sobota, 27 lutego 2021

"Królestwo". Autor: Szczepan Twardoch

 

Szczepan Twardoch „Królestwo”

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2020

Jeszcze jestem pod wrażeniem. Rzadko mi się zdarza, aby od razu, na gorąco, tuż po przeczytaniu książki, zasiadać do jej recenzowania. Teraz tak właśnie jest (dnia napisania tekstu proszę jednak nie utożsamiać z datą zamieszczenia go na blogu). Nie jestem krytykiem literackim, nie mam nawet takich aspiracji, więc nie będę się silił na dowodzenie, że „Królestwo” to literatura piękna. Intuicyjnie uważam, że nią jest. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu m.in. przejmująca treść ostatniego, króciutkiego rozdziału, w czasie czytania którego się poryczałem. Bo tak w ogóle ja do płaczu bynajmniej skłonny nie jestem – poprzednio mi się to przydarzyło w 2007 r. gdy mi umarła ulubiona kotka, która spędziła w naszym mieszkaniu 12 lat, z czego większość w mojej bezpośredniej bliskości (zwierzątko się do mnie bardzo garnęło). Zabierałem ją też ze sobą wyjeżdżając w Bieszczady.

Ad rem. Akcja „Króla”, już tu w tym miesiącu dwa razy opisanego (raz w odniesieniu do samej książki, a drugi raz do artykułu w „Stolicy” o książce), kończy się jesienią 1937 r.  Umiera Kum Kaplica, wycieńczony „kuracją” w Berezie Kartuskiej. Przed śmiercią jeszcze „namaszcza” Jakuba Szapiro na swojego następcę, a ten skutecznie rozprawia się ze zdradzieckim Radziwiłkiem i obejmuje rządy nad przestępczym półświatkiem lewobrzeżnej Warszawy. No i na swoje nieszczęście, a jeszcze bardziej na nieszczęście swojej rodziny, w ostatniej chwili rezygnuje ze zorganizowanej i już rozpoczętej emigracji do Palestyny. Następne 23 miesiące to dla Jakuba okres prosperity, jednak w książce pt. „Królestwo” tylko dość ogólnie wspominany. Jej właściwa akcja rozpoczyna się w końcu sierpnia 1939 r., gdy zmobilizowany Jakub Szapiro, lat 39, plutonowy rezerwy WP, odznaczony Krzyżem Walecznych weteran kampanii 1919 i 1920 roku, wybiera się na wojnę Polski z Niemcami.

Poza ostatnim, krótkim rozdziałem treść powieści jest prowadzona (przemiennie) przez dwoje narratorów: zapamiętaną z „Króla” burdelmamę Ryfkę Kij, Jakubową kochankę, i młodziutkiego Dawida Szapiro, Jakubowego syna. Relacjonują oni losy Jakuba oraz własne, przeplatając to osobistymi refleksjami, wspomnieniami, spostrzeżeniami i przemyśleniami. Wrażeń mają aż nadto, wszak akcja toczy się w latach 1939-1945, tj. w czasie, gdy Pan Bóg spuścił historię z łańcucha. Jak by co, jest to określenie mojego pomysłu, zapożyczone od Izaaka Babla, do pana Szczepana proszę nie mieć pretensji. Poznajemy zatem wojenne oraz okupacyjne dzieje Jakuba Szapiro. Jest to jednak już człowiek inny niż, groźny wcześniej, król stołecznego, przestępczego półświatka. Choć początkowo nic nie wskazuje na jego nadchodzące załamanie psychiczne. W krótkiej kampanii 1939 r. dzielnie wojuje. Po wyrzuceniu rodziny z domu i przymusowej przeprowadzce do getta też jeszcze sobie „nieźle radzi” – wstępuje do żydowskiej, niesławnej policji wysługującej się Niemcom, awansuje w niej na oficera. Żona wyrzuca go wówczas z domu (co potulnie przyjmuje, choć przecież nie musi), także synowie zrywają z nim wszelkie kontakty. Kryzys i załamanie następują dopiero wtedy, gdy przekonuje się, że jego wiara w przetrwanie Żydów i żydowskiego samorządu do czasu końca wojny to mrzonki, a transportem do gazu w Treblince jadą jego żona i dwaj synowie. Jeden (Dawid) cudem się uratuje, o czym ojciec nigdy się jednak nie dowie. Otępiałym wówczas z rozpaczy Jakubem opiekuje się Ryfka Kij, która tak go kocha, jak tylko jeden człowiek potrafi kochać drugiego. Bije rekord świata w miłości. Notabene okazuje się ona tylko pół-Żydówką, a wg ortodoksyjnej tradycji żydowskiej nie jest nią wcale (szczegóły w książce). Ryfka relacjonuje (niechronologicznie) dzieje Jakuba od chwili wspólnego zamieszkania z nim w getcie aż do stycznia 1945 r., gdy do ruin lewobrzeżnej Warszawy wkroczyli żołnierze 1. Armii WP. Ryfka i Jakub przez cały czas przebywali więc w Warszawie, także jako warszawscy robinsonowie po upadku powstania warszawskiego. Dawid natomiast przedstawia wcześniejsze dzieje ojca, poczynając od ostatnich dni sierpnia 1939 r., a kończąc na opuszczeniu przez niego rodziny w 1941 r. Bardzo szczegółowo opisuje również, jak sobie następnie bez niego, z matką i bratem, w getcie radzili, aż do przymusowego ich załadowania na Umschlagplatz do pociągu śmierci zdążającego do Treblinki. I jak się dzięki matce cudem uratował i co się z nim później działo.

