Mikołaj M. Krasnow
„Niezapomniane”
Wydawca:
Fundacja historia.pl, Gdańsk 2023
Dziś
proponuję przejmującą opowieść o więzieniach i łagrach radzieckich, sposobem
narracji bardzo przypominającą „Inny świat” naszego Gustawa
Herlinga-Grudzińskiego. Jej autor to por. Mikołaj Mikołajewicz Krasnow
(1918-1959), wnuk znanego rosyjskiego pisarza i generała (w wojnie
domowej po stronie Białych) Piotra Mikołajewicza Krasnowa (1869-1947). Wydawca
niewiele informuje o ich przedwojennej i wojennej przeszłości (tylko kilka
akapitów na odwrocie okładki). Autor trochę więcej, ale jednak wybiórczo i dość
fragmentarycznie. Zatem pozwolę sobie odesłać Państwa do ich życiorysów
wg Wikipedii:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Niko%C5%82aj_Krasnow_m%C5%82odszy
https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Krasnow
Po
uważnym przeczytaniu treści pod ww. linkami znamy już całą drogę życiową wnuka
i dziadka. Obaj, plus jeszcze „średni” Krasnow (ojciec pierwszego i syn
drugiego) późną wiosną 1945 r., już po bezwarunkowej kapitulacji sił
zbrojnych Trzeciej Rzeszy, znaleźli się wraz z rodzinami w austriackim
malowniczym Lienzu. Za sobą mieli pechową przeszłość uczestnictwa w drugiej
wojnie światowej po niewłaściwej stronie. Ich oddziały walczyły na froncie
wschodnim u boku Wehrmachtu. Alianci zachodni poszli na rękę ZSRR i na
żądanie Stalina postanowili mu przekazać wszystkich zdrajców - obywateli radzieckich,
jacy się znaleźli w ich strefach okupacyjnych Niemiec i Austrii. Ekstradycją
początkowo niesłusznie obejmowano także i tych Rosjan, którzy już w całym
okresie międzywojennym przebywali na emigracji i nigdy nie posiadali
obywatelstwa radzieckiego, jak właśnie rodzina Krasnowów oraz szereg innych
postaci wymienionych w książce.
I tak
trzech Krasnowów, oficerów kozackich w mundurach Wehrmachtu, dn. 29 maja
1945 r. trafiło w łapy NKWD. Organizacyjnie doszło do tego za sprawą
podstępu ze strony okupacyjnych władz brytyjskich. Dziadek - generał i ojciec
- pułkownik już z państwa radzieckiego nie powrócili. Dziadka po procesie powieszono,
ojciec stracił zdrowie i życie w syberyjskim łagrze. Syn - porucznik (Oberleutnant),
autor książki, zdołał jednak przeżyć Stalina i doczekać formalnego
uwolnienia dn. 12 sierpnia 1955 r. Następnie, pokonawszy wiele
biurokratycznych barier, wyjechał do Sztokholmu, gdzie w okresie od 28 grudnia
1955 r. do 28 stycznia 1956 r. spisał te swoje wspomnienia z lat
„niezapomnianych”, tak właśnie je tytułując. Z żoną połączył się dopiero
15 września 1956 r. w Argentynie, dokąd udało się jej wyjechać w roku 1948
(nie będąc wcześniej obywatelką ZSRR ostatecznie jednak uniknęła ekstradycji).
Tyle
w wielkim skrócie. Każdy kto sięgnie po tę książkę, przeczyta wspaniały
epicki opis tragicznych, „niezapomnianych” lat spędzonych w radzieckich
więzieniach i łagrach, gęsto wzbogacany interesującymi politycznymi i socjologicznymi
komentarzami, podobnie jak to czynił przywołany na wstępie autor „Innego
świata”. Mikołaj Krasnow raz miał szczęście, innym razem był bliski śmierci – o jego
zmiennych i tragicznych losach czytamy jak w sensacyjnej powieści. Zarazem
otrzymujemy obraz organizacji i funkcjonowania radzieckich obozów
koncentracyjnych, niewolniczej pracy, życia i śmierci w nich
więźniów, porażającej patologii wśród nadzorujących funkcjonariuszy oraz współosadzonych
więźniów kryminalnych (tzw. błatnych, urków). Gdy już wreszcie
dnia 5 marca 1953 r. diabli wzięli Stalina (w przenośni i dosłownie),
radzieckim łagiernikom zaczęło się stopniowo poprawiać. Rozpoczęto sukcesywne
ich zwalnianie lub skracanie wyroków, obozowy reżim wyraźnie zelżał. Ostatnie
miesiące pobytu w łagrze, jeszcze przed formalnym zwolnieniem, autor
spędził w warunkach już półwolnościowych. Przez karty książki przebijają
dwa jego wielkie uczucia: nienawiść do systemu komunistycznego (niewygasła po śmierci
Stalina) oraz miłość do ojczyzny - Rosji i narodu rosyjskiego. W 1945 r.,
będąc już w szponach NKWD, obiecał dziadkowi, że – jeżeli dane mu będzie
przeżyć – to dla potomnych opisze niedole, jakich on, jego rodzina i naród
rosyjski doświadczyli. Słowa dotrzymał. Radziecki system się za to zemścił – wg
krótkiej notki na okładce książki autor został zamordowany w Argentynie niedługo
po przybyciu tam. Wikipedia jak dotąd tego nie potwierdza, vide link
powyżej.
Na
zakończenie kilka własnych refleksji, ku „uświadomieniu” polskiego czytelnika
tej książki. Nie przeczę, iż wielu rosyjskim patriotom, w tym
porewolucyjnym emigrantom, uciekinierom z Rosji bolszewickiej, alianci
zachodni zrobili ogromną krzywdę wydając ich w 1945 r. Stalinowi. Ale
przecież w swej masie byli to niegdysiejsi urzędnicy i wojskowi, carscy
i białogwardyjscy notable, których podejście do sprawy naszej
niepodległości było jednoznaczne: co najwyżej autonomia w granicach Królestwa
Kongresowego, a i to z odłączeniem Chełmszczyzny. Czy zatem wypada
się nam tak nad ich losem litować? Poza tym, oprócz owych rzekomo
niesplamionych zbrodniami wojennymi Kozaków, ekstradycji do ZSRR poddano całe
masy innych rosyjskojęzycznych żołdaków, mających na rękach krew polskiej (i nie
tylko polskiej) ludności cywilnej, m.in. podczas tłumienia powstania
warszawskiego. Tu już chyba skrupułów nie żywimy, przynajmniej ja. W syberyjskich
łagrach m.in. wylądowały i tam zgniły tysiące rosyjskich i ukraińskich
zbrodniarzy wojennych, w niedawnej przeszłości dokonujących mordów na
polskich kobietach i dzieciach. Cóż z tego, że formalnie osądzonych nie
za to, lecz za dywersję, terroryzm i sabotaż wobec ZSRR, wg „odpowiedniego”
radzieckiego paragrafu. Powyższe absolutnie nie oznacza, że relatywizuję
zbrodniczy system Gułagu i że jestem zwolennikiem stosowania zasady
odpowiedzialności zbiorowej. To jedynie historyczna dygresja, jak też
emocjonalna refleksja – obie po lekturze książki Oberleutnanta Mikołaja Krasnowa.