piątek, 7 listopada 2025

„Rewolucja rosyjska. Nowa historia”. Autor: Sean McMeekin

 

Sean McMeekin „Rewolucja rosyjska. Nowa historia”

Wydawnictwo Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2017

To już druga interesująca książka tego amerykańskiego sowietologa, którą mam przyjemność omówić na blogu (pierwszą była Wojna Stalina. Nowa historia II wojny światowej; zob. katalog alfabetyczny autorski albo katalogi tematyczne 6 i 7). Tę również czyta się jednym tchem. Autor oraz polski tłumacz p. Sławomir Patlewicz wymuszają stałą koncentrację czytelnika, co nieczęsto się obserwuje w publikacjach popularnonaukowych. Profesor Sean McMeekin już na wstępie odrzucił przeważające w światowej historiografii przyczyny rewolucji rosyjskiej w październiku 1917 r., jakoby była ona kolejnym etapem wyznaczonym przez determinizm historyczny, nieuniknionym następstwem antagonizmów społecznych, czy pośrednio też konsekwencją organicznej słabości armii rosyjskiej, ponoszącej ciężkie straty ludzkie i materialne w I wojnie światowej. Dowiódł natomiast, że przesłankami wszczęcia i powodzenia bolszewickiego zamachu stanu w październiku 1917 r. były nw. współistniejące okoliczności.

1.     Wielkie rozprzężenie społeczno-polityczne w Rosji po rewolucji lutowej 1917 r., zachłyśnięcie się pełną wolnością i demokracją, nigdy wcześniej tam nieznanymi. A wszystko to nastąpiło w warunkach trwającej wojny i obecności wojsk przeciwnika na części terytorium państwa! Implementacja swobód i procedur demokratycznych objęła również armię rosyjską, znacznie ograniczając wymaganą, wręcz niezbędną w tej formacji (a już szczególnie podczas wojny) dyscyplinę wojskową. I to właśnie postępująca anarchizacja armii, a nie słabość uzbrojenia czy zła jakość kadr dowódczych, przesądziła o jej niepowodzeniach w 1917 r. na froncie oraz niesubordynacji wobec rządu. Bolszewicy z premedytacją pogłębiali ów proces wewnętrznego rozkładu wojska. Na to się jeszcze nałożyła niekompetencja oraz nieporozumienie, brak wzajemnego zaufania ekip cywilnych i wojskowych rządzących Rosją demokratyczną.

2.     Istnienie silnego, wewnętrznie zdyscyplinowanego, bolszewickiego skrzydła Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, posiadającego charyzmatycznego i obdarzonego silną osobowością przywódcę, z determinacją dążącego do przejęcia władzy i zmiany ustroju w Rosji. To oczywiście Włodzimierz Lenin, którego w krytycznych momentach wszczęcia i następnie „legitymizacji” zamachu stanu energicznie wsparł drugi demiurg rewolucji, Lew Trocki. Głównie ci dwaj przesądzili także o utrwaleniu następstw przewrotu, brutalnie pacyfikując protestujące społeczeństwo, wewnętrznie je antagonizując (słynne Leninowskie hasło Grab zagrabione) i odnosząc zwycięstwo w wojnie domowej, z zastrzeżeniem błędów strategicznych i taktycznych popełnionych przez Białych. Autor daje do zrozumienia, że gdyby któregoś z wymienionej dwójki zabrakło, to albo do przewrotu październikowego w ogóle by nie doszło, albo bolszewicy zostaliby niebawem odsunięci od władzy (a najpóźniej pokonani w wojnie domowej).

3.     Diaboliczny majstersztyk wywiadu niemieckiego, polegający na śmiertelnym zainfekowaniu Rosji (po rewolucji lutowej nadal będącej członkiem ententy) groźnym wirusem powodującym destrukcję organizacji państwa. Mowa oczywiście o przewiezieniu Lenina et consortes z neutralnej Szwajcarii przez Niemcy specjalnym „eksterytorialnym” pociągiem, w ten sposób umożliwiając im dalszą podróż i dotarcie do rosyjskiego Piotrogrodu. Równolegle wywiad niemieckiego Keisera finansował logistykę partii Lenina przed i po przewrocie październikowym, bez czego bolszewicy nie byliby w stanie prowadzić masowej agitacji, ani zgromadzić potrzebnego sprzętu technicznego i uzbrojenia. Lenin dotrzymał postawionych mu warunków i doprowadził do zawarcia rozejmu, a następnie do podpisania separatystycznego pokoju z państwami centralnymi na początku marca 1918 r. Choć bardzo niekorzystnego dla Rosji, to jednak umożliwiającego konsolidację władzy bolszewików po dokonanym przewrocie politycznym.

Tyle w telegraficznym skrócie o przyczynie wszczęcia i zwycięstwa Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, jak przez całe dziesięciolecia określano (nie tylko w ZSRR i satelickich państwach tzw. demokracji ludowej) pałacowy zamach stanu, dokonany przez bolszewików dnia 25 października wg kalendarza juliańskiego, a 7 listopada wg kalendarza gregoriańskiego. A propos: na ten drugi Rosja przeszła już na początku 1918 r. O licznych i interesujących szczegółach przygotowań do rewolucji, jej przebiegu w Piotrogrodzie, Moskwie i całym państwie, przeczytamy w pasjonującej książce, co już na wstępie sygnalizowałem. I oczywiście nie tylko o tym. Wcześniej autor przybliża nam sytuację społeczno-ekonomiczną Rosji jeszcze carskiej, okoliczności i konsekwencje wojny rosyjsko-japońskiej oraz rewolucji 1905 r. Następnie przedstawia uwarunkowania przystąpienia Rosji do pierwszej wojny światowej, kolejne frontowe zwycięstwa i porażki w walkach z Niemcami, Austro-Węgrami i Turcją. W odniesieniu do historii Rosji już bolszewickiej poznajemy „uzasadnienie” i sposób rozpędzenia demokratycznie wybranego Zgromadzenia Ustawodawczego (konstytuanty), przebieg wojny domowej (bardzo dokładnie opisany), gospodarkę komunizmu wojennego, terror i represje wobec własnego społeczeństwa, okoliczności zabójstwa Romanowów, grabież Cerkwi i ateizację państwa, a od 1921 r. taktyczny, tymczasowy krok w tył, czyli wdrożenie NEP. W tle cały czas pozostaje sytuacja międzynarodowa, z uwypukleniem niekonsekwentnego stanowiska Wielkiej Brytanii. Dość skrótowo, ale dla nas z sympatią, jest też o wojnie polsko-rosyjskiej lat 1919 i 1920. Odnośnie nielicznych w książce poloniców: przy okazji przeczytałem, że wśród sławnych carskich generałów nie tylko Anton Denikin był pół-Polakiem (to akurat było już mi wiadome), ale również Aleksiej Brusiłow. Obaj mieli matki Polki, które jednak nie przekazały im polskości w genach i wychowaniu. Pierwszy dowodził później wojskami Białych i po ewentualnym zwycięstwie niechętnie widziałby nasze niepodległe państwo, a jeśli już, to w granicach Królestwa Kongresowego. Drugi wstąpił do Armii Czerwonej i w 1920 r. zaapelował o włączenie się do wojny z Polską wszystkich byłych carskich i białogwardyjskich oficerów. Reasumując, amerykański historyk napisał pasjonującą historię polityczną Rosji pierwszego ćwierćwiecza XX wieku. Do pracy podszedł bardzo starannie, korzystał z wielu zagranicznych źródeł (w tym rosyjskich) – na ostatnich stronach książki (417-420) zamieścił podziękowania osobom i instytucjom, które mu umożliwiły i pomogły przeprowadzić wnikliwe badania naukowe.

