środa, 23 listopada 2016

„Snajper. Z frontu wschodniego na Syberię”. Autor: Bruno Sutkus

W zeszłym miesiącu byliśmy na froncie wschodnim wraz z wykształconym oficerem Wehrmachtu (lekarzem wojskowym). Vide tekst dot. książki „Przystanek Moskwa (…)”, autor: Heinrich Haape.
Natomiast ten wpis (i również następny, który zamieszczę tu za kilka dni) odnosi się do wspomnień zwykłego szeregowego żołnierza, który na Ostfront trafił będąc 19-latkiem.

Bruno Sutkus „Snajper. Z frontu wschodniego na Syberię”.
Wydawnictwo Vesper, Poznań 2012.

Jakże dziwne i nietypowe potrafią być ludzkie losy.
Autorem i zarazem bohaterem książki jest żołnierz – strzelec wyborowy, jeden z najlepszych snajperów w całym Wehrmachcie. Po latach tworzy autobiografię, m.in. na podstawie zachowanej książeczki strzeleckiej.

Bruno Sutkus do wojska trafia w 1943 r. mając 19 lat. Pochodzi ze wschodnio-pruskiej wsi, z rodziny prostych robotników folwarcznych, czyli nawet nie chłopów małorolnych. Wykształcenie jedynie podstawowe, choć to i tak więcej niż w przypadku jego ojca, który jest analfabetą. Ale za to ów ojciec okazuje się być nieślubnym dzieckiem jakiegoś hrabiego.
W ogóle pochodzenie autora, „po mieczu” i z „nieprawego łoża”, jest mocno tajemnicze. Kto wie, czy jego biologicznym dziadkiem nie był przypadkiem jakiś polski zgermanizowany arystokrata.
Bruno jest człowiekiem pracowitym, zdyscyplinowanym, twardym, bez nałogów. Przełożeni w wojsku szybko odkrywają jego zdolności strzeleckie i czynią z niego snajpera. A on sieje na froncie wschodnim spustoszenie. Na swoim „koncie” ma nawet radzieckiego generała.

Pierwsza część książki to opis dzieciństwa plus wojenne przygody Sutkusa. Do tych wspomnień będzie jeszcze później powracał, jego narracja bywa miejscami niechronologiczna. Opisuje prawie każde ze swoich snajperskich trafień (łącznie było ich ponad dwieście) oraz przedstawia sposób działania strzelca wyborowego, niepolegający przecież tylko na celnym oddaniu strzału. Dochodzą do tego jeszcze takie „drobiazgi” jak umiejętność maskowania się w terenie, wybór celu, prawidłowe określenie odległości, permanentna dbałość o broń, zmiana stanowiska po oddaniu strzału, obrona przed snajperem przeciwnika, itp. W razie dostania się do niewoli mógł tylko (w najlepszym przypadku) liczyć na szybką śmierć.

A powojenne losy Sutkusa? Oj, bardzo, bardzo nietypowe. Już z tytułu książki dowiadujemy się, że autor trafił do radzieckiego „raju”, i to na Syberię. Ale jeśli przyszły czytelnik spodziewa się, iż Bruno dostał się tam wraz z transportem niemieckich jeńców wojennych w 1945 r., to uprzedzam – nic bardziej błędnego. On bowiem na Syberii znalazł się dopiero w 1949 r., a i to w zasadzie … dobrowolnie. Jak do tego doszło, proszę przeczytać samemu (samej).
Następnie śledzimy jego ciężkie losy w ZSRR – życie rodzinne, „karierę” zawodową w rolnictwie (oczywiście kołchoz), leśnictwie (wyrąb w tajdze) i górnictwie. Wieloletnie starania o zgodę na wyjazd z „raju” i powrót do Niemiec były bezskuteczne i jedynie przysparzały mu kłopotów. Wrócił dopiero w 1997 r., bez grosza przy duszy, mając 73 lata, wraz z urodzonym na Syberii synem (jak zauważyłem, moim rówieśnikiem – ten sam rocznik i znak Zodiaku).

We wspomnieniach jedno mnie niemile uderza, a mianowicie – całkowity brak politycznej refleksyjności autora. Widzi swoje i swoich rodaków wojenne oraz powojenne krzywdy, i to prawda. Natomiast brak jest choćby jednego zdania, że to wszystko przecież następuje w ramach odwetu za ogromne zbrodnie niemieckie. A tych – jakby w ogóle nie było, żołnierze niemieccy walczyli za swoją ojczyznę, i szlus. Nasze Poznańskie to Kraj Warty w Niemczech, z którego okrutni Polacy wygonili po wojnie niemieckich kolonistów przybyłych tam z ZSRR (w ramach wymiany ludności) w 1939 i 1940 r. I ani słówka, że przecież ci koloniści zajęli domy, z których krótko przedtem wyrzucono Polaków. Wydawca też się nie pokusił o stosowne przypisy.

Reasumując, pod względem politycznym wspomnienia Sutkusa są mocno subiektywne, jednostronne. Kłamstw nie ma, ale przemilczeń – mnóstwo. Cóż się jednak dziwić, tworzy je po latach człowiek niewykształcony i ze zmarnowanym życiem. Wielką zaletą jego wspomnień są natomiast realistyczne opisy walk i w ogóle codziennej egzystencji na pierwszej linii frontu, a po wojnie – życia w radzieckiej Litwie i na Syberii. To taka historia w mikroskali – dzieje szarego człowieka, jednego z milionów ludzi, których życie tak bardzo „urozmaicili” Hitler i Stalin. Przeczytać warto.