wtorek, 25 marca 2025

„Reguły gry”. Autor: Colson Whitehead

 

Dziś kontynuacja opowieści rozpoczętej tu tydzień temu.

Colson Whitehead „Reguły gry”

Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o., Warszawa 2023

Akcję „Rytmu Harlemu” Colson Whitehead zakończył w roku 1964. Sequel pt. „Reguły gry” to już lata 1971-1976. Nadal przebywamy w Nowym Jorku, ze szczególnym uwzględnieniem Harlemu. Bohaterowie są w większości ci sami, oczywiście po odjęciu postaci uśmierconych w pierwszej powieści. Ray Carney to już czterdziestoparoletni, zamożny przedsiębiorca branży meblarskiej. Wydawałoby się, że zerwał z paserstwem na boku. Pozory mylą, a wilka ciągnie do lasu. Nowy Jork się rozwija, deweloperzy nie przebierają w środkach chcąc uzyskać kolejne tereny pod budownictwo inwestycyjne. Pod różnymi pretekstami dokonują quasi legalnych wyburzeń, nieraz technicznie i funkcjonalnie bezzasadnych. Oficjalnie to się nazywa rewitalizacją miejskiej zabudowy. Współpracują z nimi lokalni urzędnicy do szczebla burmistrza dzielnicy włącznie. Takie są właśnie tytułowe reguły gry. Nie wyłamują się, a wręcz ochoczo w niej uczestniczą także skorumpowani pracownicy wymiaru sprawiedliwości: lokalni policjanci, prokuratorzy, sędziowie. Społeczność afroamerykańska nie pozostaje bierna. Niektórzy Murzyni się już bardzo zradykalizowali – w mieście działają Czarne Pantery oraz grasuje ich terrorystyczny odłam: Armia Wyzwolenia Czarnych. Przestępczość pospolita nadal rozkwita. W tle tak złowrogiej i obszernie naszkicowanej charakterystyki miasta mamy trzy pasjonujące wątki sensacyjne, których lektura nie pozwala oderwać się od książki.

W pierwszym rozdziale nasz Ray Carney lekkomyślnie oraz zupełnie przypadkowo został pomocnikiem skorumpowanego policjanta, który miał już dość służby w nowojorskiej policji i postanowił ją porzucić, bez formalnego wypowiedzenia jednak, ale za to ze zrabowaną forsą i klejnotami. Tak przedstawiał Rayowi swą motywację (cyt., str. 126): Chciałbyś mieszkać na tym śmietnisku? (…) Kiedyś getto to było getto, teraz całe miasto jest gettem. Gnoje zrzucają noworodki do zsypów. Trzynastolatki noszą w brzuchach dzieci swoich ojców. Kobieta tyle razy dostaje po pysku, że strzela w łeb mężowi, a potem sama połyka kulkę. Wnuczki przykuwają babcie do kaloryferów i kradną im emeryturę. Jak wymuszona współpraca Carneya z owym policjantem Munsonem przebiegała i jak się zakończyła, nie będę zdradzał, przeczytacie Państwo sami. Nadmienię jedynie, iż i krew się lała, i trup słał się gęsto.

W drugim wątku tematycznym głównym bohaterem jest Pepper, przyjaciel i ochroniarz Carneya, z zawodu bandyta. Nie odrzuca również zleceń legalnych – w tym przypadku poszukuje czarnoskórej seksownej aktoreczki, która nagle zniknęła podczas kręcenia filmu, w którym gra główną rolę. Po nitce do kłębka Pepper dochodzi do potencjalnego sprawcy domniemanego porwania – kolejnego czarnego gangstera. Przed laty był on kochankiem dziewczyny, umożliwił jej zrobienie kariery aktorskiej, a teraz, gdy chciał odnowić z nią znajomość, potraktowała go jak prehistorię, co oczywiście nie mogło nie przynieść ujmy na gangsterskim honorze. Po wielu perturbacjach i łomotach, sprawionych innym, jak też samemu zainkasowanych, Pepper wykonał zadanie zlecone mu przez reżysera filmu. A propos – owym, już dość sławnym reżyserem jest niejaki Zippo, który w „Rytmie Harlemu” był fotografem oraz handlarzem zdjęciami dorosłych i dla dorosłych. A więc także i on w międzyczasie zrobił karierę.

