wtorek, 18 marca 2025

„Rytm Harlemu”. Autor: Colson Whitehead

 

Robimy skok w czasie i przestrzeni. Z imperium komunistycznego pierwszej połowy ubiegłego wieku przenosimy się w drugą połowę stulecia - hen, hen daleko, aż za Atlantyk. Czytając dzisiejszy i następny tu artykuł będą Państwo gościć w Nowym Jorku.

Colson Whitehead „Rytm Harlemu”. Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o., Warszawa 2022 

Colson Whitehead to wielokrotnie nagradzany amerykański pisarz i dziennikarz, piszący o sprawach doskonale mu znanych (choć w tym przypadku nie z autopsji, urodził się w roku 1969). Przedstawia realizm życia w Nowym Jorku, Harlemie lat 1959-1964. Dziś to już historyczny obraz tamtejszej afroamerykańskiej społeczności bez retuszu. Oszustwa, wymuszenia haraczy, szantaże, prostytucja, kradzieże, napady, paserstwo, bójki, morderstwa, narkomania … Ale także liczni mieszkańcy pragnący żyć normalnie i pracować uczciwie. Główny bohater Ray Carney (ur. 1930) to facet sympatyczny, postać raczej pozytywna. Wywodzący się z nizin społecznych, syn czarnoskórego bandyty, po śmierci matki wychowywany przez ciotkę. Z dużym samozaparciem, pracując na swe utrzymanie i czesne, ukończył studia z zakresu zarządzania, założył kochającą się rodzinę, otworzył własny sklep meblarski (pośmiertnie pomógł mu w tym szemrany tatuś; szczegóły w książce). Pracowity, bez nałogów, wierny mąż, dobry ojciec. Powyżej napisałem „postać raczej pozytywna” - już tłumaczę użycie słówka „raczej”. Interes Raya idzie jako tako. Bohater marzy o najmie mieszkania większego i w lepszej harlemskiej lokalizacji, a zatem sporo droższego. Swe oficjalne meblarstwo wspomaga więc drobnym, okazyjnym paserstwem – miejscowi prymitywni złoczyńcy przynoszą mu przeróżne „fanty” z kradzieży i rozbojów, a on z kolei przekazuje je paserom bogatszym, najczęściej nowojorskim Żydom, bardziej wyspecjalizowanym w wycenie łupów i możliwości ich sprzedaży. Za owo pośredniczenie pobiera „prowizję” pozwalającą mu nie tylko związać koniec z końcem, ale również rozbudować pawilon sklepowy, rozszerzyć jego meblarski asortyment, a nawet odłożyć na większe mieszkanie. Z czasem zamierza ograniczyć się do działalności wyłącznie legalnej. Ale z kryminalną przeszłością nie jest tak łatwo zerwać! Na domiar złego dużo kłopotów przysparza mu brat cioteczny, z którym się wychował, i którego kocha. A tamten to już typowy harlemski złodziejaszek i bandziorek, obracający się w towarzystwie jeszcze gorszym.

W tle mamy rasizm oraz tytułowy codzienny rytm życia wielkiej dzielnicy murzyńskiej. Bardzo się wzmagający podczas gwałtownych zamieszek ulicznych po tym, gdy biali policjanci zabijają niezupełnie niewinnych czarnych chłopaków. Otrzymujemy arcydokładny opis czarnego Nowego Jorku tamtych lat. Ubodzy, niemający legalnych źródeł utrzymania mieszkańcy gnieżdżą się w wyeksploatowanych budynkach i obskurnych, śmierdzących lokalach. Miasto się rozbudowuje, inwestycjom towarzyszą przeróżne deweloperskie szwindle. Abyśmy się owym opisem nie znudzili, autor wprowadził doń kilka wątków kryminalno-mafijnych godnych powieści Mario Puzo. Czytamy o organizacji, przebiegu i konsekwencjach dużego napadu rabunkowego, o międzygangowych „sprzecznościach interesów” oraz o wewnątrzgangowych przekrętach i krwawych porachunkach. Także o do cna skorumpowanej lokalnej administracji i policji, o bójkach i strzelaninach. W centrum tego wszystkiego oczywiście pozostają nasz Ray i jego marnotrawny kuzyn Freddie. Reasumując, jest to bardzo dobra, trzymająca w napięciu powieść sensacyjna, od której ciężko się oderwać. Od typowych kryminałów odróżniająca się wszechstronną charakterystyką wielkomiejskiej społeczności oraz analizą życiorysów i mentalności wybranych jej reprezentatywnych przedstawicieli. Nowojorskich poloniców podczas lektury nie napotkamy. Raz tylko autor napomyka, że podczas klubowego spotkania miejscowa elita murzyńska opowiadała sobie dowcipy o Polakach.

PS. Ciąg dalszy losów Raya Carneya możemy poznać z kolejnej książki Colsona Whiteheada pt. „Reguły gry”. O niej w następnym tu artykule.