PS.1. No właśnie. Co za zbieg okoliczności! Akurat dziś, 7 listopada 2025 r., przypada 108. rocznica wybuchu tytułowej rewolucji – zapoczątkowanej ordynarnym puczem garnizonu zmanipulowanych i zbuntowanych żołnierzy, „afrykańskim” zamachem stanu, ale wkrótce przynoszącej Rosji drakońskie, iście rewolucyjne przekształcenia ustrojowe, rzutującej też na dalszy bieg dziejów Europy i świata. W tym również niebawem mającej niebagatelny wpływ na historię Polski! Proszę sobie wyobrazić, w jakich granicach (i czy w ogóle) nasze państwo mogłoby się odrodzić po latach niewoli, gdyby do rewolucji październikowej nie doszło, a Rosja niebolszewicka – wiążąca milionowe armie państw centralnych – w ramach zwycięskiej ententy wiernie wytrwała do końca pierwszej wojny światowej. Przypuszczalnie terytorium Polski przedstawiałoby się wówczas następująco:

§  granice północna, zachodnia i południowa - tak jak faktycznie przebiegały w okresie międzywojennym,

§  granica wschodnia na odcinku północnym i centralnym identycznie jak wschodnia granica Kongresówki z 1914 r. (wąskim pasem terytorium dochodząca aż do Niemna i z Mariampolem po naszej stronie, ale bez Białegostoku i odłączonej w 1912 r. Chełmszczyzny), a na odcinku południowym bez Galicji wschodniej (czyli także bez Przemyśla, Brzozowa, Jarosławia oraz regionu bieszczadzkiego z Ustrzykami Dln., Leskiem i Sanokiem włącznie).

Przynależąca do zwycięzców Rosja nie mogłaby przecież utracić ani skrawka swego terytorium! Ponadto należałoby ją wynagrodzić za długoletni wysiłek wojenny, a do tego najlepiej nadawałyby się ziemie „odwiecznie ruskie”, na które Rosjanie już od dawna łakomie spoglądali, czyli po rozpadzie Austro-Węgier właśnie cała Galicja wschodnia. Ostatecznie wg tej bardzo prawdopodobnej opcji odrodzona Rzeczpospolita obszarowo przypominałaby Księstwo Warszawskie (w granicach z 1809 r.) pomniejszone o Chełmszczyznę, a z dodaniem jedynie Galicji zachodniej, zdobytego w powstaniach kawałka Górnego Śląska, oraz „słynnego” korytarza pomorskiego (ten ostatni dzięki amerykańskiemu prezydentowi Wilsonowi, który widział niepodległą Polskę z dostępem do morza). Obszar takiej hipotetycznej Polski stanowiłby tylko około połowy faktycznej powierzchni Drugiej Rzeczypospolitej. Francuscy i angielscy sojusznicy Rosji w 1919 r. wybiliby nam z głowy Wilno i Lwów.

PS.2. Osoby zainteresowane rewolucją rosyjską znajdą w katalogu tematycznym 6 szereg innych, równie interesujących publikacji. Naprędce sugeruję książki autorstwa Antona Denikina, Elisabeth Heresch, Catherine Merridale, Victora Sebestyena i Roberta Service’a (wymienieni w porządku alfabetycznym wg nazwisk).

wtorek, 28 października 2025

„Czekanie na rewolucję. Komuniści w II Rzeczypospolitej 1921-1926”. Autor: Andrzej Friszke

 

Andrzej Friszke „Czekanie na rewolucję. Komuniści w II Rzeczypospolitej 1921-1926”

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2023

Profesor Andrzej Friszke stworzył drugą część monografii polskiego ruchu komunistycznego. Pierwszą pt. Państwo czy rewolucja? Polscy komuniści a odbudowanie państwa polskiego 1892-1920 miałem przyjemność omówić tu poprzednim razem. Dziś zajmiemy się okresem od zawarcia pokoju w Rydze (1921) do zamachu majowego (1926), czyli latami funkcjonowania w przedwojennej Polsce demokracji parlamentarnej. Podobnie jak w części pierwszej, autor osadził historię polskich komunistów w tle ówczesnej sytuacji międzynarodowej i polityki wewnętrznej państwa polskiego, dając tego szczegółowy wykład. Wielokrotnie odnosił się też do warunków panujących podówczas w Rosji i ZSRR (formalnie istniejącym od stycznia 1923 r.). Przedstawił politykę i zamiary przywódców radzieckich odnośnie II Rzeczypospolitej – wyrażane w międzypaństwowych kontaktach dyplomatycznych, poprzez Komintern, także drogą terroru i dywersji przygranicznych. Tytułowe „czekanie” początkowo dotyczyło rewolucji w Niemczech, która miała wybuchnąć w roku 1923. Pociągnęłaby za sobą zbrojną interwencję radziecką (pomoc rebeliantom) przez terytorium Polski, co z kolei by implikowało i wspomogło rewoltę komunistyczną u nas. Realizacji planu nie podjęto, jako że wymarzona rewolucja niemiecka 1923 spaliła na panewce. Czekanie na rewolucję proletariacką trwało zatem nadal. Nadzieje na nią odżyły w 1926 r. podczas zamachu majowego. Komuniści taktycznie wsparli wówczas piłsudczyków, mając nadzieję na wybuch w Polsce wojny domowej oraz związany z tym wielki chaos społeczno-ekonomiczny, umożliwiający przygotowanie i przeprowadzenie radykalnego przewrotu.

