wtorek, 29 stycznia 2019

„Józef Piłsudski bez retuszu”. Autor: Tomasz Ciołkowski


Miało być dziś o córce Jakuba Bermana (tak zapowiedziałem w zakończeniu poprzedniego wpisu). Otóż nie będzie, za co przepraszam. Proszę na p. Lucynę jeszcze trochę poczekać. Pragnę bowiem już „teraz – zaraz” podzielić się z Państwem opinią o niezwykle bulwersującej książce.

Tomasz Ciołkowski „Józef Piłsudski bez retuszu”
Wydawnictwo „W promieniach”, Warszawa 2018

Długo wahałem się, czy tę lekturę omawiać na blogu. Opinię o niej bowiem mam … bardzo ambiwalentną.
Ale po kolei. Zacznijmy od negatywów. Ale pozytywy też będą, proszę o zachowanie cierpliwości.

Wg „Słownika 100 tysięcy potrzebnych słów” pod redakcją profesora Jerzego Bralczyka (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005) retusz to (cyt., str. 705): „1. Mechaniczne lub chemiczne poprawienie negatywu lub pozytywu fotograficznego. 2. Drobna korekta czegoś mająca usunąć lub ukryć niedociągnięcia.”.

Chyba się więc Państwo ze mną zgodzicie, że – poddając jakiś obiekt retuszowi – poprawia się go, tj. usuwa się lub ukrywa jego złe i negatywne w odbiorze cechy, ale tych pozostałych (dobrych i pozytywnych, bądź neutralnych) – absolutnie się nie rusza, pozostają one takimi, jakimi są. Tak ja definicję retuszu rozumiem. Zaś „bez retuszu” oznacza jedynie rezygnację z całej takiej operacji. Czyli albo w ogóle niedokonanie retuszu, albo powrót do wersji sprzed retuszu. Nic więcej !
Można komuś na zdjęciu zlikwidować zmarszczki, nieco pomniejszyć łysinę, usunąć plamę z garnituru. To jest właśnie retusz. Ale rezygnując z owego retuszu nie należy dodatkowo np. zmniejszać temu komuś wzrostu ani dodawać tuszy czy wręcz garbu ! Ani, również przykładowo, nie wolno usuwać z fotografii orderów, z którymi ten ktoś pozował do zdjęcia. To już bowiem byłaby nie tylko likwidacja retuszu, ale także jakaś dodatkowa, tendencyjnie ujemna charakteryzacja.
Po przeczytaniu książki uważam, że jej tytuł wprowadza w błąd. Autor niewłaściwie używa słów „bez retuszu”. Zamiast bowiem próby doprowadzenia do obiektywizmu, co by sugerowało sformułowanie „bez retuszu”, zastępuje jeden subiektywizm (Piłsudski w oczach zwolenników) – drugim skrajnym subiektywizmem (Piłsudski w oczach antagonistów). Sam p. Tomasz Ciołkowski nie skrywa swego olbrzymiego antagonizmu wobec tytułowej postaci książki – przekonujemy się o tym dosłownie na każdej stronie, a jest ich 339.

Marszałek Józef Piłsudski faktycznie był już za życia (i po śmierci, aż do wybuchu wojny) mocno „wyretuszowany” przez politycznych współpracowników i zwolenników. Niekiedy to bardziej szkodziło wizerunkowi Marszałka niż go chroniło.
Pan Tomasz Ciołkowski ów retusz całkowicie usunął. I bardzo dobrze. Poszedł jednak też znacznie dalej – stanowczo za daleko. Po usunięciu retuszu uwypuklił w wizerunku Marszałka elementy szpecące. Niektóre z nich nawet nie tyle uwypuklił, co wręcz przydał. Koncepcję swojej pracy oparł na wybiórczym cytowaniu różnych publikacji o marszałku Piłsudskim oraz wypowiedzi o nim osób mu współczesnych, najczęściej niechętnych, a nawet wrogich. W znakomitej większości owe cytaty dotyczą faktów i opinii negatywnych. Wprawdzie w bibliografii zamieścił również prace historyków nienastawionych wyłącznie negatywnie do Józefa Piłsudskiego, ale chyba tylko po to, aby stworzyć wrażenie dużej liczby wykorzystanych publikacji.

