Jerzy Urban,
Marta Stremecka „Jerzy Urban o swoim życiu rozmawia z Martą
Stremecką”
Wydawca:
Czerwone i Czarne sp. z o.o., Warszawa 2013
Czy
się to komu podoba, czy nie, Jerzy Urban (ur. 1933) wszedł na trwałe do
historii Polski. Najpierw jako długoletni, bardzo kontrowersyjny minister –
rzecznik prasowy rządu PRL w latach 80. ub. wieku, a już pod sam
koniec tamtej zmarnowanej dekady, u samego schyłku PRL, jako
Przewodniczący Państwowego Komitetu ds. Radia i Telewizji.
I na
tym się nie skończyło. W latach 90. ub. wieku , czyli już w III Rzeczypospolitej,
został założycielem, właścicielem i naczelnym redaktorem ogólnopolskiego,
niezwykle wówczas poczytnego tygodnika „Nie”, rozchodzącego się w kilkusettysięcznym
nakładzie, a czytanym bynajmniej nie tylko przez tzw. postkomunistów.
Podtrzymało to jego popularność w społeczeństwie (słuch o nim nie
zaginął, w przeciwieństwie do wielu innych prominentów z epoki PRL)
oraz uczyniło go człowiekiem zamożnym i politycznie niezależnym.
Owa
popularność miała oczywiście dwie strony. Z jednej – tygodnik „Nie”
błyskawicznie rozchodził się w kioskach i in. punktach
sprzedaży, sięgali po niego parlamentarzyści prawie wszystkich opcji
politycznych, z drugiej zaś – był potępiany i wyklinany, najczęściej
przez tych, którzy go w ogóle nie czytali, lecz tak ich zainspirowano.
Niniejszy
tekst ma być jednak o książce, a nie o tygodniku, który
podtrzymał i ugruntował sławę Jerzego Urbana. A czy to sława dobra,
czy zła, tego nie będę analizował. Osobiście mam tu uczucia tzw. mieszane.
Przyznaję, iż w latach 90. ub. wieku byłem stałym czytelnikiem
tygodnika „Nie”. Później już zaglądałem doń tylko co jakiś czas,
a zupełnie przestałem na początku 2009 r., gdy tygodnik się niesamowicie
skompromitował w sprawie ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Zamieścił szczegółową
relację z wizyty ministra sprawiedliwości u pewnego biznesmena mającego
kłopoty z prawem (zarazem byłego senatora), która w ogóle nie miała
miejsca !!! Ów niepotwierdzony „fakt tylko medialny” najprawdopodobniej stał
się rzeczywistą przyczyną dymisji ministra (a nie okoliczność, iż mniej więcej
w tym samym czasie znany kryminalista popełnił w celi więziennej „podejrzane”
samobójstwo). Osoby zainteresowane tymi wydarzeniami znajdą wiele informacji w Internecie.
Poszukiwania można rozpocząć od wpisania w okienku przeglądarki imienia
i nazwiska ministra oraz nazwy tygodnika. Afera ta miała dalsze polityczne konsekwencje – stanowisko (oraz
zaufanie premiera) stracił również ówczesny minister spraw wewnętrznych. M.in. chyba właśnie za danie wiary tej niezweryfikowanej
informacji zamieszczonej w „Nie”.
Ale
ad rem. Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę? Z kilku powodów, które
pozwolę sobie wypunktować.
1.
Jest
to bardzo dobry wywiad biograficzny z człowiekiem, który współtworzył
najnowszą historię Polski. Poznajemy jego życiorys, od pochodzenia rodziców i czasów
wczesnego dzieciństwa poczynając. Otrzymujemy opis przebiegu kariery
politycznej i zawodowej, od chwili gdy jako nastolatek angażował się w działalność
ZMP, aż do roku 2013, w którym kończy 80 lat. Czyli – śledzimy „z biegiem
lat, z biegiem dni” życie p. Jerzego Urbana. A p. Marta
Stremecka, zadając tzw. niewygodne pytania, pilnuje go, aby nic nie
przemilczał.
2.
Zainteresuje
to chyba głównie starszych czytelników – mam na myśli ciekawe scenki z życia
towarzyskiego warszawskich celebrytów lat 60. i 70. ub. wieku.
Niektórzy z nich miewali wręcz kabotyńskie zachowania, które Urban bezlitośnie
teraz przypomina. Jestem o 18 lat młodszy od autora, a więc w czasach
gdy on już z ugruntowaną pozycją znanego dziennikarza brylował na salonach
warszawki i w knajpach stolicy, ja dopiero studiowałem na UW, a potem
wchodziłem w życie zawodowe. Zapamiętałem jednak te wszystkie postacie
ówczesnej elity i „elity” – z lektury prasy, wizyt w teatrach i kabaretach,
oraz oczywiście ze studenckich plotek przy piwie, a następnie przy kawie w biurze.