Autor kilkakrotnie podkreśla nikłe rezultaty oddziaływania propagandowego komunistów na robotników w Polsce (pozostających pod wpływem głównie PPS oraz żydowskiego Bundu) i polskich chłopów, zorientowanych na PSL-Piast lub PSL-Wyzwolenie. Powszechnie zdawano sobie sprawę z agenturalnego charakteru partii komunistycznej, z nazwy tylko polskiej, a faktycznie pozostającej w służbie Moskwy i wykonującej jej antypolskie polecenia. Dobrze też pamiętano prześladowania polskości w zaborze rosyjskim oraz niedawną krwawą wojnę z Rosją w latach 1919 i 1920. Wiedziano również o zamiarze oderwania od odrodzonej Rzeczypospolitej wschodniej połowy terytorium państwa. Z tych powodów komunizm w naszym kraju był bardzo niepopularny – w przeciwieństwie do innych państw środkowoeuropejskich, niemających (poza Węgrami) podobnych zaszłości i utrzymującego się antagonizmu. Mimo to zdelegalizowana w 1919 r. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski (KPRP) nadal istniała, liczyła kilka tysięcy członków, w 1925 r. zmieniła nazwę (z przyczyn formalnych) na Komunistyczną Partię Polski (KPP), cały czas pozostając sekcją Kominternu. Autor wiele miejsca poświęca kadrom i działalności propagandowej oraz sabotażowo-terrorystycznej KPRP/KPP, jej wpływom politycznym poprzez specjalnie w tym celu tworzone legalne organizacje. Pisze o wykorzystywaniu trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej państwa dla celów agitacji. Środki na to płynęły różnymi kanałami oczywiście z Moskwy. Władze Rzeczypospolitej zwalczały nielegalną partię i jej przybudówki, dokonywano rewizji lokali, konfiskat sprzętu, aresztowań działaczy. Zapadały sądowe wyroki więzienia. Niekiedy nieodbywane w całości, ponieważ osadzonych przekazywano do ZSRR w ramach wymiany więźniów politycznych (w następnej dekadzie wyjdzie im to bokiem). Czytamy również o zażartych, wewnątrzpartyjnych sporach ideowo-programowych, artykułowanych głównie na kolejnych zjazdach i konferencjach organizowanych w ZSRR. Bywało że czołowi działacze, oprócz używania argumentów merytorycznych, obrzucali się tam wzajemnie inwektywami. Następowały zmiany personalne w ścisłym kierownictwie. „Zaproszonymi gośćmi” je inicjującymi z reguły byli miejscowi polscy komuniści wysoko usytuowani w partii bolszewickiej, jak również przywódcy Kominternu i państwa radzieckiego. Z biegiem lat działaczy KPP coraz bardziej dyscyplinowano, zmuszano do postępowania zgodnego z wytycznymi Kominternu, a faktycznie z aktualną linią polityczną WKP(b). Niepokornych zmuszano do składania samokrytyki (autor przywołuje tu kajanie się Juliana Bruna, skądinąd inteligentnego publicysty). Z lektury dowiadujemy się również o składzie narodowościowym członków KPRP/KPP, pochodzeniu społecznym czołowych działaczy, najczęściej inteligenckim. Także o motywacjach wstępowania do partii, nieco odmiennych u Polaków, Żydów, Ukraińców i Białorusinów. Należy przy tym mieć na względzie dosyć liberalną politykę narodowościową ZSRR w latach dwudziestych (tzw. korienizację), jak również wdrożoną tam wtedy Nową Politykę Ekonomiczną (NEP). Nic jeszcze nie zapowiadało rychłego (już za kilka lat) całkowitego zlikwidowania sektora prywatnego w gospodarce, brutalnej kolektywizacji rolnictwa, ostrego zwalczania tzw. odchyleń nacjonalistycznych. Reasumując, gorąco Państwu polecam lekturę drugiego tomu naukowej monografii polskiego komunizmu, autorstwa profesora Andrzeja Friszke, chociaż zdaję sobie sprawę, iż jest ona przeznaczona raczej dla „koneserów” historii. No i, jak napisałem w poprzednim tu artykule, z Schadenfreude czekam na tom trzeci, w którym nad losami czołowych polskich komunistów (zarówno członków kierownictwa KPP, jak i Polaków wysoko usytuowanych w instytucjach radzieckich oraz w Kominternie) pochyli się w latach trzydziestych towarzysz Józef Stalin. Proszę mi pochopnie nie wytykać tej złośliwości. W latach trzydziestych polscy komuniści to już nie owi idealiści z okresu jeszcze sprzed I wojny światowej, marzący o stworzeniu egalitarnego, bezkonfliktowego, niewyzyskiwanego i nieuciskanego w żaden sposób społeczeństwa. W latach dwudziestych i trzydziestych to już sympatycy (za granicą) i praktycy (w ZSRR) systemu olbrzymich represji i terroru, często osobiście mający niewinną krew na rękach. Z powodu jakichś paranoicznych podejrzeń podpadli oberhersztowi czerwonej oberży, więc postanowił ich fizycznie wyeliminować. I bardzo dobrze uczynił. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby ta banda patologicznych doktrynerów przejęła w Polsce władzę w latach 1944 i 1945. Zamiast zostać „najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym” (po 1956 r.), PRL mogłaby przypominać Rumunię i Albanię.

PS.1. Zauważyłem irytujący błąd edytorski (w moim egzemplarzu książki). Tytuł rozdziału wstępnego (str. 21-41) brzmi błędnie (cyt.) „III Rzeczpospolita – państwo, naród, społeczeństwo”. Rzuca się w oczy, zapisany jest tam dużą czcionką i grubym drukiem. Ponadto powtórzono go u góry każdej nieparzystej strony rozdziału. Oczywiście chodzi o II Rzeczpospolitą, a nie o III, jak tam błędnie stoi. W spisie treści (str. 599) już jakby ktoś się zmitygował i w ogóle usunął cyfrę rzymską z tytułu rozdziału.

PS.2. Więcej książek traktujących o polskim komunizmie (rodzimym i transplantowanym ze Wschodu) znajdą tu Państwo w katalogu tematycznym nr 3.

wtorek, 21 października 2025

„Państwo czy rewolucja. Polscy komuniści a odbudowanie państwa polskiego 1892-1920”. Autor: Andrzej Friszke

 

Andrzej Friszke „Państwo czy rewolucja. Polscy komuniści a odbudowanie państwa polskiego 1892-1920”

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2020

Profesor Andrzej Friszke aktualnie tworzy monografię polskiego ruchu komunistycznego. Oprócz omawianej dziś części pierwszej napisał też już część drugą pt. Czekanie na rewolucję. Komuniści w II Rzeczypospolitej 1921-1926 (będzie o niej w następnym tu artykule). Chyba jednak nikt nie ma wątpliwości, że najciekawiej zapowiada się część trzecia, w której znakomitą większością czołowych polskich marzycieli o rewolucji proletariackiej zajmą się z urzędu kolejno towarzysze Henryk Jagoda i Mikołaj Jeżow. Wynajdą ich, gdzie się tylko da. Niektórych będą mieli u siebie na miejscu w ZSRR, innych pościągają z zagranicy „na konsultacje”. Zawezwani posłusznie poprzyjeżdżają z Polski, Francji i Hiszpanii (gdzie walczyli w wojnie domowej). Przeżyją tylko ci, którzy wtedy pojechać do ZSRR nie mogli, jako że akurat przebywali na państwowym wikcie w polskich więzieniach. Z niecierpliwością zatem czekamy na tom 3, Panie Profesorze!

Tytułowy rok 1892 to rok powstania Polskiej Partii Socjalistycznej, z której programem nie zgodziła się grupa działaczy, powołując w 1893 r. Socjaldemokrację Królestwa Polskiego. Po kilku latach, po kolejnych zmianach organizacyjnych w ruchu socjaldemokratycznym, do nazwy nowej partii dodano wyrazy „i Litwy”, przy czym wyjaśnić należy, iż miano tu na myśli region białostocki i Wileńszczyznę, niewchodzące w skład Królestwa Kongresowego. Dalej położone ziemie litewskie i białoruskie znajdowały się już w obszarze bezpośredniego działania Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (SDPRR). Odpowiedź na pytanie postawione w tytule była prosta: rewolucja, a nie państwo! Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL), od 1906 r. autonomiczna organizacja w ramach SDPRR, konsekwentnie wypowiadała się przeciw odrodzeniu niepodległej Polski. Dążyła do europejskiej rewolucji proletariackiej, której zwycięstwo zniesie granice państw, a dotychczas uciskanym narodom, w tym Polakom, zapewni autonomię językową i kulturową. W grudniu 1918 r. doszło do zjednoczenia SDKPiL z PPS-Lewicą (na warunkach tej pierwszej) i utworzenia Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. I dopiero KPRP pod dyktando Kominternu (faktycznie: Moskwy) wysunęła hasło polskiej quasi państwowości – Polskiej Republiki Rad. W sferze społeczno-ekonomicznej postulowano upaństwowienie lub uspółdzielczenie wszystkich gałęzi gospodarki narodowej. Łącznie z rolnictwem, gdzie w miejsce ziemiańskich folwarków miały powstać państwowe, ewentualnie spółdzielcze, gospodarstwa wielkoobszarowe. Nie zakładano natomiast ich parcelacji w celu obdzielenia ziemią robotników folwarcznych i małorolnych chłopów. Po zwycięstwie rewolucji trwałości jej zdobyczy miała pilnować bliżej niesprecyzowana dyktatura proletariatu. W popularnonaukowym opracowaniu poświęconym w pierwszej kolejności SDKPiL, PPS-Lewicy i KPRP profesor Andrzej Friszke podjął nw. tematy (wymieniam najważniejsze).

