniem czytamy, co się podczas owych tytułowych lat 1986-1993 z naszym społeczeństwem i organizacją państwa działo, oraz jak transformacja ustrojowa przekształcała Polaków także indywidualnie. Z jakimi problemami (przede wszystkim ekonomicznymi) musieli się borykać, jak sobie z nimi poradzili, bądź nie poradzili. A przede wszystkim na czym owa transformacja w wymiarze społeczno-gospodarczym polegała, oraz jakie skutki pozytywne i negatywne przyniosła. Poczynając od wspomnianego Wilczkowego, formalnie jeszcze peerelowskiego ważnego zaczynu, a kończąc na tzw. planie Balcerowicza. Oczywiście każdy czytelnik mający już o tym własną wiedzę może się z autorem trochę zgodzić, trochę nie zgodzić.

Ja osobiście Panu Michałowi przyznaję w pełni rację – żadnych przekłamań w tym jego eseju historycznym i zarazem reportażu historycznym nie zauważyłem. W tytułowych latach byłem w wieku 35-42, a zatem ówczesne przemiany musiały się także odcisnąć na mnie i na moich bliskich. Wielu z nich stałem się też naocznym świadkiem. Osobiście źle tamtych czasów nie wspominam, chociaż bywały dla mnie dość nerwowe (jednak nie aż tak nerwowe, jak dla moich dwóch kolegów, o których nieco poniżej). Już w 1990 r. w miejscu pracy zdobyłem mocną pozycję człowieka trudnego do zastąpienia na pełnionym stanowisku (choć, chyba właśnie dlatego, na awans tzw. pionowy musiałem jeszcze kilka lat poczekać). W latach 1993-1994 odbyłem studia podyplomowe w zakresie wyceny nieruchomości, w dalszej przyszłości pokonując trudny i cieszący się złą sławą egzamin państwowy (bywało, że wskaźnik jego zdawalności wynosił tylko 10%), uzyskując tytuł rzeczoznawcy majątkowego oraz uprawnienia zawodowe z nim związane. Trochę też publikowałem nt. nowych zasad gospodarki nieruchomościami, m.in. zostałem współautorem dwóch podręczników akademickich. Można to wygooglować wpisując do przeglądarki moje „imię nazwisko” lub „nazwisko imię” (najlepiej w cudzysłowie). Przy okazji wyjaśniam, że wtedy pojawi się również, noszący to samo imię i nazwisko, pewien przedsiębiorca z Polski południowo-wschodniej, z którym proszę mnie nie utożsamiać, nie jest to nawet nikt z mojej rodziny (choć nie mogę wykluczyć, iż w odległych stuleciach nasi prapra…pradziadkowie w linii męskiej mogli być spokrewnieni). Do mnie odnoszą się tylko te wyniki ww. wygooglowania, które dotyczą wyceny nieruchomości, rzeczoznawstwa majątkowego, no i oczywiście recenzji książek historycznych. Z perspektywy lat uważam, że swoją szansę wykorzystałem. Posłuchałem rady Pana Prezydenta miłościwie nam panującego w latach 1990-1995, aby wziąć sprawy w swoje ręce. A jak to wyglądało w przypadku naszych rodaków, przeczytamy właśnie w książce p. Przeperskiego. Co poniektórzy osiągnęli wielkie sukcesy życiowe, zdobywając uznanie i majątek. Często kosztem zdrowia, a nawet życia. 

