Richard Overy „Bombowce nad Europą 1939-1945”
Wydawnictwo
Napoleon V, Oświęcim 2017
Tytuł
książki i fotografia nocnego bombowca na okładce mogą sugerować powieść
wojenno-sensacyjną lub łatwy w odbiorze esej historyczny. Informuję, iż
tak nie jest. Czytamy monografię naukową napisaną (i przetłumaczoną)
językiem naukowym, a przebrnięcie przez jej 750 stron (bez obszernej
bibliografii i indeksu) zajęło mi ponad dwa miesiące. Oczywiście mógłbym ją przeczytać tylko w kilka dni, ale wtedy
musiałbym nadać lekturze absolutny priorytet, kosztem innych codziennych
czynności osobistych i zawodowych. Co
w epoce jeszcze przedkoronawirusowej było mało realne.
Książkę
tę proponuję więc jedynie największym miłośnikom historii, w tym historii
drugiej wojny światowej. Polecam ją też osobom zawodowo i naukowo zajmującym
się historią – znajdą w niej przydatną pozycję w bibliografii do prac
magisterskich, doktorskich, czy nawet jeszcze bardziej ambitnych publikacji
profesorskich.
O czym
zatem przeczytamy?
Oczywiście,
zgodnie z tytułem, o bombardowaniach lotniczych podczas drugiej wojny
światowej. Autor wskazał ich dwa rodzaje: taktyczne i strategiczne. Bombardowania taktyczne to nic innego
jak tylko wspomaganie wojsk lądowych walczących na froncie – bombardowanie sił
i zaplecza logistyczno-transportowego przeciwnika, nawet jeśli one (ów
przeciwnik i jego zaplecze) są usytuowane na gęsto zaludnionym obszarze
zurbanizowanym. Takim więc pierwszym i na dużą skalę przeprowadzonym bombardowaniem
taktycznym było zbombardowanie naszej Warszawy we wrześniu 1939 r., a następnie
Rotterdamu w maju 1940 r.
Bombardowania
strategiczne
były zaś realizowane niezależnie od bieżących działań frontowych. Siły lotnicze
miały generalnie osłabić potencjał nieprzyjaciela, niezależnie od tego, czy na
jego obszarze istniała lub nie, linia frontu. Richard Overy podzielił je na celowe
i powierzchniowe (strefowe). Bombardowania celowe miały zniszczyć
konkretne obiekty militarne i przemysłowe, a powierzchniowe (strefowe)
– zrównać z ziemią całe miasta i zabić jak najwięcej ich mieszkańców
(w tym robotników wytwarzających materiał i sprzęt wojskowy). Przeczytamy
tu m.in. o przebiegu i niszczycielskich skutkach strategicznego -
powierzchniowego zbombardowania Hamburga (lipiec 1943) oraz Drezna (luty 1945).
Autor
skrupulatnie wymienia i opisuje wszystkie bombardowania przeprowadzone przez
lotnictwo alianckie oraz państw osi, każdorazowo określając szacunkowe liczby
ofiar. Liczby te są znacznie niższe niż były podawane propagandowo przez strony
bombardujące (chwalące się sukcesami) i strony bombardowane (sytuujące się
w roli martyrologicznej), a które jeszcze i teraz są nieraz bezkrytycznie
przytaczane w różnych publikacjach.
Książka,
jak na pracę stricte naukową przystało, jest pełna danych liczbowych: o produkcji
samolotów, broni przeciwlotniczej, o stratach stron bombardowanych (materialnych i ludnościowych) oraz
bombardujących (strącone i uszkodzone
samoloty, wyeliminowani członkowie załóg lotniczych), o rzeczywistym
wpływie bombardowań na potencjał produkcyjno-wojenny i demograficzny.
Autor kreśli również sylwetki polityków i wojskowych mających największy
wpływ na przebieg wojny powietrznej. A także przedstawia naukowców (po obu
stronach konfliktu) starających się wspomóc czy to skuteczność bombardowań, czy
też obrony przeciwlotniczej.
Bardzo
dużo miejsca autor poświęca omówieniu sposobów obrony przeciwlotniczej i radzenia
sobie ze skutkami bombardowań. Wskazuje instytucje państwowe i samorządowe
oraz lokalne społeczności cywilne (nieraz na szczeblu ulicy czy nawet jednego
domu), powołane do organizacji i realizacji działań zapobiegawczych i ratunkowych.
Ciekawym
tematem jest też – na ogół przemilczany w mniej naukowych publikacjach – tzw. friendly fire. Ofiarami bombardowań bywały
bowiem często także społeczności państw okupowanych a uznawanych za
sojusznicze. Doświadczyła tego przede wszystkim ludność Francji – poddawana „niechcący”
najpierw bombardowaniom strategicznym celowym, ale często niecelnym,
ukierunkowanym na stacjonujące tam siły niemieckie oraz na zakłady produkujące
dla wojska, a następnie bombardowaniom taktycznym – podczas i po
dokonaniu inwazji sił alianckich w Normandii w czerwcu 1944 r. („gdzie
drwa rąbią, tam wióry lecą”).
Po
przeczytaniu temu poświęconego rozdziału IX odniosłem (chyba słuszne)
wrażenie, że gdyby nas wyzwalały w latach 1944 i 1945 wojska
angielskie i amerykańskie, to zostalibyśmy wcześniej straszliwie zrąbani
przez ich bombowce i myśliwce bombardujące. Kto nie wierzy, niech się
podczas lektury skupi na opisie przebiegu i skutków angielskich i amerykańskich
bombardowań taktycznych na terenie Francji, Belgii i Holandii podczas alianckiej
ofensywy na froncie zachodnim.
Armia
Radziecka przyjmowała natomiast inną taktykę – uderzania przede wszystkim całą masą
broni pancernej i piechoty, po silnym przygotowaniu artyleryjskim, z natury
bardziej celnym i czyniącym mimo wszystko mniej niezamierzonych szkód. Natomiast
masowych i prowadzonych na wielką skalę bombardowań taktycznych terenów głębszego
zaplecza przeciwnika armia ta nie czyniła.
Powyższego
porównania proszę przypadkiem nie wyrywać z kontekstu i nie
przypisywać mi zadowolenia z faktu wkroczenia do Polski w roku 1944 Armii Czerwonej, a nie wojsk aliantów
zachodnich.
Liczbę
wszystkich cywilnych śmiertelnych ofiar bombardowań lotniczych w Europie w latach
1939-1945 pan Richard Overy określił na dochodzącą do 600 tysięcy osób.