§  Przedstawienie genezy, organizacji i ideologii socjalistycznego ruchu robotniczego opartego na teorii Marksa; powstanie silnych partii socjaldemokratycznych na zachodzie Europy, ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec. Wskazanie ich czołowych przywódców, m.in. Róży Luksemburg – omówienie jej poglądów ideologicznych i działalności politycznej.

§  Opisanie motywacji, jakimi kierowali się partyjni aktywiści zaangażowani w dążącym do rewolucji ruchu robotniczym. Unikając prezentyzmu autor podkreśla panującą w tamtych latach powszechną biedę oraz ciemnotę ludności miejskiej i wiejskiej, wyzysk kapitalistyczny, brak ochrony zdrowia, rażące nierówności społeczne, antysemityzm etc. Jedynym radykalnym i szybkim tego rozwiązaniem wydawała się być proletariacka rewolucja społeczna. Podjęcie nielegalnej działalności rewolucyjnej wiązało się z długoletnimi wyrzeczeniami w zakresie życia osobistego, z ryzykiem pozbawienia wolności, osadzeniem w więzieniu lub zesłaniem na Syberię, utratą zdrowia, nawet śmiercią. Zawodowi rewolucjoniści byli tego wszystkiego na ogół świadomi.

§  Przyczyny, charakter, przebieg rewolucji 1905 i 1906 roku w Rosji i Królestwie Polskim. Strzelaniny bratobójcze na ziemiach polskich (głównie w Warszawie i Łodzi).

§  Charakterystyki czołowych przywódców polskich partii robotniczych, ich pochodzenie, wykształcenie, poglądy ideologiczne, działalność w ruchu robotniczym, konflikty międzypartyjne i wewnątrzpartyjne.

§  Sytuacja ogólnopolityczna oraz społeczna w Rosji i Królestwie Kongresowym w przededniu pierwszej wojny światowej.

§  Przebieg pierwszej wojny światowej na froncie wschodnim. Zmiany, jakie w latach 1915-1918 zaszły na ziemiach polskich (po wkroczeniu w 1915 r. wojsk niemieckich i austrowęgierskich). Rewolucja lutowa w 1917 r. w Rosji. Następnie majstersztyk wywiadu niemieckiego – wyprowadzenie Rosji z wojny rękami Lenina i innych czołowych bolszewików przerzuconych przez ten wywiad do Rosji już demokratycznej. Sprzyjające okoliczności, przebieg i bezpośrednie następstwa przewrotu październikowego 1917 r.

§  Odrodzenie niepodległej Polski po 123 latach niewoli. Działalność Naczelnika Państwa, pierwszych rządów RP, organizacja wyborów do Sejmu Ustawodawczego w 1919 r. i ich wyniki. Obraz państwa, bardzo trudna sytuacja społeczno-ekonomiczna, liczne konflikty na tle narodowościowym oraz klasowym. Polityka wewnętrzna i zewnętrzna władz Polski.

§  Konfrontacyjna - wobec organów państwa oraz PPS - działalność Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Autor dużo miejsca poświęca metodom i rezultatom agitacji KPRP w radach delegatów robotniczych, związkach zawodowych, zakładach pracy, prasie, wojsku, także w zorganizowaniu buntu fornali (bezrolnych robotników wiejskich, zatrudnionych w ziemiańskich folwarkach).

§  Aktywność polskich komunistów podczas wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920. Polscy komuniści przebywający w Rosji najpierw skierowani do kierownictwa tzw. Litbiełu w 1919 r., następnie w 1920 r. podążający wraz z nacierającą na Polskę Armią Czerwoną. Julian Marchlewski i Feliks Dzierżyński na czele Polrewkomu – tymczasowego rządu przyszłej Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad. Agenturalny, dywersyjny i sabotażowy charakter działalności członków KPRP wewnątrz kraju.

§  Tajne oraz jawne kontakty dyplomatyczne przedstawicieli władz polskich i bolszewickich w latach 1919 i 1920. Pokój ryski 1921.

Reasumując, chociaż głównie czytamy o tytułowych polskich komunistach, to w tle profesor Andrzej Friszke równolegle daje nam obszerny wykład z historii Polski, Rosji i Niemiec w latach przed, w trakcie i tuż po pierwszej wojnie światowej. Osobiście spodziewałem się, że autor bardziej szczegółowo odniesie się do aktywności polskich komunistów podczas wojny polsko-bolszewickiej – zarówno tych operujących agenturalnie na polskim zapleczu frontu, jak i tych tworzących Polrewkom oraz walczących w szeregach Armii Czerwonej, m.in. działających w radzieckim wywiadzie i kontrwywiadzie. Także przebieg negocjacji ryskich został potraktowany raczej skrótowo. Pan Profesor nic też nie wspomniał (w omawianym tomie 1) o drugim tymczasowym komitecie rewolucyjnym na ziemiach odradzającej się II Rzeczypospolitej, jakim był Galrewkom proklamowany w Tarnopolu w lipcu 1920 r. Odniosłem wrażenie, że autor – pisząc ostatni rozdział 6 pt. Polska czy Rosja (1919-1920) – jakby się już trochę spieszył, dążył do zakończenia książki. Zauważona tu mniejsza troska o ilość, rodzaj i szczegółowość relacjonowanych wydarzeń odbiega od bardzo dużej dbałości w tym zakresie, obserwowanej w rozdziałach poprzednich. Tę moją uwagę proszę jednakże potraktować tylko jako tzw. „szukanie dziury w całym” przez osobę już dość oczytaną w literaturze przedmiotu (pozycji wskazanych w katalogach tematycznych nr 3, nr 6 i nr 1), natomiast po książkę prof. Andrzeja Friszke sięgnąć trzeba koniecznie. Stanowi ona pierwszą część monografii wspomnianej na wstępie – pisanej obiektywnie, bez politycznych emocji z prawa lub lewa, a przede wszystkim bez stosowania prezentyzmu (to ostatnie oczywiście nie dotyczy interesujących komentarzy autora, dotyczących alternatywnych możliwości rozwoju niektórych wydarzeń). W chwili gdy kończę ten tekst, mam już za sobą przeczytanych kilkanaście stron drugiej części monografii, traktującej o działalności polskich komunistów w latach 1921-1926.

PS.1. Na dowód wnikliwej lektury pozwolę sobie wytknąć wydawnictwu błąd zauważony w jednym z imion i nazwisk figurujących w książce. Wymieniona na str. 466 Joanna „Olczak-Rokinierowa”, to poprawnie jednak Joanna Olczak-Ronikierowa. Z kolei na str. 619 w indeksie jej nazwisko zapisano już poprawnie Olczak-Ronikier, ale nie wiedzieć czemu dano jej tam natomiast błędne imię „Janina”. Zauważonej nieścisłości jestem stuprocentowo pewien – w domowym księgozbiorze posiadam książkę (dawno przeczytaną) pt. W ogrodzie pamięci, wydaną w 2012 r. przez krakowskie Wydawnictwo Znak, którego autorka to właśnie Joanna Olczak-Ronikier.

PS.2. O Róży Luksemburg, której profesor Andrzej Friszke poświęcił nieco uwagi, traktuje biograficzne opracowanie pt. Róża Luksemburg, autorstwa Katarzyny Gelles (omówione na blogu; opis do odnalezienia za pośrednictwem katalogu autorskiego alfabetycznego lub katalogu tematycznego 9).

PS.3. Ciekawy przyczynek do historii m.in. rokowań pokojowych w Rydze daje autobiograficzna książka Wacława Solskiego pt. Moje wspomnienia (omówiona na blogu; opis do odnalezienia za pośrednictwem katalogu autorskiego alfabetycznego lub katalogu tematycznego 3). Autor był negocjatorem ze strony rosyjskiej.

