Piotr Zychowicz
„Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie III”.
Dom Wydawniczy
REBIS Sp. z o.o., Poznań 2017.
Na
okładce książki pod nazwiskiem autora wydawca dopisał (ale nie jako podtytuł),
cyt.: Kontynuacja bestsellerowych „Żydów”
i „Sowietów”. A ja dodaję, że to kolejny bestseller Piotra
Zychowicza. „Pochłonąłem” go w dwa dni weekendowe, do minimum ograniczając
inne czynności codzienne.
Podobnie
jak dwa poprzednie zbiory „opowieści niepoprawnych politycznie”, także i ten
trzeci składa się z wywiadów Piotra Zychowicza ze znanymi historykami oraz
z jego własnych esejów historycznych. Autorskie teksty można z kolei podzielić
na te już wcześniej opublikowane w periodykach, i na te napisane
ostatnio, bądź wyciągnięte z szuflady (a raczej: z zakamarków
dysku komputera). Autor również poinformował, iż w niektórych artykułach
wcześniej opublikowanych dokonał teraz pewnych korekt i uzupełnień.
Zastrzegam,
że rozdziałów książki nie można podzielić na lepsze i gorsze, na bardziej
i mniej interesujące. Wszystkie one są bowiem arcyciekawe. Nawet jeśli (jak w moim
przypadku) czytelnik często napotyka na już znane sobie zagadnienia, to jednak
także z przyjemnością zapoznaje się z ich wersją zapisaną na kartach
tej książki.
Wielkim
jej plusem jest także wskazanie publikacji, z których autorami rozmawiał
Piotr Zychowicz, i z których sam, pisząc tę książkę, korzystał. Już
sobie co nieco odnotowałem, do niektórych tytułów będę starał się dotrzeć via „ .bonito.pl ”.
Dobrze,
dobrze, teraz już będzie o meritum. Ale tak trochę na chybił trafił, gdyż –
jeszcze raz podkreślam - cała treść książki jest niezmiernie interesująca i nie
dokonuję wyboru kierując się jakąś gradacją (lecz raczej kontrowersyjną treścią).
Czytelnik dowie się, albo z satysfakcją poszerzy już posiadaną wiedzę, o czym
poniżej.
§ Hitler zupełnie
serio myślał o sojuszu z Polską i wspólnej wyprawie wojennej przeciwko
ZSRR. Niechętnie dopuszczał także neutralność Polski, ale potrzebny był mu (m.in. w celach
logistyki wojennej) Gdańsk. Uderzenie niemieckie na ZSRR planowano wówczas (tj. przy
założeniu neutralności Polski) dwoma korytarzami: północnym (przez Prusy
Wschodnie i państwa nadbałtyckie) i południowym (przez Czechosłowację
i Rumunię). Na przeszkodzie temu stanęły: upór Polski w sprawie Gdańska
i polityka brytyjska skutecznie wciągająca Polskę do koalicji antyniemieckiej.
§ Ani Rudolf Hess
w 1987 r., ani Heinrich Himmler w 1945 r., nie popełnili
samobójstw. Obaj najprawdopodobniej zostali zamordowani przez Anglików.
§ Podczas II wojny
światowej w Wehrmachcie służyło ok. 450 tysięcy Polaków, z czego
ok. 90 tysięcy zdezerterowało i przeszło na stronę Aliantów. Ani
podający tę pierwszą liczbę prof. Ryszard Kaczmarek, ani Piotr Zychowicz,
nie przytoczyli (już chyba tylko z litości) dla porównania łącznej liczby żołnierzy
Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, walczących zbrojnie polskich partyzantów,
oraz żołnierzy dwóch armii ludowego Wojska Polskiego. Porównanie takie
wypadłoby bowiem, niestety, na korzyść Wehrmachtu. Z ostrożności zastrzegam
tu datę graniczną: 9 maja 1945 r.
§ David Irving
jest rzeczywiście bardzo dobrym, choć niezmiernie kontrowersyjnym historykiem,
ale niepotrzebnie zabrnął w tzw. kłamstwo oświęcimskie. Odpokutował
je finansowo i fizycznie (w więzieniu), przegrywając procesy cywilny
i karny.
§ Hitlerowskie
„ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” w początkowym założeniu nie
miało polegać na Zagładzie (Holokauście). Pierwotnie Niemcy planowali
przymusową emigrację Żydów, wprzódy ich do cna ograbiwszy. Kolejną wersją było wypędzenie
ich wszystkich - wywiezienie na Madagaskar lub za Ural (po zwycięstwie nad ZSRR).