Trzeci rozdział książki nosi tytuł „Wykończeniowcy”. Okazują się nimi nieuczciwi deweloperzy albo spekulanci w obrocie nieruchomościami. Reguły ich brudnej gry przedstawia cytat (str. 346, 347): Wykończeniowiec wyciąga budynek z kabały (…). Właściciel jest u kresu wytrzymałości – podatki sięgają sufitu, ćpuny się panoszą – więc sprzedaje nieruchomość wykończeniowcowi, a ten wymontowuje instalację elektryczną, wodno-kanalizacyjną, wszystko, co jest warte więcej niż pół centa, a następnie zleca podpalenie budynku, żeby zgarnąć odszkodowanie z wyśrubowanej polisy ubezpieczeniowej. Jak z powyższego cytatu musi wynikać, w trzecim wątku tematycznym mamy morze ognia i spotykamy szereg specjalistów w dziedzinie wzniecania miejskich pożarów. Ray Carney wraz z Pepperem pragną ten proceder choć trochę ukrócić. Rayem powoduje szczere współczucie wobec lokatorów - ofiar podpalanych budynków, ale też … uraz osobisty. A mianowicie uzasadnione podejrzenie, iż jednym ze wspólników wykończeniowców może być niedoszły narzeczony jego żony, obecnie zamożny pan prokurator, lekceważący go i traktujący protekcjonalnie, aktualnie kandydat na burmistrza dzielnicy w nadchodzących wyborach samorządowych. Jak się to wszystko zakończyło, dowiecie się Państwo z książki. Nadmienię jedynie, iż oprócz mnóstwa płomieni mamy dużo mordobicia i strzelaniny, w następstwie której – podobnie jak w „Rytmie Harlemu” – ubywa paru drugoplanowych bohaterów powieści. Nowojorskich poloniców w książce nie spotykamy, raz tylko pewien paser nadmienia o swym koledze po fachu, starym Polaku specjalizującym się w paserstwie drogimi zegarkami.

wtorek, 18 marca 2025

„Rytm Harlemu”. Autor: Colson Whitehead

 

Robimy skok w czasie i przestrzeni. Z imperium komunistycznego pierwszej połowy ubiegłego wieku przenosimy się w drugą połowę stulecia - hen, hen daleko, aż za Atlantyk. Czytając dzisiejszy i następny tu artykuł będą Państwo gościć w Nowym Jorku.

Colson Whitehead „Rytm Harlemu”. Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o., Warszawa 2022 

Colson Whitehead to wielokrotnie nagradzany amerykański pisarz i dziennikarz, piszący o sprawach doskonale mu znanych (choć w tym przypadku nie z autopsji, urodził się w roku 1969). Przedstawia realizm życia w Nowym Jorku, Harlemie lat 1959-1964. Dziś to już historyczny obraz tamtejszej afroamerykańskiej społeczności bez retuszu. Oszustwa, wymuszenia haraczy, szantaże, prostytucja, kradzieże, napady, paserstwo, bójki, morderstwa, narkomania … Ale także liczni mieszkańcy pragnący żyć normalnie i pracować uczciwie. Główny bohater Ray Carney (ur. 1930) to facet sympatyczny, postać raczej pozytywna. Wywodzący się z nizin społecznych, syn czarnoskórego bandyty, po śmierci matki wychowywany przez ciotkę. Z dużym samozaparciem, pracując na swe utrzymanie i czesne, ukończył studia z zakresu zarządzania, założył kochającą się rodzinę, otworzył własny sklep meblarski (pośmiertnie pomógł mu w tym szemrany tatuś; szczegóły w książce). Pracowity, bez nałogów, wierny mąż, dobry ojciec. Powyżej napisałem „postać raczej pozytywna” - już tłumaczę użycie słówka „raczej”. Interes Raya idzie jako tako. Bohater marzy o najmie mieszkania większego i w lepszej harlemskiej lokalizacji, a zatem sporo droższego. Swe oficjalne meblarstwo wspomaga więc drobnym, okazyjnym paserstwem – miejscowi prymitywni złoczyńcy przynoszą mu przeróżne „fanty” z kradzieży i rozbojów, a on z kolei przekazuje je paserom bogatszym, najczęściej nowojorskim Żydom, bardziej wyspecjalizowanym w wycenie łupów i możliwości ich sprzedaży. Za owo pośredniczenie pobiera „prowizję” pozwalającą mu nie tylko związać koniec z końcem, ale również rozbudować pawilon sklepowy, rozszerzyć jego meblarski asortyment, a nawet odłożyć na większe mieszkanie. Z czasem zamierza ograniczyć się do działalności wyłącznie legalnej. Ale z kryminalną przeszłością nie jest tak łatwo zerwać! Na domiar złego dużo kłopotów przysparza mu brat cioteczny, z którym się wychował, i którego kocha. A tamten to już typowy harlemski złodziejaszek i bandziorek, obracający się w towarzystwie jeszcze gorszym.