PS.4. Jak wiemy z historii, w naszym kraju doszło w latach 1947-1956 do spełnienia marzeń członków byłej KPRP/KPP i podjęcia działań (w dużej mierze skutecznych) upaństwowienia i uspółdzielczenia wszystkich gałęzi gospodarki. Tytułem teraz rozweselenia przypominam krótki ludowy wierszyk, w tamtym czasie będący przestrogą pod adresem pań wykonujących najstarszy zawód świata. Purystów językowych i obyczajowych przepraszam za obsceniczny kolokwializm.

Na kapuście rosną liście / Nie daj d… komuniście / Jak się władza o tym dowi / To ci d… upaństwowi.

 

niedziela, 12 października 2025

„Przesiedleńcy. Wielka epopeja Polaków, 1944-1946”. Autor: Grzegorz Hryciuk

 

Grzegorz Hryciuk „Przesiedleńcy. Wielka epopeja Polaków, 1944-1946”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2024

Polska, formalnie będąc w obozie zwycięzców, wyszła z drugiej wojny światowej ubezwłasnowolniona politycznie, potrzaskana demograficznie i ekonomicznie, a na dodatek pomniejszona terytorialnie. Blisko połowę jej przedwojennego obszaru przejął ZSRR. Poniemieckie nabytki terytorialne na zachodzie i północy pozwoliły załagodzić tę stratę, ale stało się to odczuwalne dopiero po wielu latach, gdy się już utrwaliły w sytuacji wewnętrznej oraz (przede wszystkim) w relacjach międzypaństwowych. Natomiast w tytułowych latach 1944-1946 sprawa przedstawiała się wręcz dramatycznie. Prof. Grzegorz Hryciuk dokładnie przeanalizował wymuszony exodus ludności polskiej z Ukraińskiej SRR. O przesiedleniach z Białoruskiej SRR i Litewskiej SRR zamieścił jedynie podstawowe i ogólne informacje.

W pierwszych rozdziałach książki autor opisał sytuację demograficzną zaistniałą na Wołyniu i w Galicji Wschodniej jeszcze przed rozpoczęciem zorganizowanego usuwania stamtąd polskości. Przedstawił stan przedwojenny – politykę wewnętrzną II Rzeczypospolitej, nastawioną na wymuszoną polonizację Kresów Wschodnich, m.in. poprzez stopniową asymilację narodowościową tamtejszej ludności słowiańskiej. Następnie opisał represje, jakie na Ukrainie dotknęły mieszkających tam licznych Polaków podczas pierwszej okupacji radzieckiej w latach 1939-1941 – morderstwa, zsyłki do łagrów, przymusowe przesiedlenia na Syberię i do Kazachstanu, ukrainizację życia publicznego. Analizując z kolei czas okupacji niemieckiej (1941-1944) autor poświęcił dużo uwagi przyczynom, przebiegowi i następstwom konfliktu etnicznego, w tym jego apogeum, jakim stały się zorganizowane rzezie cywilnej ludności polskiej, rozpoczęte przez nacjonalistów ukraińskich na skalę masową w roku 1943.

Określając ponadnarodowe („koalicyjne”) uwarunkowania polityczne i wskazując głównych mocodawców, prof. Grzegorz Hryciuk dokładnie przedstawił tryb i sposób realizacji ich decyzji dotyczących wysiedlenia ludności polskiej z Wołynia i Galicji Wschodniej po wkroczeniu Armii Czerwonej i restytucji tam administracji radzieckiej. Napisałem „wysiedlenia” (zamiast „przesiedlenia”), ponieważ rozpoczęcie stamtąd ewakuacji Polaków nastąpiło już w listopadzie 1944 r. (!), tj. w czasie, gdy front wschodni zastygł jeszcze nad Wisłą, a zatem terytorium dostępnym dla ewakuowanych był jedynie niewielki obszar tzw. Polski lubelskiej, tj. za Bugiem i Sanem, niemający przecież wolnych poniemieckich nieruchomości, które można by przeznaczyć dla Polaków przybywających z Ukrainy. Generalnie prof. Hryciuk, mając na względzie przyjęte rozwiązania organizacyjne, wyodrębnił trzy fazy wysiedlenia i przesiedlenia ludności polskiej z Ukrainy radzieckiej: od jesieni 1944 r. do marca 1945 r., od marca 1945 r. do jesieni 1945 r., oraz w roku 1946. Bardzo dokładnie przeanalizował administracyjną procedurę i przebieg ewakuacji ludności. Imiennie określił polskie i ukraińskie instytucje oraz kadry urzędnicze ją realizujące, wskazał mnóstwo przeszkód zarówno obiektywnych, jak i z premedytacją stawianych przez stronę ukraińską. Tej bowiem najbardziej zależało, aby masowo wyjeżdżający Polacy pozostawiali, oprócz swoich domów i mieszkań, także jak najwięcej mienia ruchomego i inwentarza żywego (na wsiach). A potem już polską ludność czekała istna droga przez mękę – wielotygodniowe transporty kolejowe w prymitywnych warunkach, przestoje i oszustwa podczas podróży oraz przy przekraczaniu granicy, powojenna bieda i rozgardiasz organizacyjny w Polsce. Niejednokrotnie wspólne tu zamieszkiwanie z dopiero oczekującą ewakuacji ludnością niemiecką. Także drobne choć uciążliwe konflikty - czy to ze znajdującą się na terenach poniemieckich polską ludnością autochtoniczną, czy z przybyszami z Polski centralnej. Autor to wszystko bardzo dokładnie opisuje, przedstawiając zarówno indywidualne, wybrane reprezentatywnie losy przesiedleńców, jak też podając zagregowane zbiorcze dane statystyczne. Nie pomija działalności polskiego podziemia niepodległościowego, początkowo stanowczo przeciwstawiającego się wyjazdom Polaków z Ukrainy. Reasumując uważam, iż książka autorstwa prof. Grzegorza Hryciuka stanowi zarówno interesujące opracowanie popularnonaukowe, jak i pasjonujący reportaż historyczny z tamtych miejsc i lat. Na pewno okaże się przydatna osobom naukowo lub publicystycznie zainteresowanym przesiedleniami Polaków ze wschodnich terenów II RP. „Zwykli” miłośnicy historii Polski też jednak powinni ją włączyć do księgozbioru domowego.

 

piątek, 3 października 2025

„Ulice Laredo”. Autor: Larry McMurtry

 

Dziś już o czwartej, czyli fabularnie ostatniej części tetralogii, choć napisanej jako druga z kolei - w formie sequela powieści pt. „Na południe od Brazos” (poprzednio tu omówionej).

Larry McMurtry „Ulice Laredo”

Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2021

Od wydarzeń opisanych w Na południe od Brazos upłynęło mniej więcej 20 lat. Autor prezentuje kolejną demitologizację Dzikiego Zachodu. Akcja powieści fabularnie kończącej tetralogię toczy się w ostatnim pięcioleciu XIX wieku. Na wstępie dowiadujemy się, że Woodraw Call, choć już w wieku około siedemdziesiątki, to teraz zawodowy łowca nagród, czyli ścigający i likwidujący (za odpowiednią zapłatą) przeróżnych złoczyńców. Pomaga mu w tym Ślepki, tj. dobrze znany z poprzedniej powieści P.E. Parker, noszący to nowe przezwisko z racji charakterystycznych oczu. Od prezesa zarządu linii kolejowej Call otrzymuje zlecenie likwidacji młodego meksykańskiego bandyty wyspecjalizowanego w napadach na pociągi. Kontrakt m.in. zakłada stałe towarzystwo pracownika zarządu kolei, mającego nadzorować i finansować bieżące wydatki operacyjne. Jest nim wydelegowany specjalnie w tym celu nowojorski biuralista, niemający bladego pojęcia o realiach Dzikiego Zachodu. Na pierwszych stronach książki otrzymujemy również zwięzłą informację o późniejszych losach bohaterów Na południe od Brazos oraz o fiasku ich hodowlanego biznesu w Montanie. M.in. dowiadujemy się, jak śmiertelnie niebezpieczne dla jednego z nich okazało się ujeżdżanie koni.