Znów powrócę do wspomnień. Osobiście znałem i przyjaźniłem się z dwoma radcami prawnymi (Zbigniewem J. z Warszawy i Arkadiuszem K. z Dębicy), którym droga do niewątpliwie odniesionego sukcesu materialnego oraz związane z tym silne stresy z czasem skróciły życie. Zwierzali mi się (szczególnie Arek) ze swoich nie do pozazdroszczenia kłopotów zawodowych. Obaj zrezygnowali z bezpiecznej, względnie spokojnej „ciepłej posadki” mecenasa w administracji rządowej na rzecz prywatnej praktyki – głównie obsługi prawnej pionierskiego biznesu. W rezultacie pierwszy z nich zapadł na chorobę krążenia (ciężki zawał z komplikacjami i nieodwracalnymi następstwami), drugi na jakiegoś nietypowego raka (polipy na sercu powodujące stan zapalny). Obaj odeszli z tego świata schorowani, w wieku znacznie poniżej przeciętnej długości życia polskiego mężczyzny. Cześć Ich pamięci! Inni ludzie popadali z kolei w nędzę, beznadzieję, marazm i alkoholizm. Co również długowieczności nie sprzyjało. Cóż, taka była polska, iście pionierska droga od realnego socjalizmu do realnego kapitalizmu. Żaden naród jej wcześniej w tym kierunku nie przebył. Stąd zapewne Dziki Wschód w tytule książki i sylwetka kowboja na okładce. Na zakończenie zacytuję pogląd autora, z którym się w 100% zgadzam (str. 289): Rzeczywiście, najnowsze badania jasno pokazują, że nie istniała realna alternatywa dla pakietu reform, który zaprezentował, a następnie wprowadził Leszek Balcerowicz. Nie był w stanie takiego planu wygenerować nikt z zaplecza Solidarności, nie mówiąc już o ekonomistach i politykach związanych z komunistami.

PS.

¾    Kwestię likwidacji peerelowskiego resortu spraw wewnętrznych autor potraktował dość powierzchownie. Ponieważ budziła ona (u niektórych budzi nadal) wiele kontrowersji, pozwolę sobie zaproponować Państwu lekturę książki dr. Tomasza Kozłowskiego pt. „Koniec imperium MSW. Transformacja organów bezpieczeństwa państwa 1989-1990”. Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2019.

¾    Bardzo interesująco o polskiej transformacji ustrojowej dyskutują także jej główni współtwórcy. Polecam książkę pt. „Lech. Leszek. Wygrać wolność. Lech Wałęsa i Leszek Balcerowicz w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską”; redakcja tekstu: Maciej Gablankowski. Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2019.

¾    Obie ww. pozycje swego czasu już zagościły na tym blogu. Do ich opisów można dotrzeć za pośrednictwem katalogu autorskiego alfabetycznego albo katalogów tematycznych 3 i 4. W zakończeniu omawiania drugiej z nich zamieściłem także garść refleksji osobistych.

 

piątek, 11 kwietnia 2025

„Oblany egzamin z polityki. O narodzinach, istnieniu i upadku państwa polskiego w latach 1806-1874”. Autor: Lech Mażewski

 

Lech Mażewski „Oblany egzamin z polityki. O narodzinach, istnieniu i upadku państwa polskiego w latach 1806-1874”

Wydawnictwo von borowiecky, Radzymin 2016

Profesor Lech Mażewski postawił i dowiódł tezy, iż przez większą część XIX wieku państwo polskie w zasadzie istniało, a zatem dość powszechny pogląd o wymazaniu nas na cały okres 123 lat (1795-1918) z politycznej mapy Europy jest fałszywy. Będąc historykiem prawa dokładnie przeanalizował akty normatywne regulujące powstanie i funkcjonowanie Księstwa Warszawskiego (1807-1815) oraz Królestwa Polskiego (1815-1874). Doszedł do wniosku, iż obydwa te kolejne byty polityczne podczas swego istnienia nieprzerwanie posiadały atrybuty państwa na gruncie prawa wewnętrznego, a czasowo choć ułomnie również w rozumieniu prawa międzynarodowego (Królestwo Polskie w latach 1815-1830). Nie zapomniał też o Rzeczypospolitej Krakowskiej (1815-1846) oraz o Wielkim Księstwie Poznańskim (1815-1848). Księstwu Warszawskiemu i kongresowemu Królestwu Polskiemu profesor dał wspólną nazwę „Rzeczpospolita jeden i pół”, tłumacząc ją jako coś pośredniego pomiędzy Rzecząpospolitą przedrozbiorową a Drugą Rzecząpospolitą. Tytułową cezurę uzasadnił w ten sposób, iż w roku 1806 (pokonanie Prus przez Francję) zapoczątkowano w Poznańskiem niezależne od zaborcy polskie działania administracyjne – usankcjonowane rok później w Tylży utworzeniem Księstwa Warszawskiego. Natomiast rok 1874 to rok śmierci ostatniego namiestnika Królestwa Polskiego, Teodora Berga. Pomimo iż owo stanowisko już w 1868 r. straciło swój indywidualny charakter (zostało formalnie zrównane z generał-gubernatorami w Rosji), to następnego tytularnego carskiego namiestnika Królestwa, urzędującego w Warszawie, już nie powołano. Odtąd Priwislinskim Krajem rządzili kolejni generał-gubernatorzy.