Teraz Urban tę pamięć odświeża, dodając nieco szczegółów wcześniej mi
nieznanych.
3.
Zainteresowani
historią dziennikarstwa i roli prasy w epoce PRL (przypominam: nie
było wtedy Internetu, proszę teraz o uśmiech,
za to była cenzura, proszę teraz o grymas
wstrętu) dużo dowiedzą się o opiniotwórczym znaczeniu dwóch ważnych
tygodników, w których autor pracował. Chodzi oczywiście o „Po
Prostu”, szybko wyklęte i zlikwidowane przez Gomułkę, oraz o „Politykę”,
której udało się utrzymać na powierzchni, zachowując liberalny i reformatorski
(jak na tamte czasy !) charakter pisma. Sporo dowiemy się o redaktorach
obu ww. tygodników, ich charakterach i poglądach, o kłopotach z dopuszczeniem
do druku wielu artykułów, o kuchni pracy redakcyjnej, itp.
4.
No
i wielka polityka lat 80. ub. wieku. Autor dużo i szczerze
o niej opowiada, do niektórych własnych błędów się przyznaje, innym zaprzecza.
Poza tym charakteryzuje dwóch przywódców politycznych PRL tamtych lat:
Wojciecha Jaruzelskiego i Mieczysława Rakowskiego. Robi to z sympatią
i użyciem ciepłych słów, ale na konkretne ich poważne wady również
wskazuje. I nie tylko o tych dwóch towarzyszach pisze (a w zasadzie
opowiada p. Marcie). O innych ówczesnych VIP-ach, w tym znanych generałach
MON i MSW, też się co nieco interesującego dowiemy. A także poznamy
ciekawostki z okresu przygotowywania transformacji ustrojowej (Magdalenka,
Okrągły Stół, wybory do parlamentu w czerwcu 1989 r.).
5.
Jerzy
Urban niby z tego drwi, niby mu na tym nie zależy, ale chyba boli go
ostracyzm towarzyski, jakiemu go poddano od czasu, gdy objął stanowisko
ministra - rzecznika prasowego rządu PRL. Cóż, wg mojej (i na pewno nie
tylko mojej) opinii jest to cena za pełnienie roli „złego policjanta” (sam to
tak określił), której się dobrowolnie wtedy podjął i która – dzięki jego
inteligencji i wyrazistej osobowości – spotykała się z wielkim zainteresowaniem.
I nie tylko o przekazywane treści podczas jego konferencji prasowych tu
chodzi, lecz głównie o formę, błyskotliwy sposób przekazu ! Jak się porówna wszystkich innych
rzeczników prasowych wszystkich rządów, tych i przed, i po Urbanie,
popatrzy na ich zastrachane buzie (aby czegoś za dużo lub niewłaściwie nie
powiedzieć), na bezbarwne i grzeczne twarzyczki z lękliwym uśmiechem,
to aż litość bierze. Chyba tylko jedna p. Małgorzata Niezabitowska
potrafiła się charyzmatycznie przybliżyć do formy prezentowanej przez Jerzego
Urbana jako rzecznika rządu (powtarzam: ekspresyjnej formy i odwagi wypowiedzi,
nie mam na myśli treści).
6.
Osobisty
światopogląd religijny i poglądy polityczne Jerzego Urbana.
Nie-chrześcijanin ale i nie-żyd, nie-mahometanin, etc. Na pewno
antyklerykał. Czy ateista? Wątpię. On sam nie daje tu jednoznacznej odpowiedzi.
Co zaś do przekonań politycznych… Komunistą w znaczeniu ideowym nigdy,
może poza okresem bardzo wczesnej młodości, gdy zaangażował się w działalność
ZMP, na pewno nie był. Widział konieczność stałej ewolucji narzuconego Polsce
systemu społeczno-ekonomicznego, jego liberalizacji zwłaszcza w sferze
gospodarczej. Błędnie uważał, że da się w przyszłości pogodzić istnienie
socjalistycznej gospodarki planowej ze zwiększającym się w niej udziałem
sektora prywatnego. Sam przyznaje się do tego błędu, dając plastyczny przykład
jajka do połowy nieświeżego, zgniłego, które kucharz – mając na względzie drugą,
niezepsutą połowę tego jajka – usiłuje uczynić zdatnym w całości do
konsumpcji.
Komu
polecam lekturę niniejszej książki, bardzo przystępnie i z talentem
zredagowanej? Oczywiście wszystkim miłośnikom polityki i historii, także
tym nigdy nielubiącym (nawet ani ciut, ciut) Jerzego Urbana. Uważam bowiem, że
warto wykorzystać chwile jego autentycznej szczerości i poznać życiorys,
choćby i subiektywnie przedstawiony, tego niegdysiejszego (w tym roku skończy już 86 lat)
przeciwnika politycznego.