No i dzieje się! Woodraw Call, P.E. czyli Ślepki, pechowy nowojorski buchalter oraz naprędce dokooptowany zastępca szeryfa teksaskiego miasteczka Laredo wyruszają w pościg za bardzo niebezpiecznym meksykańskim bandytą. Ale najpierw muszą go zlokalizować, co bynajmniej nie okazuje się łatwe. Ów, dowiedziawszy się, że go ścigają, podejmuje rękawicę i pierwszy ich odnajduje! Wcześniej poszukują go po obu stronach granicznej rzeki Rio Grande, w stanach Teksas i Nowy Meksyk, oraz w Meksyku. Sprawa niezwykle się komplikuje, gdy na scenie pojawia się kolejny typ spod ciemnej gwiazdy. Jest nim niejaki Mox Mox, bandzior zwyrodnialec porywający dzieci i palący je żywcem. Też wypadałoby go zlikwidować, koniecznie w pierwszej kolejności! To się jeszcze jakoś Callowi udaje. Znacznie gorzej przebiega realizacja kontraktu. Niestety Woodraw to już nie ów dziarski pięćdziesięciolatek, którym był dowodząc kowbojską wyprawą do Montany. Dokucza mu artretyzm, a i wzrok się pogorszył. Widząc daleko na prerii samotne konie nie dostrzegł, że są spętane. Okazało się to kluczowe dla dalszego losu samego Calla (wyjaśnienie w książce), a w konsekwencji również dla członków jego ekipy.

Podczas lektury śledzimy też losy innych bohaterów, z którymi krzyżują się drogi Woodrawa Calla. Głównie jest to zapamiętana z poprzedniej powieści była prostytutka Lorena, teraz atrakcyjna kobieta w średnim wieku. W międzyczasie ukończyła zaocznie college, została prowincjonalną nauczycielką, wyszła za Ślepkiego i urodziła mu kilkoro dzieci. Gospodarują na farmie nabytej za pieniądze, jakie pozostawił jej w spadku Augustus McCrae. Na prerii Lorena wykazuje się też ad hoc zdolnościami chirurgicznymi. Oprócz niej poznajemy ładną i dobrą Meksykankę Marię, niemającą szczęścia ani do czterech kolejnych mężów, ani do dzieci. Córkę ma niewidomą, młodszy syn jest upośledzony umysłowo. A jej starszy syn to niebezpieczny psychopata i właśnie ów kolejowy bandyta, na którego poluje Call. Niezwykle tragiczny los spotyka młodziutką, brzemienną małżonkę zastępcy szeryfa Laredo, który dołączył do ekipy Calla. Ryzykowne okazuje się bowiem pozostawienie samotnej żony pod opieką szefa, nawet jeśli jest nim szeryf. Życiowe szczęście opuszcza również Klarę, niegdysiejszą wielką i niespełnioną miłość Augustusa. Ma identycznego pecha do koni, jakiego doznał jej mąż Bob około dwadzieścia lat wcześniej. Zamykając przeczytaną książkę pozostawiamy głównego bohatera, czyli Woodrawa Calla, żywego, ozdrowiałego, aczkolwiek mocno i nieodwracalnie poturbowanego. Natomiast antybohater powieści, obiekt kontraktu, ostatecznie zginął, ale zarząd kolei nagrody zań nie wypłacił. Chociaż bowiem Ślepki ciężko go poranił, to jednak bandytę dobiły osoby nienależące do ekipy Calla. Pasjonujące tego szczegóły, jak również wielu, wielu innych akcji, także powyżej niewspomnianych, poznamy podczas lektury.

Podobnie jak w fabularnie wcześniejszych powieściach tetralogii, zostajemy wprowadzeni w realia miejsc i czasu opisywanych wydarzeń. Pod koniec XIX wieku w Ameryce istnieją jeszcze bardzo niebezpieczne kowbojskie osady w rodzaju Miasta Wron w Nowym Meksyku, gdzie trafiają różni straceńcy i wykolejeńcy życiowi. Żaden szeryf nie odważy się tam za nimi zapuścić w pogoń! Przemierzamy bezludną prerię, spotykamy jej nielicznych stałych bywalców. Jednym z nich jest stary indiański tropiciel Sławne Buty, z którym zaprzyjaźniliśmy się już wcześniej. W tle obserwujemy też ówczesny antagonizm amerykańsko-meksykański, w tym jego niezwykle brutalne przejawy na pograniczu. Tak jak w poprzednich książkach, powieść zamyka Posłowie autorstwa p. Michała Stanka, tym razem zatytułowane Western jako pieśń śmierci. Przeczytać trzeba koniecznie, ale dopiero po skończeniu lektury powieści. Dowiemy się o kulisach jej powstawania, powiązaniach fikcji literackiej z rzeczywistymi wydarzeniami, oraz o życiu i twórczości Larry’ego McMurtry’ego. Ciekawe są też załączone na końcu książki mapa i zdjęcia z epoki, których wyboru i opracowania również dokonał p. Michał Stanek. Szczególnie owa pochodząca z 1882 r. mapa pozwoli nam dokładnie umiejscowić treść powieści. Natomiast wśród fotografii ujrzymy m.in. zdjęcia dwóch historycznych postaci wprowadzonych do książki, tj. rewolwerowca Johna Wesleya Hardina i hodowcy bydła Charlesa Goodnighta.

PS. Po wpisaniu w internetowe okienko YouTube amerykańskiego tytułu powieści „Streets of Laredo” odnajdziemy ponadczterogodzinną jej ekranizację w wersji oryginalnej. Na dolnym pasku opcji tryb kinowy uaktywnijmy napisy – angielskojęzyczne, generowane przez AI (nie zawsze dokładnie i trochę za szybko znikające z ekranu). To plus podbudowa przeczytaną książką powoduje, iż nawet osoba nieznająca biegle języka angielskiego (ale mająca w życiorysie kilka szkolnych lat jego nauki) może oglądać film z pełnym zrozumieniem.

 

piątek, 26 września 2025

„Na południe od Brazos”. Autor: Larry McMurtry

 

Dziś o powieści głównej, której olbrzymie powodzenie zobligowało autora do stworzenia jej sequela, a potem jeszcze dwóch prequeli. Jak napisałem tu tydzień temu, popularność wszystkich czterech części tetralogii implikowała ich liczne ekranizacje w gwiazdorskiej obsadzie.

