Miało być dziś
o córce Jakuba Bermana (tak zapowiedziałem w zakończeniu poprzedniego
wpisu). Otóż nie będzie, za co przepraszam. Proszę na p. Lucynę jeszcze trochę
poczekać. Pragnę bowiem już „teraz – zaraz” podzielić się
z Państwem opinią o niezwykle bulwersującej książce.
Tomasz
Ciołkowski „Józef Piłsudski bez retuszu”
Wydawnictwo „W promieniach”,
Warszawa 2018
Długo
wahałem się, czy tę lekturę omawiać na blogu. Opinię o niej bowiem mam … bardzo
ambiwalentną.
Ale
po kolei. Zacznijmy od negatywów. Ale pozytywy też będą, proszę
o zachowanie cierpliwości.
Wg „Słownika
100 tysięcy potrzebnych słów” pod redakcją profesora Jerzego Bralczyka (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005)
retusz to (cyt., str. 705): „1. Mechaniczne lub chemiczne
poprawienie negatywu lub pozytywu fotograficznego. 2. Drobna korekta
czegoś mająca usunąć lub ukryć niedociągnięcia.”.
Chyba
się więc Państwo ze mną zgodzicie, że – poddając jakiś obiekt retuszowi – poprawia
się go, tj. usuwa się lub ukrywa jego złe i negatywne w odbiorze
cechy, ale tych pozostałych (dobrych i pozytywnych, bądź neutralnych) –
absolutnie się nie rusza, pozostają one takimi, jakimi są. Tak ja definicję
retuszu rozumiem. Zaś „bez retuszu” oznacza jedynie rezygnację z całej
takiej operacji. Czyli albo w ogóle niedokonanie retuszu, albo powrót do
wersji sprzed retuszu. Nic więcej !
Można komuś na
zdjęciu zlikwidować zmarszczki, nieco pomniejszyć łysinę, usunąć plamę z garnituru.
To jest właśnie retusz. Ale rezygnując z owego retuszu nie należy dodatkowo
np. zmniejszać temu komuś wzrostu ani dodawać tuszy czy wręcz garbu !
Ani, również przykładowo, nie wolno usuwać z fotografii orderów,
z którymi ten ktoś pozował do zdjęcia. To już bowiem byłaby nie tylko
likwidacja retuszu, ale także jakaś dodatkowa, tendencyjnie ujemna
charakteryzacja.
Po
przeczytaniu książki uważam, że jej tytuł wprowadza w błąd. Autor niewłaściwie
używa słów „bez retuszu”. Zamiast bowiem próby doprowadzenia do obiektywizmu,
co by sugerowało sformułowanie „bez retuszu”, zastępuje jeden subiektywizm
(Piłsudski w oczach zwolenników) – drugim skrajnym subiektywizmem
(Piłsudski w oczach antagonistów). Sam p. Tomasz Ciołkowski nie skrywa
swego olbrzymiego antagonizmu wobec tytułowej postaci książki – przekonujemy
się o tym dosłownie na każdej stronie, a jest ich 339.
Marszałek
Józef Piłsudski faktycznie był już za życia (i po śmierci, aż do wybuchu
wojny) mocno „wyretuszowany” przez politycznych współpracowników i zwolenników.
Niekiedy to bardziej szkodziło wizerunkowi Marszałka niż go chroniło.
Pan
Tomasz Ciołkowski ów retusz całkowicie usunął. I bardzo dobrze. Poszedł
jednak też znacznie dalej – stanowczo za daleko. Po usunięciu retuszu uwypuklił
w wizerunku Marszałka elementy szpecące. Niektóre z nich nawet nie
tyle uwypuklił, co wręcz przydał. Koncepcję swojej pracy oparł na wybiórczym cytowaniu
różnych publikacji o marszałku Piłsudskim oraz wypowiedzi o nim osób mu
współczesnych, najczęściej niechętnych, a nawet wrogich. W znakomitej
większości owe cytaty dotyczą faktów i opinii negatywnych. Wprawdzie
w bibliografii zamieścił również prace historyków nienastawionych
wyłącznie negatywnie do Józefa Piłsudskiego, ale chyba tylko po to, aby stworzyć
wrażenie dużej liczby wykorzystanych publikacji.