Tytułowe „oblanie egzaminu z polityki” odnosi się do irracjonalnego maksymalizmu niepodległościowego polskich elit politycznych, mierzących (wg marzeń Adama Mickiewicza) „siły na zamiary, a nie zamiar podług sił”. Polacy w XIX wieku dążyli nie tylko do pełnej niepodległości Królestwa Polskiego utworzonego na Kongresie Wiedeńskim (1815), ale także do przyłączenia doń byłych województw wschodnich Rzeczypospolitej przedrozbiorowej, określanych (w odróżnieniu od terenu Królestwa) mianem Ziem Zabranych. Politykę polskich elit w latach istnienia Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego autor przeanalizował niezwykle dokładnie. Za pierwsze „niezdanie egzaminu” uznał decyzję księcia Józefa Poniatowskiego podążenia w 1813 r. wraz z armią Księstwa Warszawskiego w sukurs wyraźnie przegrywającemu już Napoleonowi. Za ostatnie zaś – odrzucenie przez konspiracyjny Rząd Narodowy w kwietniu 1863 r. (gdy powstanie styczniowe jeszcze się rozkręcało) carskiego ukazu amnestyjnego, uwarunkowanego jednakże zaprzestaniem insurekcji. W międzyczasie „oblanych sesji egzaminacyjnych” było więcej, z których najbardziej newralgicznymi były decyzje o podjęciu powstań w 1830, 1846 i 1863 roku. Każda skutkowała kolejnym pomniejszeniem autonomii „Rzeczypospolitej jeden i pół”. Aż do całkowitej jej likwidacji. Autor podkreślił, iż w tym samym czasie niebuntujący się i postępujący pragmatycznie Finowie dotrwali w swym utworzonym w 1809 r. pod berłem cara autonomicznym Wielkim Księstwie Finlandii do 1917 r., gdy sytuacja polityczna w Rosji już się radykalnie odmieniła.