Dopiero trzecią „opcją” (gdy dwie pierwsze okazały się nierealne) stało się
ludobójstwo na skalę masową i przemysłową. Jest to pogląd wyrażany przez
tzw. funkcjonalistów, pozostający w sprzeczności z opinią
tzw. intencjonalistów, uważających, iż Hitler już „od zarania” miał wobec
Żydów mordercze zamiary i plany. Pan Piotr Zychowicz skłania się ku temu
pierwszemu poglądowi (tj. funkcjonalistów). Ja bym to nieco bardziej
„wypośrodkował”. Herr Adolf Hitler od początku żywił wobec Żydów zwierzęcą
nienawiść i marzył o ich fizycznej eksterminacji, lecz dopiero z czasem
zdobył się na podjęcie realizacji tego szaleńczo zbrodniczego zamiaru. Mianowicie
wtedy, gdy ów psychopata doszedł do wniosku, że zmuszają go do tego logistyczne
uwarunkowania prowadzonej polityki (przesiedlenia i wysiedlenia ludności oraz
przedłużająca się wojna).
§ Z powyższym
ściśle się wiąże osobista odpowiedzialność Hitlera za Holokaust. Od razu
zaznaczam, iż nikt jej nie kwestionuje, nawet pan David Irving, który - twierdząc,
iż Hitler nie wydał rozkazu fizycznej eksterminacji Żydów - nie zwalnia jednak dyktatora
z odpowiedzialności. Spór współczesnych historyków polega na tym, czy
Hitler wydał ex ante rozkaz fizycznej eksterminacji populacji żydowskiej w okupowanej
Europie, czy tylko ex post zaaprobował poczynania Himmlera i jego
esesmanów - poczynania początkowo mające charakter inicjatywy „oddolnej” i dopiero
z czasem występujące w coraz bardziej masowej skali. Osobiście z dużą
rezerwą podchodzę do tej drugiej opinii, której wyrazicielem jest m.in. David
Irving, powołujący się na brak jakiegokolwiek dokumentu wskazującego na wydanie
przez Hitlera owego zbrodniczego, ludobójczego polecenia. Brak dokumentu, nie
jest tu, moim zdaniem, dobrym argumentem. W państwie totalitarnym żadna
większa akcja policyjno-represyjna nie ma prawa być przeprowadzona bez
uprzedniej zgody dyktatora. Tenże dyktator zaś lubi czasem przybierać pozę
hipokryty – liberała, tj. najpierw w sposób zawoalowany daje podkomendnym
znać, czego od nich oczekuje, a następnie – gdy już przyjdą do niego z gotowym
do zatwierdzenia projektem – wyraża swoje rzekome zastrzeżenia i wątpliwości,
przyjmuje do wiadomości, ale nie do odpowiedzialności. Tak np. nieraz
postępował Stalin podczas Wielkiego Terroru – najpierw arbitralnie i imiennie
wskazywał „winnych”, by potem udawać zaskoczonego wynikami „śledztw” NKWD.
W tym
miejscu odbiegnijmy od treści książki i puśćmy wodze wyobraźni. Być może w końcu
1941 r., już po porażce pod Moskwą, doszło między Himmlerem a Hitlerem
do następującej wymiany zdań.
- Mój Wodzu, teraz już
praktycznie nie mamy innego wyjścia. Musimy ich wszystkich zlikwidować. Nie mamy
gdzie ich wywieźć. Pozostawienie ich w przeludnionych do granic możliwości
gettach grozi wybuchem epidemii na wielką skalę, co może dotknąć nie tylko
Polaków (pal ich sześć), ale także nasz wielki i wspaniały naród
niemiecki. Nie ma też czym ich karmić, już teraz zdychają z głodu.
- Hm, Heini, czy ty
naprawdę mi proponujesz, żebyśmy ich wszystkich …? - Tu Herr Hitler wykonał złowieszczy
gest przeciągnięcia palcem po gardle.
- Tak, Mój Wodzu,
zgodnie z Pańskim życzeniem.
- Moooim
życzeniem ???!!!
- No przecież niedawno
polecił mi Pan zastanowić się nad …
Herr Hitler nie daje
mu dokończyć.
- Jaaa ??? Oj,
Heini, Heini, jakiś ty nadgorliwy ! Ja tylko tak wtedy „gdybałem”, teoretyzowałem,
głośno myślałem. Ale dobrze, skoro już do mnie z tym przyszedłeś, to proszę,
mów dalej, referuj.
- Już to wstępnie zaprojektowaliśmy,
teraz tylko proszę o zgodę. Zastosujemy podobne rozwiązanie, jak w przypadku
eutanazji psychicznie chorych w Rzeszy. Czyli zagazowanie na śmierć
i zaraz potem spalenie trupów w krematoriach. Tyle że oczywiście na o wiele
większą skalę. Raz dwa wybudujemy komory gazowe i krematoria. Da się to
zrobić.
