Dzisiejsza i trzy
następne propozycje czytelnicze dotyczyć będą „ciemnej strony mocy”, czyli
działalności szpiegowskiej i agenturalnej. Tych dwóch określeń proszę nie uznawać
za synonimy. „Szpiegować” bowiem można na różne sposoby. Także
z wykorzystaniem techniki, czyli niekoniecznie plasując własnego człowieka
w obozie przeciwnika. „Agent” zaś to już jednak konkretna osoba
rozpoznająca możliwości i plany wroga, a niekiedy nawet wpływająca na
nie.
Tematyka ta już
nieraz gościła na blogu. Osoby nią zainteresowane mogą odnaleźć w zakładce
„Katalog czytelni” moje wcześniejsze omówienia lektur dot. działalności
służb specjalnych. Autorami takich książek są (wymienieni w porządku
alfabetycznym nazwisk): Nicholas Booth, Grzegorz
Chlasta, Stefan Dąmbski, Sylwia Frołow, Elisabeth Heresch, Bogdan
Jaxa-Ronikier, Marian Kaleta, Tadeusz A. Kisielewski, Elżbieta Kowalczyk [red.],
Andrzej Kowalski, Jerzy Rostkowski, Joanna Siedlecka, Robert Spałek, Wiktor
Suworow, Ryszard Terlecki, Leopold Trepper, Jacek Wilamowski i Andrzej
Zasieczny (współautorzy), Andrzej Witkowski, Piotr Wroński.
Max Hastings
„Tajna wojna 1939-1945. Szpiedzy, szyfry i partyzanci”
Wydawnictwo
Literackie Sp. z o.o., Kraków 2017
Max
Hastings stworzył niezwykle interesującą monografię tajnego (sekretnego i partyzanckiego)
frontu drugiej wojny światowej. W latach 1939-1945, w przeciwieństwie
do wcześniejszych konfliktów zbrojnych, główne działania militarne państw
walczących były na szeroką skalę wspierane operacjami wywiadowczymi oraz dywersją
partyzancką. Książka liczy 890 stron i choćby już ta jej objętość wskazuje
na całościowe podejście do tematyki tytułowej. Czy rzeczywiście? O tym w dalszej
części dzisiejszego artykułu.
Zacznijmy
jednak od naprawdę przeważających pozytywów.
Najpierw
o wywiadzie.
Sukcesy na tym polu, czyli skuteczne rozpoznanie sił i zamiarów
przeciwnika, walczące strony uzyskiwały dzięki rozszyfrowywaniu zakodowanej
komunikacji radiowej (wojskowej i dyplomatycznej), działalności
agenturalnej oraz uważnej analizie oficjalnych informacji podawanych za linią
frontu.
Chyba
nie zniechęcę do sięgnięcia po książkę Maxa Hastingsa, gdy wyprzedzająco
napiszę, że autor za niekwestionowanych liderów w zakresie dekryptażu
uznaje Brytyjczyków (Bletchley Park i słynna Ultra), w zakresie
wywiadu agenturalnego – Rosjan, a w zakresie analityki informacji –
Amerykanów.
Max
Hastings wszystko to dokładnie opisuje, podając liczne przykłady. W efekcie
lektura tego opracowania popularnonaukowego przechodzi chwilami w czytanie
książki sensacyjnej, nie tracąc przy tym charakteru poznawczego – informacji
o autentycznych wydarzeniach.
Dowiadujemy
się o licznych problemach napotykanych w Bletchley Park. Odczytywanie
zaszyfrowanych informacji wymagało żmudnego nad nimi ślęczenia i stosowania
skomplikowanych urządzeń technicznych. Aby te informacje były dla sił zbrojnych
przydatne, musiały być aktualne, tj. dostarczone im w odpowiednim czasie.
Nie zawsze tak bywało, nieraz okazywały się przysłowiową musztardą po obiedzie.
Autor
nie demonizuje wpływu Ultry na przebieg wojny, chociaż podkreśla jej wielkie
znaczenie. Bletchley Park swoje największe dekryptażowe sukcesy zaczął odnosić
dopiero w końcu 1942 r., gdy militarna przewaga aliantów już się zaczęła
powoli zarysowywać (bój pod Stalingradem, lądowanie sił sprzymierzonych w Afryce).
Natomiast
czytając o agentach walczących stron wkraczamy, jak już nadmieniłem, w literaturę
sensacyjną. Autor nie tylko ciekawie opisuje ich wojenne dokonania i niedokonania,
ale także skrótowo przedstawia nam ich życiorysy przed- i powojenne (jeśli
nie zginęli). Sporo miejsca poświęca także organizacjom oraz szefom tajnych
służb, odpowiednio tych szefów chwaląc bądź bezlitośnie krytykując.
