Ryszard Terlecki
„Miecz i tarcza komunizmu. Historia aparatu bezpieczeństwa w Polsce 1944-1990”. Wydawnictwo
Literackie Sp. z o.o., Kraków 2013
Druga
część tytułu książki dokładnie oznacza jej treść. Autor skrupulatnie określa
strukturę oraz imiennie wskazuje kadry Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie
Służby Bezpieczeństwa, dokładnie też opisuje działalność tych instytucji.
Działalność oczywiście ukierunkowaną najpierw na zainstalowanie, a następnie
na utrwalenie i dalsze utrzymanie w Polsce dyktatury partii
komunistycznej otrzymującej polecenia z Moskwy. W tle Autor przedstawia
historię Polski Ludowej, mającej jednak kilka bardzo ważnych punktów zwrotnych,
w których zmieniała się polityka kierownictwa PZPR, m.in. wyznaczając
nowe, często odmienne od dotychczas stosowanych, metody działania aparatu
bezpieczeństwa.
Książkę
polecam jako dobrą literaturę popularnonaukową, jak dotąd chyba jedyną monografię działalności UBP i SB,
omawiającą tytułowy temat bez emocji politycznych, a ponadto ciekawie
napisaną i łatwą w odbiorze. Autor odziedziczył po sławnym ojcu tzw. lekkie
pióro. Zdaję sobie sprawę, iż powyższe sformułowanie „bez emocji politycznych”
może wywołać uśmiech niedowierzania u osób obserwujących aktualną
działalność polityczną p. Ryszarda Terleckiego, a nie zaliczających
siebie do elektoratu Jego partii. Ale tak jest, zdania nie zmieniam. Inne bowiem
reguły określają temperament bieżącej rywalizacji politycznej, a inne sposób
prowadzenia profesorskiej pracy naukowo-badawczej.
Jak
już nadmieniłem, w książce znajdziemy również przekrojowy opis historii
PRL i partii nią rządzącej, charakterystyk liderów nie wyłączając. Polecam
ją zwłaszcza młodszym czytelnikom, nieznającym z autopsji lat
poprzedzających przełom polityczny 1989/1990. Osoby takie bowiem zbyt często widzą
Polskę Ludową i jej służby mundurowe w kolorze jednolitej czerni, nie
rozróżniając polityki np. Bieruta i Gomułki, czy (przede wszystkim !)
Służby Bezpieczeństwa od Milicji Obywatelskiej. Ale czytelnicy starsi i już
„wyrobieni politycznie” także się nie zawiodą. I to nawet ci znajdujący
się w przeszłości po tej drugiej, nie solidarnościowej, stronie barykady
politycznej. Starsi mogą czytać tę książkę z pozycji „Przeżyjmy to jeszcze
raz” - nie tylko przypominając sobie minione wydarzenia, ale też logicznie je
sobie uporządkowując w ciągu przyczynowo-skutkowym. Pewne, niegdyś trudno wytłumaczalne postawy i działania
polityków, zarówno tych ze strony rządowej, jak i opozycyjnej, być może teraz
staną się bardziej zrozumiałe. Nie bez znaczenia dla zainteresowania książką
jest również okoliczność, iż opinię publiczną aktualnie absorbują m.in. skutki
wejścia w życie tzw. drugiej ustawy dezubekizacyjnej.
Książka
została napisana z pozycji osoby „bardzo nielubiącej” (to łagodny eufemizm !)
Polski Ludowej oraz niechętnej faktycznemu przejściu (w latach 1989
i 1990) w sposób ewolucyjny od PRL do III RP, widzącej celowość
innych wówczas rozwiązań politycznych, zwłaszcza w zakresie wykreowania
nowych kadr w administracji i gospodarce. Ale akurat o to do
Autora pretensji mieć nie należy, choć takie Jego poglądy można uznać za
kontrowersyjne i dyskusyjne. Tworząc pionierską, naukową monografię UBP
i SB posiadał bowiem pełne prawo do przedstawienia jej wraz ze swoim krytycznym
komentarzem opisywanych wydarzeń politycznych z końca epoki PRL. A ewentualni
oponenci, historycy i politolodzy z innej strony sceny politycznej,
zamiast wydziwiać, niech spróbują sami stworzyć konkurencyjne, polemiczne
i równie szczegółowe opracowanie. Naprawdę bardzo, bardzo chętnie je
przeczytam i również tu opiszę.
Aby
jednak mojego dzisiejszego tekstu nie odbierać jednostronnie laurkowo, pozwolę
sobie też zauważyć, iż obiektywizm Autora bywał niekiedy dość „umiarkowany”.
Przekłamań w książce nie zauważyłem, ale trochę przemilczeń już niestety tak.
Podając (słusznie !) przykłady nieraz bestialskiego postępowania
funkcjonariuszy UBP z pojmanymi Żołnierzami Wyklętymi, autor nie wspomina,
że i druga strona zachowywała się (w warunkach ograniczonej wojny
domowej lat 1944-1947) podobnie okrutnie. Także wymieniając imiennie śmiertelne
ofiary w już ostatniej dekadzie systemu (lat 80. ub. wieku)
autor nie napisał o zabójstwie milicjantów: sierż. Karosa i por. Turbakiewicza.
Przypuszczam, że zwłaszcza o tym
drugim prawie nikt dziś już nic nie wie. Zamordowanie go w 1988 r.
w hucie w Stalowej Woli przeszło bez większego echa – szybko został
przez generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka zaliczony w koszty budowy Okrągłego
Stołu i następnie „przeksięgowany w straty”.