środa, 9 stycznia 2019

„Jerzy Urban o swoim życiu rozmawia z Martą Stremecką”. Autorzy: Jerzy Urban i Marta Stremecka


Jerzy Urban, Marta Stremecka „Jerzy Urban o swoim życiu rozmawia z Martą Stremecką”
Wydawca: Czerwone i Czarne sp. z o.o., Warszawa 2013

Czy się to komu podoba, czy nie, Jerzy Urban (ur. 1933) wszedł na trwałe do historii Polski. Najpierw jako długoletni, bardzo kontrowersyjny minister – rzecznik prasowy rządu PRL w latach 80. ub. wieku, a już pod sam koniec tamtej zmarnowanej dekady, u samego schyłku PRL, jako Przewodniczący Państwowego Komitetu ds. Radia i Telewizji.
I na tym się nie skończyło. W latach 90. ub. wieku , czyli już w III Rzeczypospolitej, został założycielem, właścicielem i naczelnym redaktorem ogólnopolskiego, niezwykle wówczas poczytnego tygodnika „Nie”, rozchodzącego się w kilkusettysięcznym nakładzie, a czytanym bynajmniej nie tylko przez tzw. postkomunistów. Podtrzymało to jego popularność w społeczeństwie (słuch o nim nie zaginął, w przeciwieństwie do wielu innych prominentów z epoki PRL) oraz uczyniło go człowiekiem zamożnym i politycznie niezależnym.
Owa popularność miała oczywiście dwie strony. Z jednej – tygodnik „Nie” błyskawicznie rozchodził się w kioskach i in. punktach sprzedaży, sięgali po niego parlamentarzyści prawie wszystkich opcji politycznych, z drugiej zaś – był potępiany i wyklinany, najczęściej przez tych, którzy go w ogóle nie czytali, lecz tak ich zainspirowano.

Niniejszy tekst ma być jednak o książce, a nie o tygodniku, który podtrzymał i ugruntował sławę Jerzego Urbana. A czy to sława dobra, czy zła, tego nie będę analizował. Osobiście mam tu uczucia tzw. mieszane. Przyznaję, iż w latach 90. ub. wieku byłem stałym czytelnikiem tygodnika „Nie”. Później już zaglądałem doń tylko co jakiś czas, a zupełnie przestałem na początku 2009 r., gdy tygodnik się niesamowicie skompromitował w sprawie ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Zamieścił szczegółową relację z wizyty ministra sprawiedliwości u pewnego biznesmena mającego kłopoty z prawem (zarazem byłego senatora), która w ogóle nie miała miejsca !!! Ów niepotwierdzony „fakt tylko medialny” najprawdopodobniej stał się rzeczywistą przyczyną dymisji ministra (a nie okoliczność, iż mniej więcej w tym samym czasie znany kryminalista popełnił w celi więziennej „podejrzane” samobójstwo). Osoby zainteresowane tymi wydarzeniami znajdą wiele informacji w Internecie. Poszukiwania można rozpocząć od wpisania w okienku przeglądarki imienia i nazwiska ministra oraz nazwy tygodnika. Afera ta miała dalsze polityczne konsekwencje – stanowisko (oraz zaufanie premiera) stracił również ówczesny minister spraw wewnętrznych. M.in. chyba właśnie za danie wiary tej niezweryfikowanej informacji zamieszczonej w „Nie”.

Ale ad rem. Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę? Z kilku powodów, które pozwolę sobie wypunktować.

