piątek, 10 listopada 2017

„Sierpień czternastego”. Autor: Aleksander Sołżenicyn

Aleksander Sołżenicyn „Sierpień czternastego”. Tom 1 i 2.
Oficyna Wydawnicza FOKA Sp. z o.o., Wrocław 2010.

Tytuł tej dwutomowej książki oznacza sierpień 1914 r., czyli pierwszy miesiąc działań militarnych podczas pierwszej wojny światowej. W historii Rosji to dni, w których państwo weszło na równię pochyłą. Na zjeździe z owej równi były (chronologicznie): upadek caratu, krótki okres demokracji, zamach i przejęcie władzy przez Lenina et consortes, zawarcie upokarzającego, separatystycznego pokoju z Niemcami i Austro-Węgrami. A przede wszystkim miliony ofiar – najpierw wojny światowej, a później wojny domowej. Także niebywałe, wręcz średniowieczne okrucieństwo tej drugiej. Upadek państwa, załamanie się gospodarki i administracji, zniszczenie więzów społecznych, często też rodzinnych.

A propos: trzy dni temu (dn. 7 listopada 2017 r.) przypadła 100. rocznica przewrotu bolszewickiego, nazwanego później Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową. Nazwa ta jest poniekąd słuszna – wprawdzie wydarzenia 7 listopada 1917 r. i dni następnych nosiły znamiona typowego wręcz zamachu stanu i zbrojnego przewrotu, to jednak zapoczątkowały one bardzo radykalne, wręcz rewolucyjne i długotrwałe przemiany polityczno-społeczno-gospodarcze. A w nowopowstałej sytuacji międzynarodowej umożliwiły także odrodzenie się Polski dn. 11 listopada 1918 r. (co uzasadnię dalej).

Powyższe napisałem po to, aby polski czytelnik tej skądinąd bardzo dobrej książki doznał … rozdwojenia jaźni. Dlaczego? Już tłumaczę - na własnym przykładzie „uczuć ambiwalentnych”.
Aleksander Sołżenicyn to przede wszystkim noblista (za „Archipelag Gułag”) i demaskator zbrodni komunizmu. Sam stał się ofiarą systemu, z trudem uszedł z życiem. Jak takiego w Polsce nie pokochać ? W „Sierpniu czternastego” jawi się nam jako wielki rosyjski patriota i trudno go za to winić. Obnaża nieudolność cywilnej i wojskowej administracji państwa, z bólem i obszernie opisuje wielką klęskę wojsk rosyjskich w Prusach Wschodnich właśnie w sierpniu 1914 r. Doszło do niej tylko dzięki bałaganowi (braku koordynacji) i wyjątkowo złego dowodzenia, siły rosyjskie wcale nie były słabsze od niemieckich. Niemcy w tym czasie maszerowali na Paryż, a wschodni teatr wojny miał dla nich raczej drugorzędne znaczenie. Początkowo nastawiali się tylko na działania opóźniające rosyjską ofensywę, odkładając stoczenie rozstrzygających bitew na okres po pokonaniu Francji. Niemiecka generalicja wprost nie mogła uwierzyć (Sołżenicyn to opisuje), że siły rosyjskie same im włażą w pułapkę. Początkowo wietrzono w tym chytry rosyjski manewr wojenny.
Otrzymujemy więc obszerny i bardzo dokładny opis wojny w Prusach Wschodnich w sierpniu 1914 r. W tle przebiegu działań militarnych Sołżenicyn przedstawia historyczne sylwetki dowódców oraz (wybiórczo i fikcyjnie) prostych żołnierzy. A sama książka staje się na przemian to esejem historycznym, to powieścią beletrystyczną. Czytając ją mimowolnie sympatyzujemy z dzielnym pułkownikiem Worotyncewem robiącym wszystko, aby najpierw zapobiec klęsce, a później, aby ją pomniejszyć.
I po co to? Powinniśmy się raczej cieszyć, chichotać z radości. Przecież w tych dniach nasza kompania kadrowa już biła się z Moskalami u boku Austro-Węgier.