Spróbowałem przez chwilę postawić się w sytuacji osoby nic lub prawie nic niewiedzącej o Józefie Piłsudskim. Ot, był 100 lat temu taki komendant czy naczelnik, przyczynił się do odzyskania naszej niepodległości, potem walczył z bolszewikami, różnie mu to szło, ale w końcu zwyciężył, później zdaje się, przeprowadził jakiś zamach stanu, ale w którym to było roku… Obawiam się, że takiego nie-znawcę historii można napotkać w naszym kraju często. Uchowaj Panie Boże, aby podobna osoba rozpoczęła edukację historyczną od przeczytania książki p. Tomasza Ciołkowskiego. Po uważnej jej lekturze dowie się bowiem od autora o marszałku Piłsudskim, co następuje. Józef Piłsudski, wg p. Tomasza Ciołkowskiego:
1)     był zarozumiałym megalomanem, przypisującym sobie cudze sukcesy, a zrzucającym na innych odpowiedzialność za własne błędy i porażki,
2)     od młodości miał bardzo wygórowane ambicje, podparte wróżbą syberyjskiej Cyganki i duchem Napoleona, który go w dzieciństwie odwiedził na Litwie,
3)     przed I wojną światową pozostawał na służbie wywiadu austrowęgierskiego i niepotrzebnie przekazał mu dużo danych personalnych, co spowodowało liczne aresztowania bojowców PPS na terenie zaboru rosyjskiego (w związku z infiltrację kontrwywiadu Austro-Węgier przez carską Ochranę),
4)     w zakresie dyplomacji i wojskowości nie posiadał potrzebnych kwalifikacji, co przynosiło naszemu nowo odrodzonemu państwu same szkody,
5)     otaczał się współpracownikami wiernymi i głupimi, odsuwając mądrzejszych i samodzielnie myślących,
6)     zwalczał Kościół katolicki; przeszedł na protestantyzm, a jego powrotna konwersja na katolicyzm była fałszywa,
7)     protestantem – luteraninem też był zresztą tylko formalnie, albowiem nie wyznawał światopoglądu protestanckiego; cyt. str. 228: „Swoją duchowość bezspornie czerpał z okultyzmu, a nie z protestantyzmu czy też katolicyzmu, o czym należy pamiętać.”,
8)     był zabobonny, osobiście uczestniczył w różnych praktykach okultystycznych (cyt. str. 228: „w tym w czarnych okultystycznych mszach”); sprzyjał masonom, teozofom i okultystom,
9)     władzę w 1918 r. uzyskał faktycznie z rąk niemieckich, a zamach stanu w 1926 r. przeprowadził z inspiracji Anglii i za angielskie pieniądze,
10)  ani to on nie stworzył Legionów, ani to on nie wygrał bitwy warszawskiej w 1920 r.,
11)  w newralgicznych dniach sierpnia 1920 r. złożył dymisję i czasowo opuścił walczące oddziały,
12)  faktycznie to on przyczynił się do zabójstwa prezydenta Gabriela Narutowicza (tu już p. Tomasz stanowczo posunął się „o jeden most za daleko”),
13)  był osobiście mściwy, z jego inspiracji zamordowano generałów Zagórskiego i Rozwadowskiego,
14)  w ataku szaleństwa zastrzelił 5 grudnia 1928 r. niewinnego człowieka (wachmistrza Koryzmę), co oczywiście zatuszowano,
15)  przez ostanie 7 lat życia cierpiał na chorobę mózgu, powodującą okresowe napady szaleństwa i  pogłębiający się zanik intelektu,
16)  itd., itp.
Czytelnik merytorycznie nieprzygotowany do takiej lektury powinien (już w jej trakcie) zacząć się zastanawiać, dlaczego to akurat pan Piłsudski grał jedną z głównych ról na polskiej scenie politycznej. I jak mogło dojść do tego, że dwukrotnie (w listopadzie 1918 r. i maju 1926 r.) udało mu się objąć rządy w państwie.
Nasz reprezentatywny (niestety) nie-znawca historii mógłby wtedy dywagować mniej więcej tak: Czyżby te negatywne cechy osobowości Józefa Piłsudskiego, jego podłe metody i mierne efekty działań, oraz żadne kwalifikacje, nie były wystarczająco zniechęcające, wręcz odstręczające ? Czyżby nie było innych polityków i wojskowych, lepszych i mądrzejszych od niego ? Na pewno byli, przecież musieli być. To czemu w takim razie w listopadzie 1918 r. nie odsunęli oni pana Piłsudskiego na drugi lub trzeci plan, powierzając mu, co najwyżej, jakieś średnio eksponowane stanowisko w administracji wojskowej. A w maju 1926 r. dlaczego łatwo i szybko nie stłumili jego buntu w zarodku ?