W tle mamy rasizm oraz tytułowy codzienny rytm życia wielkiej dzielnicy murzyńskiej. Bardzo się wzmagający podczas gwałtownych zamieszek ulicznych po tym, gdy biali policjanci zabijają niezupełnie niewinnych czarnych chłopaków. Otrzymujemy arcydokładny opis czarnego Nowego Jorku tamtych lat. Ubodzy, niemający legalnych źródeł utrzymania mieszkańcy gnieżdżą się w wyeksploatowanych budynkach i obskurnych, śmierdzących lokalach. Miasto się rozbudowuje, inwestycjom towarzyszą przeróżne deweloperskie szwindle. Abyśmy się owym opisem nie znudzili, autor wprowadził doń kilka wątków kryminalno-mafijnych godnych powieści Mario Puzo. Czytamy o organizacji, przebiegu i konsekwencjach dużego napadu rabunkowego, o międzygangowych „sprzecznościach interesów” oraz o wewnątrzgangowych przekrętach i krwawych porachunkach. Także o do cna skorumpowanej lokalnej administracji i policji, o bójkach i strzelaninach. W centrum tego wszystkiego oczywiście pozostają nasz Ray i jego marnotrawny kuzyn Freddie. Reasumując, jest to bardzo dobra, trzymająca w napięciu powieść sensacyjna, od której ciężko się oderwać. Od typowych kryminałów odróżniająca się wszechstronną charakterystyką wielkomiejskiej społeczności oraz analizą życiorysów i mentalności wybranych jej reprezentatywnych przedstawicieli. Nowojorskich poloniców podczas lektury nie napotkamy. Raz tylko autor napomyka, że podczas klubowego spotkania miejscowa elita murzyńska opowiadała sobie dowcipy o Polakach.

PS. Ciąg dalszy losów Raya Carneya możemy poznać z kolejnej książki Colsona Whiteheada pt. „Reguły gry”. O niej w następnym tu artykule.

wtorek, 11 marca 2025

„Babel. Człowiek bez losu”. Autor: Aleksander Kaczorowski

 

Aleksander Kaczorowski „Babel. Człowiek bez losu”

Wydawnictwo Czarne Sp. z o.o., Wołowiec 2023

Doskonała książka dla osób znających utwory literackie Izaaka Babla (1894-1940), pragnących poznać okoliczności ich powstania, ówczesne o nich opinie (nieraz bardzo rozbieżne), wreszcie życiorys osobisty i zawodowy autora. Umożliwił to nam p. Aleksander Kaczorowski, który – zafascynowany twórczością Babla – przeanalizował wszystkie jego dzieła oraz przejrzał publikacje z zakresu historii literatury w całości lub w części pisarza dotyczące, co wskazał w bibliografii (str. 301-305). Odbył także podróże do Rosji i na Ukrainę, odwiedzając miejsca związane z życiem Izaaka Babla. Spotkał się z jego wnukiem, który udostępnił mu rodzinne archiwum. Zdjęcia wykonane przez siebie oraz kopie innych fotografii zamieścił w książce.

Izaak Babel, co nieczęsto się zdarza, sławy literackiej zaznał już wieku około 30 lat. Przyniosły mu ją głównie „Armia Konna” oraz „Opowiadania odeskie”, a jego mecenasem literackim stał się Maksym Gorki. Później napisał wstrząsające nowele o kolektywizacji wsi na Ukrainie. Nie wszystkie jego utwory się zachowały, część maszynopisów zapewne przepadła w czeluściach NKWD. Babel pracował także w charakterze radzieckiego propagandysty, współtworzył scenariusze filmowe, dorywczo zajmował się też korektą tłumaczeń literatury francuskiej. W twórczej sławie pławił się aż do dnia aresztowania 15 maja 1939 r. Żył na dość wysokiej stopie, nieporównywalnej z wegetacją radzieckiej inteligencji w tamtych czasach. Przydzielano mu duże mieszkania. Prywatnie i służbowo wyjeżdżał na zachód Europy, gdzie miał możliwość przebywać przez dłuższy czas, rzecz dla przeciętnego homo sovieticus nawet nie do pomyślenia. Owszem, rzucano mu również kłody pod nogi, m.in. nie cierpieli go marszałkowie Budionny i Woroszyłow. Ataki prasowe ich oraz przez nich inspirowane jednak mu nie zagroziły, a to dzięki poparciu ustosunkowanego Maksyma Gorkiego (mającego dostęp do Stalina) oraz własnym znajomościom w kręgach kierownictwa policji politycznej (OGPU, następnie NKWD). Postępował oportunistycznie i konformistycznie uważając, iż takie koniunkturalne przyjaźnie zapewnią mu parasol ochronny w czasach szalejącego terroru politycznego. I, jak się okazało, „przedobrzył”, o czym tu za chwilę.