Powyższą nierozważną działalność polskich elit (cywilnych i wojskowych) prof. Lech Mażewski przedstawił z uzupełnieniem o opis polityki mocarstw europejskich, dowodząc iluzoryczności liczenia na ich pomoc w naszych zmaganiach z carską Rosją. Nawet stosunek Napoleona do sprawy niepodległości Polski był zmienny i koniunkturalny, czego autor dowodzi m.in. przebiegiem rokowań pokojowych w Tylży (1807). Nie wszyscy Polacy współrządzący Królestwem Polskim zajmowali nierealistyczne stanowisko maksymalistyczno-niepodległościowe. Autor omówił pozytywną działalność ministra przychodów i skarbu, księcia Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, oraz Naczelnika Rządu Cywilnego, margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Rzeczywiste i potencjalne rezultaty ich starań zostały jednak zaprzepaszczone przez przywódców powstań, odpowiednio listopadowego i styczniowego. Prof. Lech Mażewski podkreślił też kwestię powszechnie znaną, ale dość niechętnie w polskiej historiografii wspominaną (w rosyjskiej zresztą również, choć z innych powodów), że powołanie na Kongresie Wiedeńskim w 1815 r. niepodległego Królestwa Polskiego nastąpiło tylko i wyłącznie wskutek żądania cara Aleksandra I, nb. przy sprzeciwie pozostałych uczestników Kongresu. Motywacją carskiego pomysłu wskrzeszenia Królestwa Polskiego była, wg autora, chęć utworzenia przy Rosji (ale pod jej kontrolą), cyt. str. 174, pola wielkiego eksperymentu społeczno-gospodarczo-politycznego, oraz nowego państwa (…), które w przyszłości miałoby zasłaniać przed możliwym atakiem ze strony państw zachodnich. W latach późniejszych, praktycznie aż do I wojny światowej, wszystkie anemiczne inicjatywy społeczeństw i rządów państw zachodnich wspierania sprawy polskiej odnosiły się tylko do Polski rozumianej jako twór Kongresu Wiedeńskiego i w granicach przezeń określonych. Na zakończenie nie mogę nie wspomnieć o naukowym charakterze dziś omawianej książki. Przedstawiając własny ogląd i analizę wydarzeń historycznych profesor Lech Mażewski przytacza opinie (współbrzmiące bądź odmienne) innych historyków, zarówno współczesnych, jak i tych zapomnianych, dziewiętnastowiecznych. Często opatruje je własnym naukowym komentarzem. Wszystko to lekturę nieco spowalnia, mimo na ogół dość lekkiego pióra (miękkiej klawiatury komputera) autora.

PS. Pod adresem Szanownego von Borowieckiego. Autor, przytaczając fragmenty wypowiedzi lub korespondencji ważnych polityków, cytuje je w oryginalnej wersji francuskiej. Czytelnik, który nie uczył się języka francuskiego, treści tylko części z nich może się domyśleć. Wypadałoby więc chyba przetłumaczyć je na polski, nieprawdaż? Jako drastyczny przykład wskazuję długie zdanie z korespondencji cara Mikołaja I do Wielkiego Księcia Konstantego (str. 126, wiersze 4 i 5 od góry).

wtorek, 1 kwietnia 2025

„Najstarszy zawód świata. Historia prostytucji”. Autor: Marek Karpiński

 

Raz w roku, dnia 1 kwietnia, zamieszczam tu tekst żartobliwie odbiegający od ambitnego formatu blogu. Jest nim albo własne, bulwersujące opowiadanie, albo recenzja książki mniej lub bardziej „bezpruderyjnej”. W tym roku oczywiście też nie może być inaczej. Poniżej najpierw odnoszę się do treści podobnej książki, a następnie piszę o moich niegdysiejszych młodzieżowych obserwacjach i refleksjach, które jej lektura teraz ponownie przywołała. Całość dozwolona, powiedzmy, od lat 16-tu. Z zastrzeżeniem publikacji wymienionej w post scriptum, przeznaczonej już wyłącznie dla czytelników pełnoletnich.

Marek Karpiński „Najstarszy zawód świata. Historia prostytucji”

Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010

Historię tytułowej profesji autor przedstawił w przekroju przez stulecia i kontynenty. Dość ogólnie. Jak sam przyznaje w zakończeniu (cyt., str. 327): Praca powyższa nie rości sobie pretensji do wyczerpania tematu, nie jest też monografią usług seksualnych. Za to czytamy bardzo interesujący esej historyczny, napisany inteligentnie i z dużą dozą sytuacyjnej ironii. Autor rozpoczął go od starożytności, przedstawiając panie uprawiające komercyjnie seks sakralny. Następnie kolejno prześlizgnął się przez pozornie tylko ascetyczne średniowiecze, ambitne odrodzenie, ale obejmujące również pruderyjną reformację, rozwiązłe oświecenie, kapitalizm i socjalizm, wreszcie dochodząc do początku bieżącego stulecia. Głównie skupił się na obszarze euroazjatyckim, trochę na północnoamerykańskim. Naszej ojczyzny oczywiście przy tym nie zaniedbał. Opisał „wzloty i upadki” pań lekkich obyczajów, jakich owe panie doświadczały w różnych krajach na przestrzeni wieków, a także (dość szczegółowo) wymienił ich „kategorie” oraz formy organizacyjne uprawianego zawodu. Ukazał tragedię europejskich prostytutek i ich klientów po przywleczeniu przez żeglarzy Kolumba syfilisu z Ameryki w końcu XV wieku, choroby bardzo długo nieuleczalnej. Scharakteryzował podejście władz państwowych do najstarszego zawodu świata. Wyróżnił tu: 1) system reglamentacyjny (ograniczenie i rejestracja, penalizacja tylko prostytucji niezgłoszonej, tzw. dzikiej), 2) system abolicyjny (pełne przyzwolenie) oraz 3) system eksterminacyjny (uznanie za przestępstwo, ściganie i karalność z mocy prawa). Wskazał epoki i państwa, w których te systemy funkcjonowały, opisał skutki ich wdrażania, podał konkretne przykłady. Zamieścił sporo danych statystycznych dotyczących liczebności pań uprawiających tytułowy zawód, jak również cenniki świadczonych przez nie usług. Pochylił się nad ich ciężkim na ogół losem, rzadko kiedy przypominającym happy end z bajki o Kopciuszku. Chociaż imiennie wskazał również i te swawolne panie niskiego pochodzenia, które ich kunszt ars amandi, przyrodzony plus wyuczony, doprowadził z czasem do łożnic królewskich i książęcych. We Francji osiemnastowiecznej, ale jeszcze przedrewolucyjnej, autor wymienił (za paryskim kronikarzem Nicolasem Restifem) aż dwanaście kategorii prostytutek, z których najlepsza to (cyt.) utrzymanki, (…) wchodzące w stały związek z jednym mężczyzną. Najgorsza zaś to (cyt.) weteranki, (…) stworzenia odrażające - tak jeżeli chodzi o wygląd, jak o woń. Pełną klasyfikację, wraz z charakterystyką pań zaszufladkowanych do wszystkich 12 kategorii, oraz ze wskazaniem najczęstszej ich klienteli, czytelnik znajdzie na stronach 138-141. Autor przeanalizował też wpływ ważnych wydarzeń społecznych, politycznych i ekonomicznych na rozwój lub regres prostytucji, takich jak epidemie, wielkie wojny, industrializacja (zarówno kapitalistyczna, jak i socjalistyczna), wreszcie rewolucja obyczajowa przynosząca spadek popytu młodzieży na usługi erotyczne świadczone komercyjnie. Poruszył problemy przydrożnej „obsługi” ruchu samochodowego oraz międzynarodowej turystyki seksualnej i jej pozytywnego wpływu na finanse państwa, którego obywatelki świadczą usługi erotyczne obcokrajowcom. Za przykłady autor podał tu odpowiednio Polskę (liczne tirówki) i Tajlandię (niezwykle szeroka oferta sexbiznesu).

