czwartek, 19 marca 2020

„Księgi Jakubowe albo wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych. (…)”. Autorka: Olga Tokarczuk


Olga Tokarczuk „Księgi Jakubowe albo wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych. (…)”.
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2014

Zostałem tą książką oczarowany. Niezależnie od jej treści (o której za chwilę) proszę zauważyć, iż naprawdę mamy do czynienia z literaturą piękną, nagrodzoną niedawno literackim Noblem. Lektura każdego z 31 rozdziałów tej książki była dla mnie, bez przesady, intelektualną ucztą.
Choć czytam bowiem dużo (w skali ogólnokrajowej to chyba nawet bardzo dużo), ale – jak Państwo zauważyliście – są to prawie wyłącznie książki historyczne, najczęściej popularnonaukowe albo eseje historyczne czy wspomnienia świadków wydarzeń. Tematyka niezwykle ciekawa, nieraz odkrywająca białe plamy w opisie dziejów, ale tylko niekiedy podana w sposób piękno-literacki. Wśród tych lektur jest też sporo tłumaczeń z języków obcych – tłumaczeń często zbyt dosłownych i przez to kulawych językowo. Poznając takie teksty nieraz nachodziła mnie myśl, że przecież dopiero co przeczytany akapit należało zredagować inaczej, brzmiałby wtedy i bardziej interesująco, i bardziej po polsku.

Natomiast książka p. Olgi Tokarczuk wabi czytelnika bogactwem języka polskiego oraz głębią treści – historycznej, religioznawczej, psychologicznej, socjologicznej, nawet metafizycznej. Jest to jednak przede wszystkim powieść historyczna. W zamieszczonej na końcu nocie bibliograficznej autorka wskazała źródła, z których korzystała podczas kilkuletniej pracy nad tą książką. Podejmując tematykę tytułową p. Olga nie była jednak prekursorem – ubiegł ją już w 1825 r. Aleksander Bronikowski alias Julian Brinken, o czym autorka informuje w jednym z końcowych podrozdziałów pt. „O pewnym manuskrypcie”.

Powieść jest wielowątkowa. Jednak prawie jej wszystkie wątki w mniejszym lub większym stopniu dotyczą, jeśli nie od razu, to w miarę zagłębiania się w treść książki, żydowskich heretyków i ich duchowego (a z czasem także fizycznego, administracyjnego) przywódcy. Ów przywódca to Jakub Frank (1726-1791), polski Żyd, choć języka polskiego nauczył się dopiero w wieku dojrzałym, korzystając w nauce czytania z pierwszej polskiej encyklopedii pt. „Nowe Ateny” ks. Benedykta Chmielowskiego. Osobie tego niezwykle sympatycznego kapłana autorka poświęciła jeden z wątków tematycznych powieści.

Żydzi – frankiści, tzw. kontrtalmudyści, „sabsaćwinnicy”, odeszli od ortodoksyjnego judaizmu tak dalece, iż stwierdzili bliskość swojej doktryny z chrześcijaństwem, aczkolwiek się z nim w pełni nie utożsamili, a przyjęty chrzest w obrządku rzymskokatolickim większość z nich początkowo (tj. w pierwszym swym neofickim pokoleniu) potraktowała tylko powierzchownie. Ich Trójca nie była bowiem chrześcijańską Trójcą Świętą, zaś ich Najświętsza Panienka to jakaś tajemnicza Szechina, a nie katolicka Matka Boska. Poza tym czcili swego Jakuba Franka, widząc w nim jeśli nie Mesjasza, to przynajmniej proroka.

Autorka wspaniale i szczegółowo przedstawia:
§  obraz społeczeństwa I Rzeczypospolitej w drugiej połowie XVIII wieku (na Podolu, we Lwowie, w Warszawie i w Częstochowie), m.in. jak sobie to społeczeństwo radziło (i nie radziło) z zarazą w 1759 r. – w dzisiejszej dobie pandemii koronawirusa tematyka dość aktualna,
§  biografie Jakuba Franka i jego najważniejszych, urzeczonych nim współwyznawców – współpracowników,
§  sposób ich konwersji na katolicyzm, w tym towarzyszące chrztom przyjmowanie czysto polskich imion i nazwisk (nieraz historycznych); przejście żyda na katolicyzm łączyło się, wg prawodawstwa I Rzeczypospolitej, także z uzyskaniem szlachectwa, jeśli tylko neofita uiścił za tytuł szlachecki odpowiednio wysoką opłatę,
§  pomoc części polskiej szlachty i magnaterii, a także hierarchów Kościoła, w owej konwersji (motywem było przyciągnięcie do wiary zbłąkanych owieczek, przypodobanie się papieżowi),
§  wewnątrzżydowskie pogromy – ataki żydów ortodoksyjnych na frankistów, i vice versa; spiski i intrygi nieraz szokujące, np. frankiści publicznie potwierdzili pokutujący bzdurny mit, jakoby ortodoksyjni żydzi używali krwi dziecka chrześcijańskiego do wyrobu macy paschalnej,
§  wątpliwości doktrynalne Kościoła co do rzeczywistej, duchowej konwersji żydów-frankistów na katolicyzm; przekonanie o jej tylko pozorności skutkowało 13-letnim internowaniem Jakuba Franka w klasztorze jasnogórskim w Częstochowie (uwolnili go dopiero Moskale walczący z konfederatami barskimi),
§  luksusowy pobyt Jakuba Franka i jego dworu w austriackich Czechach, a następnie w Niemczech, gdzie ich na ogół szanowano i poważano, a córka Jakuba przez pewien czas była kochanką cesarza austriackiego,
§  życie codzienne Jakubowego dworu, jego problemy organizacyjne i ekonomiczne, ale też duża rozwiązłość seksualna frankistów, kazirodztwa nie wyłączając,
§  obserwację tego wszystkiego, co powyżej, przez babkę Jakuba Franka, Jentę, która po połknięciu żydowskiego, mistycznego amuletu zawisła pomiędzy życiem a śmiercią, czyli nie umarła naprawdę, ale też nie było już jej wśród żyjących.

A wszystko to, jak już nadmieniłem, napisane zostało piękną i bogatą polszczyzną, z wyrafinowaniem obliczonym na wzbudzenie pozytywnych emocji czytelnika. Literacka maestria.

Zauważyliście już Państwo zapewne, że nasza najnowsza noblistka ma też i przeciwników, z przekąsem wypowiadających się o jej twórczości, w tym o „Księgach Jakubowych (…)”. Z dwoma takimi panami niedawno rozmawiałem – żaden nie przeczytał, a mimo to krytykują. Przypomniało mi to trochę partyjnych aparatczyków Polski Ludowej, swego czasu wydziwiających na „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna (też nie czytali, ale krytykowali, bo tak ich ideologicznie zainspirowano).

PS
Książka jest objętościowo obszerna – liczy 906 stron ponumerowanych od końca, czyli po żydowsku. Taki sposób numeracji nieco razi, ale ma też i pewien malutki plus – patrząc podczas lektury na numer akurat czytanej strony, od razu widzimy, ile nam jeszcze pozostało.
Lektura całości zajęła mi około 5-ciu tygodni. Na pewno szybciej się z nią uporają osoby skazane przez sanepid na przymusową, domową kwarantannę. Jak również osoby „udomowione” też profilaktycznie, ale dobrowolnie.
***
Następnego wpisu na blogu proszę spodziewać się dnia 1 kwietnia. Będzie on miał zgodny z tą datą charakter okolicznościowy i zapewne niektórych z Państwa nieco zaszokuje.