Izaak Babel kochał płeć piękną, u której miał duże powodzenie pomimo osobistej ewidentnej brzydoty. Cóż, sprawdza się ludowe porzekadło, iż babie wystarczy aby chłop był tylko ładniejszy od diabła. I, uzupełnię jeszcze, odpowiednio wyposażony materialnie oraz przez naturę. Sławny pisarz spełniał dwa pierwsze warunki, a niewykluczone, że również i ten trzeci. Został ojcem trojga dzieci, każdego z inną kobietą (tylko drugie z nich miał z żoną). Jedna z licznych kochanek stała się w końcu jego femme fatale, doprowadzając do zguby. Tak to bowiem jest, gdy się ma namiętny romans z żoną, chociażby dopiero przyszłą żoną, samego Nikołaja Jeżowa, szefa złowrogiego NKWD! Lecz bynajmniej nie poszło tu o tradycyjną męską zazdrość tegoż. Bablowi przypisano polityczne spiskowanie z małżeństwem Jeżowów, wspólne przygotowywanie zamachu stanu. Gdy Jeżow popadł w niełaskę u Stalina, śledczy NKWD – już pod nowym zwierzchnictwem Berii – otrzymali zadanie sprokurowania przeciwko całej trójce fałszywych zarzutów. I tak sobie towarzysze czekiści poradzili, cyt. str. 289: Babel znał osobiście Jeżowa i jego żonę. (…) podpisał wymuszone przez śledczych zeznanie, jakoby na prośbę Jeżowej zgodził się zwerbować młodych literatów i dziennikarzy, którzy mieli dokonać zamachu na Stalina i Woroszyłowa w mieszkaniu szefa NKWD na Kremlu lub w jego podmoskiewskiej daczy. Późniejsze odwołanie owego zeznania nic już nie dało. W styczniu 1940 r. Izaak Babel został skazany na śmierć, a wyrok niezwłocznie wykonano. Faktyczna tego przyczyna wydaje się być oczywista. Stalin po usunięciu Jeżowa nie zamierzał pozostawiać przy życiu jego bliskiego znajomego, mogącego mieć „z pierwszej ręki” wiedzę nt. rzeczywistych kulisów, metod i rozmiarów zbrodni Wielkiego Terroru lat 1937 i 1938. W dodatku literata doskonale władającego piórem i publicznie rozpoznawalnego za granicą.

Biografię Izaaka Babla p. Kaczorowski wzbogacił o obraz codziennego życia w Rosji i Związku Radzieckim w latach życia pisarza. Analizując jego utwory zidentyfikował faktyczne pierwowzory postaci literackich, a także postarał się wskazać, gdzie autor pisał o wydarzeniach i osobach rzeczywistych, a gdzie twórczo konfabulował. Ukazał też duży wpływ żydowskiego pochodzenia Babla (nazwisko rodowe pisarza: Bobel) na jego życie osobiste oraz treść utworów literackich. Skrótowo i wybiórczo przedstawił również dokonania innych luminarzy radzieckiej literatury i filmu tamtych lat, m.in. Maksyma Gorkiego, Włodzimierza Majakowskiego i Sergiusza Eisensteina. A tytułowym człowiekiem bez losu Izaak Babel nazwał się kiedyś, w chwili zadumy, sam. Pomylił się, i to bardzo. Najwyraźniej nie zastanowił się nad tym, co go jeszcze w życiu może spotkać.

