Herbert
Brunnegger „Kto sieje wiatr… Opowieść żołnierza Dywizji SS Totenkopf”
Wydawca
Bellona, Warszawa 2023
Jest
to przede wszystkim tzw. literatura pola walki, oparta o zarys wojennej (oraz
tużprzedwojennej i tużpowojennej) autobiografii Herberta Brunneggera
(1923-2002). Autorowi nie dane było zaznać dobrego dzieciństwa. Aby wyrwać się
z nie całkiem przyjaznego i nie całkiem rodzinnego domu, w wieku
15 lat na własną prośbę wstąpił do formacji wartowniczych SS-Totenkopfverbände,
mimo iż dolną granicę wieku dla ochotników ustalono tam na lat 17. O dużych
problemach osobistych autora świadczy m.in. fakt wcześniejszego posługiwania
się przezeń nazwiskiem Mölzer, czyli panieńskim nazwiskiem matki. O tym,
że formalnie jest Brunneggerem, dowiedział się dopiero w 1941 r.
podczas walk na froncie wschodnim, gdy funkcjonariusze pionu kadr SS już
dokładnie sprawdzili „aryjskość” jego oraz jego biologicznego ojca. Autorowi,
mimo iż pisał wspomnienia w wieku dojrzałym, udało się (z pamięci i notatek)
odwzorować poglądy, refleksje i reakcje bardzo młodego człowieka, którym był
w rozpamiętywanych latach 1938-1945.
Po
okresie pilnowania więźniów obozu koncentracyjnego w Niemczech, Brunnegger
nieprzerwanie pełnił żołnierską służbę w kolejnych dywizjach Waffen-SS,
dochodząc w nich do rangi odpowiadającej wojskowemu stopniowi starszego
sierżanta (zob. tabela porównawcza stopni na str. 33 i 34). Walczył kolejno
w Polsce, we Francji, w Związku Radzieckim (najdłużej), we Włoszech
i w Niemczech (na froncie zachodnim). Poginęli tam wszyscy jego
bliscy koledzy, z którymi rozpoczynał służbę, jak też ci, z którymi
się później zaprzyjaźnił w okopach. Cały czas był żołnierzem pierwszej
linii frontu – poza okresami reorganizacji dywizji i przeniesienia do służby
logistycznej (powrócił z niej ochotniczo na front), czy leczenia
szpitalnego. Powierzano mu funkcje łącznościowca, kierowcy-zaopatrzeniowca (pod
nieprzyjacielskim ostrzałem dowoził amunicję), walczył też jako zwiadowca, oraz
– sytuacyjnie, w miarę frontowej potrzeby – potrafił zadziałać jako dywersant.
W ostatnich tygodniach wojny faktycznie pełnił funkcję oficerską, dowodząc
kompanią. Żołnierskie szczęście nie opuściło go nawet w niewoli, z której
w ostatniej chwili zdołał umknąć, żeby nie zostać powleczonym na Syberię. Groziło
mu to, ponieważ Stalin wymógł na aliantach zachodnich, aby niemieckich jeńców
mających za sobą również kampanię na froncie wschodnim wydawali ZSRR. Za to w miłości
Brunnegger nie miał szczęścia za grosz. Dwie kolejne wojenne narzeczone, które
młodzieńczo pokochał, a których fotografie i listy bardzo mu pomagały
przetrwać ciężką, frontowo-okopową rzeczywistość, z czasem puściły go
kantem. Pierwsza, gdy się nią zainteresował inny żołnierz, starszy stopniem, niebędący
aż tak daleko na froncie. Druga, gdy w 1945 r. Herbert ukradkiem powrócił
do niej zbiegłszy z niewoli, obawiała się już związać z podoficerem mających
złą sławę Waffen-SS. Reasumując, książką na pewno nie rozczaruje się czytelnik
lubiący poznawać ciężką prozę żołnierskiego życia:
Ø kwaterowanie
w koszarach, musztry i ćwiczenia w czasie pokoju,
Ø później długotrwałe boje
na pierwszej linii frontu, także w nieprzyjacielskim okrążeniu,
Ø ekstremalne warunki
pogodowe i terenowe podczas walk; w zależności od pory roku upał bądź
wielki mróz, gęste lasy i nieprzejezdne drogi,
Ø niedojadanie, uciążliwe
choroby układu pokarmowego, smród, brud i wszy w okopach,
Ø ginący bądź ciężko
ranni towarzysze broni, obserwowane przy tym okrucieństwo przeciwnika,
Ø duże kłopoty osobiste
związane z traktowaniem przez wojskowego przełożonego,
Ø leczenie odniesionych
ran, rzadkie i krótkie urlopy, także rozterki miłosne nieodłączne przecież
młodemu wiekowi.
Duży
niedosyt natomiast powstaje gdy autor sięga po tło historyczne – jego
wspomnienia są pełne przemilczeń i przekłamań. Waffen-SS to wg Brunneggera
zwykła formacja wojskowa, w zasadzie taka jak Wehrmacht. Himmlera rzekomo
nikt w niej nie lubił. Wojenne zbrodnie i przestępstwa owszem,
zdarzały się, ale miały charakter tylko incydentalny, często wywołany
okrucieństwem przeciwnika, a poza tym głównie popełniali je renegaci
rosyjscy wcieleni do Waffen-SS. O działalności na wschodzie Einsatzgruppen,
Holokauście, masowych mordach ludności cywilnej, ludobójczych obozach
koncentracyjnych, autor nic nie wspomina! Za to bardzo nie podobała mu się
wojenna propaganda radziecka wzywająca czerwonoarmistów do zemsty na Niemcach. Rzekomo
nie rozumiał, za co mieli się mścić. Osobiście Brunnegger prezentuje się jako
niezwykle honorowy żołnierzyk, upominający nawet swego przełożonego,
spostrzegłszy jak ten popełnił zbrodnię. O kampanii w 1939 r. w Polsce
wspomina tylko enigmatycznie (cyt. str. 89): Naszym zadaniem było
jedynie oczyszczanie zaplecza po przejściu jednostek frontowych. W każdym
dobrym opracowaniu historycznym odnoszącym się do wojny obronnej Polski
w 1939 r. przeczytamy jak owo „oczyszczanie zaplecza” przez
formacje SS wyglądało. Zob. np. „Najazd 1939. Niemcy przeciw
Polsce” – autor Jochen Böhler (do opisu książki można dotrzeć poprzez katalog
alfabetyczny autorski lub katalog tematyczny 1). W pierwszej
połowie 1944 r. Brunnegger przebywał przez pewien czas w Warszawie,
którą zapamiętał jako miasto wyjątkowo nieprzyjazne dla Niemców, gdzie
strzelaniny uliczne, napady na żołnierzy Wehrmachtu były na porządku dziennym. Na
szczęście polski wydawca znalazł sposób na tę „historyczną wstrzemięźliwość”
autora. W tekście książki zamieścił objaśniające przypisy, których nie
radzę pomijać. A przede wszystkim na str. 11-34 znajdujemy obszerną
„Przedmowę do drugiego wydania polskiego” autorstwa dr. Łukasza Przybyło,
przedstawiającą rys historyczny (organizację, sylwetki dowódców, szlak bojowy,
zbrodnie wojenne) jednostek Waffen-SS, w tym również tych macierzystych
Herberta Brunneggera. Na obwolucie oraz kilkunastu ostatnich kartach mamy
liczne fotografie przedstawiające autora, jego kolegów, także inne postacie
wspomniane w książce. Widzimy tam też urzędowe poświadczenie przebiegu
służby wojskowej autora.