Jak nadmieniłem na wstępie, książka została napisana z dużą dawką ironii – zarówno osobistego poczucia humoru autora, jak i przytaczanych przezeń tekstów. Serdecznie uśmiałem się czytając sprośne osiemnastowieczne wiersze, a zwłaszcza obszerny fragment warszawskiego przewodnika teatralnego, traktujący o losach baletnicy, niejakiej Anetki Sz. (str. 164-168). Nieco później, już w okresie napoleońskim (cyt., str. 202): Warszawę obiegła straszna wieść, że marszałek Murat kąpie swe wybranki w szampanie, a chytrzy kupczykowie na powrót butelkują wykorzystany higienicznie płyn. Popyt na wina francuskie zmalał, ale na usługi erotyczne wzrósł znacznie. Bardzo pomysłowi bywali też producenci prezerwatyw, tak reklamujący ich niezawodność (cyt. str. 235): Prędzej serce ci pęknie. W końcowych rozdziałach autor m.in. przypomniał nieformalną dwuwalutowość PRL, stymulującą rozwój prostytucji szczególnie w latach 70-tych i 80-tych ub. stulecia. Cyt., str. 281: 10 dolarów amerykańskich, jakie otrzymywała panienka za numerek, stanowiło równowartość średniej miesięcznej płacy w gospodarce uspołecznionej. Autor ma tu oczywiście na myśli kurs czarnorynkowy dolara, waluty preferowanej zwłaszcza w prywatnym obrocie nieruchomościami. Pamiętam, że w połowie lat 70-tych dwupokojowe mieszkanie ok. 50 m.kw. w dobrej dzielnicy Warszawy można było kupić już za 6 tys. USD. Ale trzeba było te dolary lub inną twardą walutę skądś mieć! Posiadali je albo nasi rodacy „powracający z zagranicy” (tak się reklamowali w ogłoszeniach prasowych), albo cudzoziemcy, którzy zaczęli wówczas dość licznie, służbowo i prywatnie przyjeżdżać do Polski.

I tu mi się akurat przypomniała ciekawa historyjka z drugiej połowy lat 70-tych, którą wtedy setnie się ubawiłem. W owym czasie do województwa ostrołęckiego (istniało takie w latach 1975-1998) zawitali Włosi, instalujący i uruchamiający tam zakupione przez ekipę Gierka maszyny i urządzenia przemysłu rolnospożywczego. Posiadali kapitalistyczną twardą walutę, z tym, że były to włoskie liry o bardzo niskim kursie wymiennym wobec dolara amerykańskiego. Miejscowe, wiejskie Kurpianki, niekiedy tego nieświadome, początkowo dawały się nabrać cwanym Włochom twierdzącym, że jest to relacja mniej więcej jak jeden do jednego. Kontaktowały się z nimi na ogół na migi, jako że w podstawówce i zasadniczej szkole rolniczej jedynym nauczanym językiem obcym był rosyjski, którego przecież Włosi nie znali. Za to ci, pragnąc otrzymywać usługi również w zakresie „ponadstandardowym”, hojnie deklarowali zapłatę kwot pozornie tylko wysokich, efektownie wyrażanych kilkucyfrowo we włoskiej walucie. I tak po ciężkiej całonocnej pracy, świadczonej na rzecz paru Italiańców naraz i po kolei, pewna młoda Kurpianka dowiedziała się nazajutrz w sklepie Pewexu, że za cały zarobek może sobie kupić puszkę pepsi coli. Wściekła się i od razu poleciała na milicję ze skargą, że została przez tych Włochów zgwałcona. Z uwagi na oskarżenie zagranicznych kontraktowych specjalistów sprawę przekazano szczebel wyżej. Milicjantom z komendy wojewódzkiej znane już były podobne „afery”. Funkcjonariuszki wnikliwie przesłuchały dziewczynę na okoliczność aranżacji i przebiegu inkryminowanego rendez vous, po czym skierowano ją na badanie lekarskie w celu dokonania obdukcji. Wynik stanowiłby dowód w sprawie z oskarżenia, jak ją poinformowano, prywatnego. Zrezygnowała i do lekarza nie poszła.

