czwartek, 1 września 2016

"Ku Wrześniowi 1939". Autor: Robert Michulec

I jeszcze jeden tekst okolicznościowy z okazji 77. rocznicy napaści Niemiec na Polskę. Proponuję zapoznanie się również z tym poprzednim. Obydwa mają wspólnych „bohaterów”.

Robert Michulec „Ku wrześniowi 1939”.
Wydawnictwo Armagedon, Gdynia 2008.

Zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, choć to lektura obszerna (748 stron, format encyklopedii). Kilka lat temu wydana na okoliczność zbliżającej się wtedy okrągłej rocznicy wybuchu II wojny światowej. Bardzo starannie przygotowana i obszernie dokumentowana, a jej niemalże „obrazoburcza” treść zawiera odniesienia do konkretnych faktów i dokumentów. Gdyby nie owo szczegółowe przywoływanie źródeł, można by pomyśleć, że to jakaś propaganda niemiecka.
Zastanawia też, dlaczego tę książkę dotychczas się przemilcza. Z okazji kolejnych rocznic wybuchu wojny różni profesorowie historii dyskutują w prasie i RTV. Są wśród nich nawet i tacy, którzy nie potępiają w czambuł podobnych poglądów wyrażanych np. przez śp. prof. Pawła Wieczorkiewicza czy Piotra Zychowicza. Ale o książce Roberta Michulca - ani be, ani me, ani kukuryku. Przeszła w zasadzie zupełnie bez echa, przynajmniej na szerszym forum publicznym. A przecież na pewno się z nią owi zawodowi historycy zapoznali. Gdyby zawierała bzdury, to by ją publicznie wyśmiano i opluto.

Autor, komentując politykę marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i pisząc o jego przyczynieniu się do wybuchu wojny w 1939 r., nie miał bynajmniej na myśli, że to Polska napadła na Niemcy. Ale że to jednak Śmigły-Rydz swoim antyniemieckim kursem w polityce wewnętrznej i zagranicznej w 1939 r. rozwścieczył Hitlera czyniącego dotąd pojednawcze a nawet przyjacielskie gesty pod adresem Polski.
Jest faktem, iż Hitler wydał swojej generalicji rozkaz przygotowania ataku na Polskę dopiero na początku kwietnia 1939 r., gdy już stało się jasne, że odrzucamy jego koncepcje polityczne dot. Gdańska, eksterytorialnej komunikacji przez nasz „korytarz” pomorski oraz (w niedalekiej przyszłości) wspólnego pójścia na wojnę przeciwko ZSRR. Głównym jednak powodem było polityczno-militarne związanie się Polski z Wielką Brytanią - przyjęcie w marcu 1939 r. jej gwarancji i przeprowadzenie (również już w marcu 1939 r.) częściowej mobilizacji naszych sił zbrojnych.
Polska w I kwartale 1939 r. miała alternatywę. I nie była to bynajmniej wyłącznie opcja proradziecka, za której odrzucenie gromiono „złą sanację” w szkolnych podręcznikach historii w epoce PRL. O realnej alternatywie wspominam tu w poprzednim tekście.

Edward Śmigły-Rydz, i owszem, dowódcą wojskowym w latach 1919-1920 był dobrym, organizatorem polskiego wojska w okresie międzywojennym również (choć Robert Michulec jest innego zdania), ale politykiem – bardzo kiepskim. Świadczy o tym też jego żałosny koniec w 1941 czy w 1942 roku, ale to już całkowicie odrębny temat. Absolutnie nie dorósł do czasów, w jakich przyszło mu decydować o losach Polski.
Bo to generał Edward Śmigły-Rydz przejął po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego ster rządów naszego kraju. Awansowany wkrótce do stopnia marszałka Polski i formalnie mianowany drugą, po prezydencie RP, osobą w państwie, to w istocie Śmigły-Rydz wytyczał strategię polskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Ostatni nieemigracyjny premier II RP był tylko jego wojskowym podwładnym, a pan prezydent RP - dostojną i reprezentacyjną eminencją, mającym pewien wpływ jedynie na politykę gospodarczą. Wszelkich zaś innych konkurentów do władzy, w tym bliskich współpracowników marszałka Piłsudskiego, Śmigły skutecznie wyeliminował – politycznie, a nawet fizycznie (płk Walery Sławek - wymuszone samobójstwo).

W historiografii przywykło się obarczać winą za katastrofę Września 1939 głównie ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. On to bowiem miał być odpowiedzialny za nietrafność i iluzoryczność podpisanych przez Polskę traktatów międzynarodowych, co spowodowało upadek dużego i silnego państwa europejskiego w przeciągu zaledwie kilku tygodni. Czy tak rzeczywiście było?

O kierunku polskiej polityki zagranicznej w tym newralgicznym okresie również zadecydował marszałek Edward Śmigły-Rydz. Minister Józef Beck na początku 1939 r. przejrzał na oczy i zdał sobie sprawę z rzeczywistego niebezpieczeństwa odrzucenia przez Polskę opcji proniemieckiej, ale nie zdołał przekonać Śmigłego ani Mościckiego. Choć nawet rozważał swą dymisję (nieznane przesilenie na szczytach władzy w marcu 1939 r. - pisze o tym właśnie Robert Michulec). Józef Beck nie miał jednak w kraju żadnego politycznego wsparcia i w końcu zmuszono go (a może i przekonano), aby w 1939 r. realizował politykę zagraniczną ściśle wg wytycznych rządzącego triumwiratu (Mościcki, Śmigły-Rydz i Sławoj-Składkowski), a de facto - tylko Śmigłego-Rydza. Potem już, po katastrofie wrześniowej i w obliczu faktów dokonanych, przebywając w Rumunii i usprawiedliwiając się na piśmie, Beck bronił tej polityki jak własnej, gdyż to on w końcu ją firmował swoim stanowiskiem i nazwiskiem. Czyż jednak miał napisać, że go zmuszono do zmiany kursu, że sam był odmiennego zdania? To czemu w takim razie w marcu 1939 r. demonstracyjnie nie ustąpił ze stanowiska ministra - szefa polskiej dyplomacji?

PS1
Ciąg dalszy tej książki, traktujący już bardzo szczegółowo o stanie sił zbrojnych II RP i jego wpływie na przebieg wojny obronnej Polski w 1939 r., Robert Michulec zawarł w obszernym, ciekawym i równie „obrazoburczym” dziele pt. „Ku wrześniowi 1939. Zbrojne ramię sanacji”. Wydawnictwo Armagedon, Gdynia 2009. Jest to kontynuacja polecanego dziś opracowania, co nawet potwierdza zastosowana numeracja stron (od strony nr 749). 
PS2
Osobom zainteresowanym takim spojrzeniem na problematykę Września 1939 proponuję również lekturę książki Pawła Piotra Wieczorkiewicza pt. „Między dwoma wrogami. Studia i publicystyka”. Wydawnictwo LTW, Łomianki 2014. Już tu o niej pisałem, wystarczy nieco „przewinąć” na blogu.