Spróbowałem
przez chwilę postawić się w sytuacji osoby nic lub prawie nic niewiedzącej
o Józefie Piłsudskim. Ot, był 100 lat
temu taki komendant czy naczelnik, przyczynił się do odzyskania naszej niepodległości,
potem walczył z bolszewikami, różnie mu to szło, ale w końcu
zwyciężył, później zdaje się, przeprowadził jakiś zamach stanu, ale w którym
to było roku… Obawiam się, że takiego nie-znawcę
historii można napotkać w naszym kraju często. Uchowaj Panie Boże, aby podobna
osoba rozpoczęła edukację historyczną od przeczytania książki p. Tomasza
Ciołkowskiego. Po uważnej jej lekturze dowie się bowiem od autora o marszałku
Piłsudskim, co następuje. Józef Piłsudski, wg p. Tomasza
Ciołkowskiego:
1)
był
zarozumiałym megalomanem, przypisującym sobie cudze sukcesy, a zrzucającym
na innych odpowiedzialność za własne błędy i porażki,
2)
od
młodości miał bardzo wygórowane ambicje, podparte wróżbą syberyjskiej Cyganki
i duchem Napoleona, który go w dzieciństwie odwiedził na Litwie,
3)
przed
I wojną światową pozostawał na służbie wywiadu austrowęgierskiego i niepotrzebnie
przekazał mu dużo danych personalnych, co spowodowało liczne aresztowania bojowców
PPS na terenie zaboru rosyjskiego (w związku z infiltrację kontrwywiadu
Austro-Węgier przez carską Ochranę),
4)
w zakresie
dyplomacji i wojskowości nie posiadał potrzebnych kwalifikacji, co
przynosiło naszemu nowo odrodzonemu państwu same szkody,
5)
otaczał
się współpracownikami wiernymi i głupimi, odsuwając mądrzejszych
i samodzielnie myślących,
6)
zwalczał
Kościół katolicki; przeszedł na protestantyzm, a jego powrotna konwersja
na katolicyzm była fałszywa,
7)
protestantem
– luteraninem też był zresztą tylko formalnie, albowiem nie wyznawał światopoglądu
protestanckiego; cyt. str. 228: „Swoją duchowość bezspornie czerpał
z okultyzmu, a nie z protestantyzmu czy też katolicyzmu,
o czym należy pamiętać.”,
8)
był
zabobonny, osobiście uczestniczył w różnych praktykach okultystycznych
(cyt. str. 228: „w tym w czarnych okultystycznych mszach”);
sprzyjał masonom, teozofom i okultystom,
9)
władzę
w 1918 r. uzyskał faktycznie z rąk niemieckich, a zamach
stanu w 1926 r. przeprowadził z inspiracji Anglii i za
angielskie pieniądze,
10)
ani
to on nie stworzył Legionów, ani to on nie wygrał bitwy warszawskiej w 1920 r.,
11)
w newralgicznych
dniach sierpnia 1920 r. złożył dymisję i czasowo opuścił walczące
oddziały,
12)
faktycznie
to on przyczynił się do zabójstwa prezydenta Gabriela Narutowicza (tu już p. Tomasz stanowczo posunął się „o jeden
most za daleko”),
13)
był
osobiście mściwy, z jego inspiracji zamordowano generałów Zagórskiego
i Rozwadowskiego,
14)
w ataku
szaleństwa zastrzelił 5 grudnia 1928 r. niewinnego człowieka
(wachmistrza Koryzmę), co oczywiście zatuszowano,
15)
przez
ostanie 7 lat życia cierpiał na chorobę mózgu, powodującą okresowe napady
szaleństwa i pogłębiający się zanik intelektu,
16)
itd.,
itp.
Czytelnik
merytorycznie nieprzygotowany do takiej lektury powinien (już w jej trakcie)
zacząć się zastanawiać, dlaczego to akurat pan Piłsudski grał jedną z głównych
ról na polskiej scenie politycznej. I jak mogło dojść do tego, że
dwukrotnie (w listopadzie 1918 r. i maju 1926 r.) udało mu
się objąć rządy w państwie.
Nasz
reprezentatywny (niestety) nie-znawca
historii mógłby wtedy dywagować mniej więcej tak: Czyżby te negatywne cechy osobowości Józefa Piłsudskiego, jego podłe metody
i mierne efekty działań, oraz żadne kwalifikacje, nie były wystarczająco zniechęcające,
wręcz odstręczające ? Czyżby nie było innych polityków i wojskowych,
lepszych i mądrzejszych od niego ? Na pewno byli, przecież musieli
być. To czemu w takim razie w listopadzie 1918 r. nie odsunęli oni
pana Piłsudskiego na drugi lub trzeci plan, powierzając mu, co najwyżej, jakieś
średnio eksponowane stanowisko w administracji wojskowej. A w maju
1926 r. dlaczego łatwo i szybko nie stłumili jego buntu w zarodku ?