Teraz
nieco o tytułowych partyzantach. Max Hastings dość dokładnie charakteryzuje
strukturę i działalność ruchu oporu w ZSRR oraz we Francji, Grecji
i Jugosławii. Skuteczność partyzantów francuskich raczej bagatelizuje,
podkreślając jednak ich osobistą ofiarność. U Greków spostrzega już chęć walki
bratobójczej (słusznie, bo po wyzwoleniu doszło tam do wojny domowej). Jedynie
partyzanci radzieccy i jugosłowiańscy (zwłaszcza ci pierwsi) byli w stanie
powodować wymierne straty Wehrmachtu.
Jak
Państwo zauważyli, na wstępie zakwestionowałem wszechstronność monografii
opracowanej przez Maxa Hastingsa. Nie wiem dlaczego, ale ta książka jest
niezwykle uboga w polonica. Autor jakby nas unikał, bo nie sądzę, aby nie
znał polskiego udziału w II wojnie światowej. Dość obszernie tylko wskazuje
(w różnych miejscach książki) na polski wkład w rozszyfrowanie
enigmy, czyli zaczyn, bez którego genialny Alan Turing mógłby nie wpaść na
właściwy trop. Tu Max Hastings jest obiektywny i sprawiedliwy, w przeciwieństwie
do niektórych innych zachodnich publicystów historycznych.
I to
w zasadzie już wszystko. O partyzantach ZWZ/AK, BCh, NSZ, czy GL/AL -
ani mru, mru. Jakby w ogóle nie istnieli. Takoż prawie nic o powstaniu
warszawskim. Polscy słynni szpiedzy i wywiadowcy (Władysław Boczoń,
Kazimierz Leski, Krystyna Skarbek) też nie pojawiają się na kartach tej książki.
Autor bąka tylko raz o zdobyciu przez naszych partyzantów pocisku
niemieckiej rakiety V2 i odtransportowaniu go drogą lotniczą do Anglii. Rzeź
polskiej ludności na Wołyniu w 1943 r., polski odwet i bratobójcze
walki polsko-ukraińskie też autora nie interesują (mimo że analogicznym
konfliktom w Jugosławii i Grecji poświęca sporo miejsca).
Teraz,
na zakończenie, jeszcze o koniecznej erracie. Nie uczynił tego wydawca
(przypisami), muszę więc ja.
§ Na str. 168,
w 6-tym wierszu od dołu, proszę poprawić czerwiec roku 1942 na
czerwiec roku 1941 (z kontekstu bowiem wynika, iż chodzi o początek
wojny niemiecko-radzieckiej, a ta rozpoczęła się dn. 22.06.1941 r.).
§ Na str. 174,
w wierszach 11 i 12 od góry, czytamy (cyt.) „(…) na wiosnę 1942 roku
Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny.”. Jest to chyba jakiś niedostatek
polskiego tłumaczenia, bo nie wierzę, aby Max Hastings nie wiedział, że USA
weszły do wojny już w grudniu 1941 r. - po japońskim ataku na Pearl
Harbour i formalnym wypowiedzeniu wojny Stanom Zjednoczonym przez Niemcy. Niezmiernie spodobało mi się gdzieś
przeczytane, super trafne stwierdzenie prof. Andrzeja Paczkowskiego, iż
czynem tym Adolf Hitler podpisał sam na siebie wyrok śmierci.
§ Na str. 706,
w wierszach 8 i 9 od góry, czytamy (cyt.) „W sierpniu 1944 roku
Turcja zerwała stosunki dyplomatyczne z Niemcami, chociaż przezornie
odmówiła przystąpienia do wojny.”. Autor zapomniał tu dodać, iż Turcja
wypowiedziała wojnę III Rzeszy, wprawdzie dopiero w 1945 r., ale
jednak.
§ Na str. 732,
mniej więcej w środku strony, czytamy, że w ostatnich tygodniach wojny
sto tysięcy więźniów hitlerowskiego obozu w Ravensbrück zostało – dzięki
tajnym negocjacjom Schellenberga z amerykańskimi Żydami – uratowanych od
zagłady. Nie wiem, skąd autor wziął tę „astronomiczną” liczbę sto tysięcy. Inne
źródła podają ją na kilka tysięcy. Zakrawa to na ewidentny błąd merytoryczny
lub edytorski.
Pragnę
zauważyć, że te tylko cztery nieścisłości – na 890 stron książki – to naprawdę
niewiele, prawie nic. Gorąco więc Państwa zachęcam do lektury książki Maxa
Hastingsa. Uważam, że powinna znaleźć się w każdej bibliotece. Oczywiście także
inna literatura poświęcona całościowo II wojnie światowej „coś tam”
wspomina o tajnym froncie, ale tylko w formie suplementów do opisów przedsięwzięć
dyplomatycznych i działań zbrojnych. Natomiast praca Maxa Hastingsa
stanowi tu, jak nadmieniłem, monografię owego tajnego frontu. A że z pominięciem
jego polskiego odcinka? Trudno. Wszak w naszych księgarniach i bibliotekach
znajdujemy mnóstwo książek to uzupełniających.