1.      Jest to bardzo dobry wywiad biograficzny z człowiekiem, który współtworzył najnowszą historię Polski. Poznajemy jego życiorys, od pochodzenia rodziców i czasów wczesnego dzieciństwa poczynając. Otrzymujemy opis przebiegu kariery politycznej i zawodowej, od chwili gdy jako nastolatek angażował się w działalność ZMP, aż do roku 2013, w którym kończy 80 lat. Czyli – śledzimy „z biegiem lat, z biegiem dni” życie p. Jerzego Urbana. A p. Marta Stremecka, zadając tzw. niewygodne pytania, pilnuje go, aby nic nie przemilczał.
2.      Zainteresuje to chyba głównie starszych czytelników – mam na myśli ciekawe scenki z życia towarzyskiego warszawskich celebrytów lat 60. i 70. ub. wieku. Niektórzy z nich miewali wręcz kabotyńskie zachowania, które Urban bezlitośnie teraz przypomina. Jestem o 18 lat młodszy od autora, a więc w czasach gdy on już z ugruntowaną pozycją znanego dziennikarza brylował na salonach warszawki i w knajpach stolicy, ja dopiero studiowałem na UW, a potem wchodziłem w życie zawodowe. Zapamiętałem jednak te wszystkie postacie ówczesnej elity i „elity” – z lektury prasy, wizyt w teatrach i kabaretach, oraz oczywiście ze studenckich plotek przy piwie, a następnie przy kawie w biurze. Teraz Urban tę pamięć odświeża, dodając nieco szczegółów wcześniej mi nieznanych.
3.      Zainteresowani historią dziennikarstwa i roli prasy w epoce PRL (przypominam: nie było wtedy Internetu, proszę teraz o uśmiech, za to była cenzura, proszę teraz o grymas wstrętu) dużo dowiedzą się o opiniotwórczym znaczeniu dwóch ważnych tygodników, w których autor pracował. Chodzi oczywiście o „Po Prostu”, szybko wyklęte i zlikwidowane przez Gomułkę, oraz o „Politykę”, której udało się utrzymać na powierzchni, zachowując liberalny i reformatorski (jak na tamte czasy !) charakter pisma. Sporo dowiemy się o redaktorach obu ww. tygodników, ich charakterach i poglądach, o kłopotach z dopuszczeniem do druku wielu artykułów, o kuchni pracy redakcyjnej, itp.
4.      No i wielka polityka lat 80. ub. wieku. Autor dużo i szczerze o niej opowiada, do niektórych własnych błędów się przyznaje, innym zaprzecza. Poza tym charakteryzuje dwóch przywódców politycznych PRL tamtych lat: Wojciecha Jaruzelskiego i Mieczysława Rakowskiego. Robi to z sympatią i użyciem ciepłych słów, ale na konkretne ich poważne wady również wskazuje. I nie tylko o tych dwóch towarzyszach pisze (a w zasadzie opowiada p. Marcie). O innych ówczesnych VIP-ach, w tym znanych generałach MON i MSW, też się co nieco interesującego dowiemy. A także poznamy ciekawostki z okresu przygotowywania transformacji ustrojowej (Magdalenka, Okrągły Stół, wybory do parlamentu w czerwcu 1989 r.).
5.      Jerzy Urban niby z tego drwi, niby mu na tym nie zależy, ale chyba boli go ostracyzm towarzyski, jakiemu go poddano od czasu, gdy objął stanowisko ministra - rzecznika prasowego rządu PRL. Cóż, wg mojej (i na pewno nie tylko mojej) opinii jest to cena za pełnienie roli „złego policjanta” (sam to tak określił), której się dobrowolnie wtedy podjął i która – dzięki jego inteligencji i wyrazistej osobowości – spotykała się z wielkim zainteresowaniem. I nie tylko o przekazywane treści podczas jego konferencji prasowych tu chodzi, lecz głównie o formę, błyskotliwy sposób przekazu ! Jak się porówna wszystkich innych rzeczników prasowych wszystkich rządów, tych i przed, i po Urbanie, popatrzy na ich zastrachane buzie (aby czegoś za dużo lub niewłaściwie nie powiedzieć), na bezbarwne i grzeczne twarzyczki z lękliwym uśmiechem, to aż litość bierze. Chyba tylko jedna p. Małgorzata Niezabitowska potrafiła się charyzmatycznie przybliżyć do formy prezentowanej przez Jerzego Urbana jako rzecznika rządu (powtarzam: ekspresyjnej formy i odwagi wypowiedzi, nie mam na myśli treści).
6.      Osobisty światopogląd religijny i poglądy polityczne Jerzego Urbana. Nie-chrześcijanin ale i nie-żyd, nie-mahometanin, etc. Na pewno antyklerykał. Czy ateista? Wątpię. On sam nie daje tu jednoznacznej odpowiedzi. Co zaś do przekonań politycznych… Komunistą w znaczeniu ideowym nigdy, może poza okresem bardzo wczesnej młodości, gdy zaangażował się w działalność ZMP, na pewno nie był. Widział konieczność stałej ewolucji narzuconego Polsce systemu społeczno-ekonomicznego, jego liberalizacji zwłaszcza w sferze gospodarczej. Błędnie uważał, że da się w przyszłości pogodzić istnienie socjalistycznej gospodarki planowej ze zwiększającym się w niej udziałem sektora prywatnego. Sam przyznaje się do tego błędu, dając plastyczny przykład jajka do połowy nieświeżego, zgniłego, które kucharz – mając na względzie drugą, niezepsutą połowę tego jajka – usiłuje uczynić zdatnym w całości do konsumpcji.

Komu polecam lekturę niniejszej książki, bardzo przystępnie i z talentem zredagowanej? Oczywiście wszystkim miłośnikom polityki i historii, także tym nigdy nielubiącym (nawet ani ciut, ciut) Jerzego Urbana. Uważam bowiem, że warto wykorzystać chwile jego autentycznej szczerości i poznać życiorys, choćby i subiektywnie przedstawiony, tego niegdysiejszego (w tym roku skończy już 86 lat) przeciwnika politycznego.