Nie tylko proste, wiejskie, młode niewiasty czasem prostytuowały się za twardą walutę. Zaobserwować to można było przede wszystkim w miastach, incydentalnie nawet pośród studentek, wówczas stanowiących, bardziej niż obecnie, młodzieżową elitę. Nadmienić należy, iż w PRL odgórnie limitowano nauczanie na poziomie wyższym, obowiązywały egzaminy wstępne, prywatnych uczelni nie było, stąd i populacja braci studenckiej była znacznie mniej liczna niż dziś. Przypominam sobie koleżankę ze studiów na Uniwersytecie Warszawskim, inteligentną, ładną, seksowną Krystynę, która – po pomyślnym i z dobrymi ocenami zaliczeniu dość trudnego pierwszego roku (1970/1971) – postanowiła przestać marnotrawić czas na naukę. Podjęła działalność komercyjną w tytułowym zawodzie, przyjmując w nim specjalizację tzw. arabeski. Działalność, nadmieńmy, także absorbującą energię życiową oraz czasochłonną. Poszukiwanie optymalnej klienteli, drogie „reprezentacyjne” ciuchy i kosmetyki, antykoncepcja, zapobieganie infekcjom przenoszonym drogą płciową, bezpieczne przebywanie w odpowiednich lokalach, rozwiązywanie problemów z konkurencją, etc. – to wszystko wymagało intensywnych starań, zwłaszcza że nie było wówczas Internetu ani telefonów komórkowych. Próbowała jeszcze bez powodzenia powtórzyć drugi rok studiów. Ostatecznie odpuściła sobie wyższą edukację i wyprowadziła się z żeńskiego akademika UW przy ul. Zamenhofa. Przypadkowo spotkałem ją wtedy na Rynku Starego Miasta. Szła uwieszona na ramieniu niskiego, otyłego Araba, na oko dwa razy od niej starszego. Udała, że mnie nie widzi. Nie mam pojęcia, jakie były jej późniejsze losy. Koleżanki Krysi z pokoju w akademiku opowiadały, że przez kilka miesięcy po wyprowadzeniu się przechowywała pod ich opieką część swoich rzeczy. A także, że przez jakiś czas nachodził je i wypytywał o nią pewien student WAT-u, z którym wcześniej trochę randkowała gdy otrzymywał przepustkę. Za autorem książki wyjaśniam, że arabeskami nazywano wówczas dziewczyny zadające się z Arabami – najczęściej gastarbeiterami wykonywującymi w RFN i Berlinie Zachodnim ciężkie, proste i brudne prace fizyczne, ale za to relaksującymi się w PRL, gdzie wszystko (także miłość kobiety) mieli bardzo tanie z uwagi na dużą siłę nabywczą marki zachodnioniemieckiej. I jak tu nie kochać pana wicepremiera, ministra profesora Leszka Balcerowicza, który w końcu (1.01.1990) zrobił z tym i innymi podobnymi absurdami, społeczno-ekonomicznymi nonsensami, wreszcie porządek!

Rozpisałem się, gdyż lektura książki p. Marka Karpińskiego m.in. przypomniała i potwierdziła moje „socjologiczne” obserwacje z okresu młodości – poczynione w czasie studiów i w pierwszych latach pracy. Na zakończenie jeszcze tylko kilka spostrzeżeń autora dotyczących podejścia polskiego fiskusa do dochodów pań lekkich obyczajów. Prawnie są u nas nieopodatkowane, co sprzyja niektórym kobietom (posiadającym zarobki z innych nieustalonych a podejrzanych źródeł) do podszywania się pod rzekome nierządnice. Urząd skarbowy wymaga wówczas tego uwiarygodnienia, np. zamieszczonymi w mediach reklamami usług erotycznych, identyfikującymi ich osoby. O świadków bowiem tu trudno – klient wstydziłby się przyznać, a „pomocnik” od razu podpadłby pod odpowiedni paragraf (pośrednictwo, czerpanie korzyści z cudzej prostytucji jest penalizowane).

PS. Czytelnicy zainteresowani (oczywiście tylko teoretycznie, jakżeby inaczej!) profesją sexworkerek w Polsce już nieludowej, sporo o tym szczegółów, także niezwykle obscenicznych, wraz z prezentacją konkretnych przedstawicielek zawodu, znajdą w książce p. Ewy Egejskiej pt. „czarodziejki.com”. Dozwolonej, moim zdaniem, od lat 18-tu.