Drugi i trzeci przykład koniecznego „rozdwojenia jaźni”.
Sołżenicyn charakteryzuje rosyjską opozycję, w latach przedwojennych spiskującą przeciwko carowi i jego administracji. Terror i samobójcze zamachy bombowe już wtedy były dość powszechne, podejmowano je jednak tylko wobec wybranych i znienawidzonych osób. Sołżenicyn, jako wielki rosyjski patriota i monarchista, boleje nad tym, choć nie szczędzi słów krytyki na niefachowość i korupcję carskiej administracji, obnaża polityczną nieudolność samego cara Mikołaja II.
Autor bardzo szczegółowo przedstawia też wielką i zmarnowaną szansę, jaką Rosja otrzymała w osobie premiera Piotra Stołypina, zamordowanego w zamachu w Kijowie we wrześniu 1911 r. Czyni Stołypina prawdziwym bohaterem, opisuje jego zarówno wdrożone, jak i dopiero zamierzone reformy państwa, dzięki którym Rosja miała stać się silną nie tylko militarnie i terytorialnie, lecz także gospodarczo. I niewykluczone, że tak by się stało.
Sołżenicyn dokładnie charakteryzuje też zabójcę Stołypina, którym był 24-letni Bogrow, aplikant prawniczy pochodzący z bogatej żydowskiej rodziny. Przedstawia go jako typa wybitnie patologicznego, choć o ponadprzeciętnej inteligencji.
I znów, podczas lektury uznajemy niewątpliwe racje Piotra Stołypina, podziwiamy jego silny charakter, z obrzydzeniem odnosimy się do Bogrowa.
I po co to? Gdyby Rosja carska wzmocniła się i nie przystąpiła do wojny (Stołypin był jej przeciwnikiem), to nie odzyskalibyśmy w 1918 r. niepodległości. A ja prowadziłbym dziś ten blog po rosyjsku i proponowałbym Państwu zupełnie inne książki. Przypominam, że Warszawa w przededniu wybuchu I wojny światowej była już tylko w mniejszej części polska – Rosjanie, rodzimi renegaci oraz niezasymilowani (w kulturze polskiej) Żydzi stanowili bowiem łącznie już ponad 50% jej ludności. A sam premier Stołypin zwalczał polskość, o czym zresztą delikatnie napomyka Sołżenicyn w książce. Uważny jej czytelnik zauważy też, że Aleksander Sołżenicyn w jakimś sensie może i lubi Polaków, ale tylko tych daleko odsuniętych na zachód i nie przeszkadzających w procesie pełnego zespolenia Kraju Zachodniego (czytaj: ziem zaboru rosyjskiego, poza Królestwem Kongresowym) z Rosją.

Nie oszukujmy się, autor to żarliwy rosyjski patriota. Także Wielkorus i monarchista. Widać to nie tylko przy okazji dokonanej przez niego gloryfikacji premiera Piotra Stołypina, szczerze oddanego carowi. Sołżenicyn wielokrotnie podkreśla, że tylko silna monarchia może zapewnić na dłuższą metę potęgę oraz integralność terytorialną państwa. I w tym kontekście pastwi się nad osobą cara Mikołaja II, którego słusznie przedstawia jako sprawcę upadku Rosji. Carowi temu poświęca wiele kart (w drugim tomie), charakteryzując jego osobowość. Mikołaj II, wg Sołżenicyna, to w gruncie rzeczy sympatyczny, religijny, dobry i wykształcony człowiek, wielki rosyjski patriota, także idealny mąż i ojciec. Posiadający jednakże bardzo chwiejny charakter, absolutnie nieznający się na ludziach, a przede wszystkim mający olbrzymi antytalent do zarządzania państwem.
Nie ubolewajmy jednak, wraz z autorem, nad politycznym infantylizmem Mikołaja II, lecz przeciwnie – cieszmy się z tego powodu. Car ten, jako niewątpliwy współsprawca doprowadzenia do ruiny Rosji, bezwiednie także się bowiem przyczynił do … odrodzenia Polski.
Nie łudźmy się. Rosja niebolszewicka, nawet odnosząca dotkliwe porażki w wojnie z Niemcami i Austro-Węgrami – ale nie zawierająca z nimi separatystycznego pokoju i aż do listopada 1918 r. angażująca wiele dywizji państw centralnych – doczekałaby się godnego siebie miejsca w zwycięskim obozie ententy. A wtedy Rosji (gdyby nie doszło w niej do abdykacji Mikołaja II i obu rewolucji 1917 r.) pozostawiono by wolną rękę w załatwieniu „kwestii polskiej” – czy w ogóle, i ewentualnie jaką, przyznać Polakom autonomię. W najlepszym wypadku reaktywowano by autonomiczne Królestwo Kongresowe (jednakże bez własnej armii), powiększając je terytorialnie o Galicję Zachodnią i Poznańskie.

Reasumując, przy koniecznym założeniu odrzucenia patriotycznych emocji autora, otrzymujemy wspaniały esej historyczny opisujący Rosję (jej społeczeństwo, gospodarkę i administrację) końca XIX i pierwszych lat XX wieku, osobę cara Mikołaja II i jego ministrów, oraz bardzo dokładnie przebieg działań wojennych w Prusach Wschodnich w sierpniu 1914 r., zakończonych klęską wojsk rosyjskich. Tym działaniom militarnym poświęcony jest głównie tom 1, proszę więc podczas jego lektury koniecznie zerkać także na ostatnią stronę tomu 2 – znajdziemy na niej współczesne polskie nazwy pruskich miejscowości (autor posługuje się bowiem tylko ich niemieckim nazewnictwem). Bez tego trudno byłoby nam odgadnąć, że np. Allenstein to Olsztyn, a Neidenburg to Nidzica.

PS
Na wstępie wspomniałem o niedawnej 100. rocznicy Rewolucji Październikowej. Kulisom jej przygotowania i przeprowadzenia, a także finansowania rządu bolszewików w pierwszych miesiącach jego funkcjonowania, poświęcona jest naprawdę doskonała książka Elisabeth Heresch pod mylącym nieco tytułem „Jak bankierzy Zachodu finansowali Lenina”. Krótki opis owego majstersztyku wywiadu niemieckiego proszę sobie odnaleźć korzystając z katalogu tej czytelni. Powinien zachęcić Państwa do sięgnięcia po książkę pani Heresch (wydaną w Polsce też już wcześniej - pod, moim zdaniem, bardziej trafnym tytułem „Sprzedana rewolucja. Jak Niemcy finansowały Lenina”).