Powyżej przedstawiłem ogólny schemat i historyczne tło powieści. Szkielet ten jest przez autora po mistrzowsku wypełniony treścią wręcz niesamowitą. Książkę czyta się jednym tchem i, co pewien czas, ze zgrozą i przerażeniem. Homo homini lupus to jednak zbyt łagodne określenie. Powieść jest mocna, ukazująca jak marne i łatwe do zgaszenia okazuje się ludzkie życie. Oraz jak marne i paskudne bywają ludzkie charaktery. Podobnie jak w „Królu”, autor też i tu wprowadził kilka mocnych scen erotycznych. Nawet sobie z tym nieźle poradził, zważywszy że ich powieściową narratorką jest kobieta, a damskie doznania i obserwacje seksualne są przedstawiane w pierwszej osobie rodzaju żeńskiego liczby pojedynczej.

Jedna tylko kwestia mi się w książce nie spodobała. Powieść jest (między innymi) opisem oraz oskarżeniem polskiego antysemityzmu i z tym się mogę zgodzić. Niestety tak było. Ale przecież niewyłącznie. Oprócz człekopodobnych mend wartych tylko na nich splunięcia (czasem wręcz ołowiem) bywali przecież Polacy bezinteresownie pomagający Żydom z narażeniem życia - własnego i rodziny. W książce takich brak. Anna przechowująca w swoim mieszkaniu Jakuba i Ryfkę kierowała się osobistymi kalkulacjami, w których humanitaryzm pozostawał na dość odległym miejscu.

Reasumując, polecam Państwu tę niezwykle pasjonującą choć emocjonalnie przykrą lekturę. Kończąc ją i czytając ostatnie trzy strony (ale niewyrwane z kontekstu!), gdy autor wyjątkowo uczynił narratorem Emilię, na pewno się popłaczecie. A na wypadek gdyby ktoś z Państwa chciał szybko oraz z autopsji zweryfikować to moje przekonanie i rozpocząć lekturę książki właśnie od ostatniego rozdziału, to muszę Go/Ją jednak od razu wprowadzić w kontekst: akcja owego rozdziału rozgrywa się w komorze gazowej niemieckiego obozu śmierci w Treblince.

PS. Pozwolę sobie wytknąć autorowi dwie drobne niespójności w tekście. 1) Na str. 80 starszy strzelec Jerzy Kawulski ma lat 24, a na str. 118 jest już czterdziestolatkiem, mimo że upłynęło zaledwie kilka dni. 2) Na str. 278 czytamy, że padły 3 strzały mogące zaalarmować sąsiadów, podczas gdy wg opisu tej strzelaniny na str. 270-272 było ich wszystkich 4 (jeden do Niemca i aż trzy do kobiety, której imienia teraz nie zdradzam).