- Heini, jak ty to
pomyślnie zakończysz, to masz u mnie najlepszego szampana z podbitej
Francji. I wtedy nawet ja, ścisły abstynent, całą butelkę z tobą
wypiję. Wiesz, ja zawsze o czymś takim marzyłem. Już w młodości
wyobrażałem sobie, że im ścinam łby, ćwiartuję ciała, rozstrzeliwuję, palę
żywcem, itd. … - Ostatnie zdanie Herr Hitler histerycznie wywrzeszczał, doznając
przy tym erekcji.
- Dziękuję, Mój Wodzu.
Nie zawiodę !!!
- Ale, ale … - Tu
Herr Hitler już się opamiętał. – Ja o niczym oficjalnie nie wiem !!! Ja
jestem przywódcą Europy walczącej z bolszewizmem. Ciągle mam też nadzieję,
że ci głupi Anglicy się wreszcie opamiętają i przestaną piłować gałąź, na
której siedzą. I poproszą o pokój, który chętnie z nimi zawrę. Ale
u nich, jak wiesz, jest ta, tfu, tfu, demokracja, parlament, wolna prasa,
tfu, tfu. Jakieś pozory musimy więc zachowywać, zwłaszcza na najwyższym
szczeblu rządowym.
- Doskonale to rozumiem,
Mój Wodzu.
- Tak więc, Heini, masz
moją zgodę i rób swoje, w miarę możności w jak największej
tajemnicy. Osobiście dopilnuję, abyś otrzymał wszelkie dostępne środki. Wszystko
zorganizuj tak po naszemu, po niemiecku, tj. dopnij na ostatni guzik.
Zwołaj w tym celu po cichu jakąś konferencję, np. w Wannsee, o tak,
to dobre miejsce. Trzeba to będzie przecież jakoś międzyresortowo skoordynować.
- Tak jest !!!
- Tylko jeszcze raz ci
przypominam – ja o niczym nie wiem, a tej dzisiejszej naszej rozmowy w ogóle
nie było !!! W przypadku niepowodzenia twojej akcji, albo w razie
tzw. wyższej konieczności (gdybyśmy nie mieli wygrać tej wojny, czego
zresztą nie biorę poważnie pod uwagę), uczynię cię kozłem ofiarnym !!! Jak
Stalin – Jeżowa, trzy lata temu ! Zrozumiałeś ?
- Tak jest !!!
Na
tym tę rozmowę zakończono. Była prowadzona w cztery oczy, nikt jej nie
protokołował. Himmler, zgodnie z otrzymanym poleceniem, nigdy formalnie nie
wskazał Hitlera jako inspiratora Holokaustu i naczelnego decydenta w tej
sprawie. Oczywiste jest jednak, że wszyscy podkomendni Himmlera, jak również
inni niemieccy wtajemniczeni, nie mieli cienia wątpliwości co do pochodzenia
zbrodniczego rozkazu. Skąd się zatem owa wątpliwość wzięła u pana Davida
Irvinga, podzielana również przez niektórych historyków ?
Po tym
puszczeniu wodzów fantazji powróćmy do treści książki. Przeczytamy w niej
między innymi (znów tylko wybiórczo wskazuję niektóre tematy), co następuje.
§ Nonsensem jest
sytuowanie hitlerowskiej ideologii na prawicy politycznej. Narodowy socjalizm
był nurtem lewicowym, czego pan Piotr Zychowicz dowodzi analizując ustrój III Rzeszy,
założenia programowe NSDAP i wreszcie zamiary samego Hitlera, te odłożone
do realizacji na „po wojnie” (zwycięskiej). Zgadzam się z tą opinią, przy
pewnym jednak jej uszczegółowieniu. O ile bowiem hitleryzm w dziedzinie
ekonomiczno-socjalnej był lewicowy tylko dość umiarkowanie, to w sferze
światopoglądowej zakrawał już na nurt lewacki.
§ Książka zawiera m.in. przegląd
zbrodni niemieckich, głównie na ludności żydowskiej i polskiej. Na
cywilach, jeńcach wojennych, więźniach obozów koncentracyjnych, małych dzieciach,
kobietach w ciąży. Zbrodni dokonywanych i zza biurka, i osobiście.