Autor kreśli sylwetkę marszałka Józefa Piłsudskiego wyłącznie w czarnych barwach. Niekiedy tylko bardzo ogólnie napomyka o jego charyzmie i ujmującej osobowości. I chyba tylko tym, wg autora, należałoby wytłumaczyć przebytą przez Marszałka drogę na sam szczyt kariery politycznej i wojskowej.
Olbrzymie i rzeczywiste zasługi Józefa Piłsudskiego na polu odzyskania, a potem utrwalenia niepodległości Polski, autor albo przemilcza, albo neguje, albo uznaje za należne innym osobom.
Doprawdy, już znacznie więcej obiektywizmu zachował p. Rafał Ziemkiewicz w wydanej w 2017 r. książce pt. „Złowrogi cień Marszałka” (omówionej na tym blogu, proszę sprawdzić w katalogu naszej czytelni). A przecież p. Rafała Ziemkiewicza absolutnie nie można zaliczyć do grona zwolenników marszałka Piłsudskiego !
Całe szczęście, że p. Tomasz Ciołkowski, dokonując swoistej kwerendy publikacji o Józefie Piłsudskim, nie dotarł do książki p. Marka Kamińskiego pt. „Ostatnia tajemnica marszałka Piłsudskiego” (też już tu omówionej, proszę zerknąć do katalogu). Z satysfakcją dopisałby wtedy (w obszernym rozdziale 8 pt. „Józef Piłsudski – osobowość i problemy zdrowotne”) – znów niezwykle tendencyjnie – jeszcze jeden podrozdział.

Naprawdę bardzo proszę, aby do lektury książki p. Tomasza Ciołkowskiego przystępować mając już odpowiednią wiedzę o życiu i działalności Józefa Piłsudskiego. Polecam w tym zakresie pracę prof. Andrzeja Garlickiego pt. „Józef Piłsudski 1867-1935”, napisaną bezstronnie. Ani hagiograficznie, ani tendencyjnie krytykancko.
***
***
No dobrze, ale ktoś z Państwa może teraz słusznie zapytać, to po co ja o tej książce p. Tomasza Ciołkowskiego tyle piszę, dlaczego ją w ogóle zacząłem (i skończyłem) czytać, skoro tak mi się lejtmotyw, treść i metodyka tego opracowania nie podobają. Już tłumaczę.
Pierwsza część dzisiejszego artykułu dotyczyła, jak wykazano powyżej, wyłącznie negatywów.
Natomiast pozytywną stroną lektury jest jej duży zakres faktograficzny. Autor przywołuje mnóstwo udokumentowanych faktów z życia marszałka Piłsudskiego, dotąd znanych (albo i nie) tylko wąskiemu gronu historyków. Są to wydarzenia skrzętnie skrywane przed opinią publiczną, aby, broń Boże, nie powstała rysa na wizerunku Marszałka (czy skaza na pancerzu, jak powiada, w zupełnie innym kontekście, p. Piotr Zychowicz). Osobiście jestem wielkim przeciwnikiem przemilczeń, niedomówień i kłamstw historycznych. Dlatego z zainteresowaniem sięgam po wszelkie publikacje na tematy historyczne również „wstydliwe”, przez większość historyków z mainstreamu pomijane i „zamiatane pod dywan”. Nie uznaję istnienia tzw. białych plam historii. Przykładowo: w czasach PRL interesowały mnie zakazane tematy m.in. zbrodni katyńskiej i wewnętrznych krwawych porachunków w PPR podczas okupacji, a po 1989 r. – m.in. polityczna (nie wojskowa !) aktywność marszałka Śmigłego-Rydza w latach 1939-1941, jak dotąd publicznie przez IPN dostatecznie nie wyjaśniona. Rozczarowałem się po przeczytaniu publikacji IPN pt. „Przeciw dwóm zaborcom (…)” autorstwa Marka Gałęzowskiego (opisanej na blogu).
Ad rem.
Na stronach 173-177 p. Tomasz Ciołkowski przytacza w całości treść formalnego rozkazu wojskowego marszałka Józefa Piłsudskiego z dn. 27.03.1929 r. (osobiście zredagowanego i podyktowanego) pt. „O łączności”. Ów dokument, przez niedopatrzenie oficerów sekretariatu GISZ, został – bez koniecznego a kompletnego przeredagowania – rozesłany do Sztabu Głównego WP i in. wybranych jednostek organizacyjnych wojska. Po jego przeczytaniu poczułem się jakbym właśnie stoczył pojedynek bokserski z Andrzejem Gołotą (przy moich parametrach 171/74, czyli kategorii średniej, rezultat łatwo sobie wyobrazić). Chociażby tylko dla tych kilku stron warto po książkę sięgnąć. Ich lektura jest porażająca (nokautująca).