Autor
kreśli sylwetkę marszałka Józefa Piłsudskiego wyłącznie w czarnych
barwach. Niekiedy tylko bardzo ogólnie napomyka o jego charyzmie i ujmującej
osobowości. I chyba tylko tym, wg autora, należałoby wytłumaczyć przebytą
przez Marszałka drogę na sam szczyt kariery politycznej i wojskowej.
Olbrzymie
i rzeczywiste zasługi Józefa Piłsudskiego na polu odzyskania, a potem
utrwalenia niepodległości Polski, autor albo przemilcza, albo neguje, albo
uznaje za należne innym osobom.
Doprawdy,
już znacznie więcej obiektywizmu zachował p. Rafał Ziemkiewicz
w wydanej w 2017 r. książce pt. „Złowrogi cień Marszałka” (omówionej na tym blogu, proszę sprawdzić w katalogu naszej czytelni).
A przecież p. Rafała Ziemkiewicza absolutnie nie można zaliczyć do
grona zwolenników marszałka Piłsudskiego !
Całe
szczęście, że p. Tomasz Ciołkowski, dokonując swoistej kwerendy publikacji
o Józefie Piłsudskim, nie dotarł do książki p. Marka Kamińskiego pt. „Ostatnia
tajemnica marszałka Piłsudskiego” (też
już tu omówionej, proszę zerknąć do
katalogu). Z satysfakcją dopisałby wtedy (w obszernym
rozdziale 8 pt. „Józef Piłsudski – osobowość i problemy
zdrowotne”) – znów niezwykle tendencyjnie – jeszcze jeden podrozdział.
Naprawdę bardzo
proszę, aby do lektury książki p. Tomasza Ciołkowskiego przystępować mając
już odpowiednią wiedzę o życiu i działalności Józefa Piłsudskiego. Polecam
w tym zakresie pracę prof. Andrzeja Garlickiego pt. „Józef
Piłsudski 1867-1935”, napisaną bezstronnie. Ani hagiograficznie, ani tendencyjnie
krytykancko.
***
***
No
dobrze, ale ktoś z Państwa może teraz słusznie zapytać, to po co ja o tej
książce p. Tomasza Ciołkowskiego tyle piszę, dlaczego ją w ogóle
zacząłem (i skończyłem) czytać, skoro tak mi się lejtmotyw, treść
i metodyka tego opracowania nie podobają. Już tłumaczę.
Pierwsza
część dzisiejszego artykułu dotyczyła, jak wykazano powyżej, wyłącznie negatywów.
Natomiast
pozytywną stroną lektury jest jej duży
zakres faktograficzny. Autor przywołuje
mnóstwo udokumentowanych faktów z życia marszałka Piłsudskiego, dotąd
znanych (albo i nie) tylko wąskiemu gronu historyków. Są to wydarzenia
skrzętnie skrywane przed opinią publiczną, aby, broń Boże, nie powstała rysa na
wizerunku Marszałka (czy skaza na
pancerzu, jak powiada, w zupełnie innym kontekście, p. Piotr
Zychowicz). Osobiście jestem wielkim przeciwnikiem przemilczeń, niedomówień
i kłamstw historycznych. Dlatego z zainteresowaniem sięgam po
wszelkie publikacje na tematy historyczne również „wstydliwe”, przez większość historyków
z mainstreamu pomijane i „zamiatane pod dywan”. Nie uznaję istnienia
tzw. białych plam historii. Przykładowo:
w czasach PRL interesowały mnie zakazane tematy m.in. zbrodni
katyńskiej i wewnętrznych krwawych porachunków w PPR podczas
okupacji, a po 1989 r. – m.in. polityczna (nie
wojskowa !) aktywność marszałka Śmigłego-Rydza w latach 1939-1941,
jak dotąd publicznie przez IPN dostatecznie nie wyjaśniona. Rozczarowałem się po przeczytaniu publikacji
IPN pt. „Przeciw dwóm zaborcom (…)” autorstwa Marka Gałęzowskiego (opisanej
na blogu).
Ad
rem.
