Dziś, dla
odmiany, coś z historii literatury.
Iwona Kienzler
„Maria Konopnicka, rozwydrzona bezbożnica”.
Wyd. Bellona,
Warszawa 2014.
Iwona
Kienzler przedstawia szczegółowo życiorys Marii Konopnickiej, nic w nim nie
przemilczając, a wręcz przeciwnie - wskazując także na „dyskusyjne” fakty w tej
biografii (tj. tylko hipotetyczne).
Czytamy
więc najpierw o pochodzeniu i dzieciństwie Marii, potem o jej zamążpójściu - w
pierwszych latach szczęśliwym, skoro urodziła mężowi ośmioro dzieci (z których
sześcioro osiągnęło później wiek dojrzały).
Następnie
śledzimy perypetie Marii Konopnickiej mieszkającej i tworzącej w Warszawie, już
z dala od męża. Perypetie te dotyczą kłopotów wydawniczych (cenzury zarówno urzędowej
- carskiej, jak i tej nieformalnej, obyczajowej), naprawdę wielkich problemów z
wychowywaniem gromadki dzieci, i w ogóle przyziemnych trosk dnia powszedniego. Aż
dziw bierze, że autorka „Roty” miała siły i czas na rozwijanie twórczości
literackiej, a także na domniemane romanse z panami skrupulatnie wymienionymi
przez Iwonę Kienzler.
A
los, oprócz tego, że dał Marii Konopnickiej wielką i zasłużoną sławę literacką
(jeszcze za życia okrzyknięto ją czwartym wieszczem narodowym), to bynajmniej jej
nie oszczędzał. Była obecna przy łożu śmierci ukochanego syna, umierającego w
wieku 27 lat. Stała się niechcianą babcią nieślubnego wnuczka, którego urodziła
córka - kleptomanka. O tym wszystkim, jak i o jeszcze wielu innych, równie
drażliwych problemach rodzinnych i osobistych, przeczytamy w książce.
Skąd
się wzięła owa tytułowa „rozwydrzona bezbożnica”? Ano stąd, że katoliczka Maria
Konopnicka była nieco na bakier z instytucjonalnym Kościołem i nauką społeczną
Kościoła na przełomie XIX i XX w., choć na pewno nie z samą religią. Dawała
temu wyraz w niektórych swoich publikacjach (głównie tych wcześniejszych), jak
i generalnie - niespecjalnie bogobojnym trybem życia. Za przykład niech
wystarczy okoliczność chrztu jej najmłodszej córki Laury w wieku ... 24 lat,
dopiero tuż przed ślubem.
Ostatni
rozdział książki poświęcony jest zagranicznej „włóczędze” Marii Konopnickiej po
Europie i tylko sporadycznym przyjazdom do Królestwa, głównie w sprawach
rodzinnych. Cały czas przebywała wtedy z malarką Marią Dulębianką, w czym
niektórzy badacze życiorysu sławnej poetki i pisarki widzą „związek partnerski”
obu tych pań. Moim zdaniem - niebezpodstawnie, ale jednak tylko hipotetycznie.
Maria
Konopnicka zmarła w 1910 r. w wieku 68 lat (a nie 64, jak stoi w niektórych
opracowaniach). Jej pogrzeb we Lwowie na Cmentarzu Łyczakowskim stał się okazją
do wielkiej patriotycznej manifestacji, jednakże bez udziału duchowieństwa, na
skutek zakazu arcybiskupa.
Maria
Dulębianka przeżyła przyjaciółkę o niecałe 9 lat (doczekała wolnej Polski),
pochowano ją początkowo w grobie Marii Konopnickiej, ale później jej szczątki ekshumowano
i przeniesiono na pobliski Cmentarz Orląt.
Dwie
refleksje na koniec.
1.
Dlaczego Kościół, niechętny Marii Konopnickiej za życia, dziś już ją lubi? Ano
stąd, że przecież i duchowni (podobnie jak wszyscy inni wykształceni Polacy)
czytali jeszcze w szkole podstawowej i średniej jej piękne wiersze oraz
przepojone wrażliwością społeczną nowele. Jak tu nie kochać Marii Konopnickiej
za utwory „Nie rzucim ziemi” („Rota”), „W piwnicznej izbie”, „Jaś nie
doczekał”, „A jak poszedł król na wojnę” (osobiście znam ten wiersz na pamięć),
„Naszą szkapę”, i wiele innych tzw. duszoszczypatielnych utworów poetyckich i
prozą. A wiekowo rozpoczynaliśmy tę naszą miłość do autorki oczywiście od bajki
dla dzieci pt. „O krasnoludkach i sierotce Marysi”.
2.
Wszyscy wiemy, mniej więcej, kim była Maria Konopnicka. Przechodzimy ulicami,
którym patronuje, nieraz uczęszczamy do szkół jej imienia (osobiście swego
czasu ukończyłem II LO im. Marii Konopnickiej w Radomiu). Odwiedzając Cmentarz
Łyczakowski we Lwowie wizytujemy jej grób - to żelazny punkt programu
wszystkich wycieczek do Lwowa.
Sięgnijmy
zatem teraz jeszcze i po książkę p. Iwony Kienzler. Dokładnie poznamy z niej burzliwe
życie rodzinne i osobiste Wielkiej Polki.