W mundurze, ubraniu cywilnym i w kitlu lekarskim. Aż włos się
jeży na głowie. Ale przeczytać trzeba. Aby nie zapomnieć. Szczególnie
przygnębiające wrażenie robi na czytelniku lektura rozdziału
pt. „Niemieckie polowanie na zebry”, z której dowiadujemy się
o ochotniczym (!!!) udziale niemieckich cywilów w ściganiu
i zabijaniu tych więźniów obozów koncentracyjnych, którym w ostatnich
już tygodniach wojny (!!!) udawało się uciec z transportów na zachód
Rzeszy (po ewakuacji z terenów, na które wkraczała Armia Radziecka i ludowe
Wojsko Polskie).
§ Służących
Hitlerowi oddziałów rosyjskich nie należy wrzucać do jednego worka. ROA
Andrieja Własowa to byli antykomunistyczni straceńcy, nieraz prawdziwi rosyjscy
patrioci. Natomiast RONA Bronisława Kamińskiego (z pochodzenia pół-Polaka)
to brygada zbirów i wykolejeńców, których chyba największym sukcesem militarnym
była masakra ludności cywilnej na warszawskiej Ochocie podczas powstania
warszawskiego. Samego Kamińskiego spotkała za to słuszna kara śmierci, którą
wymierzyli mu po cichu jeszcze w 1944 r. … Niemcy.
§ W maju 1944 r.
Armia Krajowa polowała (nieskutecznie, sama ponosząc straty) na płk. Smysłowskiego,
Rosjanina w szeregach Abwehry. Rozkaz likwidacji przyszedł z polskiego
Londynu. Sam płk Smysłowski niczym się w Warszawie nie naraził
Polakom. Jeden z niedoszłych egzekutorów, a w ślad za nim pan Piotr
Zychowicz, wysuwają hipotezę, że zamach był inspirowany przez radzieckich
agentów usytuowanych w angielskim wywiadzie. Niewykluczone, że tak właśnie
było. Nie przeczę. Ale mam też i inne prawdopodobne wyjaśnienie. Może to
jednak była w 100% nasza własna, polska inicjatywa. Czy pan płk Smysłowski
przypadkiem nie za dużo wiedział o naszych polskich „wstydliwych” sprawach,
nie za dużo znał ich szczegółów ? Np. o kulisach i celu wyprawy
por. Szadkowskiego, emisariusza marszałka Śmigłego-Rydza do generała
Andersa, jesienią 1941 r. Ostatecznie
płk Smysłowski nie zginął z rąk dywersantów AK, nie padł na
frontach II wojny światowej, nie trafił też do alianckiej niewoli. Zmarł
w Ameryce w 1988 r. Być może gdyby pozostawił pamiętniki
(i gdyby je opublikowano), to niektóre karty historii Polski trzeba by
napisać od nowa.
***
Omawiając
na tym blogu wszystkie poprzednie książki Piotra Zychowicza (też świetne) nieco
z Nim polemizowałem, czasem miałem inne zdanie w odniesieniu do Jego
niektórych hipotez i wniosków. Można to sprawdzić poprzez autorski katalog
tej czytelni. Tym razem nie dostrzegam żadnej zasadniczej sprzeczności naszych
poglądów na historię.
Chociaż ?
Coś jakbym znalazł ! Proszę to jednak potraktować jako szukanie dziury
w całym, w żadnym wypadku nie jako zniechęcenie do lektury.
Na
str. 367 książki rozpoczyna się rozdział pt. „Ostateczne rozwiązanie
kwestii chrześcijańskiej”. Pozwolę sobie zacytować w całości akapit weń wprowadzający.
„Na
pewno nieraz zetknęli się Państwo z tezą, że Holokaust stanowił ostateczne
studium prześladowań, jakich Żydzi doznawali przez stulecia od chrześcijan. Że
rasistowski antysemityzm NSDAP był wulgarną kontynuacją starego kościelnego
antyjudaizmu. Zgodnie z tą teorią Adolf Hitler był „prawicowym
ekstremistą”, który dokończył dzieło Świętej Inkwizycji i wypraw
krzyżowych”.
W 100%
zgadzam się z panem Piotrem Zychowiczem, że (cyt.) „Wszystko to oczywiście
wierutna bzdura”. Natomiast absolutnie nie zgadzam się z Jego poglądem o powszechności
ww. tezy.
Na pewno nieraz
zetknęli się Państwo z tezą, że (…).
Jakie
znów „na pewno” i jakie „nieraz”? Ja o istnieniu takiej, pożal się
Boże, „tezy”, dopiero teraz się dowiedziałem, z tej właśnie książki !
A już sporo latek stąpam po tym świecie, dużo przy tym czytając i słuchając.
Przypuszczam, że Szanownemu Autorowi wpadł w ręce jakiś bardzo, bardzo
stary materiał szkoleniowy PZPR (taki najpóźniej z czasów Gomułki) i teraz
sam go, niechcący, odkurza i powiela do publicznej wiadomości.