środa, 27 lutego 2019

„Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci”. Autor: Max Hastings


Dzisiejsza i trzy następne propozycje czytelnicze dotyczyć będą „ciemnej strony mocy”, czyli działalności szpiegowskiej i agenturalnej. Tych dwóch określeń proszę nie uznawać za synonimy. „Szpiegować” bowiem można na różne sposoby. Także z wykorzystaniem techniki, czyli niekoniecznie plasując własnego człowieka w obozie przeciwnika. „Agent” zaś to już jednak konkretna osoba rozpoznająca możliwości i plany wroga, a niekiedy nawet wpływająca na nie.
Tematyka ta już nieraz gościła na blogu. Osoby nią zainteresowane mogą odnaleźć w zakładce „Katalog czytelni” moje wcześniejsze omówienia lektur dot. działalności służb specjalnych. Autorami takich książek są (wymienieni w porządku alfabetycznym nazwisk): Nicholas Booth, Grzegorz Chlasta, Stefan Dąmbski, Sylwia Frołow, Elisabeth Heresch, Bogdan Jaxa-Ronikier, Marian Kaleta, Tadeusz A. Kisielewski, Elżbieta Kowalczyk [red.], Andrzej Kowalski, Jerzy Rostkowski, Joanna Siedlecka, Robert Spałek, Wiktor Suworow, Ryszard Terlecki, Leopold Trepper, Jacek Wilamowski i Andrzej Zasieczny (współautorzy), Andrzej Witkowski, Piotr Wroński.

Max Hastings „Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci”
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., Kraków 2017

Max Hastings stworzył niezwykle interesującą monografię tajnego (sekretnego i partyzanckiego) frontu drugiej wojny światowej. W latach 1939-1945, w przeciwieństwie do wcześniejszych konfliktów zbrojnych, główne działania militarne państw walczących były na szeroką skalę wspierane operacjami wywiadowczymi oraz dywersją partyzancką. Książka liczy 890 stron i choćby już ta jej objętość wskazuje na całościowe podejście do tematyki tytułowej. Czy rzeczywiście? O tym w dalszej części dzisiejszego artykułu.

Zacznijmy jednak od naprawdę przeważających pozytywów.

Najpierw o wywiadzie. Sukcesy na tym polu, czyli skuteczne rozpoznanie sił i zamiarów przeciwnika, walczące strony uzyskiwały dzięki rozszyfrowywaniu zakodowanej komunikacji radiowej (wojskowej i dyplomatycznej), działalności agenturalnej oraz uważnej analizie oficjalnych informacji podawanych za linią frontu.
Chyba nie zniechęcę do sięgnięcia po książkę Maxa Hastingsa, gdy wyprzedzająco napiszę, że autor za niekwestionowanych liderów w zakresie dekryptażu uznaje Brytyjczyków (Bletchley Park i słynna Ultra), w zakresie wywiadu agenturalnego – Rosjan, a w zakresie analityki informacji – Amerykanów.
Max Hastings wszystko to dokładnie opisuje, podając liczne przykłady. W efekcie lektura tego opracowania popularnonaukowego przechodzi chwilami w czytanie książki sensacyjnej, nie tracąc przy tym charakteru poznawczego – informacji o autentycznych wydarzeniach.

Dowiadujemy się o licznych problemach napotykanych w Bletchley Park. Odczytywanie zaszyfrowanych informacji wymagało żmudnego nad nimi ślęczenia i stosowania skomplikowanych urządzeń technicznych. Aby te informacje były dla sił zbrojnych przydatne, musiały być aktualne, tj. dostarczone im w odpowiednim czasie. Nie zawsze tak bywało, nieraz okazywały się przysłowiową musztardą po obiedzie.
Autor nie demonizuje wpływu Ultry na przebieg wojny, chociaż podkreśla jej wielkie znaczenie. Bletchley Park swoje największe dekryptażowe sukcesy zaczął odnosić dopiero w końcu 1942 r., gdy militarna przewaga aliantów już się zaczęła powoli zarysowywać (bój pod Stalingradem, lądowanie sił sprzymierzonych w Afryce).
Natomiast czytając o agentach walczących stron wkraczamy, jak już nadmieniłem, w literaturę sensacyjną. Autor nie tylko ciekawie opisuje ich wojenne dokonania i niedokonania, ale także skrótowo przedstawia nam ich życiorysy przed- i powojenne (jeśli nie zginęli). Sporo miejsca poświęca także organizacjom oraz szefom tajnych służb, odpowiednio tych szefów chwaląc bądź bezlitośnie krytykując.

