W zeszłym
miesiącu byliśmy na froncie wschodnim wraz z wykształconym oficerem Wehrmachtu
(lekarzem wojskowym). Vide tekst dot. książki „Przystanek Moskwa (…)”, autor: Heinrich Haape.
Natomiast ten wpis
(i również następny, który zamieszczę tu za kilka dni) odnosi się do wspomnień
zwykłego szeregowego żołnierza, który na Ostfront trafił będąc 19-latkiem.
Bruno Sutkus
„Snajper. Z frontu wschodniego na Syberię”.
Wydawnictwo
Vesper, Poznań 2012.
Jakże
dziwne i nietypowe potrafią być ludzkie losy.
Autorem
i zarazem bohaterem książki jest żołnierz – strzelec wyborowy, jeden z
najlepszych snajperów w całym Wehrmachcie. Po latach tworzy autobiografię, m.in.
na podstawie zachowanej książeczki strzeleckiej.
Bruno
Sutkus do wojska trafia w 1943 r. mając 19 lat. Pochodzi ze wschodnio-pruskiej
wsi, z rodziny prostych robotników folwarcznych, czyli nawet nie chłopów
małorolnych. Wykształcenie jedynie podstawowe, choć to i tak więcej niż w
przypadku jego ojca, który jest analfabetą. Ale za to ów ojciec okazuje się być
nieślubnym dzieckiem jakiegoś hrabiego.
W
ogóle pochodzenie autora, „po mieczu” i z „nieprawego łoża”, jest mocno
tajemnicze. Kto wie, czy jego biologicznym dziadkiem nie był przypadkiem jakiś
polski zgermanizowany arystokrata.
Bruno
jest człowiekiem pracowitym, zdyscyplinowanym, twardym, bez nałogów. Przełożeni
w wojsku szybko odkrywają jego zdolności strzeleckie i czynią z niego snajpera.
A on sieje na froncie wschodnim spustoszenie. Na swoim „koncie” ma nawet
radzieckiego generała.
Pierwsza
część książki to opis dzieciństwa plus wojenne przygody Sutkusa. Do tych
wspomnień będzie jeszcze później powracał, jego narracja bywa miejscami
niechronologiczna. Opisuje prawie każde ze swoich snajperskich trafień (łącznie
było ich ponad dwieście) oraz przedstawia sposób działania strzelca wyborowego,
niepolegający przecież tylko na celnym oddaniu strzału. Dochodzą do tego jeszcze
takie „drobiazgi” jak umiejętność maskowania się w terenie, wybór celu,
prawidłowe określenie odległości, permanentna dbałość o broń, zmiana stanowiska
po oddaniu strzału, obrona przed snajperem przeciwnika, itp. W razie dostania
się do niewoli mógł tylko (w najlepszym przypadku) liczyć na szybką śmierć.
A
powojenne losy Sutkusa? Oj, bardzo, bardzo nietypowe. Już z tytułu książki dowiadujemy
się, że autor trafił do radzieckiego „raju”, i to na Syberię. Ale jeśli
przyszły czytelnik spodziewa się, iż Bruno dostał się tam wraz z transportem
niemieckich jeńców wojennych w 1945 r., to uprzedzam – nic bardziej błędnego.
On bowiem na Syberii znalazł się dopiero w 1949 r., a i to w zasadzie …
dobrowolnie. Jak do tego doszło, proszę przeczytać samemu (samej).
Następnie
śledzimy jego ciężkie losy w ZSRR – życie rodzinne, „karierę” zawodową w
rolnictwie (oczywiście kołchoz), leśnictwie (wyrąb w tajdze) i górnictwie. Wieloletnie
starania o zgodę na wyjazd z „raju” i powrót do Niemiec były bezskuteczne i jedynie
przysparzały mu kłopotów. Wrócił dopiero w 1997 r., bez grosza przy duszy,
mając 73 lata, wraz z urodzonym na Syberii synem (jak zauważyłem, moim
rówieśnikiem – ten sam rocznik i znak Zodiaku).
We
wspomnieniach jedno mnie niemile uderza, a mianowicie – całkowity brak
politycznej refleksyjności autora. Widzi swoje i swoich rodaków wojenne oraz
powojenne krzywdy, i to prawda. Natomiast brak jest choćby jednego zdania, że
to wszystko przecież następuje w ramach odwetu za ogromne zbrodnie niemieckie.
A tych – jakby w ogóle nie było, żołnierze niemieccy walczyli za swoją ojczyznę,
i szlus. Nasze Poznańskie to Kraj Warty w Niemczech, z którego okrutni Polacy
wygonili po wojnie niemieckich kolonistów przybyłych tam z ZSRR (w ramach
wymiany ludności) w 1939 i 1940 r. I ani słówka, że przecież ci koloniści
zajęli domy, z których krótko przedtem wyrzucono Polaków. Wydawca też się nie
pokusił o stosowne przypisy.
Reasumując,
pod względem politycznym wspomnienia Sutkusa są mocno subiektywne, jednostronne.
Kłamstw nie ma, ale przemilczeń – mnóstwo. Cóż się jednak dziwić, tworzy je po
latach człowiek niewykształcony i ze zmarnowanym życiem. Wielką zaletą jego wspomnień
są natomiast realistyczne opisy walk i w ogóle codziennej egzystencji na
pierwszej linii frontu, a po wojnie – życia w radzieckiej Litwie i na Syberii. To
taka historia w mikroskali – dzieje szarego człowieka, jednego z milionów
ludzi, których życie tak bardzo „urozmaicili” Hitler i Stalin. Przeczytać
warto.