Larry McMurtry „Na południe od Brazos” (oryg.: „Lonesome Dove”)

Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2017

Mamy rok 1876. Dwaj przyjaciele Augustus McCrae i Woodraw Call, doświadczeni westmani w wieku około 50 lat, nie są już strażnikami Teksasu, lecz wspólnikami - prywatnymi przedsiębiorcami. W przygranicznej z Meksykiem mieścinie Lonesome Dove (tłum.: Samotny Gołąb) nad rzeką Rio Grande prowadzą biznes sprzedaży bydła i koni, oraz wypożyczalnię koni i pojazdów konnych. Żywy inwentarz pochodzi m.in. z kradzieży z terenu Meksyku. Trudno ich za to obwiniać, jako że przez graniczną Rio Grande co pewien czas odbywa się przepęd w obie strony zrabowanych nocą zwierząt. Raz czynią to Teksańczycy, innym razem Meksykanie, bywa że łupem są sztuki odzyskiwane z wcześniejszych rabunków. Gus i Woodraw zatrudniają kilku byłych Texas Rangers, swoich podwładnych, dobrze znanych z poprzedniej części tetralogii. Jest z nimi także siedemnastoletni Newt, naturalny syn Calla, chociaż ojciec nadal ociąga się z jego uznaniem. Gdy tak sobie tam bytują, przybywa kolejny niegdysiejszy strażnik Teksasu i były ich podkomendny Jake Spoon, którego uważny czytelnik Księżyca Komanczów również na pewno zapamiętał. Obecnie nierób, bawidamek i zawodowy karciarz, zamieszany w nieumyślne zabójstwo. Namawia ich do zgromadzenia dużej liczby bydła i przepędu aż do Montany, czyli przez całe Stany Zjednoczone z południa na północ – od granicy z Meksykiem po granicę z Kanadą. W prawie jeszcze niezaludnionej Montanie będzie można otrzymać ziemię na własność, założyć duże ranczo, a bydło hodować i korzystnie sprzedawać. Gus i Woodraw dają się w końcu przekonać. Dokooptowują młodych pracowników, gromadzą prawie trzy tysiące krów oraz kilkadziesiąt koni, po czym wyruszają w drogę, co im zajmie kilka miesięcy. Razem z nimi biegną dwie ulubione świnki Gusa, których nie pozwala przeznaczyć na rzeź i wyżywienie. Są one zresztą kowbojom przydatne inaczej, ponieważ skutecznie polują na liczne węże grzechotniki. Dowodzącym ekspedycją jest trzymający wszystkich w ryzach Call, jedynie McCrae czasem kontestuje jego polecenia. Czytamy western stricte kowbojski – główni bohaterowie prawie nie zsiadają z koni, a cały swój czas poświęcają stadom bydła. Nie wszyscy szczęśliwie docierają do celu. Po drodze mają do czynienia z Indianami, białymi bandytami, dzikimi zwierzętami oraz siłami natury (wspaniałe opisy przepraw ludzi, koni i stad bydła przez rwące rzeki, oraz burz na prerii). Gusowi i Woodrawowi nadarzają się okazje do wykazywania się brawurą, odwagą i walecznością. Podczas nielicznych przerw w podróży ich podwładni odwiedzają miasteczka Dzikiego Zachodu, gdzie się upijają oraz są bywalcami prymitywnych burdeli, przy czym kowbojska młodzież przechodzi tam inicjację seksualną. W Montanie, do której wreszcie docierają, uczestnicy wyprawy zakładają ranczo, handlują bydłem, budują drewniany dom i zimują. Późną wiosną Woodraw Call wyrusza w powrotną drogę do Teksasu – z misją, której charakteru nie wyjawię.

Powieść zawiera również odrębne wątki, ale ich bohaterowie też się na kartach książki z McCrae’m i Callem spotykają. Czytamy m.in. o następujących przygodach:

¾    romansie oraz wspólnej podróży karcianego szulera Jake’a Spoona i pięknej prostytutki Loreny Wood, początkowo w nim bardzo zakochanej,

¾    porwaniu tejże przez bandę Indian i białych zbójów, oraz dokładnie o tym, co ci z nią wyprawiali,

¾    miłości prowincjonalnego szeryfa Johnsona do wiarołomnej żony, która potajemnie uciekła do byłego kochanka,

¾    nieskutecznej pogoni owego szeryfa za żoną, chociaż przy okazji natrafił na swoje dziecko, która ta po drodze urodziła i porzuciła, a także gdzie on w końcu znalazł dla siebie przystań życiową,

¾    perypetiach pechowego trio: zastępcy Johnsona, podążającego w ślad za szefem w towarzystwie pasierba szeryfa i młodej, niezwykle sympatycznej nastolatki, która się do nich po drodze przyplątała (w ekranizacji odtwarza ją Nina Siemaszko, amerykańska aktorka o polskich korzeniach),

¾    smutnym losie Jake’a Spoona, później nieopatrznie podróżującego w towarzystwie trzech zbirów,

¾    zarządzaniu ranczem przez Klarę, wielką miłość Augustusa z dwóch fabularnie wcześniejszych części tetralogii,

¾    wreszcie sprawiedliwym końcu Sinego Kaczora, okrutnego bandziora i pół-Indianina, też dobrze znanego czytelnikom Księżyca Komanczów.

Sensacji zatem mnóstwo. Równocześnie jednak mamy do czynienia z literaturą piękną i dobrą powieścią historyczną. Larry McMurtry otrzymał za nią prestiżową amerykańską Nagrodę Pulitzera. Autor plastycznie opisał realia czasów i miejsc, wspaniale odwzorował mentalność osób (płci obojga), które wprowadził na karty książki. Niektórym przypisał czyny i losy rzeczywistych postaci Dzikiego Zachodu – odszyfrowuje to p. Michał Stanek w Posłowiu pt. Western jako powieść totalna. Koniecznie należy je również przeczytać, aby nie być na bakier z amerykańską historią tamtych lat. Poznamy też dużo informacji o życiu i twórczości Larry’ego McMurtry’ego. Ale absolutnie nie zalecam rozpoczęcia lektury książki od przeczytania Posłowia, tak jak to radziłem w odniesieniu do fabularnie poprzedniej części tetralogii. Autor Posłowia nie ukrywa bowiem szczegółów nieprzyjemnego zakończenia powieści. Do książki dołączona jest mapka przedstawiająca trasy przebyte przez jej bohaterów, oraz tematyczne fotografie, w tym kilka wybranych kadrów z ekranizacji powieści.

Nadmienić należy również o dość swobodnym podejściu Larry’ego McMurtry’ego do dat i życiorysów niektórych osób będących bohaterami jego tetralogii. Pedantyczny czytelnik, który chciałby np. sam dokładnie określić ich wiek, ustalając czasokres jaki upłynął pomiędzy akcjami książek, mógłby się zdziwić, że czyjś wiek podany w kolejnej powieści nieco odbiega od jego wyliczeń. Podobnie niespodzianie wychodzi na jaw, iż Augustus McCrae, przedstawiony w Szlaku umrzyka jako prymitywny młokos, to jednak dobrze wyedukowany mężczyzna z wyższym wykształceniem. Dostrzegamy tu chyba uboczne skutki bardzo niekonwencjonalnego stworzenia tetralogii: najpierw napisania powieści głównej, następnie jej sequela, a dopiero potem dwóch prequeli. W dodatku wszystkie owe trzy uzupełnienia były zrazu nieplanowane oraz powstawały w sporych odstępach czasu.

PS. A teraz przyjemna niespodzianka! Wierną ekranizację powieści można odnaleźć wpisując w Google „Lonesome Dove” (najlepiej w cudzysłowie). Cierpliwie przewijając stronę internetową natrafimy na cztery odcinki miniserialu (każdy po półtorej godziny) z polskimi napisami oraz bez reklam. Szukajmy zatem tam następujących tytułów (linków nie podaję):

Na południe od Brazos (Lonesome Dove) odc. 1/4; 1989 ...

Na południe od Brazos (Lonesome Dove) odc. 2/4; 1989 ...

Na południe od Brazos (Lonesome Dove) odc. 3/4; 1989 ...

Na południe od Brazos (Lonesome Dove) odc. 4/4; 1989 ...