Teraz nieco o tytułowych partyzantach. Max Hastings dość dokładnie charakteryzuje strukturę i działalność ruchu oporu w ZSRR oraz we Francji, Grecji i Jugosławii. Skuteczność partyzantów francuskich raczej bagatelizuje, podkreślając jednak ich osobistą ofiarność. U Greków spostrzega już chęć walki bratobójczej (słusznie, bo po wyzwoleniu doszło tam do wojny domowej). Jedynie partyzanci radzieccy i jugosłowiańscy (zwłaszcza ci pierwsi) byli w stanie powodować wymierne straty Wehrmachtu.

Jak Państwo zauważyli, na wstępie zakwestionowałem wszechstronność monografii opracowanej przez Maxa Hastingsa. Nie wiem dlaczego, ale ta książka jest niezwykle uboga w polonica. Autor jakby nas unikał, bo nie sądzę, aby nie znał polskiego udziału w II wojnie światowej. Dość obszernie tylko wskazuje (w różnych miejscach książki) na polski wkład w rozszyfrowanie enigmy, czyli zaczyn, bez którego genialny Alan Turing mógłby nie wpaść na właściwy trop. Tu Max Hastings jest obiektywny i sprawiedliwy, w przeciwieństwie do niektórych innych zachodnich publicystów historycznych.
I to w zasadzie już wszystko. O partyzantach ZWZ/AK, BCh, NSZ, czy GL/AL - ani mru, mru. Jakby w ogóle nie istnieli. Takoż prawie nic o powstaniu warszawskim. Polscy słynni szpiedzy i wywiadowcy (Władysław Boczoń, Kazimierz Leski, Krystyna Skarbek) też nie pojawiają się na kartach tej książki. Autor bąka tylko raz o zdobyciu przez naszych partyzantów pocisku niemieckiej rakiety V2 i odtransportowaniu go drogą lotniczą do Anglii. Rzeź polskiej ludności na Wołyniu w 1943 r., polski odwet i bratobójcze walki polsko-ukraińskie też autora nie interesują (mimo że analogicznym konfliktom w Jugosławii i Grecji poświęca sporo miejsca).

Teraz, na zakończenie, jeszcze o koniecznej erracie. Nie uczynił tego wydawca (przypisami), muszę więc ja.
§  Na str. 168, w 6-tym wierszu od dołu, proszę poprawić czerwiec roku 1942 na czerwiec roku 1941 (z kontekstu bowiem wynika, iż chodzi o początek wojny niemiecko-radzieckiej, a ta rozpoczęła się dn. 22.06.1941 r.).
§  Na str. 174, w wierszach 11 i 12 od góry, czytamy (cyt.) „(…) na wiosnę 1942 roku Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny.”. Jest to chyba jakiś niedostatek polskiego tłumaczenia, bo nie wierzę, aby Max Hastings nie wiedział, że USA weszły do wojny już w grudniu 1941 r. - po japońskim ataku na Pearl Harbour i formalnym wypowiedzeniu wojny Stanom Zjednoczonym przez Niemcy. Niezmiernie spodobało mi się gdzieś przeczytane, super trafne stwierdzenie prof. Andrzeja Paczkowskiego, iż czynem tym Adolf Hitler podpisał sam na siebie wyrok śmierci.
§  Na str. 706, w wierszach 8 i 9 od góry, czytamy (cyt.) „W sierpniu 1944 roku Turcja zerwała stosunki dyplomatyczne z Niemcami, chociaż przezornie odmówiła przystąpienia do wojny.”. Autor zapomniał tu dodać, iż Turcja wypowiedziała wojnę III Rzeszy, wprawdzie dopiero w 1945 r., ale jednak.
§  Na str. 732, mniej więcej w środku strony, czytamy, że w ostatnich tygodniach wojny sto tysięcy więźniów hitlerowskiego obozu w Ravensbrück zostało – dzięki tajnym negocjacjom Schellenberga z amerykańskimi Żydami – uratowanych od zagłady. Nie wiem, skąd autor wziął tę „astronomiczną” liczbę sto tysięcy. Inne źródła podają ją na kilka tysięcy. Zakrawa to na ewidentny błąd merytoryczny lub edytorski.

Pragnę zauważyć, że te tylko cztery nieścisłości – na 890 stron książki – to naprawdę niewiele, prawie nic. Gorąco więc Państwa zachęcam do lektury książki Maxa Hastingsa. Uważam, że powinna znaleźć się w każdej bibliotece. Oczywiście także inna literatura poświęcona całościowo II wojnie światowej „coś tam” wspomina o tajnym froncie, ale tylko w formie suplementów do opisów przedsięwzięć dyplomatycznych i działań zbrojnych. Natomiast praca Maxa Hastingsa stanowi tu, jak nadmieniłem, monografię owego tajnego frontu. A że z pominięciem jego polskiego odcinka? Trudno. Wszak w naszych księgarniach i bibliotekach znajdujemy mnóstwo książek to uzupełniających.