środa, 1 kwietnia 2020

„Najsłynniejsze lesbijki świata”. Autorka: Elwira Watała


Tekst primaaprilisowy. Nie aby oszukać, ale żeby Państwa nieco zaszokować tą dzisiejszą propozycją lektury.
Ponadro zastrzegam, iż jest to tekst wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Elwira Watała „Najsłynniejsze lesbijki świata”
Wydawnictwo Videograf SA, Chorzów 2017

Trochę się wahałem, czy pisać o tym na blogu noszącym nazwę czytelni książek historycznych. Ale to przecież też historia, choć głównie wąskiego wycinka ludzkiej obyczajowości (a zarazem nieobyczajności).
Autorka koncentruje się na życiorysach sławnych pań, które weszły do historii z metką orientacji lesbijskiej, całkowitej bądź biseksualnej. Oczywiście historii takiej nie naucza się w szkołach średnich, a i na uniwersytetach wspomina się ją tylko półgębkiem i raczej anegdotycznie. Elwira Watała oparła się na kilkudziesięciu publikacjach z historii powszechnej, historii literatury, historii kina, a także z seksuologii, które wymieniła w przypisach i w bibliografii. Często też cytaty z nich przytaczała w tekście książki. Jej opracowanie można określić jako pasjonujący esej historyczno-obyczajowy. Na miano literatury popularnonaukowej nie zasługuje, głównie z powodu używanych (raczej sporadycznie, ale jednak) wyrażeń wybitnie niecenzuralnych. Mnie nieprzeszkadzających. W 2014 r. Videograf wydał tę samą, dziś omawianą książkę p. Elwiry Watały, pod tytułem Krótka historia homoseksualizmu. Lesbijki” i tamten tytuł pozostaje równie adekwatny do treści. Obydwa wydania są identycznej treści, mają identycznie sformatowane teksty, różnią się tylko jakością papieru.

Na początku książki autorka przedstawia krótką charakterystykę miłości lesbijskiej, historię jej społecznego potępienia, wychodzenia z wiekowej konspiracji, a także zwięźle opisuje … erotyczne techniki lesbijskie (aby już nie było żadnych wątpliwości). Ale to tylko pierwsze 25 stron - na ogólną liczbę 264 stron, proszę się więc z góry do lektury nie uprzedzać.
A na wypadek gdyby to kogoś nie tylko nie zdegustowało, lecz przeciwnie – zafascynowało, to już nie zwięzłe ale wręcz szczegółowe opisy owych technik znajdzie w książce pt. „Radość seksu lesbijskiego” autorstwa Felice Newman (nazwa odważnego wydawnictwa to, nomen omen, Czarna Owca; rok wydania 2011). Za interesujące pod tym względem uważam też bogato ilustrowane opracowanie pt. „Kobiety kochają kobiety”, autorstwa Jamye Waxman, wydane w 2009 r. przez MUZĘ S.A.

Dalej już czytamy historie sławnych pań – lesbijek zdeklarowanych, bądź tylko mniej lub bardziej okazjonalnych. Przy czym autorka nadmienia, że kobieta może być lesbijką całkowicie, ale też tylko „tak trochę”, tzn. nie musi rezygnować z seksu również z płcią brzydką.
Poznajemy zatem życiorysy pań – lesbijek znanych już w starożytności (w końcu ze starożytności wywodzi się nazwa tej inwersji seksualnej), następnie pochodzących z nowożytnych rodów królewskich, książęcych i arystokratycznych, wreszcie ze świata literatury i filmu. Łącznie tak opisanych kobiet jest kilkadziesiąt, ich życiorysy chwilami czyta się z wypiekami na twarzy. Osoby pamiętające owe damy z literatury i ekranu uzupełnią teraz swoją wiedzę o informacje z ich życia intymnego. Pań tych nie będę wymieniał, nazwiska części z nich czytelnik znajdzie już w spisie treści.

Poza dwiema paniami – tak tylko dla pobudzenia zaciekawienia Państwa (jeśli jeszcze nie nastąpiło, w co wątpię).

Postać pierwsza to, brrr!!!, Elżbieta Batory (1560-1614), krewna naszego króla Stefana Batorego. Sadystka taka, że największy nawet wielbiciel female domination (jak np. ja) uciekałby przed nią w panice gdzie pieprz rośnie. Pani ta czerpała bowiem satysfakcję seksualną z okrutnego zadawania śmierci podstępnie zwabionym lub porwanym kobietom. Na czym to polegało i jak się odbywało, czytamy w rozdziale nr 2.6. Zbrodni udowodniono jej kilkadziesiąt. Została skazana na śmierć przez zamurowanie żywcem, a jej służącymi - pomocnicami (niepochodzącymi już z tak wysokiego rodu) zajął się, też na mocy wyroku sądu, osobiście mistrz małodobry. Przy czym ów wyrok nakazywał mu raczej spowalnianie niż przyspieszanie katowskich czynności. Działo się to wszak w XVII wieku.

Druga postać, już nie brrr!!! lecz och!!!, to Marlena Dietrich (1901-1992), której filmowe nogi śniły mi się co noc we wczesnej młodości, choć Ona ode mnie o 50 lat starsza. Kończyła karierę artystyczną w okresie mojego dojrzewania. Przypominam sobie Jej roznegliżowaną postać na czarnobiałych fotografiach sprzedawanych w prywatnych sklepikach i na bazarach w latach 60-tych ub. wieku męskiej (głównie) dorastającej młodzieży. Autorka niby z Marleną Dietrich nie sympatyzuje, ale najwięcej treści książki (całe ostatnie 50 stron) poświęca akurat tej gwieździe filmowej, wymieniając Jej wszystkich kochanków i kochanki, a także dość szczegółowo (z intymnościami) opisując Jej pożycie prywatne z mężczyznami i kobietami. Lektura ta, momentami obsceniczna, nie zmieniła jednak mojego zafascynowania boską Marleną. Nadal lubię Ją oglądać na You Tube i słuchać Jej przebojów. Np. „Lili Marleen”, czyż to nie cudowna piosenka?!
Czytając ostatnie 50 stron książki dostrzegłem – słabo ukryte między wierszami – erotyczne zafascynowanie autorki postacią boskiej Marleny. Równe (o ile nie większe) takiemuż mojemu. Ale nie jestem zazdrosny.

PS
Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż dzisiejszym wpisem odbiegam od dotychczas prezentowanego formatu mojego blogu, ale proszę to potraktować incydentalnie. W końcu dziś jest Prima Aprilis. No i jakaś drobna rozrywka też się Państwu należy w przygnębiającej cały świat sytuacji. Zapomnijmy na moment o koronawirusie.