Na
stronach 173-177 p. Tomasz Ciołkowski przytacza w całości treść formalnego
rozkazu wojskowego marszałka Józefa Piłsudskiego z dn. 27.03.1929 r. (osobiście
zredagowanego i podyktowanego) pt. „O łączności”. Ów dokument,
przez niedopatrzenie oficerów sekretariatu GISZ, został – bez koniecznego a kompletnego
przeredagowania – rozesłany do Sztabu Głównego WP i in. wybranych
jednostek organizacyjnych wojska. Po jego przeczytaniu poczułem się jakbym
właśnie stoczył pojedynek bokserski z Andrzejem Gołotą (przy moich parametrach 171/74, czyli kategorii
średniej, rezultat łatwo sobie wyobrazić). Chociażby tylko dla tych
kilku stron warto po książkę sięgnąć. Ich lektura jest porażająca (nokautująca).
Faktów
przedstawiających marszałka Piłsudskiego takim, jakim rzeczywiście był w ostatnich
siedmiu latach życia, jest w książce opisanych dużo. Czytelnik odbiera je
(słusznie) jako odkrywane po latach tajemnice i sensacje. Winni temu są
niegdysiejsi współpracownicy i apologeci Marszałka, którzy na siłę
stworzyli postać bez zmazy i skazy, licząc, że prawda nie wyjdzie na jaw. Ciemny lud to kupi – jak powiedział klasyk.
Ale
prawda wyszła na jaw. Zawsze bowiem znajdzie się autor, który – będąc zdecydowanym
przeciwnikiem politycznym „świetlanej” (dla innych) postaci – skrzętnie pozbiera
o niej rozproszone, negatywne, gdzieś poukrywane informacje i zaprezentuje
w poczytnej publikacji. Pan Tomasz Ciołkowski właśnie tak postąpił.
I należą mu się wyrazy podziękowania za odkrycie, a następnie udostępnienie
prawdy.
Oprócz
wielu faktów z życiorysu osobistego i zawodowego Józefa Piłsudskiego
autor daje nam też obraz kuchni politycznej II RP, dotychczas w wielu
szczegółach mało znanej, a w niektórych w ogóle nieznanej. Czytamy
o prześladowaniach najpierw przedstawicieli politycznego centrum i lewicy
demokratycznej (tzw. Centrolewu), a później członków obozu narodowego.
Dowiadujemy się o przygotowaniach, przebiegu i „nadrzędnym” motywie
zamachu na ministra Bronisława Pierackiego w 1934 r. Nie uwierzyłbym,
gdyby autor m.in. nie przywołał - na str. 302 - relacji Jędrzeja
Giertycha z rozmowy z jednym z sanacyjnych polityków, jaka miała
miejsce już w 1945 r. Raczej dalej mi niż bliżej do poglądów politycznych
Jędrzeja Giertycha, ale uważam, że osoba tego formatu nie mogła dopuścić się
zmyślenia i kłamstwa.
Dowiadujemy
się o wewnętrznych niesnaskach w gronie piłsudczyków, skutkujących
nieraz skrytobójstwami (autor przytacza tego przykłady, zamieszcza fotografie
osób zamordowanych). Poznajemy też przesłanki i okoliczności kierowania opozycjonistów
uznanych za niebezpiecznych dla reżimu do obozu odosobnienia w Berezie
Kartuskiej, oraz panujące tam warunki pobytu (autor takiego porównania nie przeprowadza, ale można stwierdzić, iż były
one znacznie gorsze niż warunki stworzone osobom internowanym w stanie
wojennym w PRL).
Pan
Tomasz Ciołkowski jest najwyraźniej złego zdania także o współpracownikach
Józefa Piłsudskiego, nie stroni od używania wobec nich pejoratywnych określeń. Tu
w znacznej części (ale nie w całości) podzielam opinie autora. Moim
„ulubionym” antybohaterem jest przecież marszałek Edward Śmigły-Rydz, czego
wyraz już niejednokrotnie dawałem na tym blogu. Przy okazji: „Śmigły-Rydz”,
a nie „Rydz-Śmigły”, Szanowny Panie Tomaszu. W 1936 r.
doprowadził on bowiem do formalno-urzędowego przestawienia członów swojego nazwiska
i tak się odtąd we wszelkich dokumentach państwowych podpisywał.
Jakby
więc teraz, na zakończenie, dzisiejszy artykuł zreasumować? Czytać tę książkę
p. Tomasza Ciołkowskiego, czy jej nie czytać? Oczywiście – czytać. Koniecznie
przeczytać. Ale mając już odpowiedni, historyczny background. Podobnie jak np. po Biblię powinni sięgać
tylko ci, którzy uprzednio uczyli się religii (albo religioznawstwa). To oczywiście tylko bardzo luźna analogia, proszę
nie pomyśleć, iż porównuję opracowanie autorstwa p. Tomasza Ciołkowskiego
z Księgą Ksiąg.
Dziękuję
za uwagę.