Zalecałbym jednakże rozpocząć od lektury książki. Wtedy ekranizacja okaże się jej dopełnieniem (analogicznie jak ma to miejsce np. w odniesieniu do naszych ekranizacji trylogii Henryka Sienkiewicza). Wiedząc o co chodzi, będziemy bardziej przeżywać fabułę filmu i lepiej go rozumieć, w tym także dość liczne scenki epizodyczne, które widza bez podobnego przygotowania mogłyby mniej zainteresować. Poza tym serial został nakręcony z przeznaczeniem dla widzów chyba w wieku już od lat 12-14, czego o książce absolutnie nie można powiedzieć.

piątek, 19 września 2025

„Księżyc Komanczów”. Autor: Larry McMurtry

Dzisiejszy i następne dwa artykuły przeniosą Państwa w wiek XIX i na Dziki Zachód. Mam nadzieję, że po ich lekturze sięgniecie po książki tam omówione. Posiadają trzy atrybuty: amerykańskiej literatury pięknej, dobrych powieści historycznych oraz pasjonujących westernów - książek sensacyjnych. Bohaterowie tetralogii McMurtry’ego są w USA podobnie odbierani jak bohaterowie trylogii Sienkiewicza u nas. Olbrzymia popularność tych czterech powieści implikowała ich liczne ekranizacje.

Larry McMurtry „Księżyc Komanczów”

Wydawnictwo VESPER sp. z o.o., Czerwonak 2025

„Księżyc Komanczów” to fabularnie druga część znakomitej tetralogii Larry’ego McMurtry’ego. Przypominam, że pierwszą był przedstawiony tu dwa lata temu „Szlak umrzyka” (vide katalog autorski alfabetyczny albo katalog tematyczny 9). Obie książki stanowią prequele słynnej powieści pt. „Na południe od Brazos”, oryg.: „Lonesome Dove”, za którą autor otrzymał prestiżową amerykańską Nagrodę Pulitzera (zostanie omówiona następnym razem). A trochę później pochylimy się z kolei nad jej sequelem pt. „Ulice Laredo”, fabularnie zamykającym tetralogię.

O życiorysie autora i całokształcie jego twórczości tak informuje Wikipedia:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Larry_McMurtry

Akcja „Księżyca Komanczów” rozpoczyna się w 1856 r., kończy zaś po wojnie secesyjnej (1861-1865). Dwaj główni bohaterowie Augustus McCrae i Woodrow Call, w „Szlaku umrzyka” jeszcze nastoletnie żółtodzioby, to już teraz trzydziestoparoletni doświadczeni westmani, w strukturze Texas Rangers awansujący na dowódców oddziału (kapitanów). W amerykańskiej wojnie domowej nie uczestniczą. Gubernator Teksasu pozostawia ich do ochrony ludności stanu – głównie przed Indianami, ale też przed różnymi bandytami, koniokradami, jakich na pograniczu USA i Meksyku nie brakuje. Mało tego, wiedząc o zaangażowaniu armii Konfederacji w walkach z siłami Unii, Indianie oraz bandyci czują się bezkarni i sieją spustoszenie wśród ludności osadniczej. Komancze pod wodzą charyzmatycznego Garbu Bizona wędrują nocami przy świetle księżyca (stąd tytuł książki), przemierzają Teksas aż do oceanu, po drodze mordując, skalpując, gwałcąc, porywając, grabiąc i paląc. Zatem strażnicy McCrae i Call przez cały czas mają pełne ręce roboty, w powieści śledzimy pasmo ich śmiertelnie niebezpiecznych interwencji. Obserwujemy też ich życie osobiste – Gus, odtrącony przez Klarę, swą wielką miłość, później dwukrotnie wdowieje (dzieci nie ma), natomiast Woodraw pozostaje w stanie kawalerskim, a spłodzonego przez siebie synka nie uznaje. Autor co pewien czas oddaje narrację także innym bohaterom powieści, zarówno pozytywnym, jak i typom skrajnie patologicznym. Są wśród nich i biali, i czerwonoskórzy, także mieszańcy rasowi. Postacie płci obojga. Co jakiś czas na kartach książki pojawiają się interesujące panie, białe mieszkanki miasta Austin, z których jedną, nb. dobrą i romantyczną dziewczynę, sytuacja materialna zmusiła do wykonywania najstarszego zawodu świata. Niekiedy też napotykamy bardzo namiętne Indianki, choć daleko im pod tym względem do absolutnie bezpruderyjnej Inez, żony inteligentnego, wykształconego i dzielnego kapitana Inisha Sculla, pierwotnie szefa Gusa i Woodrawa. Nb. ciekawostką dla polskiego czytelnika na pewno okaże się informacja, że wg arystokratycznej Inez jej mąż swą waleczność zawdzięcza pół-polskiemu pochodzeniu po kądzieli i z nieprawego łoża (str. 169). Od lektury trudno jest się oderwać, akcja goni akcję, trup ściele się gęsto, wraz z bohaterami książki wędrujemy po całym Teksasie, zapuszczając się też poza graniczną rzekę Rio Grande do Meksyku. Co pewien czas czytamy, jak nienasycona Inez ujeżdża swoich kolejnych kochanków, za wiedzą i przyzwoleniem małżonka. Równolegle autor wprowadza nas w społeczno-ekonomiczne realia czasów i miejsc, szczegółowo przedstawia mentalność, sposób rozumowania, pojmowania świata przez białych osadników i tubylczych Indian (głównie Komanczów). Artykułują to w swoich myślach (refleksjach, marzeniach, wewnętrznych rozterkach, wyznawanych poglądach), także w częstych rozmowach – jakkolwiek toczonych przez ludzi prostych, to jednak wyrażających ich mądrości życiowe oraz trafne bon moty. Dowcipna często treść, sarkazm, nieraz także humor sytuacyjny, powodują, że książkę czyta się z uśmiechem. Generalnie, autor brutalnie odkłamuje w niej romantyczny mit Dzikiego Zachodu. To również jest poznawcze i czytelniczo pasjonujące. Ta amerykańska książka z gatunku literatury pięknej jest więc także powieścią historyczną. Ale jednak nie historyczną ortodoksyjnie – jak nas informuje p. Michał Stanek w posłowiu pt. Western jako rachunek sumienia (str. 579-597), którego nie wolno przeoczyć. Osobiście przeczytałem je dwa razy – zanim podjąłem lekturę powieści, oraz tuż po jej zakończeniu. Autor posłowia wskazuje dosyć luźne podejście Larry’go McMurtry’ego do niektórych faktów, dat i postaci historycznych, potwierdzając jednakże ukazane realia epoki. Oczywiście bajeczna eskapada Inisha Sculla do Meksyku to już zupełna literacka fikcja, są nią także opisy wyszukanych indiańskich tortur, którym był poddawany. Choć olbrzymie okrucieństwo Indian p. Michał Stanek uznaje za potwierdzone historycznie. Kończąc ostrzegam: proponowana dziś lektura pochłonie Państwa bez reszty, od książki ciężko się będzie Wam oderwać nawet celem wykonywania codziennych czynności życiowych.

PS. Wszystkie wymienione na wstępie cztery powieści tetralogii doczekały się swoich wiernych ekranizacji, które można obejrzeć w Internecie. Aby do tych długich filmów dotrzeć, należy do przeglądarki YouTube kolejno wpisywać (najlepiej w cudzysłowie) oryginalne amerykańskie tytuły książek: „Dead Man’s Walk”, „Comanche Moon”, „Lonesome Dove” i „Streets of Laredo”. Po odszukaniu filmu radzę wybrać opcje tryb kinowy i napisy - te są po angielsku, wygenerowane przez AI (jedynie ekranizacji „Comanche Moon” nie znalazłem z opcją napisy). Natomiast „Lonesome Dove” można oglądać również z napisami polskimi - do takiej wersji dość łatwo dotrzeć (czytelnikom, którym się to nie uda, wskażę sposób za tydzień).