Faktów przedstawiających marszałka Piłsudskiego takim, jakim rzeczywiście był w ostatnich siedmiu latach życia, jest w książce opisanych dużo. Czytelnik odbiera je (słusznie) jako odkrywane po latach tajemnice i sensacje. Winni temu są niegdysiejsi współpracownicy i apologeci Marszałka, którzy na siłę stworzyli postać bez zmazy i skazy, licząc, że prawda nie wyjdzie na jaw. Ciemny lud to kupi – jak powiedział klasyk.
Ale prawda wyszła na jaw. Zawsze bowiem znajdzie się autor, który – będąc zdecydowanym przeciwnikiem politycznym „świetlanej” (dla innych) postaci – skrzętnie pozbiera o niej rozproszone, negatywne, gdzieś poukrywane informacje i zaprezentuje w poczytnej publikacji. Pan Tomasz Ciołkowski właśnie tak postąpił. I należą mu się wyrazy podziękowania za odkrycie, a następnie udostępnienie prawdy.

Oprócz wielu faktów z życiorysu osobistego i zawodowego Józefa Piłsudskiego autor daje nam też obraz kuchni politycznej II RP, dotychczas w wielu szczegółach mało znanej, a w niektórych w ogóle nieznanej. Czytamy o prześladowaniach najpierw przedstawicieli politycznego centrum i lewicy demokratycznej (tzw. Centrolewu), a później członków obozu narodowego. Dowiadujemy się o przygotowaniach, przebiegu i „nadrzędnym” motywie zamachu na ministra Bronisława Pierackiego w 1934 r. Nie uwierzyłbym, gdyby autor m.in. nie przywołał - na str. 302 - relacji Jędrzeja Giertycha z rozmowy z jednym z sanacyjnych polityków, jaka miała miejsce już w 1945 r. Raczej dalej mi niż bliżej do poglądów politycznych Jędrzeja Giertycha, ale uważam, że osoba tego formatu nie mogła dopuścić się zmyślenia i kłamstwa.
Dowiadujemy się o wewnętrznych niesnaskach w gronie piłsudczyków, skutkujących nieraz skrytobójstwami (autor przytacza tego przykłady, zamieszcza fotografie osób zamordowanych). Poznajemy też przesłanki i okoliczności kierowania opozycjonistów uznanych za niebezpiecznych dla reżimu do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej, oraz panujące tam warunki pobytu (autor takiego porównania nie przeprowadza, ale można stwierdzić, iż były one znacznie gorsze niż warunki stworzone osobom internowanym w stanie wojennym w PRL).

Pan Tomasz Ciołkowski jest najwyraźniej złego zdania także o współpracownikach Józefa Piłsudskiego, nie stroni od używania wobec nich pejoratywnych określeń. Tu w znacznej części (ale nie w całości) podzielam opinie autora. Moim „ulubionym” antybohaterem jest przecież marszałek Edward Śmigły-Rydz, czego wyraz już niejednokrotnie dawałem na tym blogu. Przy okazji: „Śmigły-Rydz”, a nie „Rydz-Śmigły”, Szanowny Panie Tomaszu. W 1936 r. doprowadził on bowiem do formalno-urzędowego przestawienia członów swojego nazwiska i tak się odtąd we wszelkich dokumentach państwowych podpisywał.

Jakby więc teraz, na zakończenie, dzisiejszy artykuł zreasumować? Czytać tę książkę p. Tomasza Ciołkowskiego, czy jej nie czytać? Oczywiście – czytać. Koniecznie przeczytać. Ale mając już odpowiedni, historyczny background. Podobnie jak np. po Biblię powinni sięgać tylko ci, którzy uprzednio uczyli się religii (albo religioznawstwa). To oczywiście tylko bardzo luźna analogia, proszę nie pomyśleć, iż porównuję opracowanie autorstwa p. Tomasza Ciołkowskiego z Księgą Ksiąg.
Dziękuję za uwagę.