PS. Wszystkie wydane w Polsce utwory literackie Izaaka Babla znam. Przeczytane spoczywają na półkach biblioteki domowej.

sobota, 1 marca 2025

„Żona szkodnika. Wspomnienia z życia i ucieczki z ZSRS”. Autorka: Tatiana Czernawina

 

Tatiana Czernawina „Żona szkodnika. Wspomnienia z życia i ucieczki z ZSRS”

Ośrodek KARTA, Warszawa 2024

Oddajmy teraz głos żonie głównego bohatera, zarazem autora książki poprzednio tu omówionej. Tatiana Czernawina (1887-1971) wspomina dzieje ich rodziny od czasu rewolucji i wojny domowej w Rosji, które z mężem tylko obserwowali nie angażując się. To również wykształcona kobieta, absolwentka paryskiej Sorbony, rówieśnica Władimira (ten sam rok urodzenia). Do czasu aresztowania w 1931 r. była zatrudniona w leningradzkim muzealnictwie jako pracownica naukowa słynnego Ermitażu. Małżeństwu W. i T. Czernawinów z jednym dzieckiem wiodło się różnie, w okresie tzw. NEP-u nawet znośnie. Kryzys nastąpił dopiero pod koniec lat 20. ub. wieku, o czym szczegółowo napisałem w poprzednim tu artykule. Żonę „szkodnika” oskarżono o „sprzyjanie ekonomicznej kontrrewolucji” i też uwięziono. Śledczy GPU chcieli w ten sposób m.in. wywrzeć wpływ na aresztowanego wcześniej Władimira, aby „przyznał się do winy”, czyli swoim podpisem potwierdził sfabrykowane zarzuty. Jednak oboje małżonkowie w śledztwach trzymali się dzielnie. Tatiana również nie dała się zwieść zwodniczym obietnicom funkcjonariuszy GPU. Ostatecznie po upływie pół roku jej śledztwo umorzono i została zwolniona.

Tu konieczna dygresja. Państwo Czernawinowie w spisanych za granicą w 1933 r. wspomnieniach oskarżają radziecki system i oczywiście mają po temu bezdyskusyjne powody. Ale to były jeszcze czasy OGPU, a nie NKWD Nikołaja Jeżowa. Apogeum terroru politycznego miało dopiero nastąpić za kilka lat. W roku 1937 Władimir już nie otrzymałby kary „tylko” 5 lat pobytu w łagrze, a Tatiany na pewno by nie wypuszczono z więzienia bez wyroku.

Po zwolnieniu z aresztu autorce nie pozwolono powrócić do pracy naukowej. Absolwentkę Sorbony, poliglotkę, zatrudniono jako zwykłą miejską bibliotekarkę. Poświęciła się ciężkiej walce o byt swój i syna, przez co należy głównie rozumieć zdobywanie żywności w głodującym w tamtych latach radzieckim „raju”. Część nabytych z ogromnym trudem artykułów żywnościowych wysyłała w paczkach uwięzionemu mężowi. Udała się też do niego do łagru z synem w odwiedziny, podczas których wyjawił jej plan wspólnej ucieczki za granicę. Ostatnie kilkanaście rozdziałów książki to właśnie epicki opis końcowych przygotowań oraz samego przebiegu ich ucieczki w sierpniu 1932 r. do Finlandii. Wiedzieli, ile ryzykują. W razie złapania na pewno by ich rozstrzelano, a syna oddano do radzieckiego domu dziecka. Najpierw łódką przepłynęli zatokę, potem przez kilkanaście dni przedzierali się przez nadgraniczne gęste, dzikie lasy. Trochę prześladował ich pech – już na samym wstępie zapomnieli zabrać środek dezynfekujący oraz niechcący utopili kompas i mapę. Ale ostatecznie wyprawa się powiodła, oczywiście dzięki sprawnemu pokierowania nią przez Władimira. Czytając te strony odnosi się wrażenie pasjonującej lektury sensacyjnej i przygodowej. Już w Finlandii ich trzynastoletni syn zdumiał się powszechną dostępnością zakupów żywności oraz jej dużego asortymentu – jak dotąd biedak nie poznał innego rynku niż radziecki.

No i na zakończenie o ich dalszych losach - z krótkich notek na obwolutach dwóch książek. Państwo Czernawinowie długo w Finlandii nie pobyli. W 1933 r. przenieśli się do Wielkiej Brytanii, gdzie Władimir pracował m.in. w British Museum, a Tatiana jako tłumaczka. On zmarł w 1949 r. w wieku 62 lat, ona w 1971 r. mając lat 84. W ojczyźnie na pewno nie dane byłoby im „aż tyle” pożyć.